Akcje lutowe w klasie piątej
Przez pierwszą połowę lutego w szkole, do której chodził Łukaszek nic się nie działo. Powód był bardzo prosty. Ferie. Ale kiedy uczniowie powrócili w szkolne mury okazało się, że najgorętszym tematem jest ten, który urodził się tuż przed feriami. Czyli aresztowanie pana od angielskiego za pedofilię. Pan dyrektor zrobił to, co potrafił najlepiej, czyli zwołał apel.
- Cała szkoła stoi murem za panem od angielskiego! - warknął do mikrofonu pan dyrektor. - Dopóki nie ma wyroku jest on człowiekiem niewinnym! Przypomnę, że miał on bardzo dobre wyniki! To jest anglista przez duże a!
- Glista, glista... - przytaknęli ochoczo uczniowie.
Potem nastąpiły szare, szkolne dni, pełne trudu i znoju.
- Trud i znój, Hiobowski - powiedziała pani od biologii. - To trzeba wkładać, aby się uczyć. A ty się nie uczysz.
- Uczę - zaprotestował Łukaszek.
- No to odpowiedz na pytanie.
Łukaszek milczał.
- No jak myślisz, jaką oceną mogę ci postawić?
- Dostateczną! - rzekł serdecznie Łukaszek.
- Ja... Ja... Jak to? - panią od biologii zatkało. - Przecież ty niczego nie powiedziałeś! Przecież ty cały czas milczałeś!
- Ale milczałem w zadanym temacie!
Pani od biologii musiała przez dłuższą chwilę przetrawić odpowiedź Łukaszka.
- Hiobowski, ty nie rób ze mnie idiotki! Jak się milczy, to się milczy i już! Skąd ja mam wiedzieć w jakim temacie ty milczysz? Co?
- Wiedziałem, że pani tak powie! - triumfował Łukaszek. - Przygotowałem się. Proszę!
I położył pani od biologii na biurku skserowany artykuł z "Wiodącego Tytułu Prasowego". Nosił on tytuł: "Szef opozycji nadal milczy w temacie swojego brata".
- Sama pani widzi, że można milczeć w temacie - stwierdził Łukaszek.
- Hiobowskiiii... - pieniła się pani od biologii. - Tu jest szkoła! I to ja wystawiam oceny! Masz niedostateczną! I co mi zrobisz, co?
- To jest antysemityzm - odciął się Łukaszek, ale niewiele wskórał.
Po prezentacji katolickiego kółka karate okazało się, że z piątej a zapisała się tylko jedna osoba. Nie był to Gruby Maciek. Nie był to też okularnik z trzeciej ławki. I nie był to także Łukaszek. Zapisała się dziewczynka, która zawsze odzywała się jako pierwsza.
- Muahaha! - zaśmiał się okularnik z trzeciej ławki, ale jak mu dziewczynka powiedziała, co mu zrobi, gdy osiągnie już poziom mistrzowski, to mina mu zrzedła.
- Cisza! Jest lekcja! - ofuknął ich ksiądz Eureksjusz.
- To ona teraz jest ta, no... - podrapał się po głowie Gruby Maciek. - Tak jak siatkarka. Karatekarka.
- Jest sportsmenka. No to ona będzie karatemenka - poprawił przyjaciela Łukaszek.
- Ale wy jesteście głupi - odparła dziewczynka. - Jest karateka, prawda? To ja będę karateczka.
- Muahaha! - zaśmiał się znów okularnik. - Karateczka! Nie ma czegoś jak karateczka!
- Przecież prosiłem o ciszę - zirytował się ksiądz, zabrał im dzienniczki i wpisał nagany.
- Bo tłumaczyliśmy jej, że nie ma czegoś takiego jak karateczka - tłumaczył się okularnik.
- Jest - odparł lakonicznie ksiądz i oddał im dzienniczki.
- Karateczka? - zdumiał się okularnik. Ksiądz włożył jego dzienniczek z naganą do tornistra i powiedział pokazując na niego:
- Kara. Teczka.
Luty w szkole zakończył się również apelem. Pan dyrektor zwołał wszystkich uczniów bo miał dla nich nadzwyczaj ważną informację.
- Decyzję ministerstwa od przyszłego roku jednak będą gimnazja - oświadczył. - Ale tylko dla dzieci z nadwagą!
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 770 odsłon