Armageddon czyli jak zagłaskać kota na śmierć

Obrazek użytkownika zetjot
Blog

Po paru latach, sięgnąłem powtórnie po wydaną w latach 2004/08 ksiązkę prof.Franka Furediego, angielskiego socjologa, zatytyłowaną "Gdzie się podzieli wszyscy intelektualiści ?" Chociaż już za pierwszym razem wydała mi się interesująca, to okazuje się, że jej w pełni nie doceniłem, bo teraz, po paru latach rządów środowisk lew-lib w Polsce i na Zachodzie, wydaje się prorocza. Przekonałem się też, że warto co parę lat sięgać po przeczytane wcześniej pozycje, bo upływ czasu i zmiany społeczno-polityczne kierują naszą uwagę na inne zjawiska, na inne poziomy rzeczywistości i inne poziomy znaczeń.

Książka poświęcona jest degrengoladzie życia intelektualnego i kulturalnego w Wlk. Brytanii i USA, obserwowanej przez pryzmat stosunku polityki państwowej do roli uniwersytetu i zjawisk z dziedziny kultury i sztuki.

Módlmy się, by rząd Platformy padł jak najszybciej a PIS wygrał z wynikiem ponad 50%, bo inaczej i nam grozi import tandetnych nowinek i rozmaitych bubli ideologicznych, zabójczych dla cywilizacji. Prądy lew-lib w życiu społ-pol prowadzą do kompletnej dewaluacji wiedzy i sztuki, bo te zostały uznane za przejaw przemocy elit, prowadzącej do wykluczenia licznych grup społecznych z udziału w edukacji i kulturze, a zatem rolą instytucji państwowych jest zrekompensowanie im tych strat poprzez politykę "poszerzania dostępnośći i inkluzji" polegającą faktycznie na likwidacji standardów i norm intelektualnych i estetycznych, uznanych za "wykluczające" przeciętnego obywatela.

Arogancja biurokracji państwowej w stosunku do grup będących przedmiotem zainteresowania autora przejawia się lekceważeniem sprzecznym z demokratycznymi standardami, bo biurokracja uroiła sobie,że wszystko wie najlepiej, najlepiej wyznacza cele i środki. Lekceważy autonomię uniwersytetu redukując status intelektualisty do roli profesjonalisty, uznając go jako fachowca od dostarczania usług w postaci zleconych ekspertyz. A ludzie sztuki, zamiast rozwijać smak i wartości estetyczne mają władzy dostarczać programów rozrywki zapewiającej ludowym odbiorcom dobre samopoczucie i kojące ból egzystencjalny. Odbiorcy wiedzy i sztuki,traktowani protekcjonalnie jako niezdolni do sprostania wyzwaniom jakie stawia nauka i estetyka są pozbawiani konieczności sprostania wyzwaniom i kryteriom i oferuje się im podróbki kryteriów w postaci programów "inkluzji i partycypacji".

Tylko czysty utylitaryzm władzy i biznesu, które nie mogą obyć się bez pewnej minimalnej dozy profesjonalizmu,
sprawia, że działają jeszcze uczelnie, bo szkolnictwo publiczne leży w ruinie, a poziom ratują wykształceni
imigranci mający jeszcze jakieś ambicje.

Gdyby u nas potrwały dłużej rządy tego typu formacji ideologicznej i gdyby do naszych lokalnych kłopotów z
dziedzictwem komunizmu, postkomunizmem i układem oraz statusem neo- i post-kolonialnym dodać tendencje płynące z Zachodu, to mamy przechlapane.

Szereg innych publikacji zachodnich socjologów, takich jak Richard Sennet czy Benjamin Barber wskazuje na inne jeszcze czynniki oddziałujące negatywnie na społeczeństwa Zachodu, więc po lekturze Furediego jestem przekonany, że dni systemu lew-lib na Zachodzie są policzone.

Miałbym ochotę zacytować sporą ilość uwag autora, ale ograniczę się do najbardziej charakterystycznych. Najpierw popatrzmy na sposób traktowania intelektualistów i ludzi sztuki.

