Dom, Stasiek, koń, drzewo i tata

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Hiobowscy pojechali na cmentarz.
Tata Łukaszka z ulgą dał odpocząć zmęczonym rękom stawiając koło nagrobka siaty z dąbkami i kładąc na ławkę naręcza chryzantem. Dziadek zaczął grabić liście. Babcia, w futrze potwornie zalatującym naftaliną, zaczęła zmiatać liście w to miejsce, gdzie dziadek zagrabił. Mama zaczęła szykować kwiaty do wazonu. Łukaszek został wysłany po wodę. Wrócił po dziesięciu minutach, cały mokry twierdząc jakoby "złamał pompę". Siostra Łukaszka bezskutecznie próbując zasłonić pępek kusym sweterkiem zaofiarowała się, że będzie zapalać znicze i wtedy okazało się, że zapomnieli zapałek.
- Idź ty, skoro nic nie robisz - zaproponowali Hiobowscy i tata Łukaszka udał się w kierunku bramy, aby na którymś ze stoisk ze zniczami nabyć zapałki.
Szedł niesiony falą ludzi, którzy rozprawiali, że dom... Że Stasiek... Że koń... Że drzewo...
I w pewnym momencie mignęło mu coś w bocznej alejce. Wiedziony nagłym odruchem zatrzymał się i zawrócił. Nie było to takie proste, ale ciżba akurat się zatrzymała, ktoś z przodu krzyczał coś. Tata Łukaszka pomyślał, że pewno brama się zapchała i skręcił w bok.
Po chwili opanowało go przerażenie i już wiedział, że się nie pomylił. Sąsiednią alejką, równolegle z nim szła zakapturzona postać w habicie z kosą na ramieniu. Śmierć.
Tata Łukaszka chciał się dyskretnie wycofać, ale habit zafalował na wietrze i wtedy ujrzał za postacią Śmierci drugą postać. Z drugiej strony szła mała, kilkuletnia dziewczynka i trzymała Śmierć za rękę.
Śmierć spojrzała w bok, zobaczyła tatę Łukaszka i zatrzymała się.
- O, pan! - zawołała dziewczynka. Miała smutną, bladą buzię i jasne włosy.
- Dzień dobry - powiedział lekko ochrypłym głosem tata Łukaszka. Miał wielką ochotę uciec. Rozejrzał się na boku. Koło nich przechodzili ludzie, ale wydawało się, że nikt nie widział ani Śmierci ani dziewczynki. Wszyscy szli zajęci swoimi sprawami rozmawiając że dom... Że Stasiek... Że koń... Że drzewo...
- Zgubiłaś się? - zapytał tata Łukaszka. - I ta... Pani... Cię odprowadza?
Śmierć milczała, a było to milczenie ciężkie i złowróżbne.
- Nie - odpowiedziała dziewczynka z uśmiechem. - Pani obiecała, że zrobi tak, że tata już mnie nie będzie więcej bił i kopał!
Tata Łukaszka wtedy zrozumiał. Stał i patrzył to na Śmierć, ta na dziewczynkę, a tłum płynął obok i potrącał go dyskutując, że dom... Że Stasiek... Że koń... Że drzewo... W okolicy bramy ktoś nadal krzyczał.
- No tak, ale... - tata Łukaszka oblizał wargi. - Ale ta pani zrobi tak, że już nie zobaczysz więcej swojego taty!
- Jak to? - zdumiała się dziewczynka.
- W ten sposób nie będzie cię bił ani kopał - oznajmiła Śmierć głucho.
Dziewczynka patrzyła przez chwilę na Śmierć, po czym wyjęła swoją dłoń z jej dłoni.
- Jak tak nie chcę! Ja chcę do taty!
- Ale on cię bije i kopie - spojrzała na nią Śmierć.
- Ale to mój tata! - powtarzała z uporem dziewczynka. - Ja chcę do taty!
- Dobrze - oznajmiła w końcu Śmierć. - Ty decydujesz. Odprowadzę cię do taty.
Wzięła ją za rękę, spojrzała jeszcze raz na tatę Łukaszka i poszły.
Tata Łukaszka otarł czoło. Było całe mokro. Westchnął kilka razy, żeby uspokoić oddech i na drżących nogach ponownie ruszył w tłum, który rozprawiał że dom... Że Stasiek... Że koń... Że drzewo...
koło bramy było zbiegowisko, ktoś krzyczał. Przechodząc spojrzał w bok, na ławce leżała mała dziewczynka. Nieruchomo. Jej jasne włosy były rozsypane na deskach, twarz była spokojna.
- Oddycha! Jednak żyje! - krzyczał szczęśliwym głosem jakiś facet trzymający ją za rękę.
- Jestem lekarzem - przepchnęła się przez tłum jakaś kobieta.
Tata Łukaszka dotarł do jakiegoś stoiska ze zniczami i za horrendalną cenę nabył pudełko zapałek. Wracając musiał znowu przejść przez zbiegowisko koło bramy.
- Pan jest bandytą a nie ojcem! - krzyczała wzburzona lekarka. - Skąd te wszystkie siniaki na jej brzuszku?! Katuje pan własną córkę!
Tłum falował mrucząc groźnie.
- Nie! to jest mój tata! Zostawcie go! - krzyczała półleżąc na ławce dziewczynka.
Tata Łukaszka poszedł dalej, bo musiał przecież przynieść te zapałki. Oczywiście rodzina miała pretensje.
- Gdzieś ty był tak długo? Robili przy tobie te zapałki czy co? I coś ty taki blady? Wyglądasz jakbyś śmierć zobaczył...
Tata Łukaszka uśmiechał się tylko blado.
Kiedy wychodzili z cmentarza zbiegowisko przy bramie było jeszcze większe. Przyjechało pogotowie i zabierało dziewczynkę, przyjechała i policja i zabierała jej tatę.
- Co się stało? - zapytała zaciekawiona babcia Łukaszka.
- Zabrali jakiegoś bandytę, który katował własne dziecko - odpowiedziała jej jakaś pani.
- Ale co też pani opowiada! - oburzyło się kilka stojących obok osób. I zaczęli opowiadać, że było inaczej, że dom... Że Stasiek... Że koń... Że drzewo...
Tata Łukaszka, że ktoś stuka go w plecy. Była to Śmierć.
- No i co, Hiobowski? Warto było?
- Nie wiem - tata Łukaszka wzruszył ramionami. - Mam tylko nadzieję, że tak...
Śmierć kiwnęła tylko głową i dodała:
- Niech ci będzie Hiobowski, nie miałam ochoty zabierać tej małej... Ale jak mi następnym razem znowu będziesz...
Nie dokończyła, bo wpadła na nią mama Łukaszka i popchnęła tak, że Śmierć uderzyła się o trzonek kosy.
- O przepraszam panią! - zawołała mama Łukaszka. - Ale to pani wina! Jak pani trzyma te grabie! Jeszcze komuś oko pani nimi wykłuje! A ty co tak stoisz i patrzysz? No chodź, trzeba jechać na drugi cmentarz! Dzwoniła twoja siostra, nawet nie wiesz co się stało!
- Ta dziewczynka... - zaczął tata Łukaszka, ale mama nie dała mu dojść do słowa i zaczęła opowiadać, że dom... Że Stasiek... Że koń... Że drzewo...

Brak głosów

Komentarze

Nie, nie gorzej. Może lepiej, może... może są dni, że sam smiech nie wystarcza. Jedno sie nie zmieniło - moja ocena:)
----------------------------------------------
*Reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie.*
*Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.*

Vote up!
1
Vote down!
0

----------------------------------------------
*Reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie.*
*Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.*

#389070