Powódż, przeprosiny, pogłoska

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

- Nadajemy wiadomości - rozległo się z telewizora. - W pewnych rejonach kraju miała miejsce powódź. Mieszkańcy uciekli na dachy i czekają na pomoc. Na miejscu jest nasz reporter.
- Dzień dobry! - zameldował się dziarsko reporter siedzący na dziobie łódki, filmowany przez kamerzystę siedzącego w środku łódki. - Jesteśmy na miejscu powodzi. Jak sami państwo widzą, tu jest naprawdę głęboka.
W tle przeszedł jakiś facet w podkasanych spodniach, woda sięgała mu do kolan.
- Mamy jakieś zakłócenia, połączymy się za chwilę jeszcze raz... O, już.
Tym razem łódka płynęła. Reporter dopłynął do grupki ludzi siedzących na dachu.
- Przypłynęliśmy z pomocą - oznajmił radośnie reporter.
- Z jaką pomocą? - spytał ironicznie ktoś z dachu. - Macie chleb? Wodę? Konserwy? Srajtaśmę?
- Proszę się wyrażać, oglądają nas miliony! - urażony reporter aż wstał w łódce. Łódka niebezpiecznie się zakolebała. Ale do dachowców to nie docierało. Wykrzykiwali herezje, że rząd zawiódł, że w środku lata zostali na lodzie, że nikt ich nie ostrzegł i że zostawiono ich samym sobie. I że w ramach protestu nie zejdą z tego dachu. Żądają pomocy.
- Mam do państwa powodzian pytanie - przerwał im pospiesznie reporter. - Czy Karosław-Jaczyński kazał wam schodzić z dachu?
- Nie - odparli zgodnie dachowcy po krótkiej naradzie.
- Sami państwo widzą! - reporter zwrócił się do widzów. - Kazał mieszkańcom nie schodzić z dachów! Co za człowiek! Jak on niszczy, jak on dzieli!
- Ależ jego tu w ogóle nie było! - krzyknął ktoś z dachu.
- Sami państwo widzą!! - nie poddawał się reporter. - Jak on wykorzystuje ludzi! Steruje nimi, rządzi, a jak jest powódź to nawet nie przyjedzie!
I dla podkreślenia wagi tupnął nogą. Dla łódki miało to katastrofalne następstwa. Zakolebała się, kamerzysta zdążył jeszcze krzyknąć:
- O kurna!
Obiektyw kamery zatoczył jakiś dziki łuk, mignęło niebo, potem kolano reportera, potem dno łódki. A potem było widać gwałtownie zbliżającą się wodę i nagle znów na ekranie pojawiło się studio telewizyjne.
- Przepraszamy państwa. Mamy drobne problemy techniczne. Chcieliśmy porozmawiać z premierem o powodzi, ale nie znalazł dla nas niestety czasu - rzekła ze smutkiem prezenterka wiadomości. - Przesadzał pelargonie. Zamiast niego o pomocy dla powodzian opowie nam polityk partii rządzącej.
- Ci ludzie nie dostaną pomocy, bo nie ma sensu jej wysyłać - gorączkował się na ekranie polityk z partii rządzącej. - Jak dostaną, to i tak powiedzą, że to nie pomoc i będą się jej domagać dalej. Były już takie przypadki. Oczywiście można to przerwać, ale jest tylko jeden człowiek, którego posłuchają i zejdą z tych dachów. To Karosław-Jaczyński. Ale oczywiście ta wszawa kanalia nie poczuwa się do jakiejkolwiek odpowiedzialności za kraj i za ludzi i ani ich nie wezwie, żeby zeszli z dachów, ani ich nie przeprosi.
- Nie wiem czy pan słyszał - powiedział reporter - ale Karosław-Jaczyński powiedział, że planuje odejście z polityki. Powiedział, że to właśnie w trosce o kraj i o ludzi.
- Kłamie! Podle kłamie!! - polityk partii rządzącej był przerażony.
- Powiedział, że skoro jako lider opozycji przeszkadza partii rządzącej mającej większość w Sejmie, w Senacie i swojego prezydenta, we wprowadzeniu jakichkolwiek reform, to rozważa odejście. Wreszcie! Cały kraj się ucieszy i odetchnie z ulgą. A wy wreszcie będziecie mogli wprowadzić reformy. Kiedy?
- Panie redaktorze - polityk partii rządzącej był blady jak ściana i trzęsły mu się ręce. - Sam pan wie jaki on jest wredny, szkodliwy i nieodpowiedzialny. Nie raz coś mówił a robił inaczej. Jak to: odejść? On nie może odejść... Poczekajmy aż naprawdę odejdzie. Zresztą jego odejście to też tak nie do końca załatwia sprawę. Przecież on może w każdej chwili wrócić! Czaić się za rogiem! Nie, naprawdę, w takiej atmosferze nie da się reformować kraju...
- Ojejku - zmartwiła się mama Łukaszka. - Ten lider opozycji jest naprawdę okropny. Nie będzie lepiej w tym kraju dopóki...
- Dopóki co? - dopytywał się dziadek Łukaszka. - Dopóki co?
Ale nie doczekał się odpowiedzi. Rozległ się dźwięk przypominający ryk torturowanego osła.
- Muahahah!!! - rżała siostra Łukaszka. - A oni siedzieli w łódce, a za nimi przeszedł facet i miał wodę pod kolana! To wcale nie było tak głęboko! A oni w łódce!!! Muahahah!!!
- Czas reakcji dwadzieścia trzy minuty - tata Łukaszka zerknął na zegarek. - Szybko jak na nią. Wyrabia nam się dziewczę.

Brak głosów