Niepodległość, święto i zamieszki

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Tego dnia Łukaszek i jego tata wybrali się na paradę z okazji Święta Niepodległości.
Poszli tylko we dwóch. Reszta Hiobowskich się wykruszyła.
Pierwsza odpadła siostra Łukaszka, która oświadczyła, że ma dosyć polityki.
- Po pierwsze, u nas niepodległość to polityka - wyliczała zaginając śliczne paluszki ozdobione tipsami z Che Guevarą. - Po drugie, u nas święto to też polityka. A po trzecie, u nas parady to też polityka! Zamiast tego idę na randkę z moim chłopakiem!
- Niepodległość niepodległością, a czy ktoś pamięta komu ją zawdzięczamy? Kto musiał oddać swe młode życie, byśmy dziś mogli świętować tą tak zwaną niepodległości w ubogich mieszkaniach odartych z tapet i wszelkiego socjalu? Ja pamiętam i dlatego dziś idę zapalić znicze na grobach nieznanych żołnierzy Armii Czerwonej, na których śmierci krwiożercza sanacja zbudowała Drugą Rzeczpospolitą.
Mama Łukaszka oznajmiła, że nie idzie, ponieważ zgodnie z tym co pisze "Wiodący Tytuł Prasowy" tego dnia należy zostać w domu i się wstydzić. Wstydzić za tradycyjny polski antysemityzm, który znowu dał o sobie znać dwa tygodnie temu na pogromie Żydów w Pawełkowicach.
- Nic nie słyszałem - zdziwił się dziadek.
- Przecież to jest news dnia w pewnych mediach na świecie! - załamała ręce mama. - Kioskarka nie wydała dwóch euro reszty! Wstyd przed całym światem! Poza tym, w tym czasie w Warszawie odbywa się Pierwszy Ogólnopolski Zjazd Projektantów Torów Formuły 1! To jest chyba ważniejsze i na pewno bardziej nowoczesne niż...
Dziadek oświadczył. że on nie idzie. Owszem, chętnie by poszedł. Ale akurat w tym czasie jest Sto Piętnasta Konferencja Dotycząca Prawdziwych Ostatecznych i Przygważdżających Dowodów Na Użycie Działa Infradźwiękowego w Smoleńsku.
- Jutro rząd poda się do dymisji, zobaczycie! - powiedział dziadek zadowolony i wyszedł.
- Od pięciu lat tak mówi - westchnęła babcia Łukaszka.
Łukaszek i tata też westchnęli i poszli.
Próbowali po drodze namówić kogoś z sąsiadów, ale nikt nie chciał iść. Bo pod blok zjechała się telewizja i kręciła kolejny program z cyklu jak to profesjonalista ratuje rodziny zagrożone agresywnym zwierzęciem - czyli "Żółwi psycholog".
- ...zobacz ile będzie ludzi, zyliony uczestników, w końcu to jest rocznica odzyskania niepodległości! - tata Łukaszka opowiadał podczas gdy szli w kierunku placu.
- Nie będzie tego zyliona, bo chyba z pół zyliona jest teraz w sklepach - zauważył Łukaszek przyglądając się mijanym po drodze placówkom handlowym.
Tata Łukaszka zasępił się, bo syn miał rację. Akurat jeden ze sprzedawców stał w drzwiach swojego sklepu.
- Dlaczego ma pan sklep otwarty w święto? - zaczepił go tata Łukaszka. - Przecież jest zakaz!
- Jest zakaz, no i co z tego? - obruszył się sprzedawca. - Wszyscy otwierają! W zeszłym roku byłem taki frajer i nie otworzyłem, a wie pan ile w tym czasie zarobili inni? W tych czasach nie mogę sobie pozwolić na ignorowanie popytu! Ludzie jak tylko widzą otwarty sklep to walą drzwiami i oknami, do nich miej pan pretensje! Jest wolny rynek czy nie? Dlaczego mam nie otworzyć skoro są klienci?
Tata Łukaszka zafrasował się i zaczepił jakąś panią wychodzącą ze sklepu.
- Jest zakaz, no i co z tego? Zakaz zakazem, a życie życiem! To jest ich wina, bo gdyby nie otwierali sklepów w święta to nikt by nie szedł kupować. A tak to ludzie się przyzwyczaili, że zawsze można zrobić zakupy. Do nich miej pan pretensje! Jest wolny rynek czy nie? Dlaczego mam nie kupić skoro jest otwarte?
- Chodź, bo się spóźnimy - i Łukaszek pociągnął tatę za kurtkę.
Wbrew ich obawom na placu było całkiem sporo ludzi. Już, już chcieli wejść na plac gdy drogę zastąpiła im jakaś pani policjantka.
- Czy pan zamieszkuje? - zapytała tatę Łukaszka.
- Że co?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - upomniała go policjantka. - Czy pan zamieszkuje?
- Cały czas, ale z rodziną.
- Acha! - wykrzyknęła triumfalnie policjantka i wyjęła kajdanki. - A zatem aresztuję pana!
Tata Łukaszka się wystraszył.
- Ale za co? - spytał Łukaszek. - Przecież nic nie zrobił.
- Sam powiedział, że cały czas wywołuje zamieszki! A dzisiaj w to szczególne święto powinniśmy być razem, a nie zamieszkiwać!
- Ach, to pani pod słowem "zamieszkuje" rozumie wywoływanie zamieszek? - upewnił się tata Łukaszka. - Ktoś panią w błąd wprowadził!
- Panie, co pan gada, jaki błąd, dowódca sam nam to mówił na odprawie...
- A więc to on! - wykrzyknął Łukaszek.
- Niemożliwe!
- Niech go pani prędko aresztuje - poradził tata Łukaszka i złapawszy syna za rękę oddalił się szybko.
Demonstracja przebiegała spokojnie, jeśli nie liczyć krótkiej awantury z próbą aresztowania dowodzącego akcją policji przez jedną z funkcjonariuszek. Ludzie szli, machali patriotycznymi transparentami i cieszyli się, że wreszcie żyją w wolnym kraju, gdzie mogą robić co chcą, z kim chcą, jak chcą, gdzie chcą i kiedy chcą.
W pewnym momencie tata Łukaszka zauważył, że spora część pochodu, zamiast iść oficjalną trasą, skręca w bok i idzie na dworzec autobusowy.
- Dokąd to? - zagadnął kolejną grupkę oddalających się. - Manifestacja jeszcze się nie skończyła!
- Panie, a co pan myśli, że my do domu? - oburzył się jeden z nich. - Owszem, ale tylko przebrać się, umyć, coś zjeść i na nockę do pracy! Ja pracuję na stacji benzynowej rosyjskiego koncernu!
- A ja w hipermarkecie francuskiej sieci handlowej... - dodał drugi.
- A ja w fabryce części do samochodów niemieckiej marki...
- A ja w koreańskiej fabryce telewizorów...
- Cieszmy się z tej niepodległości, ale cieszmy się też, że w tych niepewnych czasach mamy pracę! - dodał pierwszy mówca i cała grupa udała się na przystanek gdzie akurat podjechał kolejny autobus i pchało się do niego mnóstwo ludzi.
- Nie jest tak źle - powiedział Łukaszek.
- Głupstwa opowiadasz! - ofuknął go tata. - Co to za niepodległość, jak to rosyjskie, to niemieckie, a ty opowiadasz, że nie jest tak źle.
- No bo nie jest.
- Dlaczego?
- Autobusy są polskie...

Brak głosów