Zamach na sąsiadkę z parteru
Nagle cały blok ożył w środku nocy. Ludzie biegali, dzieci płakały, psy szczekały. Policja przyjechała i pogotowie też. Wieść się niosła straszna - napadli sąsiadkę z parteru! Sama sąsiadka była starszą, nijaką, niewysoką panią. Miała męża, brutala i pijaka, który ją zostawił i ożenił się powtórnie, ale drugą żonę też źle traktował i też ją zostawił. Sąsiadka z parteru odważyła się wytoczyć mu proces, nawet wygrała jakieś odszkodowanie, ale jej eks mąż nie płacił. Zamiast tego włóczył się po okolicy, napadał, grabił, wymuszał, nie golił się, nie mył, pozbawieniem życia sąsiadce nieraz groził, jednym słowem - zbir.
Babcia Łukaszka natychmiast runęła w szlafroku na klatkę schodową i co jakiś czas znosiła informacje. Sam incydent miał miejsce o drugiej w nocy. O trzeciej trzydzieści krążyła wersja, że sąsiadka została zamordowana i zgwałcona. Po godzinie babcia przyniosła korektę kolejności: najpierw zgwałcona, a potem zamordowana.
- Bogu dzięki, nie doszło do profanacji zwłok - odetchnął z ulgą dziadek i położył się spać nie zwracając na okrzyki typu "nieczuła świnia". Reszta rodziny, ze względu na późną porę i brak newsów również udała się na spoczynek.
Rano okazało się, że sąsiadka żyje. Hiobowscy odetchnęli z ulgą i postanowili udać się do sąsiadki wysłuchać jak to było. Najpierw jednak musieli ustawić się w kolejce. Kiedy wreszcie weszli do mieszkania sąsiadki, musieli się przebić przez tłum ludzi. Jedna pani pilnowała korytarza - tak na wszelki wypadek, druga parzyła herbaty, trzecie spisywała odwiedzających...
Wreszcie dopchali się przed oblicze sąsiadki. Sąsiadka siedziała na pufie i promieniała zadowoleniem. Była ważna. Hiobowscy rozsiedli się wokoło i zaczęli słuchać. Łukaszek, który akurat przeżywał chwilową fascynację jakąś detektywistyczną grą komputerową zasiadł naprzeciwko sąsiadki uzbrojony w lupę i notesik.
Otóż wczoraj wieczorem do sąsiadki przyszła druga żona jej eks męża i poinformowała ją, że eks mąż włóczy się po parku na osiedlu. Ale policja twierdziła podobno, że on siedzi. Więc poszły zobaczyć czy się włóczy czy siedzi.
- O której? - zapytał surowo Łukaszek. Sąsiadka wyjaśniła, że o wpół do drugiej w nocy. Hiobowscy krzyknęli ze zgrozy.
- Czy pani oszalała iść w środku nocy do parku? - pytał tata Łukaszka.
Sąsiadka wyjaśniła, że nie była przecież sama, poza tym przecież policja zapewniała, że posadzi zbira.
- No, a eks mąż? - zapytała mama Łukaszka.
Sąsiadka powiedziała, że gdy doszła oświetloną alejką wraz z drugą żoną eks męża do centrum parku, to eks mąż wyskoczył zza krzaka.
- Zabić mnie chciał - oświadczyła spokojnie sąsiadka.
- Niech świadek opisze - rzekł surowo Łukaszek. Świadek się zakłopotał po czym pokazał zaróżowienie na policzku. Okazało się, że eks mąż sprzedał jej liścia.
- Mówili, że hm... zgwałcił i zamordował - bąknął dziadek Łukaszka.
Sąsiadka przyznała, że obrażenia zaczynają się i kończą na plaskaczu w twarz.
- Nie wierzycie mi, prawda? - zdenerwowała się. - Wiem, co niektórzy opowiadają! Że sama się uderzyłam! Oto dowód, że tam byłam! - I pokazała zdjęcia na telefonie komórkowym. Widać na nich było jak razem z drugą żoną, uśmiechnięte i rozluźnione, nocą palą papierosy na ławce w parku.
- Nie wygląda to na napad. Panie takie spokojne... - zauważył tata Łukaszka.
- Mamy stalowe nerwy - wyjaśniła sąsiadka.
- No, a eks mąż? - zapytała ponownie mama Łukaszka.
Okazało się, że eks mąż błyskawicznie uciekł.
- Może sobie policja o nim przypomni i go wreszcie aresztuje - westchnęła sąsiadka. - Bo tak to człowiek nie zna dnia ani godziny, kiedy on może napaść...
- A skąd pani wie, że to w ogóle on? - zapytała milcząca do tej pory siostra Łukaszka. - Sama pani mówi, że to był moment, było ciemno...
- No przecież but mu skrzypiał! - zirytowała się w końcu sąsiadka.
- Acha! - Łukaszek triumfalnie wycelował palec w sąsiadkę. - To mogłem być i ja! Mi też but skrzypi! - zademonstrował. - I co pani na to?
Sąsiadka na to mu poradziła, żeby spieprzał.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1235 odsłon