Sposób na egzamin

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra
Wydawać by się mogło, że Dzień Dziecka to przyjemne i radosne święto. Nic bardziej mylnego, choć zaczęło się całkiem przyjemnie. Pod koniec maja mama Łukaszka żyła egzaminami Łukaszka. - Jakimi egzaminami??? - przeraził się Łukaszek. - W zasadzie taki tam sprawdzian - machnęła ręką mama. - Ale przecież jesteś przygotowany? - No właśnie nie! Nic się nie uczyłem! - Łukasz, ale ja cię nie pytam czy się uczyłeś, tylko czy jesteś przygotowany! - To chyba to samo? - wyjąkał zdziwiony Łukaszek. - Widzisz, jak ty niczego o życiu nie wiesz. Czego oni was uczą w tej szkole? Chyba napiszę w tej sprawie do "Wiodącego Tytułu Prasowego". - Film ostatnio oglądaliśmy. "Raz, dwa trzy, kryjesz ty". - Połowa gimnazjum, a oni się w chowanego bawią... - To nie było o zabawie w chowanego. - A o czym? - O homoseksualizmie wśród zwierząt. - Hm, no tego, więc... - chrząkała uradowana mama. - Fajnie, że uczą was wartości europejskich. Ale wracając do egzaminu - musisz się przygotować. Najważniejsze jest jak wyglądasz. Otóż kilka lat temu jeden ze zdających poszedł w kaloszach, bo mocno padało. Opisują to w dzisiejszym "Wiodącym Tytule Prasowym". I wiesz co się stało? Zdał! I jaki z tego wniosek?! - Ee... - No widzisz, ty nawet wniosku sam nie umiesz wysnuć! - mama Łukaszka zerknęła na rozłożoną płachtę "WTP" i zakrzyknęła triumfalnie: - Zdaje sto procent zdających w kaloszach! - No i co z tego? - spytał zdumiony Łukaszek. - To z tego, że ty nadal niczego nie rozumiesz! Nie musisz się niczego uczyć, tylko pamiętaj, żebyś jutro poszedł na egzamin w kaloszach! - Ale jutro ma być słonecznie i plus dwadzieścia pięć stopni! W kaloszach będę wyglądał jak idiota! - Chcesz zdać ten egzamin, czy nie?! - spytała groźnie mama. - Jutro osobiście odprowadzę cię do szkoły! A spróbuj mi tylko zdjąć kalosze podczas egzaminu! I następnego dnia Łukaszek poszedł w kaloszach do szkoły. Dzielnie zignorował szczeniackie zaczepki okularnika z trzeciej ławki. Żeby m przyłożyć musiałby go najpierw dogonić, a jak można gonić kogoś w kaloszach? Na szczęście Gruby Maciek zachował się jak prawdziwy przyjaciel i nie zadawał niepotrzebnych pytań. Niestety, słowo "przyjaźń" nie oddawało stosunków panujących pomiędzy mamą Łukaszka a mamą Grubego Maćka. Bardziej trafniejsze byłoby określenie "wyścig zbrojeń". - Musisz zdać lepiej niż on! - nalegały obie mamy. Tuż po oddaniu kartek, kiedy nauczyciele pobieżnie sprawdzili zawartość, faworytem był Łukaszek. - Zwycięstwo! Miażdżące zwycięstwo! - piała podniecona mama Łukaszka. - Bez przesady, Łukasz ma mieć podobno ocenę dobrą, a Maciek dobrą minus - studził nastroje tata Łukaszka. - Milcz, kiedy zamiast wspierać zwycięstwo naszego syna wieszczysz przegraną! - mama zacisnęła pięści. - Tylko zwycięstwo nas interesuje! Wszystko albo nic! Zwycięstwo albo śmierć! - Kawa albo herbata! - zakrzyknęła siostra Łukaszka i została wyrzucona za drzwi. W nocy przyszedł esemes od mamy Grubego Maćka. "Ha ha ha mój syn chyba będzie mieć bardzo dobry, a Łukasz dostateczny!!! Wpisujcie miasta!!111". Mama Łukaszka poprzysięgła zemstę. - Jest druga w nocy - tata Łukaszka spojrzał na zegar. - Może z ogłaszaniem zemsty poczekamy do oficjalnych wyników... - Sam sobie czekaj - fuknęła mama Łukaszka i odpisała "Nie liczy się wynik, lecz uczestnictwo! Zresztą, co to za zwycięstwo! To tylko ocena w szkole". Kiedy nazajutrz ogłoszono wyniki okazało się, że drobną przewagą punktową wygrał Łukaszek. - Zwycięstwo! Miażdżące zwycięstwo! - piała znowu mama. - Na pewno? - upewnił się Łukaszek. - Bo oceny obaj dostaliśmy takie same...
5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.9 (4 głosy)