Polska propaganda wojenna 1939 (1)

Obrazek użytkownika Godziemba
Historia

Polska propaganda w czasie wojny 1939 roku próbowała jednocześnie mobilizować i uspokajać Polaków.

Przed wybuchem wojny szeroko rozpropagowano hasła: „Silni, zwarci i gotowi” oraz „Naród pod bronią”, które miały na celu skonsolidowanie społeczeństwa polskiego dla obrony państwa i jego niepodległości. Patriotyzm polskiego narodu był wynikiem pamięci powstania styczniowego, walk Legionów, Polskiej Organizacji Wojskowej, a przed wszystkim zwycięskiej wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku.
Pierwsze informacje o wybuchu wojny podał spiker Polskiego Radia Zbigniew Świętochowski informując słuchaczy, iż „Dziś o godzinie 5.45 oddziały niemieckie przekroczyły granicę polski łamiąc pakt o nieagresji. Bombardowano szereg miast”. Jednocześnie podkreślono, iż „z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie publiczne i prywatne przedstawiany na specjalne tory. Weszliśmy w okres wojny. Cały wysiłek narodu musi iść w jednym kierunku. Wszyscy jesteśmy żołnierzami. Musimy myśleć tylko o jednym: walka aż do zwycięstwa”.
Następnego dnia gazety opublikowały pierwszy komunikat sztabu Naczelnego Wodza, w którym uwypuklono działania lotnictwa niemieckiego i poinformowano, iż w czasie walk powietrznych, straty nieprzyjaciela wyniosły 16 samolotów, przy zaledwie 2 własnych. Oceniając walki lądowego podkreślono polskie sukcesy: „ w dotychczasowych działaniach rozbiliśmy ogniem artylerii pociąg pancerny przeciwnika biorąc do niewoli załogę. Unieszkodliwiono kilka czołgów. W różnych punktach walk wzięliśmy jeńców. W Gdańsku trzykrotne natarcie na Westerplatte zostało odparte”.  
Informacje z frontu były bardzo szczątkowe – zagrzewano do walki i zapowiadano rychłe zwycięstwo, podkreślając skuteczność polskiej obrony, w tym obrony przeciwlotniczej, która zadawała Niemcom znaczne straty. W kolejnych komunikatach wymieniano coraz większe liczby zniszczonych samolotów wroga – wedle danych z 3 września, w ciągu dwóch pierwszych dni walk miano strącić 64 samoloty niemieckie. Informowano także o działaniach polskich eskadr bombowych, które z dużymi sukcesami atakowały niemieckie zgrupowania broni pancernej.
Wobec pojawienia się coraz bardziej niepokojących informacji z frontu, 3 września musiano przyznać, iż „silne zgrupowanie pancerne nieprzyjaciela przerwało się w kierunku Częstochowy i zmusiło do opuszczenia miasta. Wobec wielokrotnej przewagi nieprzyjaciela wspartego bardzo liczną bronią pancerną, artylerią ciężką oraz lotnictwem wojska nasze zmuszane są do ustępowania ze Śląska
Następnego dnia w komunikacie Naczelnego Wodza, opublikowanym w całej prasie jakkolwiek wspomniano, iż „na odcinku Pomorze po bardzo ciężkich walkach byliśmy zmuszeni opuścić Bydgoszcz i Grudziądz”, równocześnie jednak celowo uwypuklono lokalne sukcesy, jak np. odzyskanie Zbąszynia, który „został odebrany brawurowym natarciem naszej piechoty, którego Niemcy od razu nie wytrzymali. Nieprzyjaciel pozostawił na polu walki 17 zabitych”.
Najważniejszą informacją pierwszych dni wojny była wiadomość o przystąpieniu w dniu 3 września 1939 roku Francji i Wielkiej Brytanii do wojny u boku Polski. Na wieść o tym na ulice stolicy, pomimo groźby nalotów, wyszły tłumy. Spiker Polskiego Radia głosem pełnym emocji opisywał rozentuzjazmowany tłum i jego spontaniczne reakcje, jak wyciąganie dwóch palców na znak „V”, czy śpiewanie „Pierwszej Brygady”. Przypominano, iż „Lwy Westerplatte wytrzymują bój, a wszystkie ataki zostały odparte”. Owacją przywitano ministra spraw zagranicznych Józefa Becka oraz angielskiego ambasadora, który zapewnił zebranych, że „ramię w ramię stajemy przeciwko agresji” i zakończył przemówienie okrzykiem: „Niech żyje Polska”.
Nazajutrz w „Kurierze Porannym” pojawiła się informacja, że „wojska i flota angielska na morzu, lądzie i w powietrzu rozpoczęły pełną operacje wojenną”. Opublikowano także komunikat z Paryża o rozpoczęciu operacji, obejmującej „całokształt sił lądowych i lotniczych Francji”.
W następnych dniach obszernie informowano czytelników o rozpoczęciu ataku armii francuskiej na niemiecką linię Zygfryda oraz bombardowaniu przez lotnictwo angielskie niemieckich okrętów, portów oraz Kanału Kilońskiego.
