Polska - No Future?
Ostatnio, po części z powodu propozycji Nicponia w sp. debaty wizji naszego kraju w oczach bloggerów pojawiły się wpisy nt. przyszłości naszego kraju, w tym nawet bardzo konkretne propozycje prowadzenia polityki międzynarodowej, np utworzenie silnego sojuszu państw naszego regionu jako równowagi dla Rosji i Niemiec.
Jednak dziś nie mam zamiaru napisać o geostrategiocznych wyborach naszego kraju (zrobie to później, jak znajdę trochę wolnego czasu), ale o jednym z wątków, jaki przewinął się dotychczas, mianowicie uwarunkowań historycznych i postawy naszych elit.
Rybitzky napisał, że ma już dosyć życia historią, i mówi że zaszłości między politykami współczesnej Polski sięgają okresu PRLu i ich opozycyjnej działalności (lub też, prorządowej). Z tego też względu, to nieustanne życie przeszłością wychodzi nam czkawką. Niesiołowski z pewnością miał za sobą więzienie za poglądy i działalność polityczną, ale to było kiedyś, obecnie mamy inny kraj, mimo wszystko, i zasłanianie się opozycyjną przeszłością w PRLu jest po prostu dziwne. Prawdziwa "gruba kreska" powinna polegać właśnie na tym, żeby nie traktować okresu współczesnego jako kontynuacji PRLu. Niestety, w praktyce widzieliśmy brak kary i rozliczenia dla totalitarnego ustroju i jego funkcjonariuszy. Ta okoliczność - niestety! - nie była moim zdaniem obojętna dla losów Polski przez ostatnie dwudziestolecie.
Nie chodzi tu tylko o kwestie poczucia braku sprawiedliwości, czy zwykłego skorumpowania państwa powiązaniami na styku służby specjalne-nomenklatura-biurokracja. Tu chodzi też o to, że III RP nie jest państwem skupionym wokół jakiejś wielkiej ideii. Paradoksaem jest to, że do tej sytuacji doprowadziło srodowisko całkiem ideowe, mianowicie redakcja "Gazety Wyborczej" z Adamem Michnikiem na czele.
FYM stoi na stanowisku, które jest mi całkiem bliskie, mianowicie od dłuższego czasu konsekwentnie pisze o tym, że w istocie ciągle tkwimy w jakimś PRL-bis. Trudno się z tym nie zgodzić, obserwując krytycznie historie transformacji ustronowej od 1989 roku. W innym swoim wpisie, nawiązując do wątka geostrategicznego dyskusji, napisał, że na przeszkodzie ku prowadzeniu asertywnej polityki zagranicznej stoją złogi PRLowskie. Inni komentatorzy zwracają na wręcz postkolonialna mentalność elit politycznych naszego kraju, która blokuje myślenie kategoriami racjii stanu, a promuje myślenie kategoriami posłuszeństwa wobec jakiejś "góry".
Już jakiś czas temu, pisząc tekst pt. "Tu nie będzie rewolucji", zauważyłem, że po 89 roku żadnej zmiany rewolucyjnej ustroju w sumie nie było. Oto "strona społeczna" (nie "Solidarność"! - o czym warto przypominać!) zawarła pakt z komunistami na warunkach korzystnych dla tych drugich. Trzeba pamiętać o tym, że pacyfikacja roku 1981, w postaci Stanu Wojennego była niestety bardzo skuteczna (!). Entuzjazm "karnawału 'Solidarności'" szybko przerodził się w powszechny marazm i beznadzieje, dodatkowo potęgowaną uwłaczającym ludzkiej godności kryzysem gospodarczym, będącym wynikiem księżycowych zasad ekonomii PRLu. Układ zawarty w Magdalence był w takich warunkach całkiem korzystny dla opozycji, w myśl zasady "lepsze to, niż nic".
Ale po wyborach do Sejmu kontraktowego sprawa była zupełnie inna; komuniści przegrali wybory z kretesem. Zjednoczeniu uległy Niemcy. ZSRR zaczął się sypać, i formalnie dotrwał do 1991 roku. Amerykanie, wyzwalając Kuwejt, ugruntowali supermocarstwową pozycje USA na Bliskim Wschodzie itd. - można długo wymieniać ówczesne wydarzenia polityczne świadczące o zmierzchu epoki dwubiegunowego świata. W tym krótki okresie była szansa na to, totalitaryzm rozliczyć równie gwałtownie, jak został wprowadzony, z tą różnicą że bez rozlewu krwi, tak jak to miało miejsce w Czechach.
