"Antek - oszołom" - u źródła mitu
Przejrzawszy moje ostatnie wpisy doszedłem do wniosku, że są lekkie, łatwe i przyjemne, a – przede wszystkim – krótkie. Czas więc na jakąś kobyłę, do tego podaną w całości... Niechże się znowu rozlegną krzyki, że „to za długie”, że „tego się nie da przeczytać” itd., itp... Otóż, wszystko da się przeczytać – trzeba tylko chcieć. Co powiedziawszy przechodzimy do rzeczy.
Wizerunek, to dla polityka rzecz bezcenna, dlatego też politycy dbają o swoje wizerunki, lepiej niż o żony, a dbałość ta polega z grubsza na tym, że publiczności nie mówi się całej prawdy. Na przykład taki Donald Tusk, jak wieść niesie, świetnie zna niemiecki, klnie jak szewc i lubi cygara, a jeszcze nikt go w mediach nie widział klnącego po niemiecku z cygarem w pysku... I to właśnie nazywa się „kontrolowaniem wizerunku”. Ale akcja wywołuje reakcję i o ile każdy polityk robi, co może, by się pokazać jak najlepiej, o tyle jego wrogowie chcą go pokazać jak najgorzej. Zwie się to popularnie „dorabianiem gęby”. W III RP mamy dwóch polityków, którym gęby dorabia się szczególnie intensywnie. Jeden, to Jarosław Kaczyński, ale nas interesuje dziś bardziej ten drugi, czyli – Antoni Macierewicz. Wiele zrobiono, by przypiąć Macierewiczowi łatkę „oszołoma”, zresztą z niezłym skutkiem., ale kiedy to się zaczęło?
Otóż, jeśli zagłębimy się w odmętach dziejów w poszukiwaniu początków opowieści o Macierewiczu-oszołomie, to trafimy na.... Nie, wcale nie na sławną „nocną zmianę” z czerwca 1992 roku. Musimy grzebać głębiej, a gdy pogrzebiemy, to dogrzebiemy się wreszcie do konfliktu, który podzielił środowisko KOR-u gdzieś na przełomie lata i jesieni 1977 roku. Mówiąc krótko: pokółcił się wtedy (głównie) Michnik z Macierewiczem, a rzecz rozszerzyła się na innych. Mało kto o tym konflikcie wie, bo w ogóle mało jest osób interesujących się prehistorią, a szkoda, bo przecież w prehistorii tkwi, że tak powiem, korzeń dnia dzisiejszego, a już konflikt o którym mowa to wręcz jeden z konfliktów założycielskich naszej współczesności,. Warto więc się nim bliżej zainteresować, nie jest to jednak takie proste i to z wielu powodów. Przede wszystim – świadkowie historii są, w tym przypadku nadzwyczaj oszczędni w słowach i to niezależnie od tego, po której stronie konfliktu się znaleźli. Za wiele na ten temat nie chciał gadać ani Kuroń, ani Michnik, ani Jan Józef Lipski, ani Macierewicz. Owszem, przedstawili swoje wersje wydarzeń, ale – bez szczegółów. Na pewno wchodzą tu w grę kwestie wizerunkowe, ale idzie też o coś dużo bardziej poważnego (do tych kwestii jeszcze wrócimy). Ale skoro zawodzą świadkowie, to może na wysokości zadania stanęli historycy? Niestety – w tym przypadku historycy ograniczają się do powtarzania czy przetwarzania relacji świadków nie drążąc głębiej... W tej sytuacji wygrywa więc narracja świadków „najsilniejszych”.
Bo choć, jako się rzekło obydwie strony konfliktu przedstawiły swoje wersje, to jednak owe strony różnią się „siłą przebicia” w związku z czym lakoniczne wersje przedstawione przez oponentów Macierewicza stały się niejako „kanoniczne” i większość z tych, którzy w ogóle słyszeli o konflikcie w KOR-rze zna właśnie te opowieści. My też od nich zaczniemy, ale najpierw musimy krótko zarysować tzw. „tło”.... A więc, w pewnym momencie w środowisku KOR-u pojawił się pomysł stworzenia nowego pisma. Miało się ono nazywać „Aneks”, ale ostatecznie zaistniało jako „Głos” (nazwę „Aneks” też wykorzystano, tyle, że później...). W zamierzeniu „Głos” był flagową inicjatywą opozycji – miał stać się platformą wokół której organizować się będzie coś, co dziś nazwano by pewnie „społeczeństwem obywatelskim”, a co wtedy nazwano Ruchem Demokratycznym. Opracowana przez zespół „Głosu” Deklaracja Ruchu Demokratycznego miała być gwoździem pierwszego numeru, ale nim ów numer wydrukowano zespół pisma zdążył się pokłócić... Już wiemy, że starli się Macierewicz z Michnikiem, a skończyło się na tym, że „frakcja Michnika” założyła wreszcie własne pismo, czyli „Krytykę”. Jeśli zaś chodzi o „Głos”, to pozostał on przy Macierewiczu i stopniowo pożeglował na prawo (pismo istnieje zresztą po dziś dzień, choć od kilku lat już tylko w wersji elektronicznej). Tyle historycznego tła na początek nam wystarczy, teraz przechodzimy do relacji uczestników i świadków konfliktu....
Jako pierwszy wypowie się Jan Józef Lipski, autor książki o KOR-rze. Według Lipskiego rzecz miała się tak: "...tuż po założeniu pisma nastąpił w redakcji rozłam, który na szczęście nie rozsadził jeszcze KOR-u, choć pogłębiając się, doprowadził w przyszłości do bardzo ostrych konfliktów i polaryzacji. Bezpośrednią przyczyną był artykuł Michnika (członka redakcji), odrzucony przez Macierewicza, który dopatrzył się w nim kursu na "dogadanie się" z władzą. Poszły w ruch sakramentalne zarzuty, że Kuroń i Michnik chcą się orientować na którąś z frakcji partyjnych. (...). Kuroń i Michnik nie chcieli przyjąć argumentu z boku, stwarzającego jeszcze jakąś szansę zaklajstrowania sprawy, mianowicie, że każda rzecz, drukowana w startującym czasopiśmie, nabiera specjalnej wagi i stąd propozycja wzięcia pod uwagę tylko jednego z możliwych wariantów może być odczytana jako manifest polityczny o znaczeniu strategicznym".
Teraz wersja Jacka Kuronia. Zaczerpniemy ją z dwóch źródeł, to jest z książki Kuronia pt. „Gwiezdny Czas”, oraz z tomu wywiadów przeprowadzonych z ludźmi KOR-u na początku lat 80-tych XX wieku (wywiady te wydano całkiem niedawno w tomie pt. „Niepokorni”). Kuroń w "Gwiezdnym Czasie" o aferze w "Głosie" pisze tak: "...na czele (...) stanął Antek Macierewicz i zaraz wywołał zasadniczy konflikt z Adamem. Adam nie docenił ambicji Antka. Sądził, że Antek przez wdzięczność i rozumiejąc jak mało jeszcze umie, zechce słuchać tysięcy pomysłów Adama, bo na ogół tak było - ludzie cenili go , szanowali, więc przyjmowali redę i pomoc. Z Antkiem tak się nie dało, mimo, że to Adaś wysunął kandydaturę Antka, a ja chętnie się temu poddałem. Poszło o tekst Adama, którego Antek nie zgodził się zamieścić bez redakcyjnego komentarza. Spór był ostry. Adaś z redakcji wystąpił i już wkrótce Antek rządził się na tym podwórku, jak chciał. Było to dość uciążliwe, więc po kilku miesiącach duża grupa wyłączyła się z redakcji "Głosu" i założyła własne pismo "Krytyka". Nie szło się z Antkiem dogadać, bo podejrzenia przesłaniały mu jasność widzenia. Wszędzie dostrzegał frakcje i spiskujące koterie. Oczywiście przeciw niemu" (Gwiezdny czas, s.43).. A teraz Kuroń ze zbioru „Niepokorni” : "...zaraz na wstępie nastąpił konflikt o jakiś tekst Adama, który Antek postanowił odrzucić, a Adam uznał, że nie będzie pracował w piśmie, w którym nie może publikować. Zrobiło się piekło. Adam się zaparł, że on nie zostanie, i w efekcie samodzielnym szefem został Antek" (Niepokorni, s. 204).
Adam Michnik z kolei podkreślał konflikt Macierewicza z Kuroniem: "...dużo ważniejszy był artykuujący się na różne sposoby konflikt między Antkiem Macierewiczem a Jackiem Kuroniem. Ja stałem trochę poza tym wszystkim, bo przecież cały rok byłem za granicą. Kiedy przyjechałem, szybko się połapałem, że to jest konflikt na tle ambicjonalnym, że Antek jest po prostu człowiekiem o usposobieniu zawistnego warchoła. I rzeczywiście, później wchodził w konflikt z każdym, z kim współpracował (...). Gdziekolwiek się pojawiał, wszędzie dochodziło do rozłamu”.
