O roli kalendarzyka w polskiej transformacji

Obrazek użytkownika zetjot
Blog

Do poprzedenich wpisów opartych na uwagach prof. Witolda Kieżuna w "Patologii transformacji" należy koniecznie dodać jeszcze jeden. Zarówno WK jak i Tadeusz Kowalik w "Polskiej transformacji" wskazują na anegdotyczną wręcz rolę głównego narzędzia transformacji, jaką był i jest nadal kalendarzyk.

Witold KIeżun pisze:

"Można więc stwierdzić, że obok trójki "Strategów Solidarności": Bronisława Geremka, wybitnego historyka średniowiecza, Jacka Kuronia i Adama Michnika, również z wykształcenia historyków, wszystkich otwarcie przyznających się do nieznajomości problemów makroekonomii, czwartym, jedynie kompetentnym promotorem koncepcji George'a Sorosa i Jeffreya Sachsa okazał się ekonomiczny doradca premiera Mazowieckiego , ekonomista, ale nie mający żadnej praktyki w działalności gospodarczej i administracyjnej. Po akceptacji tej idei powstał problem nominacji ministra finansow odpowiedzialnego za przygotowanie programu jej realizacji. Jak pisał później Jacek Kuroń (Kuroń,Żakowski 1997):

"Kandydatów na ministrów najbliżsi współpracownicy premiera wyszukali w swoich kalendarzykach. Ta metoda utrzymywała się przez następne miesiące i lata, kiedy trzeba było obsadzać banki, spółki, ambasady i państwowe media."

Był to swoisty symbol spontanicznej działalnośći, nie mającej żadnego związku z elementarnymi zasadami, już od dawna wykładanej w Polsce teorii organizacji i zarządzania, na podstawie wielonakładowych podręczników Jana Zieleniewskiego, Jerzego Kurnala i moich."

Rolę kalendarzyka w polskiej transformacji potwierdza Kowalik, dodając kolejne słowa Kuronia:

"Polska klasa śrenia wywodząca się z pierwszego rzutu popeerelowskiego kapitalizmu nie zdobywała swoich pozycji na rynku. Dla jej wielkiej częśći - a w każdym razie dla tych, ktorzy doszli do znaczących fortun - nie wolny rynek okazał się najważniejszy, ale kalendarzyki. Więc jeśli czegoś ta grupa rzeczywiście broni, to właśnie kalendarzyków - dojść, układów, kontyngentów, zamówień rządowych, limitów, barier celnych, monopoli, dzięki ktorym zyskała swoje obecne pozycje. To jest polski dramat."

A my mamy okazję obserwować dalszy ciąg dramatu, w którym tragedia raz po raz miesza się z komedią, co pozwala Ziemkiewiczowi określić naszych rządzących jako "gang Olsena":

"Za czasów, gdy zdarzało mi się występować u Pietrzaka, mówiłem widzom, że mam dla nich dwie wiadomości, dobrą i złą. Zła jest taka, że rządzą nami gangsterzy. Dobra - że to Gang Olsena. Możliwe, że byłem jeszcze bliżej prawdy, niż sam sądziłem."

Brak głosów