"Rosnący wpływ rynku na życie intelektualne, instytucjonalizacja i profesjonalizacja tego życia, wzrost potęgi
mediów i nieprzyjazna niezależności przestrzeń publiczna - oto kilka strukturalnych zmian, które wiążą się z
pomniejszeniem roli tradycyjnych intelektualistów.
/.../
Wzrost znaczenia wszelkiej maści ekspertów i profesjonalistów już od jakiegoś czasu jest wielce znaczącym rysem społeczeństwa kapitalistycznego.
/.../
Ekspansja profesjonalizmu może przyczyniać się do powstawania przeszkód na drodze działalności stricte
intelektualnej./.../Działania takie jak krytyka panującego status quo, występowanie w roli sumienia społeczeństwa, dążenie do prawdy bez względu na konsekwencje nie należą do repertuaru zachowań przydatnych w pracy profesjonalisty."
W rezultacie instytucjonalizacji pracy intelektualnej, " >>dyżurny intelektualista<< stał się nieodzownym elementem telewizyjnych talk-shows."

Do aberacji możnaby zaliczyć projekty zastąpienia "poczucia intelektualnej niezależności potrzebą instytucjonalnego potwierdzenia i uznania/.../ i uruchomienie programów kształcenia intelektualistów zaangażowanych społecznie."
/.../ Fakt domagania się zaświadczeń w odniesieniu do pracy intelektualnej doskonale pokazuje jak idea
niezależności umysłowej została zdradzona dla etosu profesjonalizacji."
Typowa dla intelektualisty perspektywa uniwersalistyczna zostaje zastąpiona perspektywą partykularną.
"Mamy więc dziś intelektualistów angielskich, czarnych, femnistycznych, gejowskich albo żydowskich. W rezultacie tego rozczłonkowania autorytet intelektualisty nie może już dłużej opierać się na możliwości reprezentowania prawdy, lecz polega na zdolności do potwierdzania tożsamości jakiejś grupy lub specjalności. Jest to fundamentalna zmiana definicji aspiracji intelektualnych, przejście od próby przekroczenia jednostkowych doświadczeń do ich afirmacji."
/.../
" Owo nakładanie wędzidła intelektualnej prężności często przedstwia się jako odpowiedzialny pragmatyczny sposób przystosowania się do wymogów epoki postmodernizmu."
/.../
"Ta beztroska obrona status quo na dobrą sprawę właściwie nie ma precedensu w intelektualnej historii
nowoczesności. W XIX wieku nawet najbardziej konserwatywna część ineligencji była krytyczna wobec panującego klimatu kulturalnego - intelektualiści dążyli do tego, by zmienić, udoskonalić, przekształcić czy wręcz obalić istniejący porządek świata."
/.../
"Z tej perspektywy dewaluację roli autonomii intelektualnej przedstawia się jako sukce w walce ze staromodnym elitaryzmem. Nowy intelektualista zawdzięcza swój autorytet instytucji i nie potrzebuje poczucia autonomii."

A teraz popatrzmy na to jak traktowani są odbiorcy nauki i sztuki.

