Japonka anglistką

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

- No i jak tam w szkole? - Hiobowscy pytali często Łukaszka, bo sprawa była poważna. Ostatni semestr w podstawówce. Łukaszek robił dziwne miny i w końcu odpowiedział:
- Dziwnie.
Rodzina zażądała wyjaśnień. Pod naciskami z wielu stron Łukaszek ugiął się i wyznał, że mają nową panią od angielskiego. I to ona jest dziwna.
- A konkretnie? - spytał dziadek Łukaszka.
- Ona jest z Japonii - wyjaśnił Łukaszek.
- No to co? - wzruszył ramionami tata Łukaszka. - Przecież w dzisiejszych czasach ten kraj jest gospodarczą potęgą, krajem światowym, dużo Japończyków zna angielski, więc...
Łukaszek wyjął swój zeszyt od angielskiego i pokazał rodzinie.
- O matko - skomentował wstrząśnięty tata na widok tłumaczenia: "dzienny - Dei Lee". - To na pewno po angielsku?
- Po co mu angielski, co? - wtrąciła zaczepnie babcia Łukaszka. - Do Stanów i tak nie poleci.
- Czemu? - odezwała się siostra Łukaszka.
- Bo są wizy - wyjaśnił dziadek Łukaszka.
- O przepraszam! - mama Łukaszka była czujna. - Już prawie ich nie ma! Premier zapowiedział, że będzie w tej sprawie rozmawiał i ja mu wierzę!
- Nie ma czegoś takiego "prawie nie ma". Dwie możliwości. Albo nie ma, albo jest - tłumaczył tata Łukaszka. - A wizy, niestety, są.
- To trzecia możliwość! - wtrąciła uradowana siostra. - Albo nie ma, albo jest, albo są...
Siostra została wyrzucona za drzwi, a rodzice Łukaszka stwierdzili, że muszą iść porozmawiać z panią od angielskiego. Na miejscu, w szkole, okazało się, że przyszło więcej rodziców. Pan dyrektor westchnął i poprosił do siebie panią od angielskiego.
- Co pani robi?! Jak pani uczy?! - krzyczeli rodzice.
- Sori! Sori! - biła pokłony przestraszona, bliska łez Japonka. I nie wiadomo jakby się to zakończyła, gdyby nie pani pedagog. Wpadła do gabinetu i postawiła śmiałą teżę, że tylko ktoś, kto uczył angielskiego, może krytykować kogoś, kto uczy angielskiego. Ale rodzice nie dali się łatwo zepchnąć do narożnika, najpierw poddali w wątpliwość IQ pani pedagog, a potem wysunęli kontrargument, że będąc opiekunami prawnymi odbiorców usługi edukacyjnej mają prawo do krytyki jej jakości.
- Jak śmiecie robić na nią taką nagonkę, tylko dlatego, że jest kobietą! - krzyknęła pani pedagog.
- Krytykujemy dlatego, że źle uczy, a nie dlatego, że jest kobietą... - tłumaczyli rodzice.
- Państwo zaprzeczacie temu, ze jest kobietą?
Nikt nie zaprzeczył.
- A więc atakujecie ją, bo jest kobietą - oznajmiła pani pedagog i poradziła pani od angielskiego, aby ta zorganizowała apel na Fejsbuku. I rzeczywiście: już wieczorem pojawiła się strona "Chcą mnie zwolnić tylko dlatego, że jestem kobietą! Ratujcie!". I ludzie klikali.
- Ja tego protestu nie widzę - oznajmił pan dyrektor obu paniom.
- Jest w internecie... - próbowała pani pedagog.
- Proszę pani, taki protest jest niezauważalny dla szerokiego odbiorcy! Oni muszą pokazać się na ulicy!
Pani od angielskiego rzuciła prośbę na Fejsbuk i w jej obronie odbyła się demonstracja.
- Za pierwszym razem przyszli ci z Fajsbuka i po prostu stali pod szkołą - opowiadał w domu Łukaszek. - Nie mieli transparentów, bo wiedzieli jak je zrobić. Nie krzyczeli nic, bo nigdy tego nie robili. Po prostu stali i wysyłali sami do siebie nawzajem esmemesy.
Okazało się jednak, że podczas tej burzy esemesowej urodził się pewien pomysł. Łukaszek wrócił rozbawiony ze szkoły. Nie chciał niczego zdradzić, powiedział tylko, żeby rodzina poszła pod szkołę i zobaczyła to na własne oczy. Hiobowscy, wiedzieni ciekawością, udali się tam natychmiast. Przy wejściu do szkoły zobaczyli jakąś postać.
- Ależ to ta japońska anglistka! - zawołała zdumiona babcia Łukaszka. - Nie jest jej zimno?
Gdy podeszli bliżej, okazało się że jest to zdjęcie pani od angielskiego naklejone na dyktę w skali jeden do jednego. Nad nią widniał napis "Uratuj mnie przed zwolnieniem tylko dlatego, że jestem kobietą!"
- Co to jest??? - spytał zaintrygowany dziadek. W miejscu pępka obraz pani anglistki miał wmontowany podświetlany guzik. Nad nim był napis "Lubię to". W miejscu mostka był mały wyświetlacz, na którym widniała liczba sześćdziesiąt trzy.
- Nie naciskaj! - wystraszyła się babcia. - Wybuchnie!
Dziadek spojrzał na nią wyzywająco i nacisnął guzik. Liczba na wyświetlaczu przeskoczyła na sześćdziesiąt cztery.

Brak głosów

Komentarze

Moja córka po studiach podjęła pracę w japonskiej firmie.
Kadra Japończycy,szef Japończyk...
Córka ma papiery,że moze uczyć języka angielskiego w krajach
wszystkich [prawie]oprócz Anglii,USA,Australii i Nowej Zelandii.
Kontakty z szefostwem wygladały mniej więcej tak,jak cygana
z muchą tse-tse.Bez aluzji :-)
-Tato!Żeby sie dogadać z Japończykiem po angielsku,trzeba
znać japoński!!
Pojechała też do Osaki...pisała,że makabra.
Sam tez sprawdziłem...fakt!

Vote up!
0
Vote down!
0
#232068

Nie miałem nigdy kontaktów z Japończykami, ale z tego co pisze mój przedmówca, to wynika z tego, że z nimi jak ze Skandynawami i Maltańczykami - mówią, że znają język angielski, i niewątpliwie wszystko rozumieją, co się do nich mówi, ale jeśli chodzi o mówienie to jakaś mieszanina języka narodowego i angielszczyzny. A na nas tak wszyscy narzekają...

Vote up!
0
Vote down!
0

Jeśli Bóg z nami, któż przeciw nam?

#258851