Doktor Chlegniew-Zbibowski i Mister Chlegu

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

- Ferie są, trzeba by go na coś zapisać - zauważył tata Łukaszka obserwując Łukaszka krążącego z ogromną prędkością po mieszkaniu.
- Przecież już połowa ferii minęła - zauważył dziadek Łukaszka wyjadając rabarbar ze szklanki po kompocie.
- E... No to tym bardziej powinniśmy go na coś zapisać - upierał się tata obserwując syna miotającego się w poszukiwania pendrive'a. - Przecież widać, że rozpiera go energia. Trzeba mu znaleźć jakieś zajęcie.
Po długiej dyskusji Hiobowscy zdecydowali, że jednak Łukaszka zapiszą na jakieś zajęcia, pomimo tego, że faktycznie połowa ferii już minęła.
- Przejdźmy się do osiedlowego domu kultury - zaproponowała mama Łukaszka. - Posiada on bogatą ofertę i na pewno znajdziemy coś dla Łukaszka. Może coś typu "Kurs rozpoznawania antysemitów"...
- Do tego nie trzeba kursu, każdy kto idzie po ulicy bez "Wiodącego Tytułu Prasowego" pod pachą to antysemita - zauważył złośliwie dziadek i za karę nie dostał dolewki kompotu.
Następnego dnia cała rodzina (oprócz siostry Łukaszka, poszła na randkę) wybrała się do osiedlowego domu kultury. A tam, na korytarzu, w tłumie innych osób, pod gablotą z ofertą ośrodka, spotkali pewnego człowieka. W średnim wieku, elegancko ubrany, trzymał za rękę małego chłopca i oglądali plakat kółka miłośników kolei zachęcający do wspólnej budowy platformy kolejowej.
- Ojejku, to on - szepnęła mama Łukaszka tak, aby wszyscy Hiobowscy usłyszeli. - Doktor Chlegniew-Zbibowski. Znany państwowiec. On działa, stara się, buduje karierę, żeby żyło się lepiej!
Doktor usłyszał, że o nim mówią, skromnie się uśmiechnął i poprawił okulary.
I nagle rozległ się dzwonek telefonu. Doktor Chlegniew-Zbibowski wyjął telefon, spojrzał kto dzwoni, zrobił przestraszoną minę i zaczął się mocno pocić.
- Nie!!! Tato, nie!!! - zaczął się drzeć chłopiec, który z nim przyszedł. - Ludzie, odsuńcie się!!! Znowu będzie miał atak!!!
Osoby znajdujące się na korytarzu przykleiły się wręcz do jego ścian zostawiając samotnie stojącego na środku doktora. Nagle telefon wypadł mu z ręki i zgiął się w paroksyzmie bólu.
- Grrrroooaaaarrrr!!! - zaryczał. W jego wyglądzie zachodziły gwałtownie niepokojące zmiany. Jego włosy zmierzwiły się i stanęły dęba, a w uszach wyrosły mu kępki sierści. Twarz nabrzmiała i nabrała cech jaskiniowca albo polskiego byznesmena z początku lat dziewięćdziesiątych. Jego paznokcie u rąk wydłużyły się, tak samo jak kły, które urosły tak mocno, że zachodziły na dolną wargę. - Hrrrrrrrrrgrrrrrrr!!! - darł pazurami ubranie na piersi, spod rozdartej koszuli od Armaniego wyglądała wylaszczona klata.
Ludzie w panice przesuwali się powoli do wyjścia. Nagle doktor uspokoił się, stał dysząc ciężko, a z obniżonego nagle czoła spływały mu hektolitry potu. Z cichym stukiem spadły na podłogę niepotrzebne już okulary. Telefon rozdzwonił się ponownie. Doktor podniósł go z podłogi i odebrał.
- No cześć Rysiu - odezwał się wulgarnym, wstrętnym głosem. - Tak, to ja, mister Chlegu. Jestem. Walczę. Załatwiam twoje interesy. Na dziewięćdziesiąt procent. Co byś chciał tym razem? Staw rybny w centrum Warszawy? Hotel w Dolinie Rospudy? Żonę w rządzie, syna w zarządzie czy córkę w nierządzie? Mów, bo pamiętam, żeś ty finansował moją ostatnią kampanię. Tak, spotkamy się tam gdzie zawsze. W "Króliczym pędzie".
Ludzie z niedowierzaniem słuchali słów doktora, który pod wpływem telefonu przeistoczył się w nędzną kreaturę - mistera Chlegu.
- Tato! - zawołał chłopczyk napiętym głosem. - Jak możesz! A pamiętasz co mi obiecałeś?! Że już nigdy więcej się nie zmienisz w mistera Chlegu!
Doktor zakończył rozmowę. Trzymał telefon w dłoni, patrzył na otaczających go ludzi i powoli przeobrażał się z powrotem w tego samego dobrodusznego faceta znanego z telewizji. Spojrzał na swoje podarte ubranie, na twarze gapiów i wyjąkał:
- O Boże... Znowu się przemieniłem.
- Tak! - potwierdzili obecni.
- Szanowni państwo - doktor Chlegniew-Zbibowski odzyskiwał formę i spokój. Wytarł twarz z potu podartym rękawem. - To dla mnie też wstrząs. W ciągu tych kilku minut pogrzebałem całą swoją karierę. A przecież ja całe życie pracowałem dla państwa. Zresztą nie zrobiłem teraz nic złego.