Wbrew pozorom różnice w relacjach Kuronia i Michnika nie są wcale drobne, ale takie subtelności może smakować tylko ktoś, kto już porządnie wgryzł się w problem, a my jesteśmy na zupełnie innym etapie... Póki co, skonstatujmy więc, że mamy powyżej zarysowany bodaj kompletną opowieść o Macierewiczu – oszołomie (przy tym wszystkie relacje, poza tą Michnika powstały przed czerwcem 1992 roku). Macierewicz jest więc zawistnym warchołem, z którym nie sposób współpracować, albowiem wszędzie widzi spiski i te podejrzenia przesłaniają mu jasność widzenia... Rzecz jasna owe podejrzenia nie mają realnej podstawy, albowiem spiski istnieją jedynie w głowie Macierewicza. Przedstawmy więc teraz wersję owego „oszołoma”. Antoni Macierewicz o konflikcie w „Głosie” opowiadał tak: „Dość szybko doszło do nieprzyjemnego sporu między Michnikiem a mną – w pierwszym numerze miała zostać opublikowana „Deklaracja Ruchu Demokratycznego” - tekst stricte polityczny, podpisany przez większość osób ze środowiska KOR-u. Adam Michnik napisał komentarz do bieżących wydarzeń, którego główną myślą było pytanie: czy Edward Gierek może zostać polskim Juarezem? Było to nawiązanie do ewolucji politycznej w Hiszpanii, ze wskazaniem na to, że Gierek mógłby odegrać demokratyzującą rolę.. Tekst ten miał pełnić rolę wykładni, komentarza do „Deklaracji Ruchu Demokratycznego”. Nie chciałem, by czytelnik otrzymał sugestię, że takie właśnie jest stanowisko redakcji w kwestii wykładni „Deklaracji”. Ponieważ nie zgadzałem się z tezami Michnika, stwierdziłem, że jego komentarzowi powinien towarzyszyć drugi, inaczej interpretujący tę deklarację. Michnik nie zgodził się na moją propozycję i w wyniku sporu ustąpił z redakcji”
Tyle relacje świadków, nadszedł czas na historyka. Sięgamy więc do książki Andrzeja Friszke „Opozycja polityczna w PRL 1945 – 1980” i czytamy: „W październiku 1977 miał wyjść pierwszy numer „Głosu” - miesięcznika opozycji demokratycznej nurtu korowskiego. Lityński wspomina, że pismo miało wręcz zastąpić organizację, skupiać ludzi. Odwoływano się przy tym do roli, jaką w 1956 r. pełniło „Po prostu”. „Głos” miał redagować wąski zespół złożony z Macierewicza i Michnika oraz współpracujących z nimi Jakuba Karpińskiego i Krzysztofa Wolickiego. (…). Nim jednak doszło do wydania pierwszego numeru nastąpił konflikt. Artykuł Michnika „Potrzeba reform” wywołał sprzeciw Macierewicza, który napisał polemikę. Michnik nie godził się, aby inauguracyjny numer pisma otwierał spór redaktorów naczelnych. Próby mediacji podjęte przez kolegium nie powiodły się. Michnik wycofał artykuł i ustąpił z redakcji. Kwestionowany tekst, który ukazał się w „Biuletynie Informacyjnym”, był powtórzeniem i rozwinięciem myśli wypowiadanych przez Michnika na Zachodzie, ale też próbą refleksji nad sytuacją w kraju i pożądaną strategią opozycji po amnestii lipcowej. Wyłożone w artykule poglądy nie odbiegały od stylu myślenia obowiązującym w korowskim nurcie opozycji. Dla Macierewicza trudna do akceptacji była może końcowa część artykułu, w której Michnik zastanawiał się nad warunkami, w jakich mogłoby dojść do dialogu władzy ze społeczeństwem”. Dalej Friszke wylicza owe warunki, a chodziło o normalizację stosunków z kościołem, skończenie z dyskryminacją ludzi za poglądy, przywrócenie pluralizmu w („zjednoczonym” niedawno) ruchu młodzieżowym, uruchomienie dyskusji nad kształtem reprezentacji organizacji robotniczych, ograniczenie cenzury i zmiana polityki kadrowej w nauce i kulturze.
Tak więc Andrzej Friszke oszczędza Macierewiczowi psychologicznych analiz i epitetów, no ale skoro tekst Michnika nie był niczym nadzwyczajnym, to w sumie nie wiadomo o co mogło Macierewiczowi chodzić... Nieco dalej Friszke dodaje jednak: „Wnikliwy czytelnik „Głosu” mógł zauważyć, że redakcja była wyczulona na ewentualność pojawienia się w łonie opozycji tendencji do układania się z reformatorskim skrzydłem partii. (…). Opozycja nie powinna liczyć na żadne zmiany odgórne i musi pilnie uważać, by nie ulec manipulacji prowadzonej przez frakcje partyjne”. A więc o to chodziło... Czy jednak „tendencja do układania się z reformatorskim skrzydłem partii” to była fantazja Macierewicza, czy też coś takiego faktycznie występowało? Tego nie dowiemy się ani od historyka, ani od świadków epoki... Temat jest bowiem nadzwyczaj drażliwy. Jan Józef Lipski i Jacek Kuroń, pytani wprost o kontakty KOR-u z ludźmi władzy szli w zaparte, twierdząc, że podobne kontakty praktycznie nie istniały. Sięgnijmy do tomu "Niepokorni" zawierającego wywiady z ludźmi Komitetu przeprowadzone przez Andrzeja Friszke i Andrzeja Paczkowskiego na początku lat 80-tych ubiegłego wieku. Lipski mówił wtedy, że w KOR-rze wręcz marzono o tym, by między komitetem a władzą pojawiła się jakaś "siła mediacyjna", ale nic podobnego nie istniało przynajmniej do momentu zorganizowania się konserwatorium "Doświadczenie i Przyszłość" (jesienią 1978 roku)... Pytający dociskali:
Pyt: Czy istniały między Wami jakieś próby kontaktów, może nieoficjalnych, może personalnych?
Lipski: Personalnych oczywiście tak, bo każdy z nas zna jakichś ludzi. (...). Były więc rozmowy, dyskusje, ale mające zawsze charakter prywatny.
Pyt: A czy to prawda, że odbyła się jakaś rozmowa członków Komitetu z Mieczysławem Rakowskim?
Lipski: Niczego takiego sobie nie przypominam.
Pyt: Pan w takim spotkaniu nie brał udziału?
Lipski: Nie.
Pyt: A w KOR-ze nic takiego nie relacjonowano?
Lipski: Nie. Oczywiście mieliśmy swoje kanały towarzyskie: czasami chcieliśmy, żeby coś do Rakowskiego dotarło (....) wtedy coś się tą drogą podrzucało. Ale bezpośredniego kontaktu sobie nie przypominam.
(....)
Pyt: Czyli nie podejmowano prób sondowania działaczy państwowych i partyjnych?
Lipski: Moim zdaniem nie. To się wiązało z coraz większym sceptycyzmem co do tego, czy w ogóle tą drogą można cokolwiek załatwić"
Tyle Lipski, a znów Kuroń pytany o to, czy w pierwszym okresie istnienia Komitetu "istniało coś w rodzaju późniejszego DIP-u i szukania kontaktów ze środowiskami partyjnymi" odpowiedział krótko: "nie". Co prawda kilka lat później Kuroń nie był już tak radykalny i wspominał - na przykład - że (w marcu 1977) KOR dostał "...przeciek z kręgów władzy, że bicie to koncepcja zastraszania nas i że z tego nie zrezygnują", a znów w gorącym sierpniu 1980 roku Mieczysław Rakowski miał mu przesłać – przez Annę Kowalską – ostrzeżenie, o szykowanej pacyfikacji strajkującej stoczni... Z tym ostrzeganiem Kuronia przez ludzi z obozu władzy to w ogóle ciekawa sprawa, bo i Andrzej Friszke pisze, że w kwietniu 1977 poszedł do Kuronia "z wiarygodnego źródła" przeciek o decyzji "fizycznej rozprawy z ludźmi KOR-u". Zważywszy na to, że dywagacje o tego typu sprawach toczyły się na szczytach, można zakładać, że przecieki do KOR-u szły właśnie z samego jądra władzy. Wiemy też, od samych KOR-owców, że Rakowski donosił im o fatalnej kondycji psychicznej Gierka po „czerwcu 76” (choć w pewnym filmie domunentalnym Kuroń zapewniał, że właśnie po „czerwcu 76” relacje osobiste z ludźmi władzy się urwały...).
