Akcje styczniowe
Któregoś styczniowego wieczora rodzice Łukaszka w spokoju oglądali mrożące krew w żyłach wiadomości telewizyjne. Wypadki, napady, morderstwa, kryzys, antysemityzm. Na szczęście to wszystko było daleko. Ich dom, ich mieszkanie było ciepłe i bezpieczne.
- Jestem zagrożony - oznajmił niespodziewanie ktoś zza ich pleców.
- Kto? Co? Gdzie? Jak? - krzyczeli rodzice wyrwani z przyjemnego letargu.
Za nimi stał Łukaszek.
- Ee tam... Jakie tym możesz mieć zagrożenie - machnął ręką tata Łukaszka.
- Pojęcia nie masz jakie niebezpieczeństwa czyhają na dzieci! - krzyknęła na niego mama Łukaszka. - Łukasz, powiedz mi zaraz jakie to zagrożenie! Antysemici? Faszyści? Pani od wuefu molestuje cię pod prysznicem? A może jakieś gangi?
- No taki gang... - skinął głową Łukaszek.
- Jaki gang?!!
- Nauczyciele...
- Ach tak - tata Łukaszka szybko sobie wszystko skojarzył. - Nauczyciele. I jesteś zagrożony. A z czego?
- Z matmy - wyznał Łukaszek.
- Półrocze za pasem! - mama złapała się za głowę.
- Dajcie spokój, przecież to trzecia klasa podstawówki - tata podniósł się z fotela. - Przecież to pikuś. Chodź Łukasz, pomogę ci. Rozwiążemy trochę zadań.
Poszli do pokoju Łukaszka, tata jeszcze parę razy powtórzył "pikuś" i wzięli zbiór zadań.
- Hm - zasępił się tata. Próbował zawalczyć, ale jego próby nie były uwieńczone wynikiem, który był podany na końcu książki. Nie mówił już "pikuś". Tata się poddał i zawołał resztę rodziny na pomoc. Oprócz siostry Łukaszka, która akurat wyjątkowo nie była na randce i też chciała pomóc.
- Twoja znajomość matematyki jest gorsza niż Łukasza - powiedziała brutalnie babcia zamykając drzwi łukaszkowego pokoju przed nosem siostry.
- Umiem dodawać! Umiem dodawać! - siostra na korytarzu darła się histerycznie. Tata Łukaszka wyjrzał, poinformował ją, że dodawać a udawać Dodę to zupełnie inne sprawy i poprosił o spokój.
Hiobowscy zastosowali tym razem odwrotną strategię: znając wynik próbowali dojść do równania początkowego. Udało się.
- Ale przecież on na sprawdzianie nie będzie znał wyniku! - zauważył dziadek.
- Jak to nie? - wystraszył się Łukaszek. - Pewno, że będę! Jak to tak, pisać sprawdzian nie znając wyniku?
- Kiedyś tak było - zauważył załamany tata.
- Ale teraz tak nie jest! Pani pedagog nam to tłumaczyła! - zapalał się Łukaszek. - Nie może być tak, że ktoś liczy całe zadanie i sprawdza się tylko ostatnią linijkę! Poza tym szkoła ma teraz uczyć nie jak zrobić wynik tylko ma nas uczyć myślenia! I teraz sprawdzają czy ktoś dobrze przekształcił wzory a nie czy wyszło sześć czy siedem!
- Kiedyś... - zaczęli jednocześnie babcia i dziadek i urwali. Po krótkiej ciszy Hiobowscy opracowali metodę rozwiązywania zadań od końca. Łukaszek nauczył się, zdał i udało się zagrożenie odegnać.
Parę dni później w szkole zebrała się rada pedagogiczna w celu ustalenia ocen na półrocze.
- Długo będziemy siedzieć, macie państwo coś do jedzenia? - zatroszczył się pan dyrektor.
- Tu obok jest pizzeria... - odezwała się młoda pani od polskiego, wychowawczyni łukaszkowej trzeciej a.
- Świetny pomysł - ucieszyli się wszyscy i zaczęli składać zamówienia. Ksiądz chciał pikantną pizzę, dyrektor z owocami morza, surowa pani od niemieckiego kebabową, pani pedagog - rzeźnicką i tak dalej.
Pizze pojawiły się po godzinie. Młoda pani od polskiego zaczęła je rozdawać.
- Jaką pizzę ksiądz zamawiał?
Kapłan uśmiechnął się nieśmiało i bąknął:
- Diablo...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1041 odsłon
Komentarze
faaajne.
3 Lutego, 2009 - 02:43
Gdyby to wydać, na pewno odniosłoby sukces.
Ma w sobie wszystko co trzeba.
Właśnie...nie chciałam powiedzieć, że Mikołajka przypomina, bo ostatnio usłyszałam od hydraulika, że moje rzeźby przypominają Akabanowicz ( pomyślałam sobie, że to nie komplement, choć on przecież chciał cokolwiek powiedzieć). ale widzę Gościnnego w dedykacji, więc mówię, że przypomina Mikołajka.
Pozdrawiam.