W tym samym czasie niemieckie jednostki pancerne podchodziły pod Warszawę. Dnia 5 września Władysław Jaroszewski, komisarz rządu na m.st. Warszawę, przedstawił prezydentowi miasta Stefanowi Starzyńskiemu polecenie premiera ewakuacji władz miasta. Starzyński rozmowę uciął jednak słowami: „Ja dezerterem nie będę”. Następnego dnia płk. Roman Umiastowski – szef Biura Propagandy w sztabie Naczelnego Wodza nakazał kopanie rowów przeciwczołgowych oraz budowanie barykad, aby zatrzymać zbliżające się do stolicy niemieckie czołgi. Jednocześnie polecił wszystkim mężczyznom w wieku poborowym opuszczenie miasta i udanie się na wschód w celu utworzenia armii rezerwowej. Pomimo późniejszego odwołania tego polecenia tysiące warszawiaków opuściło miasto, błąkając się następnie po tzw. „szosie Umiastowskiego”.  Bezsensowna decyzja Umiastowskego pozbawiała stolicę wielu obrońców, a także inżynierów i innych potrzebnych specjalistów.
W szeregu komunikatach Umiastowski wyolbrzymiał problem niemieckich dywersantów, zatruwających studnia, niszczących tory, linie telegraficzne, podpalających lasy oraz wyznaczających miejsca do bombardowania przez samoloty wroga. 
Wobec powszechnej krytyki jego działań został 7 września pozbawiony stanowiska, a jego następcą został wybitny historyk, ppłk. Wacław Lipiński, który całkowicie zmienił sposób informacji o wojnie, starając się dodawać otuchy i motywować do ciężkiej walki. Jednocześnie tego samego dnia prezydent Starzyński w przemówieniu radiowym do mieszkańców Warszawy zaapelował o spokój oraz powrót do normalnej pracy, podkreślając, iż „w pracy odnajdziecie siebie, spokój i drogi do zwycięstwa. Tą tylko drogą zwyciężymy. Nietrudno jest w dobrych czasach deklamować o swym przywiązaniu do Ojczyzny, o oddaniu swych sił wspólnej sprawie – trzeba właśnie pokazać umiejętność pracy, karności i dyscypliny. (…) Wojsko obroni stolicę, a my w niej ład zabezpieczymy”.
Pułkownik Lipiński sugerował w swoich radiowych przemówieniach, że sytuacja na froncie może ulec zmianie, bo „na wojnie, jak wojnie. Sytuacje na froncie zmieniają się nieustannie, przynosząc powodzenia i zwycięstwa, innym razem konieczność chwilowego odwrotu, zastosowania działań defensywnych”. Wobec tego apelował, aby „ani na chwilę nie oddawać się słabości i zwątpieniu. Cóż z tego, że nam zajęli Niemcy znaczny obszar kraju, kiedy nasza armia cofa się nienaruszona, walcząc zajadle o każdą piędź ziemi, nietknięta moralnie, ufna w swe siły, ufna, że w każdej chwili nastąpić może odmienny obraz wojny, który pozwoli jej rozwinąć skrzydła do natarcia, do pójścia naprzód i wyzwolenia zajętego kraju”.
Po odparciu pierwszego ataku niemieckiego na Warszawę, płk. Lipiński w dniu 9 września wskazywał, iż „piechota niemiecka, atakując, poniosła bardzo ciężkie straty i należy stwierdzić, że piechota nasza w ogniu góruje nad nią. Niemcy ponieśli szczególne straty od ognia ciężkich karabinów maszynowych. Dalej należy stwierdzić, że wśród ludności jest nastrój doskonały. (…) Okazuje się, że ludzie do wszystkiego mogą się przyzwyczaić i jak przezwyciężą pierwsze wrażenie, to wrażenie wywołane pracą wyobraźni”. Jednocześnie uspokajał, iż czołgi niemieckie tracą swoją siłę w terenie zabudowanym i gdyby „tu i ówdzie jakiś czołg wdarł się, (…) to koniec jego musi być wiadomy”. Zostanie zniszczony przez obrońców schowanych za barykadami oraz „ogień z góry, na który niemieckie czołgi są wrażliwe, bo mają górę nie zabezpieczoną, posiadając tam tylko cienką blachę”.
Jego optymizm podzielał także prezydent Starzyński podkreślając, iż „zwycięża ten, kto jest silniejszy duchem” i porównując spokój polskiego żołnierza z sztucznym pobudzeniem niemieckich żołnierzy, którzy w manierkach mieli wódkę z eterem. „Trzeba dla nich – mówił Starzyński – sztucznej podniety, trzeba ich rozpijać i otumaniać, by szli do walki, rabować cudze dobro. Żołnierz rozpojony, podniecony trucizną walki nie wygra. Podnietą naszego żołnierza jest idea moralna, idzie do boju dla Polski. Niemcy muszą przegrać”.
Cdn.
Brak głosów

Komentarze

To połowa sukcesu,bez nazwiska
Myśl i sedno działania ważne
Także by były one rozważne
Niektórym sodowa do głowy uderzyła?
Czy panika takie działania sprawiła?
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#382084

Tragedią Polski było m.in. to, iż bardzo często ludzie nieodpowiedzialni pełnili ważne funkcje.

Pozdrawiam

Godziemba

Vote up!
0
Vote down!
0

Godziemba

#382181