Wizyta w muzeum, część 5, ostatnia
Po przejściu do następnej części wystawy o Powstaniu Warszawskim grupa zwiedzających, w której był Łukaszek zmieszała się z grupą turystów z Rosji. Oglądali oni zdjęcia z Powstania i nie mogli się nadziwić, że Polacy liczyli na pomoc Armii Czerwonej.
- To ewentualnie Polacy mieli pomagać nam, a nie na odwrót - instruował wycieczkę rosyjski przewodnik (mieli swojego).
- Ech ci Polacy - powiedziała niemieckojęzyczna część wycieczki i przywitała się z częścią rosyjskojęzyczną.
- Oni zawsze razem - sapnął pierwszy polski kombatant.
- Jak to jest, że raz wygrywa Niemiec, raz wygrywa Rusek, a i tak mają najlepiej a my najgorzej... - zastanawiał się drugi polski kombatant.
- Tu jesteście! - rozległ się głos za ich plecami, to była babcia, która niespodziewanie do nich dołączyła. - Zamiast łykać tą truciznę chodźcie zobaczyć coś optymistycznego!
- A co? - zainteresowała się cała wycieczka. Babcia wyjaśniła, że chodzi jej o Muzeum Polskich Zwycięstw.
- Byliśmy już tam - podniosły się głosy. - Nudy. Jakiś mały, ciasny barak, nie to co tu. I tylko jedna wystawa. Powstanie Wielkopolskie. Do kitu. Nie działo się w Warszawie. Nie ma zdjęć trupów. Nie ma zdjęć czołgów. Nie było tysiąc pięćset dwudziestu ośmiu gazetek powstańczych. Nie było "visy na Tygrysy" ani kibitek na Sybir. Nie zginął Krzysztof Kamil Baczyński. W ogóle, mało ludzi zginęło. I po stronie polskiej nie walczyły dzieci tylko wojsko. I Niemcy tak się łatwo poddawali, bo wiadomo, Wielkopolanie to prawie Niemcy, nie będzie swój swojego bił. I Armia Czerwona nie stała na brzegu. I w ogóle to powstanie jakieś takie niepolskie. Tak się jakoś sprawnie zorganizowali i wygrali. Tradycję w narodzie złamali.
- Wygrali? Nasi wygrali? - dopytywał się gorączkowo Łukaszek. A gdy dziadek potwierdził, to rozdarł się na całe gardło: - Polska! Biało-czerwoni!
- Proszę mi tutaj nie uprawiać żadnej propagandy! - piszczała czerwona ze złości pani przewodnik przy milczącej aprobacie wycieczki.
- A, chodźcie stąd - dziadek Łukaszka nie bacząc na protesty kuzynki z Warszawy wyciągnął ją, babcię i wnuka z ogromnego gmachu MPP. - Do dupy z takim muzeum! A teraz idziemy zobaczyć to Muzeum Polskich Zwycięstw.
Było takie jak mówili: mały, zapyziały barak, ustawiony wstydliwie w rogu placu. Wewnątrz zaledwie parę eksponatów i krótki opis Powstania Wielkopolskiego, więc dziadek musiał im wszystko mówić z pamięci. Ale to wystarczyło, by wracali do domu kilka centymetrów wyżsi.
- Widzicie? - mówił dziadek. - Polak jak chce to potrafi wygrać. I pamiętajmy, że teraz jesteśmy u siebie, rządzimy tym krajem, musimy pamiętać o zwycięstwach, o przeszłości, bo to jest najważniejsze, tylko to się liczy - historia, zwycięstwa, nasza tożsamość, duma narodowa, my dzięki temu...
Słowa dziadka rwały się i ginęły w ulicznym szumie. Z rykiem silników mijały ich setki starych samochodów produkcji niemieckiej, jeżdżących z polskimi tablicami rejestracyjnymi na rosyjskiej benzynie.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2654 odsłony
Komentarze
Sad but true.
7 Sierpnia, 2008 - 20:17
Mam na myśli ostatni paragraf.