Łażący Łazarz rozwodzi się nad hegemonią lewicowych elit. Z pewnością faktem jest, że środowiska należące do Salonu, tak wybornie piętnowanego przez Waldemara Łysiaka w książce pt. "Salon - Rzeczpospolita Kłamców", są wciąż prężne i mają liczący się głos w publicznej debacie. Ale moim zdaniem problem nie tyle tkwi w hegemonii lewicy, co raczej w tym, że są problemy z stworzeniem opcji równoważnej. Podziały na polskiej prawicy, kompletnie zwariowane wyskoki niektórych jej przedstawicieli, i brak solidnej podstawy eksperckiej czy "think-tanków" itp. to temat na osobną dyskusje. Faktem jest, że puki co jedyną partią, której działalność i program w ogóle uzwzględnia racje stanu jest Prawo i Sprawiedliwość. Platforma Obywatelska od 2007 roku lansuje postpolityke, licząc na głosy zmęczonego społeczeństwa i zalążka klasy średniej. Puki co, jest na drodze ku katastrofie, bo ile to można deprecjonować prezydenta, czy epatować Palikotem i prowadzić kampanie prezydencką Donalda Tuska?
Z drugiej strony nie można nie bezkrytycznie przypatrywać się działaniom PiS, sam uważam, że np. ostatnia kontra Jarosława Kaczyńskiego w kierunku Niesiołowskiego jest pełni zasłużona dla tego drugiego, ale przecież skoro media lansują wizerunek Kaczora-mściciela opentanego ideą totalnej lustracji, to po co dodawać pretekstów do dalszego wpadania w ten stereotyp?
Pod wieloma względami jestem pesymistą, jeżeli chodzi o przyszłość naszego kraju, a dokładniej tego, w jaki sposób potoczą się losy wspólonoty zwanej państwem narodowym na naszym terenie. XXI wiek witamy z jednej strony jako członkowie Unii Europejskiej i NATO, ale jednocześnie jako "uboga panna na wydaniu", bez wizji geostrategicznej, poza integracją z UE, co w przypadku wypełnienia tej aspiracji naturalnie zrodziło próżnie i brak pomysłów "co dalej". Kto nie wierzy, niech przypomii sobie historie naszej polityki zagranicznej po 1989 roku, gdzie początkowo dominował relatywny brak zainteresowania dołączeniem do struktur zachodnich, szybko zamieniony w skrajnie ochocze dążenie do integracji za wszelką cenę.
Jedną z najgorszych rzeczy, jaką można ludziom zrobić, jest odebranie nadziei. Eksodus młodego i średniego pokolenia na Zachód, zmęczonego bytem w poczekalni między PRLem a Rzeczpospolitą, jest wymownym tego przykładem. Ktoś mógłby powiedzieć, że można po prostu machnąć ręką na państwo narodowe, i postawić na Zjednoczoną Europę. Ale niestety nikt nie zagwarantował nam, że Europa za 20-40 lat będzie tym samym kontynentem co teraz, ani też, że zjednoczony kontynent będzie tworem naszych marzeń. W związku z brakiem stopnia pośredniego (bądź jego jedynie symboliczną obecnością) między wspólnotą regionalną a transnarodową wiele zdobyczy naszej cywilizacji, jak demokracja czy społeczeństwo obywatelskie, mogą być zagrożone, lub wręcz zniszczone w nowej epoce.
Do poczytania:
http://doktorno.boo.pl/content/tu-nie-bedzie-rewolucji
http://niepoprawni.pl/blog/23/niewolnicy
http://niepoprawni.pl/blog/74/basta
http://niepoprawni.pl/blog/164/niewolnicy-polscy-nie-wymra-smiercia-naturalna-nowi-panowie-nie-pozwola
http://niepoprawni.pl/blog/23/na-marginesie-niewolnikow
http://niepoprawni.pl/blog/74/na-mocarstwowosc-stanowczo-za-wczesnie
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1416 odsłon
Komentarze
Errata:
9 Grudnia, 2008 - 17:39
Było:
[quote]Podziały na polskiej prawicy, kompletnie zwariowane wyskoki jej przedstawicieli, i brak solidnej podstawy eksperckiej czy "think-tanków" itp. to temat na osobną dyskusje.[/quote]
Zmieniłem na:
[quote]Podziały na polskiej prawicy, kompletnie zwariowane wyskoki niektórych jej przedstawicieli, i brak solidnej podstawy eksperckiej czy "think-tanków" itp. to temat na osobną dyskusje.[/quote]
Pozdrawiam.
Odpowiedź na komentarz z S24:
9 Grudnia, 2008 - 22:59
http://doktorno.salon24.pl/105779,index.html#comment_1531298