I tyle byśmy wiedzieli, gdybyśmy się zdali na historyków i świadków epoki. Tyle, czyli – mało. Ale tam, gdzie zawodzą świadkowie i historycy ordynatoryjni, tam pojawia się świadek i dziejopis nadzwyczajny, to jest tajny agent policji politycznej. W naszym przypadku chodzi o Lesława Maleszkę, którego postawa moralna jest, jaka jest, ale którego roli jako historyka nie sposób przecenić... Nim jednak przejdziemy do opowieści Maleszki znów musimy przedstawić tzw. „tło historyczne”. A więc, przecieki docierające do KOR-u od początku 1977 roku okazały się trafne: kurs wobec opozycji faktycznie uległ zaostrzeniu. W kwietniu – maju zaczęły się mnożyć zatrzymania na 48 osiem godzin (w tym samym mniej więcej czasie miał miejsce tajemniczy epizod „zamachu na Michnika” brylującego akurat za granicą), 7 maja ginie Stanisław Pyjas, a niewiele dni później do więzienia z sankcjami prokuratorskimi trafiają Kuroń, Michnik, Macierewicz, do których z czasem dołączają Wojciech Ostrowski, Mirosław Chojecki, Lipski, Lityński, Blumsztajn i Arkuszewski. A potem nastąpił nagły zwrot akcji – z okazji 22 lipca ogłoszono amnestię i zamknięci KOR-owcy wyszli za wolność zresztą razem z tymi robotnikami, którzy siedzieli jeszcze od czerwca 1976 roku... I tu do akcji wkracza Lesław Maleszka.
Otóż, w jednym z raportów Maleszka donosił: "W dniu 28.7.77 r. w parku, niedaleko miejsca zamieszkania Kuronia obok Cytadeli spotkali w godzinach dopołudniowych się L.Dorn, S.Kawalec, J.Zemer, L.Maleszka, S.Kowalski, i J.Kuroń. W trakcie tego spotkania Jacek Kuroń szeroko omawiał działalność opozycji w Polsce. m.in. stwierdził, że dzień po zwolnieniu z aresztów członków KOR-u do prof. (Edwarda) Lipińskiego przyszedł v-ce premier Secomski z gorącą prośbą, aby członkowie KOR-u zgodzili się powstrzymać o 3 dni z wydaniem oświadczenia nt. ich zwolnienia. Wg Kuronia prośba ta związana była z aktualną wizytą E(dwarda) Gierka w Moskwie. V-ce premier Secomski m.in. miał stwierdzić, że o porozumieniu ideologicznym między rządem a opozycją nie ma mowy, ale możliwe są realne obustronne kompromisy, które każdemu wyjdą na dobre. Dalszy ciąg będzie z nimi prowadził socjolog Jan (Józef) Szczepański, który nie jest z nikim formalnie związany, nie jest oficjalnym przedstawicielem rządu, ale może być negocjatorem w tych sprawach. J.Kuroń w dalszej swojej wypowiedzi przedstawił program działalności opozycji, który ponownie omawiał w tym samym dniu w godz. wieczornych na spotkaniu u A.Celińskiego. W wym(ienionym) parku ok. godz. 13.00 część z tych osób, wraz z Kuroniem udała się do Milanówka, jak stwierdzili "na dalsze pertraktacje z przedstawicielami rządu". W tym samym dniu ok. 20.00 w mieszkaniu A.Celińskiego odbył się bankiet z okazji - jak oświadczyli zebrani zwycięstwa związanego z faktem zwolnienia aresztowanych członków KOR-u. W bankiecie tym udział brali A.Celiński, J.Kuroń, G(rażyna)Borucka-Kuroń, J.J.Lipski, ks.Małecki,W(itold)Łuczywo, H(enryk)Wujec, W.Ostrowski, P(iotr)Bąkowski, A.Macierewicz, P(iotr)Naimski, J.Walc, J.Karpiński oraz prawie wszyscy uczestnicy obozu w Bieszczadach. J.Kuroń do Celińskiego przyjechał z Milanówka i na wstępie oświadczył zebranym: "...pragnę was wszystkich, jak tu jesteście, prosić, abyście kategorycznie zapomnieli o tym, że były jakieś rozmowy z przedstawicielami rządu, a gdyby ktoś o to pytał, proszę mówić, że nic nie wiecie, ponieważ tego wymaga dobro sprawy, jeżeli chcemy, aby te rozmowy toczyły się dalej...". Żadnych szczegółów rozmów w Milanówku nie ujawnił".
No i proszę – a więc wygląda na to, że jakieś kontakty między KOR-em, a władzą jednak się zdarzały... Rzecz ma posmak sensacji, tymczasem (a może właśnie dlatego) skazano ją na piekło zapomnienia. O „misji Secomskiego” nie wspomina Jan Józef Lipski w swojej książce o KOR-rze, ani Jacek Kuroń w "Gwiezdnym Czasie". Książka tego drugiego roi się od szczegółów i anegdot, tymczasem w miejscu, w którym misja Secomskiego powinna być przez Kuronia odnotowana mamy "ślepą plamkę". Kuroń notuje, że 21 lipca 1977 roku przeczytał w gazecie o ogłoszeniu amnestii (jak wiemy - siedział akurat w kryminale), następnego dnia opuścił więzienie, po czym pojechał z żoną "na długie, długie wakacje, dwa a może trzy tygodnie". Później Kuroń skacze ze swoją relacją do końca października informując, że 31 dnia owego miesiąca KOR przekształcił się w KSS KOR. Tak więc z jego relacji można wnosić, że pomiędzy 22 lipca a 31 października 1977 roku nie zdarzyło się nic godnego odnotowania. Ale bądźmy wyrozumiali - Lipski z Kuroniem, jako uczestnicy zdarzeń, byli zainteresowani "profilowaniem historii" pod pewnym kątem. Weźmy też poprawkę na czas, w którym składali swoje relacje (choć ta uwaga odnosi się raczej do Lipskiego). Było to jeszcze za komuny, nie można było powiedzieć wszystkiego... Tyle, że podobne uwarunkowania i lojalności nie powinny chyba dotykać współczesnych historyków, tymczasem - dotykają.... Oto profesor Friszke, niejako oficjalny dziejopis salonu III RP, mając na myśli "misję Secomskiego" oznajmia (w roku 2003 !!!): "Prawdę mówiąc, niemal nic na ten temat nie wiem, poza faktem, że był taki kontakt z prof. Secomskim. Próby rozmów były elementem gry politycznej, dość rzadko podejmowanym ze względu na obawę przed oskarżeniem o zdradę czy nielojalność". Prof. Friszke dodaje jeszcze: "Wyobrażam sobie, że tego typu spotkanie z osobą z obrzeży władzy - padło nazwisko Kazimierza Secomskiego - było dość naturalne", albowiem opozycja chciała wiedzieć, co zrobi władza” Zatem – może i coś było, ale nic ważnego....
Pozwólmy sobie jednak na bezczelność i załóżmy, że profesor Friszke się myli lekceważąc „misję Secomskiego”. Może nie była to rzecz aż tak błaha? Spróbujmy przyjrzeć się jej możliwie dokładnie... A więc, według Maleszki Kuroń mówił, że Secomski odwiedził Lipińskiego "dzień po zwolnieniu z aresztów członków KOR-u". Zatrzymani wyszli z aresztu 23 lipca 1977 roku, zatem wizyta Secomskiego wypadłaby 24 lipca. Są jednak przesłanki, by sądzić, że Kuroń (lub Maleszka) coś pomieszał i, że Secomski spotkał się z Lipińskim jeszcze w dniu zwolnienia zatrzymanych, to jest 23 lipca. Błąd mógł popełnić Kuroń mieszając datę w związku z którą ogłoszono amnestię (22 lipca) z dniem, w którym zatrzymani opuścili kryminał. Kuroń miał i później skłonność do tego rodzaju błędu, skoro z jego relacji w "Gwiezdnym Czasie" wynika, że wyszedł na wolność właśnie 22 lipca: „...21 lipca przeczytałem w gazecie, że ogłoszono amnestię (…) odłożyłem gazetę i w tym momencie śledczy wezwał mnie na górę. (…). Nazajutrz wyszliśmy i razem z nami wyszli wszyscy skazani w procesach czerwca 76” . Te dywagacje są nam potrzebne o tyle, że data wizyty Secomskiego waży, gdy idzie o odpowiedź na pytanie: czy KOR spełnił "gorącą prośbę" wicepremiera Secomskiego. Co prawda do "rozmów na szczycie" i tak doszło, niemniej spełnienie prośby Secomskiego byłoby faktem znaczącym. Przebieg wydarzeń mógł więc wyglądać tak:
23 -26 lipca 1977 – rekonstrukcja.