"Ogromne nakłady na edukację, uniwersytety i badania prywatne wcale nie doprowadziły do rozwkitu naukowego, kulturalnego czy intelektualnego dyskursu objemującego całe społeczeństwo. Nowe pokolenia wydają się zniechęcone do nauk matematycznych i przrodniczych i to nie ciekawość lecz wrogość i podejrzliwość ożywiają dyskusję na ten temat.
/.../
W USA między r. 1970 a 1995 liczba magistrów historii zmiejszyła się o 39%, liczba magistrów filologii obcych
spadła o 37%, a wydziały anglistyki straciły 10% studentów i to w czasie, gdy liczba studiujących na wyższych
uczelniach stale rosła!
/.../
Dziś podano w wątpliwość samą mozliwość poznania, a zrobili to ludzie, którzy uważają, że świat stał się zbyt
skomplikowany, by go zrozumieć.
/.../
W tej perspektywie wiedza - przez swoje zastosowania - przyczynia się zarówno do powstania nowych sytuacji
ryzykownych, jak i do wzrostu świadomości ryzyka. Twierdzenie, że problemem nie jest ignorancja, lecz wiedza, w zasadniczy sposób podkopuje autorytet nauki.
/.../
Jednakże od lat sześćdziesiątych nowa lewica zaczęła systematycznie obalać te wartości (uniwersalistyczne) podając je po kolei w wątpliwość. Ta nowa filozoficzna postawa znalazła odzwierciedlenie w polityce jako żądanie różnorodnośći i sprzeciw wobec wartości uniwersalnych.
/.../
W USA np. istnieje silne przeświadczenie, że tylko czarni mogą pisać historię czarnych. W ciągu ostatnich 30 lat sporo grup przyznało sobie prawo do wyłącznego orzekania we własnej sprawie i ich prespektywa poznawcza zaczęła decydować o pwwomocności reprezentowanej przez nie wersji wiedzy.
/.../
Z tak wykluczającego punktu widzenia tylko kobiety mogą poznać kobiety.
/.../
Jak przekonująco argumentuje Mattick, fakt, że należy się do jakiejś kultury, wcale nie oznacza, że rozumie się tę kulturę lepiej niż ci, którzy znają ją od zewnątrz.
/.../
Obserwacja, podobnie jak doświadczenie, nie ma znaczenia poza ramami teorii.
/.../
Tendencja do zrównywania wiedzy z wglądem, który ludzie zyskują dzięki fragmentarycznym doświadczeniom, sprawia, że niemożliwe staje się wypracowanie istotnych wspólnych standardów pozwalających oceniać twierdzenia naukowe.
/.../
Wpływ postmodernizmu na teorie edukacyjne jest dziś coraz powszechniejszy./.../Niektórzy postmodernistyczni
pedagodzy twierdzą, że sama nauka - racjonalnść i obiektywność - jest jedynie męskim przesądem./.../ Zamiast wiedzy zdobywanej w procesie edukacji te cieszące się poważaniem krytyczki proponują "wiedzę osobistą"- sądzą bowiem, że "każdy jest w posiadaniu wiedzy, ktora obowiązuje i której nie da się skategoryzować"./.../ Odtąd rola nauczyciela nie polega już na przekazywaniu wiedzy zewnętrznej wobec tego doświadczenia, lecz na rozwijaniu promowaniu wglądu, które ma dziecko.
/.../
Wiedza, którą dzieci zdobywają w drodze doświadczenia, stanowi wartościowy wgląd w świat - nie wystarcza jednak, aby konceptualizować i rozwiązywać problemy oraz rozwijać się intelektualnie.
/.../ Wiedza bowiem powstaje w wyniku odłączenia ludzi od tego, czego doświadczyli - odłączenia, które pozwala im przekroczyć jednostkowe uwarunkowania i dostrzec szerszą perspektywę społeczną."

Dalej jest o procesie równania w dół.