- Jak to nie?! - eksplodowali obecni. - Sam pan mówił...
- E tam, nakłamałem trochę przez telefon i tyle - doktor Chlegniew-Zbibowski machnął ręką z furkotem rozdartego rękawa. - A poza tym Rychu jak coś zbuduje to od tego podatki płaci! O! To wszystko z myślą o budżecie! Dajcie najpierw do budżetu tyle co Rysiu, a potem go krytykujcie!
- No wie pan! - oburzył się ktoś z kąta przy szatni. - Kombinuje pan jakieś lewe interesy...
- Lewe interesy?! - doktor obiema dłońmi wskazał na siebie i zrobił minę wcielonej niewinności. - No proszę powiedzieć, czy ja coś teraz Rysiowi załatwiłem? No co? Oczywiście nic, bo stoję tu i z państwem rozmawiam. To są kłamstwa i jest spisek na moją osobę! To trzeba wyjaśnić!
- Przychylam się do prośby pana doktora - odezwał się kierownik domu kultury. - Ci, którzy są zainteresowani tematem niech udadzą się do sali tanecznej. Za dziesięć minut podejdę tam z panem doktorem. Każdy będzie mógł zadać mu pytania, a pan doktor na pewno odpowie. Proszę iść, a my tu wypracujemy jakąś procedurę czy regulamin...
Wszyscy runęli w kierunku sali tanecznej nie chcąc stracić dalszego ciągu tej jakże interesującej draki. Na korytarzu zostali tylko Hiobowscy.
- My nie idziemy? - zapytała babcia Łukaszka.
- Nie... Zresztą i tak niczego byśmy się nie dowiedzieli - odparł tata Łukaszka i pokazał babci salkę konferencyjną. Była pusta, weszli tam kierownik z doktorem.
- Czy ktoś ma pytania do pana doktora? - kierownik rzucił pytanie w pustkę. Nikt nie odpowiedział, bo wszyscy chętni siedzieli w sali tanecznej. - Ponieważ nie ma pytań, pan doktor może iść do domu.
Doktor runął w kierunku wyjścia porywając po drodze płaszcz z szatni i chłopca, z którym przyszedł. Hiobowscy poszli powoli za nimi.
- To wszystko przez te narkotyki! - grzmiał oburzony dziadek.
- Moment, chyba nie powiecie, że doktor Chlegniew-Zbibowski coś bierze! - oburzyła się mama. - Przecież to znany państwowiec, a nie jakiś artysta filmowy czy inny scenarzysta. Którym oczywiście wolno więcej!
- Władza to największy narkotyk - rzekł sentencjonalnie tata Łukaszka. - I co gorsza działa też na kobiety. Wystarczy popatrzeć jakie żony czy kochanki mają stare, łyse, grube dziady...
- Jestem politykiem! - błaznował Łukaszek schodząc przed nimi po schodach. Robił zeza, wywalał język, rozciągał sobie palcami nozdrza i targał włosy na głowie. - Patrzcie na mnie! Jestem politykiem!
- Łukasz! - zdenerwowała się mama. - Nie rób tak! Bo ci tak zostanie!
Wyszli przed ośrodek i zaczęli dyskutować nad dziwnym zachowaniem doktora, gdy nagle tata Łukaszka zatrzymał ich i wskazał na coś mówiąc:
- Patrzcie! Następny...
Przed nimi, na trawniku kucał jakiś facet w czarnym płaszczu i jadł śnieg. Zachłannie i łapczywie wpychał go sobie do gardła.
- My tak robiliśmy na przerwie, kiedy wiedzieliśmy, że będziemy pytani - odezwał się Łukaszek. - Skarżyliśmy się potem, że gardło boli i...
- To jest dorosły a nie jakiś dzieciak - rzekła z naciskiem mama. - Tu nie ma miejsca na wasze szczeniackie zagrywki. Może on prowadzi alternatywny styl życia? Lubi konsumować śnieg? Bądźmy tolerancyjni.
- Dajcie spokój - wtrąciła się poruszona babcia. - To pewno jakiś nieszczęśliwy człowiek, co mu się w głowie pomieszało...
Facet jedzący śnieg usłyszał, że o nim mówią. Wstał, zaczął gwałtownie kaszleć i charczeć, wypluł większość zawartości jamy ustnej, po czym wyjął telefon.
- Miro? - powiedział do telefonu słabym głosem. - Cześć. Tu też Miro. Nie mogę przyjść. Gardło mnie boli...

Brak głosów

Komentarze

Dostałeś ode mnie dziesięć-i-pół.

Nigdy nie zapominaj o subtelnych wątkach erotycznych. To dla mnie promyki słońca w koszmarze III RP.

Pzdrwm

triarius
- - - - - - - - - - - - - - - -
http://bez-owijania.blogspot.com
http://tygrys.niepoprawni.pl

Vote up!
0
Vote down!
0

Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

#44358

Tak nie można.
Protestuję!
I domagam się POwołania komisji śledczej!

z futrzanym pzdr
Pędzący królik

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#44382