23 lipca około 8.30 trzy zespoły prokuratorów, działając według przygotowanego wcześniej „scenariusza” zaczynają rozmowy z aresztowanymi KOR-owcami informując ich o rychłym wypuszczeniu z kryminału. Skrupulatnie odnotowano przy tym reakcje zatrzymanych. I tak, na przykład. Adam Michnik oświadczył, że nie uważa, by działał wbrew prawu i wyraził przekonanie, że zatrzymano go za sprawą donosu jakiegoś „złego człowieka”. Chciał też poznać akta sprawy, by wiedzieć jakich działań unikać w przyszłości. Jacek Kuroń był zaś „wyraźnie uradowany”, bo jakkolwiek spodziewał się amnestii to nie takiej szybkiej i bezwarunkowej. Mirosław Chojecki też nie krył zaskoczenia amnestią i robił przy tym wrażenie, że zastanowi się nad dalszą działalnością opozycyjną. Seweryn Blumsztajn i Piotr Naimski dawali ponoć sygnały „cynizmu i lekceważenia”, natomiast Jan Józef Lipski, Antoni Macierewicz i Jan Lityński nie okazywali ponoć szczególnego zainteresowania informacją o umorzeniu śledztwa. W tym samym czasie z różnych zakładów karnych wypuszczano zatrzymanych po czerwcu 1976 robotników (w sumie - pięciu). Rozmowy i zwolnienia przeprowadzono do godziny 14.
Równolegle realizowany był inny element „scenariusza”: w gmachu Prokuratury Generalnej dyrektor Gabinetu Prokuratora Generalnego, niejaki Witold Rozwens, rozmawiał z prezesem warszawskiego KiK-u Andrzejem Święcickim, matką Mirosława Chojeckiego – Marią Chojecką i profesorem Eipińskim. Nas interesuje najmocniej ta trzecia rozmowa . Rozwens zapewnił Lipińskiego, że umorzone zostaną postępowania zarówno wobec członków i współpracowników KOR, jak i wobec robotników zatrzymanych po "czerwcu 76" (KOR, s.148).. Lipiński uznał to za „akt wielkiej wagi”, interesowało go też, czy winni nadużycia siły milicjanci poniosą jakieś konsekwencje, oraz czy zwolnieni z więzienia robotnicy znajdą pracę. Profesor prosił też przy okazji o zwrot zabranych mu książek. Rozmowa trwała około 35 minut.
Tak przedstawiają się wydarzenia w dniu 23 lipca – do godziny 14.00. O tym, co działo się później też wiemy to i owo. Oto, 26 lipca 1977 roku, niejaki porucznik Włodzimierz Kuptela - inspektor Wydziału IV Departamentu III MSW - spisał notatkę służbową na temat "komentarzy działaczy KOR na temat dekretu o amnestii z 19 lipca". Są tam różne ciekawostki (np. taka, że Piotr Naimski deklarował "gotowość wzięcia udziału w akcjach terrorystycznych"), ale nas najmocniej interesuje ten kawałek: "23 bm. w mieszkaniu Kuroniów zebrali się zwolnieni z aresztu "Gracze" i ich sympatycy, a wśród nich między innymi J(an) J(ózef) Lipski, J(an)Olszewski, (P)iotr Naimski, (A)ntoni Macierewicz, (S)eweryn Blumsztajn i (B)arbara Toruńczyk. W trakcie zebrania:
- (J)acek Kuroń zrelacjonował swój pobyt w areszcie,
- omówiono głodówkę w kościele św. Marcina oraz przebieg "Juwenaliów" w Krakowie.
W tym samym dniu w godzinach wieczornych w mieszkaniu Jana Józefa Lipskiego odbyło się przyjęcie z okazji zwolnienia aresztowanych z udziałem około 40 osób. Podczas spotkania prof. Edward Lipiński poinformował zebranych, że uwolnienie "Graczy" i ich współpracowników nastąpiło na osobistą interwencję tow(arzysza) E(dwarda)Gierka. Zaproponował więc, aby wystąpić z jakimś gestem do władz dla podkreślenia mądrości politycznej tej decyzji. Propozycję tę w dniu 24 bm. zaakceptował prof. Jan Kielanowski"
Tu kończą się relacje, a zaczynają (moje) spekulacje. A więc zakładam, że do spotkania Sekomskiego z Lipińskim doszło pomiędzy rozmową profesora z dyrektorem Rozwensem, a wieczornym spotkaniem odnotowanym przez dzielnego porucznika Kuptelę. W czasie spotkania, jak wiemy, Secomski zapewnił Lipińskiego, że wypuszczenie KOR-owców z kryminału było "osobistą inicjatywą towarzysza Gierka", prosił Komitet o opóźnienie wydania oświadczenia, wreszcie przedstawił propozycję rozmów z przedstawicielami władzy, w których pośredniczyć miał Jan Szczepański. Uważam za prawdopodobne, że - krótko po wyjściu Secomskiego - Lipiński wtajemniczył w sprawę kogoś z kręgu liderów KOR. Tego samego dnia wieczorem Lipiński gości na przyjęciu u Lipskiego, gdzie przekazuje (bez podania źródła?) część informacji uzyskanych od wicepremiera, na przykład tę, że uwolnienie ludzi KOR było "osobistą inicjatywą towarzysza Gierka". Gest do władz, który proponuje Lipiński, polegać by miał - między innymi - na spełnieniu "gorącej prośby" Secomskiego, to jest na powstrzymaniu się przez 3 dni z wydaniem oświadczenia na temat zwolnienia członków KOR z więzienia. Jednak o tym, że taka prośba z kręgów władzy padła prawdopodobnie nie wiedzą wszyscy uczestnicy przyjęcia - dokładną relację ze spotkania z Secomskim Lipiński przedstawił, jak sądzę, w węższym gronie. Na taki przebieg wypadków zdaje się wskazywać fakt, że porucznik Kuptela chyba niczego o "misji Secomskiego" nie wie, choć przebieg zebrania u Lipskiego zna (oczywiście ową „ślepą plamkę” Kupteli można wyjaśnić inaczej – materiały przygotowywane na podstawie donosów czy podsłuchów też były swoiście cenzurowane... )
Jeśli moje spekulacje są trafne, to wychodzi na to, że profesor Lipiński miał dzień gęsty od zdarzeń. Z rana spotkał się z Rozwensem, później z Secomskim, jeszcze później z jakąś grupą KOR-owców, wreszcie dzień zakończył w szerszym gronie u Jana Józefa Lipskiego. Z wymienionych wyżej spotkań trzy są faktami historycznymi, choć data spotkania z Secomskim jest dyskusyjna. Domniemane jest natomiast spotkanie Lipińskiego z grupą KOR-owców poprzedzające zebranie u Lipskiego. Czy istnieje ślad takiego spotkania? Istnieje, choć jest dość blady. Otóż, zapytałem niegdyś (wirtualnie) Ludwika Dorna co sądzi o (cytowanym wyżej) donosie Maleszki. Ludwik Dorn odpowiedział: "Piszę, co wiem. Oprócz tego, co napisał Maleszka w raporcie, wiem tyle, że po zakończeniu spotkania KOR-u u prof. Lipińskiego, na klatce schodowej niesłychanie podekscytowany A. Michnik mówił do A. Macierewicza: "zaczyna się gra, zaczyna się gra, jak najszybciej trzeba wywalić z KOR-u Ziembińskiego" (informacja dla młodzieży: Wojciech Ziembiński był jednym z założycieli Komitetu).
Cóż, nie przypuszczam, by było to wszystko, co marszałek Dorn wie o sprawie, ale - doceniam i te informacje (może kiedyś pan marszałek je uzupełni...). Krótka relacja Ludwika Dorna nie wnosi jednak do sprawy wiele nowego, jako, że podobne opowieści o okrzykach Michnika tłuką się po świecie już od pewnego czasu. Ot, na przykład w książce Stanisława Murzańskiego pt. "Sojusz nieczystych sumień" czytamy, że Michnik "...na wiadomość, że władza zdając sobie sprawę, iż brutalnymi akcjami w Radomiu i Ursusie w 1976 roku grubo przesadziła, chciałaby dla podreperowania swego wizerunku nawiązać kontakt z opozycją, nie miał wątpliwości jak oni, ludzie "opozycji demokratycznej", powinni w tej sytuacji postąpić: "a teraz, kurwa, trzeba wypierdolić z KOR-u tego Morgiewicza i Ziembińskiego. Są szanse na rozmowy!". Forma może się wydać nie najwłaściwsza, ale treść trafiała w sedno".
