No, fajnie
Od pewnego czasu w telewizyjnych wiadomościach wytworzył się nowy zwyczaj. Pokazywano kogoś kogo w życiu dotknęły same nieszczęścia i tracił wszystko. Materiał kończył się apelem i migawkę jak to widzowie pomogli osobie pokazywanej parę dni wcześniej. I tak trwało to i trwało aż przyszła kolej na kogoś z osiedla na którym mieszkali Hiobowscy.
- Chlip, snif - wzruszona babcia ocierała łzy. - To nie do wiary. Sama zakosztowałam biedy po wojnie, więc wiem jak to jest. To niesłychane! Przez ostatnie lata zaprzepaszczono cały wielki dorobek socjalny PRL-u! To nie do wiary, że w dzisiejszych czasach ludzie nie mają pracy albo gdzie mieszkać!
Reszta rodziny zaczęła protestować, prostować słowa babci, ale babcia wiedziała swoje. Materiał zaprezentowany tego dnia dotyczył młodej kobiety, która z trójką młodych dzieci uciekła od męża-brutala.
- No, fajnie - powiedziała młoda mama żując intensywnie gumę. - Nie mam się gdzie podziać. Tułam się po mieście, nie mam dachu nad głową...
- Mam dla państwa dobrą wiadomość - oznajmił spiker dziennika następnego dnia. - Znalazło się mieszkanie dla młodej mamy!
Kamera pokazała młodą mamę, która w otoczeniu trójki swoich dzieci chodziła po niewielkim, pustym mieszkaniu.
- No, fajnie - powiedziała młoda mama żując intensywnie gumę. - I co, mamy mieszkać w pustym mieszkaniu?
W telewizji ogłoszono zbiórkę mebli dla młodej mamy.
- No, fajnie - powiedziała młoda mama żując intensywnie gumę. - A z czego ja zapłacę rachunki?
W odpowiedzi na kolejny apel zgłosił się jakiś przedsiębiorca. Wzruszony losem młodej mamy jakiś przedsiębiorca zadeklarował, że ją zatrudni.
- Trzeba pomagać ofiarom przemocy domowej! - deklarował się przedsiębiorca. - Trzeba dać szanse kobietom tyranizowanym przez brutali!
- Musimy dodać - powiedział spiker dziennika - że ludzie spontanicznie ofiarowują młodej mamie różne rzeczy, a pomoc społeczna dała jej pieniądze na
Babcia się wzruszyła i postanowiła, że też pomoże młodej mamie. Zabrała ze sobą Łukaszka w charakterze tragarza i udała się na zakupy do pobliskiego marketu.
- Po co? - ziewał wnuk.
- Pomagamy - uczyła babcia swojego wnuka.
- Ale po co gdzieś łazić, nie prościej przelać kasę na konto? - buntował się Łukaszek.
- W ten sposób można lepiej pomóc, pokazać, że pomagamy - tłumaczyła babcia. - Po co młoda mama ma biegać do sklepu i kupować, my kupimy jej od razu.
- A skąd wiesz, co ona chciałaby kupić?
- Kupujemy same najważniejsze rzeczy - poinformowała go babcia i stwierdziła, że naładowali już wystarczająco dużo do koszyka. Zapłacili w kasie, Łukaszek dźwignął siatkę i zapytał co dalej.
- Idziemy to zanieść młodej mamie - powiedziała babcia. - Dostałam adres od pani Sitko.
Skierowali się do jednego z bloków na obrzeżu osiedla. Już na schodach było słychać głośny płacz dzieci.
- Nie podoba mi się to - powiedziała zaniepokojona babcia. Zapukała do drzwi i otworzyła jej młoda mama.
- Czego? - zapytała żując intensywnie gumę. Z mieszkania niósł się głośny płacz dzieci i odgłos telewizora.
- Przynieśliśmy... Pomoc... - wybąkała babcia.
- No, fajnie. To połóżcie na stole w kuchni.
Weszli do kuchni. Stół był zastawiony puszkami piwa i butelkami wódki.
- O, inni też pomogli - zauważył Łukaszek.
- Grrr - zawarczała babcia i weszła do pokoju. Był pusty, prawie bez mebli. Płaczące dzieci leżały na dmuchanym materacu pod ścianą. Na kanapie siedziała młoda mama z jakimś facetem i patrzyli. Był gigantyczny, najnowszy model reklamowany w ulotkach. Facet wydał się znajomy babci.
- Przecież to ten mąż brutal! Co panią bił i katował!
- E tam bił - odparła młoda mama żując intensywnie gumę. - Nie mieliśmy pracy, gdzie mieszkać, to się Zdzichu zdenerwował raz czy dwa.
- Ale w telewizji pani mówiła...
- Jakbym nie mówiła, to byśmy tego nie mieli. Zresztą o co pani chodzi? Nie mamy prawa do szczęścia? Nie możemy się zejść razem?
- Mama wrażenie - powiedziała babcia głuchym z gniewu głosem i chwyciła mocniej siatkę z zakupami. - Mam wrażenie, żeście nas...
- ...wydymali - dopowiedział stojący obok babci Łukaszek.
- Piwo chcę - odezwał się Zdzichu nie odrywając wzroku od ekranu telewizora. - I ucisz te cholerne bachory.
- Już - odparła młoda mama żując intensywnie gumę. - Przyniosła coś pani? No, fajnie. To mówiłam, zostawić w kuchni i spierdalać.
Wtedy babcia nazwała młodą mamę słowem na "k" i trafiła ją puszką tuńczyka w łuk brwiowy.
- To pomagamy czy nie? - zapytał Łukaszek. - Bo ja już nic z tego nie rozumiem...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 905 odsłon