"Badania wykazały, że podczas debaty, która odbyła się w 2000 r. wypowiedzi BUsha były na poziomie wypowiedzi uczniów szóstej klasy, a Gora prawie ósmej. W 1992 r. slowa Clintona były zrozumiałe dla ucznia klasy siódmej; Busha - prawie siódmej; Perrota - szóstej. To słabe wyniki w porównaniu z debatą między Kennedym a Nixonem, podczas ktorej obaj kandydaci posługiwali się językiem zrozumiałym dla uczniów dziesiątej klasy.
/.../
A ponieważ tak niewielką wagę przywiązuje się dziś do idei, spory intelektualne zaczęły budzić negatywne
skojarzenia.Wykładowcy, którzy gorąco orędują za swoim punktem widzenia, mogą zostać oskarżeni o "akademicki terror". Brytyjskie uczelnie zachęcają profesorów, żeby zrezygnowali z "polemicznego" stylu prowadzenia dyskusji i zapewnili studentom "przyjazne, wspierające środowisko". Wytaczanie mocnych argumentów uważa się dziś za formę zastraszania.
/.../
Po co spierać się o rzeczy nieistotne ? Skoro idee mają tak niewielkie znaczenie, obstawanie przy jakimś punkcie widzenia wydaje się głupotą i oznaką złego wychowania. Krytykę czyichś poglądów ochoczo uznaje się za dzialanie samolubne lub przejaw braku wrażliwości, a kwestionowanie punktu widzenia drugiego czlowieka traktuje się jako osobistą zniewagę./.../ Skoro wszystkie perspektywy są równoprawne, różnic nie można uzgodnić poprzez debatę.
/.../
Debata publiczna,spory i uparta pogoń za ideami - czyli to co stanowiło kiedyś główny rys życia akademickiego - nie pociąga już za sobą automatycznie szacunku. Wolność uniwersytetu przestała być nienaruszalnym prawem, którego ludzie gotowi są bronić. Tradycyjnie to profesorowie, zwłaszcza przedstawiciele nauk spolecznych, stali w pierwszym szeregu domagających się wolnośći słowa, a dziś próbują odmawiać kolegom prawa do swobodnych wypowiedzi."

I tak moznaby cytować bez końca. Dlatego też spóbuję streścić resztę.
Ponieważ faktem jest wyobcowanie ludzi z instytucji spolecznych, establishment polityczny i kulturalny przyjął
wygodną tezę, iż kultura polityczna jest zbyt złożona i wymagająca dla przeciętnego czlowieka i lekiem na apatię będzie polityka ułatwiania i upraszczania problemów zwana polityką inkluzji. Głosowanie należy więc uczynić mozliwie jak najmniej klopotliwym, najlepiej poprzez internet. A ludziom nalezy umożliwić jak najpowszechniejszą sposobność, by mogli "powiedzieć co myślą", w radio, czy w telewizji.
" Projekt ten ma na celu rozwiązanie problemu wychowania za pomocą populistycznego programu, w którym
przypochlebianie się ludziom idzie w parze z traktowaniem ich jak dzieci. Jego jedynym sensem jest zachowanie pozorów partycypacji. Za populistycznym projektem inkluzji kryje się pogarda jaką elity żywią dla społeczeństwa."

Podobne uproszczenia i ułatwienia można zaobserwować w projektach inkluzji w zakresie polityki kulturalnej.
Ponieważ obecne w tradycyjnej kulturze treści i idee są, zdaniem establishmentu, zbyt trudne dla przeciętnego
odbiorcy, trzeba je zastąpić podróbkami o uproszczonej formie i treści. Tymczasem trudności w nabywaniu wiedzy i kontaktach z kulturą są rzeczą naturalną, bo kody kulturowe mają własną autonomię i specyfikę, których poznanie wymaga wysiłku intelektualnego a tylko wyzwania intelektualne pozwalają przekraczać kolejne granice i nabywać nowe kompetencje poznawcze. Rezygnacja z wyznań oznacza katastrofę dla umysłu.

Polityka edukacyjna i kulturalna, rezygnując z realnego programu rozwijania ludzkich kompetencji poznawczych i estetycznych,oferuje ludziom ersatz przekształcając instytucje kulrturalne i edukacyjne w "centra przemiany społecznej" pełniące faktycznie role terapeutyczne nastawione na afirmację i budowanie poczucia własnej wartości na zaniżonym poziomie.

W Polsce ten proces nie jest aż tak dalece zaawansowany ale biurokracja jest chętna by go wdrażać.

Sytuację taką dodatkowo komplikuje rynek a dla rynku klient ma zawsze rację.Nic dziwnego, że państwowa polityka eliminowania standardów i norm z życia naukowego i kulturalnego przysparza rynkowi zastępy niwymagającej klienteli i ułatwia mu zadanie, bo nie musi się wysilać na jakość, mogąc serwować niewybrednym odbiorcom łatwą w przygotowaniu tandetną rozrywkę w miejsce kultury.

Brak głosów