Jak widać relacja Ludwika Dorna nie jest, niestety, oryginalna, ale ma tę zaletę, że umieszcza okrzyki Michnika w kontekście "misji Secomskiego" i precyzyjniej osadza je w czasie. Najmocniej zaś interesuje nas to, że marszałek Dorn wspomina o jakimś spotkaniu KOR-u "u prof. Lipińskiego". W donosie Maleszki mowa jest o spotkaniu u Andrzeja Celińskiego, jeśli więc Ludwik Dorn czegoś nie pomieszał, to chodzi o zupełnie inne spotkanie, takie, którego nie odnotowało żadne znane mi źródło. Kiedy mogło się ono odbyć? Teoretycznie jeszcze 23 lipca - przed opisanym przez porucznika Kuptelę spotkaniem u Lipskiego. Widzę to tak: Secomski wychodzi, a Lipiński ściąga do siebie kilku świeżo zwolnionych z kryminału liderów KOR-u, po czym zdaje im dokładną relację ze swojej rozmowy z wicepremierem. A wieczorem, u Lipskiego, Lipiński informacjami gospodaruje oszczędniej... Kto brał udział w (hipotetycznym) spotkaniu u Lipińskiego? Cóż, wiadomo, że w spotkaniu uczestniczył Michnik z Macierewiczem. A Ludwik Dorn? Ludwik Dorn nie twierdzi, że w spotkaniu brał udział, a jedynie, że wie, co Michnik krzyczał do Macierewicza. Może dowiedział się tego później – choćby od Macierewicza, który wkrótce po spotkaniu ostro się z Michnikiem pokłóci.
Gwoli ścicłości dodajmy w tym miejscu, że – jak podaje Jan Józef Lipski - Wojciech Ziembiński sam "zrezygnował z udziału w pracach KOR-u" 23 lipca 1977, a więc, jak raz, w dniu, w którym - moim zdaniem – Michnik wnosił okrzyki, by go wyrzucić. Czy Ziembińskiego jakoś „zachęcono” do rezygnacji? Tego wykluczyć nie mogę, a wtedy wszystko ładnie złożyłoby się nam w całość. Z drugiej jednak strony Lipski pisze, że Ziembiński do końca z KOR-em nie zerwał (miał współpracować przy pisaniu sprawozdań i rozliczeń). Jest to wszystko dość niejasne, skoro, w jednym miejscu Lipski podaje, że "z dniem 23 lipca 1977 roku zrezygnował z udziału w pracach KOR-u Wojciech Ziembiński", a kilkanaście stron dalej pisze, że - we wrześniu 1977 roku - "idea przekształcenia KOR-u - a więc rozszerzenia zakresu jego działalności i towarzyszącej temu zmiany nazwy - nie znalazła aprobaty u trzech członków Komitetu: Stefana Kaczorowskiego, Emila Morgiewicza i Wojciecha Ziembińskiego". Więc w sumie - diabli wiedzą jak z tym wyrzucaniem być mogło. Przyjmijmy, że Ziembiński odsunął się od pewnych prac pozostając członkiem Komitetu, a Michnikowi szło o radykalne odcięcie Ziembińskiego od KOR-u. Ziembiński uchodził w oczach „lewicy laickiej”za (jakbyśmy dziś powiedzieli) „prawicowego oszołoma”, a do tego człowieka Leszka Moczulskiego, więc taka „czystka” przed podjęciem „gry” z władzą to rzecz zrozumiała... Z drugiej strony sam Ziembiński nabierał z czasem dystansu do Komitetu, także w związku ze sprawami fiansowymi.
Ale wracajmy do „misji Secomskiego” i spróbujmy teraz ustalić, czy prośby wicepremiera zostały spełnione... A więc: konferencję związaną z wyjściem na wolność KOR-owców zorganizowano 26 lipca. Jeśli przyjmiemy, że Secomski wpadł do Lipińskiego 23 lipca - konferencja odbyłaby się dokładnie po owych trzech dniach zwłoki, o które "gorąco prosił" wicepremier. Bezpieka odnotowała: "Korespondenci zachodni reprezentowani byli przez przedstawicieli agencji AP, AFP, ANSA, Reutera, UPI i "Financial Times". Głównym tematem była sprawa przyszłości KOR oraz społecznego wydźwięku aktu amnestyjnego. W ocenie korespondentów zachodnich wypowiedzi J(acka) Kuronia miały charakter umiarkowany, bardziej wyważony, a cechą charakterystyczną był swego rodzaju brak pewności siebie". Zaryzykuję twierdzenie, że wyważenie Kuronia miało coś wspólnego z "misją Secomskiego"... Jeśli natomiast chodzi o oświadczenie KOR-u dotyczące amnestii, to datowano je co prawda 25 lipca 1977 roku, ale świat dowiedział się o nim pewnie dopiero na rzeczonej konferencji dnia następnego, zaś komunikat KOR z oświadczeniem ukazał się z datą 31 sierpnia. Można więc chyba powiedzieć, że KOR "gorącą prośbę" Secomskiego spełnił. A właściwie prośbę spełnił nie tyle KOR, co "wtajemniczeni" wiedzący o "misji Secomskiego". I właśnie po tak zachęcającym początku 28 lipca dochodzi do rozmów "z przedstawicielami rządu", o których to rozmowach, zdaniem Kuronia, trzeba "zapomnieć" - jeśli mają mieć one ciąg dalszy...
Uczestnicy rozmów.
Zacznijmy od „strony rządowej”. Niestety – nie mam na ten temat wiele do powiedzenia. Wydaje się, że projekt rozmów z opozycją zrodził się w jednej z partyjnych frakcji i, że frakcja ta orientowała się jeszcze (przynajmniej w tamtym momencie) na Gierka. Już od pewnego czasu wszyscy spodziewali się rychłego przesilenia politycznego w związku z cztm nastroje na szczytach partyjnej hierarchii były fatalne. Oddają to, na przykład, zapiski Józefa Tejchmy - wtedy ministra kultury. 7 września 1977 roku Tejchma notował: "Na BP. Z trudem tłumione namiętności: ci z KC szukają kozła ofiarnego w rządzie; ci z rządu zasłaniają się decyzjami BP. Gierek kluczył, kluczył, że jest źle, że jest dobrze, wreszcie stwierdził, że nie ma sytuacji bez wyjścia". Miesiąc później Tejchma zanotował, że plenum KC "...przebiegało w atmosferze przygnębienia i poczucia beznadziejności" (s.282). A znów Mieczysław Rakowski 9 grudnia 1977 zapisał w dzienniku: "Okręt tonie, a członkowie kierownictwa żrą się między sobą". Do tego wszystkiego w fatalnej kondycji był sam I sekretarz, co Rakowski też malowniczo opisywał w swoich memuarach (i o czym doniósł KOR-owi...). Krótko mówiąc: obóz władzy mocno się rozprężył, co owocowało szalenie niekonsekwentną polityką, także w stosunku do opozycji: KOR-owców to wsadzano do więzienia (były ponoć plany, by oskarżyć ich o udział w śmierci Pyjasa), to znów szybko ich wypuszczano, by podejmować negocjacje... Jan Józef Lipski sądził, że za tą huśtawką kryją się właśnie walki partyjnych frakcji – i pewnie miał rację. Będący w marnym stanie psychicznym Gierek przychylał się raz ku jednym, raz ku drugim, aż wreszcie postawił na próbę ułożenia się z opozycją. A byli wokół niego tacy, którzy już wcześniej radzili „ucieczkę do przodu”. Wskazuje na to, na przykład, notatka Rakowskiego z 8 lutego 1977 roku: "Janek Szczepański opowiedział mi o przebiegu rozmowy z Gierkiem i dał do przeczytania tekst, który mu zostawił. Zawarł w nim wszystkie problemy, o których kilka dni temu rozmawialiśmy. Janek napisał m.in.: "Istnieją trzy drogi wyjścia z obecnej sytuacji: 1) albo Ty (tj. Gierek) zrobisz "rewolucję" od góry, albo ulica za Ciebie to zrobi, albo uczyni to obca siła". (...). Wszystko co Janek mu napisał, jest słuszne, ale bardzo wątpię, czy Gierka stać na działanie wychodzące poza pustą gadaninę". Kilka miesięcy później Jan Szczepański proponowany będzie na pośrednika w rozmowach z KOR-em (czy było to sondowanie opozycji przed „rewolucją od góry”?).
Dla korowskiej opozycji Szczepański mógł być partnerem do przyjęcia, choć akurat w tym mniej więcej czasie zdarzył się mały zgrzyt. Oto, jeszcze w lutym 1977 roku w „Kulturze” (warszawskej) Jan Szczepański opublikował artykuł pt. „Wiara intelektualistów”, wycelowany w intelektualistów flirtujących z opozycją. W artykule znalazły się nawiązania do stalinowskiej przeszłości części owych intelektualistów, co musiało być ciosem szczególnie bolesnym. W drugim numerze „Zapisu”, który ukazał się w kwietniu 1977 roku przejechał się więc po Szczepańskim Jacek Bocheński. Tekst Bocheńskiego czytany dzisiaj nie wydaje się szczególnie ostry, ale w ówczesnych realiach takie rzeczy czytało się to inaczej i 29 czerwca 1977 Stefan Kisielewski zanotował z satysfakcją w dzienniku, że w "Zapisie" znalazła się "...znakomita polemika Jacka Boheńskiego z wazelinującym się partii profesorem Janem Szczepańskim". No, ale co tam „wazelinowanie się partii” - w perspektywie negocjacji politycznych nie takie rzeczy można było puścić Szczepańskiemu w niepamięć. A skąd się w całej tej aferze wziął wicepremier Kazimierz Secomski? Wicepremier to (dziś) brzmi dumnie, ale w PRL-owskim rządzie wicepremierów (wiceprezesów) było jak psów, poza tym wszyscy wiedzieli, że prawdziwe centrum władzy jest gdzie indziej, a Secomski nie był nawet partyjny. Atutem Secomskiego były za to jego stosunki z profesorem Lipińskim. Zbigniew Romaszewski wspominając Lipińskiego mówił wręcz, że... "wicepremier Kazimierz Secomski składał mu wizytę co drugi tydzień, bo rząd wciąż zabiegał o kredyty, a Lipiński miał ogromne wpływy w świecie finansów". Jak widzimy – Secomski świetnie pasował do swojej misji. Po stronie opozycyjnej kwestia uczestników rozmów przedstawia się tymczasem dość dziwnie...
Jak wiemy, Kuroń, 28 lipca, "w godzinach dopołudniowych" organizuje spotkanie przy Cytadeli opisane później przez Maleszkę. Przy Cytadeli Kuroń dobiera sobie towarzystwo, z którym uda się do Milanówka. O ile dobrze rozumiem na rozmowy pojechała część wymienionych wcześniej przez Maleszkę osób, Maleszka wymienił zaś: Ludwika Dorna, Stefana Kawalca, Janusza Zemera, Lesława Maleszkę i Sergiusza Kowalskiego. Już na pierwszy rzut oka jest to dość zaskakujący.. Ostatecznie bodajże wszyscy wymienieni przez Maleszkę byli wówczas dwudziestokilkuletnimi studentami, których trudno uznać za kluczowe figury opozycji, chociaż - przynajmniej niektórzy z wymienionych - w dość specyficzny sposób pasują do sytuacji... Lesław Maleszka dajmy na to, choć młody, zyskiwał coraz silniejszą pozycję. Henryk Głębowski pisał o nim: "...wkrótce po śmierci Pyjasa TW Ketman stał się stałym łącznikiem między KOR a SKS oraz innymi środowiskami, w tym zakładanymi w kolejnych miastach SKS-ami. Zdobył na tyle zaufanie przywódców KOR, że dopuszczany był do dyskusji o projektach strategii i planach działań opozycyjnych. No tak, ale Maleszka - sądząc po jego własnym donosie - do Milanówka nie trafił. Ludwik Dorn utrzymuje, że również go tam nie było (trudno przecież inaczej odczytać cytowane wyżej słowa marszałka). Jeśli chodzi o Janusza Zemera, to wśród wymienionych przez Maleszkę osób - on najmniej nadawał się na kandydata do rozmów z przedstawicielami władzy. Zemer związany był z poznańskim SKS-em i znalazł się wtedy w stolicy wręcz przypadkowo. Andrzej Wilowski, kolega Zemera z poznańskiego SKS-u wspominał: "Pod koniec lipca 1977 roku z Januszem Zemerem wróciliśmy z wakacji w Wernejówce, a po drodze wpadliśmy na kilka dni do Warszawy, bo właśnie wypuścili z więzienia KORowców". Co prawda wakacje w Wejnerówce nie były niewinne - w lipcu 1977 zorganizowano tam zlot studentów współpracujących z KOR-em, niemniej Zemer wydaje się być najluźniej osadzonym w środowisku opozycji uczestnikiem spotkania pod Cytadelą.
Przypuszczam zatem, że wybrańcami Kuronia zostali Sergiusz Kowalski i Stefan Kawalec. Kuroń znał ich jeszcze z czasów przedKORowskich. Zwrócili na siebie jego uwagę, gdy - jako studenci wydziału matematycznego UW - protestowali przeciw jednoczeniu ruchu studenckiego (lata 1972-1973). Kowalski opowiadał o tym tak: "Oczywiście "salony" opozycyjne dobrze wiedziały, co dzieje się na matematyce i zrobiły wiele, żeby aktywnych młodych wyłapać i żeby się z nimi zapoznać. Pamiętam spotkanie z Kuroniem, które zorganizował ktoś z naszych starszych kolegów i na którym byli też ludzie spoza matematyki. (...). To było już po zjednoczeniu. (...). Kto tam jeszcze był? Stefan Kawalec, a poza tym kilka osób z naszego rocznika, choć z innych wydziałów - część z nich poznaliśmy później przy okazji dalszych działań na uniwersytecie. (...). Był też cykl spotkań organizowanych przez Aleksandra Małachowskiego, w jego domu. To były spotkania z takimi ludźmi jak Jan Strzelecki czy Edward Lipiński, oczywiście starymi socjalistami. Nie pamiętam dokładnie co mówili, ale spotkania były pomyślane jako elitarne i kształcące". Kowalski wspominał też, że spotkania gromadziły "około dwudziestu" osób, a wśród nich - poza Kawalcem - wymienił "Marka Majlego, młodego Jasia Lipskiego, być może Lutka Dorna". Myślę, że kluczem otwierającym Kowalskiemu i Kawalcowi drogę do Milanówka były ich poufałe relacje z Kuroniem (Kowalski: "...po paru latach rozmów wykształciła się pewna konfidencja nawet z "wielkim" Jackiem Kuroniem").
Ale jednak ciągle jest w tym wszystkim coś zastanawiającego... Wróćmy do Zemera. Oto dwóch studentów z Poznania wpada sobie do Warszawy "po drodze" z walacji, a tu Kuroń niespodziewanie wtajemnicza jednego z nich w sekret rozmów "na najwyższym szczeblu"? Co było grane? Może Kuroń lekko traktował rozmowy "z przedstawicielami rządu"? Temu zdaje się przeczyć dalsza część donosu Maleszki. A może środowisko KOR-u było szalenie demokratyczne i transparentne? Cóż - wiemy, że takim nie było. Toć jeszcze tego samego dnia Kuroń nie ujawnia bliskim towarzyszom szczegółów rozmów w Milanówku i zobowiązuje ich do trzymania w tajemnicy samego faktu owych rozmów... Wygląda więc na to, że Kuroń, jadąc na rozmowy, po prostu chciał mieć za towarzystwo osoby mniejszego kalibru i specjalnie w tym celu zorganizował spotkanie przy Cytadeli. Być może Kuroń dobrał sobie takich partnerów, by być głównym rozgrywającym i w czasie rozmów i, co za tym idzie - także później (przy tym w grę wchodziłyby tu jakieś wewnątrzopozycyjne kalkulacje...). Byłoby to posunięcie grubymi nićmi szyte i dość bezczelne wobec reszty liderów KOR-u, ale takie właśnie wyjaśnienie wydaje mi się prawdopodobne. Inna rzecz, że tak naprawdę nie znamy składu KOR-owskiej delegacji. Ostatecznie jakieś osoby mogły dotrzeć do Milanówka z miejsc zbiórek innych, niż to wyznaczone przez Kuronia.
Temat rozmów.
Co było przedmiotem owych rozmów? Wiem o tym bardzo mało, jako, że
wydany przez Kuronia nakaz milczenia był (i - co gorsze - nadal jest...) dość skrupulatnie przestrzegany. Choć z drugiej strony – co najmniej jeden „przeciek” się zdarzył i to błyskawicznie. Oto, czytelnicy wydawanego przez środowisko ROPCiO pisma „Opinia” mogli przeczytać w numerze wydanym z datą 1 sierpnia 1977 taką oto notatkę: „2.08. W ostatnich dniach miało dojść do rozmów między członkiem KOR. prof. Edwardem Lipińskim a wicepremierem rządu PRL, prof. Kazimierzem Secomskim. Brak informacji o przebiegu rozmów”. Taki przeciek to poważna sprawa i w tym miejscu wypadałoby się zagłębić w temat stosunków pomiędzy różnymi odłamami opozycji (i frakcji partyjnych), ale się nie zagłębimy. Powiemy tylko, że o ową notkę KOR-owcy mieli do Leszka Moczulskiego „ogromne pretensje” - jak ujął to prof. Antoni Dudek na łamach pisma „Pamięć i Sprawiedliwość”. Awanturę w łonie opozycji wywołaną "misją Secomskiego" wspomina też Henruk Głębocki w "Arcanach", pisząc, że "...faktu prowadzenia rozmów (...) nie dało się zachować w tajemnicy i stało się to powodem ostrej krytyki ROPCiO, zwłaszcza ze strony L. Moczulskiego".
Ale nadal nic nie wiemy temacie rozmów w Milanówku - tutaj zgodnie milczą niemal wszyscy. Jeden tylko Henryk Wujec nie wytrzymał i - podpuszczany - puścił parę z gęby, co zresztą zdaje się potwierdzać opinię jakoby był on najpoczciwszym osobnikiem w kręgu KOR. Wujec udzielając wywiadu, który po latach znalazł się w tomie "Niepokorni" powiedział: "Zdarzyła się później taka sławna rzecz: profesor Edward Lipiński spotkał się z Secomskim. Odbyły się jakieś rozmowy na najwyższym szczeblu, nic z nich jednak nie wyszło, gdyż władze oczekiwały, że zaprzestaniemy działalności. A potem zaczęła się dyskusja nad dalszym kształtem tego ruchu, dyskusja nad Deklaracją Ruchu Demokratycznego". Wywiady z tomu "Niepokorni" robione były jeszcze w PRL-u, więc powiedzmy, że i pytający i pytani nie chcieli drążyć pewnych spraw (aczkolwiek Friszke i Paczkowski o kontakty KOR-u z ludźmi władzy przecież pytają...), ale przypisy do "Niepokornych" to już sprawa współczesna (tom wydano w 2008 roku), tymczasem jedyny przypis do opowieści Wujca o "misji Secomskiego" i rozmowach "na najwyższym szczeblu" brzmi: "Kazimierz Secomski, profesor ekonomii, wicepremier". I tyle... Pozostawmy jednak na boku kwestię dociekliwości naszych historyków i wracajmy do „rozmów na najwyższym szczeblu”. A więc, zdaniem Wujca przedmiotem rozmów było zaprzestanie działalności przez KOR. Są poszlaki, ze – faktycznie – o czymś w tym rodzaju mogła być mowa. Oto, 1 czerwca 1977 (przypomnijmy: grupa działaczy KOR siedzi wtedy w kryminale) Rakowski streścił w "Dzienniku" rozmowę ze Stefanem Olszowskim -wysoko postawionym aparatczykiem z KC. Panowie pogadali sobie o sytuacji kraju. Zdaniem Olszowskiego - pisał Rakowski - "nie ma innego wyjścia, jak polityka zaciskania pasa" dotąd bowiem "żyliśmy na kredyt". Olszowski obawiał się, że "Rosjanie zechcą nas wykupić, ale za cenę: "Rączki na stół. Od tej pory my będziemy orzekać, co jest dobre dla Polski a co nie". Trzeba też "...się obawiać pojawienia w Moskwie poglądu, że jedynym sposobem na utrzymanie K(rajów) S(ocjalistycznych) w ryzach jest system federacyjny". Najbardziej nas interesujący fragment relacji Rakowskiego brzmi: "Co się tyczy opozycji w Polsce, Stefan obawia się, że dalsza jej działalność grozi poważnymi komplikacjami. Uważa, że opozycja musi zaprzestać swej działalności, bo jeśli nie, to zmuszeni będziemy ogłosić stan zagrożenia państwa. Tak - według niego - trzeba rozmawiać z opozycją i kardynałem. Zwraca uwagę na ogromny wzrost politycznej roli Kościoła".
Rzecz wygląda więc dość spójnie: w pierwszej połowie 1977 roku na szczytach władzy mocują się zwolennicy twardego potraktowania opozycji ze zwolennikami podejścia "liberalnego". Przynajmniej do maja 1977 w ofensywie zdaje się być raczej "frakcja siłowa". Co ciekawe – napędza ją (też) strach przed KOR-em... 11 lutego 1977 roku Rakowski notował: "W partii zaktywizowały się elementy dogmatyczne. Nie wiem zresztą, czy tak je można nazwać. Trudno np. określić aktora Filipskiego (Ryszard) dogmatykiem. Jest to po prostu antysemita. Ostatnio w swoim teatrze (Nowa Huta) uprawia zakamuflowaną, wyraźnie antypartyjną agitację. Niedawno ktoś przesłał mi relację z przebiegu spotkania aktorów tego teatru z aktywem młodzieżowym. Mówiono na nim m.in.: "Nazywa się, że od 32 lat budujemy socjalizm, ale to nie jest socjalizm, to jest tragifarsa. Nie rozliczono się z ludźmi odpowiedzialnymi za wypadki grudniowe, nie rozliczono się z ludźmi odpowiedzialnymi za wypadki marcowe, z grupą syjonistyczną, która powoli wraca teraz do władzy. Ich dziełem jest także KOR. Nazwiska Kuroń, Modzelewski, Michnik mówią same za siebie. Brak informacji o działalności KOR. To, co wiemy, wiemy z Wolnej Europy, a nie z gazet. Nie wiadomo ile osób z najwyższych władz jest związanych z nią. Kuroń chce "finlandyzacji" Polski, tj. powrotu stosunków kapitalistycznych, a za odpowiednich do przeprowadzenia tego uważa Gierka i Rakowskiego. Wszyscy załamali się z powodu nadszarpniętego autorytetu władz, istnieje bezkarność osób postawionych w najwyższych władzach. O ile partia nie odrodzi się moralnie, dojdzie do kryzysu zaufania do partii w ogóle, czego przecież nie chcemy. Nasze kierownictwo przymyka oczy na wszystko. Gierek ugiął się przed KOR-em".
W połowie roku obawy Filipskiego zaczynają się spełniać – I Sekretarz faktycznie decyduje się na „ugięcie przed KOR-em”. Wiemy, że decyzję o amnestii, która zaowocowała później "misją Secomskiego" Gierek podjąć miał samodzielnie, bez konsultacji z Biurem Politycznym partii. Jan Józef Lipski orzekł, że amnestia oznaczała de facto legalizację KOR-u i w sumie miał rację... Ale czy Gierek wiedział o negocjacjach w Milanówku? Może koledzy urządzili mu te negocjacje za plecami, choć z imieniem I sekretarza na ustach? Trudno mi doprawdy orzec jak to było, choć skłaniam się ku przypuszczeniu, że Gierek wiedział... Tak, czy owak, członkowie uruchomionej wiosną 1981 roku "Komisji Grabskiego" zadawali mu dość zaskakujące pytania w rodzaju: "Jaki jest osobisty udział Gierka w powiązaniu ze znaną opozycją antysocjalistyczną i antypaństwową?". A Gierek na to: "Nie wiem o kogo wam chodzi. Ja nie mam żadnych powiązań z jakimkolwiek opozycjonistą i z jakimkolwiek człowiekiem, który jest przeciw socjalizmowi. Jeśli towarzysze coś takiego wiedzą, proszę bardzo. Takich pytań mi nie stawiajcie - to jest po prostu obraźliwe"
Oczywiście przed komisją były I sekretarz nie mógł mówić inaczej, ale może faktycznie w 1977 roku zastanawiał się nad jakąś „rewolucją od góry” i sondował w tej sprawie korowską opozycję? Tylko czy iderzy KOR-u, chcieliby wejść w ten projekt? To i owo wskazuje, że i owszem.... Oto, w sierpniu 1977 niezawodny Maleszka tak streszczał najnowsze koncepcje Kuronia: "Innym elementem wyznaczającym dalsze działania opozycji jest to, że po totalnej klęsce, jaką poniosło państwo wypuszczając zatrzymanych członków KOR-u, nie mając odwagi robić im procesów, po skompromitowaniu się SB w świetle prowadzonych przesłuchań na okoliczność procesów, po tych wszystkich klęskach wydaje się, że w interesie państwa leży przeprowadzenie pewnego manewru demokratycznego, który będzie tym trudniejszy, że należy spodziewać się bardzo poważnych przeciwdziałań sił SB i grup partyjnych, odpowiadających za SB w łonie samego rządu. Manewr ten E. Gierek będzie chciał przeprowadzić na przekór całej tej trochę dziwnej strukturze politycznej, jaka istnieje w naszym kraju i w tym manewrze opozycja powinna poprzeć go, ale tylko w ten sposób, aby każdy następny krok dokonywany przez rząd w kierunku uzdrowienia sytuacji w kraju, a te kroki są wyraźnie wypunktowane w ostatnim oświadczeniu KOR-u: znieść cenzurę, stworzyć wolne związki zawodowe, stworzyć możliwość powstawania swobodnych organizacji itd., aby każdy następny krok był wykorzystywany przez opozycję, jako odskocznię do budowania na tej bazie swojego programu i swoich własnych struktur politycznych. Należy w tej grze, w związku z tym aktywnie partycypować, szczególnie inicjatywy powinien przejawiać tzw. ruch oddolny, do którego należy zaliczyć SKS-y".
Otóż, zaryzykuję twierdzenie, że w koncepcjach Kuronia odbijają się treści rozmów „na najwyższym szczeblu”.... Kuroniowy „manewr demokratyczny”, to wszak inna nazwa „rewolucji od góry”, o której – jak wiemy – od jakiegoś czasu rozprawiano w pewnych kręgach władzy... Widzę oczami wyobraźni emisariuszy owych kręgów, którzy mówią KOR-owcom rzeczy w stylu: „Słuchajcie, sytuacja jest trudna. Twardogłowi nacierają... Gierek będzie chciał coś przeprowadzić przeciw nim, ale potrzebuje pomocy. To jak – pomożecie towarzysze? A w zamian....” - i tu paść mogły propozycje, do których jeszcze wrócimy (przy innej okazji)... Ale czy przedstawiciele KOR-u odpowiedzieli: „pomożemy!”? Z oszczędnej relacji Henryka Wujca zdaje się wynikać, że nie... Wujec mówił przecież, że z rozmów nic nie wyszło, bo emisariusze władzy chcieli czegoś w rodzaju samolikwidacji KOR-u, co było żądaniem wygórowanym. Pochylmy w tym miejscu głowy w uznaniu dla siły „pozycji negocjacyjnej” Komitetu (to do niego władza przychodzi po prośbie, a nie odwrotnie...), ale nie odpuszczajmy tak łatwo... Może jednak „rozmowy na najwyższym szczeblu” nie były tak jałowe?
W tym miejscu wracamy do konfliktu w grupie „Głosu”. Henryk Wujec o owym konflikcie opowiadał tak: "...redaktorami "Głosu" mieli być Antek i Adam. Potem jednak wybuchły wokół pisma kontrowersje: pokłócili się o artykuł Adama napisany trochę w takim tonie, w jakim Adam wypowiadał się na spotkaniach, dość ostrożnym, chyba nawet znalazło się w nim zdanie o uznaniu dla ekipy Gierka. Pozostała część redakcji - głównie Antek i "Dziki" - uważali to za wchodzenie w gry frakcyjne PZPR i zablokowali publikację. Powiedzieli, że ten artykuł nie może się ukazać w "Głosie" nawet z polemiką. Wtedy doszło do ostrego rozłamu, bo Adam potraktował to jako policzek i odbyło się na ten temat wielkie spotkanie na Żoliborzu”. To jeszcze nie wszystko, bo nieco wcześniej Wujec mówił więcej o "ostrożnym tonie" Michnika ". Chodziło o pomysły na to, co zrobić z KOR-em po ogłoszeniu przez władze amnestii. Wujec: "Ciekawe było stanowisko Adama, z którym na przykład ja bardzo się różniłem: że w zasadzie odnieśliśmy tak duży sukces, iż dalsze działania mogą go tylko popsuć; że należy na jakiś czas w ogóle spasować i zrezygnować z kolejnych form organizacyjnych - KOR spełnił swoje zadanie, więc się rozwiązuje. Ale tutaj Adam znalazł się w odosobnieniu".
Jak by nie patrzeć, wygląda więc na to, że koncepcje Michnika współgrały z propozycjami przedstawianymi przez -użyjmy nomenklatury "okrągłostołowej" - "stronę rządową" w trakcie "rozmów na najwyższym szczeblu". Czy to możliwe, by to wszystko nie miało ze sobą żadnego związku? Sekwencja zdarzeń rozegrała się przecież w krótkim czasie. Pierwsze „spotkanie na szczycie” to koniec lipca 1977 roku (piszę „pierwsze, bo z relacji Maleszki wynika, że Kuroń wrócił z tego spotkania z dobrymi widokami na kolejne „szczyty” i można zakładać, że do jakiegoś jeszcze spotkania czy spotkań doszło...). W sierpniu Kuroń mówi o spodziewanym „manewrze demokratycznym” planowanym przez Gierka, tudzież o tym, że opozycja mogłaby ewentualnie poprzeć pierwszego sekretarza w tym dziele. Konflikt w „Głosie” zaiskrzył przed wydaniem pierwszego numeru pisma, a numer wyszedł w październiku (daty dziennej nie znam...). A więc tekst Michnika powstał gdzieś we wrześniu – październiku (może jeszcze w sierpniu?) 1977 roku. Trudno zatem nie łączyć artykułu Michnika ze „spotkaniem na szczycie”... Wydaje się, że Michnik, chciał wejść w interes z emisariuszami władzy, i to chciał wejść bardziej miękko i bezwarunkowo niż Kuroń. Między Michnikiem a Kuroniem doszło zresztą na tym tle do jakiejś scysji i może dlatego Kuroń, przez pewien czas, starał się zachować pozycję „centrysty”, gdy później Michnik pożarł się z Macierewiczem. Dodajmy, że konflikt z Macierewiczem poprzedzony był klasycznym dla Michnika okresem „uwodzenia”. Wspominało o tym małżeństwo Romaszewskich w tomie „Niepokorni”. Ich zdaniem w przez jakiś czas Michnik "niesłychanie się (...) kochał z Macierewiczem", chciał z nim bowiem "wyrolować Jacka", to znaczy "objąć redakcję "Głosu" i uśmiercić KOR, tworząc z niego (...) rodzaj apolitycznego parasola, który będzie wrzeszczał, kiedy będą kogoś brali, i tyle". Jeśli więc wierzyć Romaszewskim - Michnik chciał, po prostu, zrobić z Macierewicza swojego figuranta i za jego pośrednictwem kierować linią „Głosu”w myśl porozumienia zawartego z emisariuszami władzy w czasie rozmów „na najwyższym szczeblu”. Ale Macierewicz stanął okoniem i w ten sposób stał się „oszołomem” po raz pierwszy...
PS
Tych, którym tekst wydał się długi informuję, że ledwie potrąciłem w nim pewne kwestie. Kiedyś pewnie trzeba będzie do nich wrócić. Niecierpliwych odsyłam do krótkiego(!!!) i systetycznego wpisu pt. „Sierpień 80 – inne spojrzenie” opublikowanego na tym blogu 2 września 2010.
Bibliografia
Andrzej Friszke, Opozycja polityczna w PRL 1945-1980
Andrzej Friszke, Andrzej Paczkowski, Niepokorni. Rozmowy o KOR
Edward Gierek, Smak życia
Stefan Kisielewski, Dzienniki
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas
Jan Józef Lipski, KOR. Komitet Samoobrony Społecznej
Stanisław Murzański, Sojusz nieczystych sumień
Ewa Polak-Pałkiewicz, Prosto w oczy, rozmowa z Janem Olszewskim
Janusz Rolicki, Gierek. Życie i narodziny legendy
Adam Michnik, Józef Tischner, Jacek Żakowski, Między panem a plebanem
Mieczysław Rakowski, Dzienniki Polityczne 1976-1978
Józef Tejchma, Kulisy dymisji
Zbigniew Bałżyński, Towarzysze zeznają
Opozycja demokratyczna w Polsce w świetle akt KC PZPR 1976-1980
Kryptonim „Gracze”. Służba Bezpieczeństwa wobec KOR i KSS „KOR” 1976-1980
Jacek Bocheński, Wiara i kalkulacja, Zapis nr 2
Władza wobec opozycji 1976 - 1989, dyskusja wydrukowana w piśmie IPN "Pamięć i Sprawiedliwość" 2(4)2003)
Henryk Głębocki, Krakowscy "cisi" i "gęgacze", Arcana 51/52
Tomasz Kenar, Paleo i neoendecy. Drugoobiegowa działalność wydawnicza narodowego nurtu opozycji demokratycznej w latach 1976-1989, Glaukopis 19/20
Władza wobec opozycji 1976 - 1989, dyskusja wydrukowana w piśmie IPN "Pamięć i Sprawiedliwość" 2(4)2003
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2650 odsłon
Komentarze
Tad obiecywał ze będzie długo i słowa dotrzymał.
24 Lipca, 2011 - 21:59
Fascynujące historie....
Fantastyczne opracowanie tematu
26 Lipca, 2011 - 02:51
Zatem mamy poczęcie "okrągłego stołu" na lewym łożu w atmosferze kłamstw i manipulacji.
Pięknie.
Inaczej to się skończyć nie mogło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart