Toyah i siedmiu malkontentów

Obrazek użytkownika Chłodny Żółw
Blog

"Posłuchaj, to do Ciebie..." - nawołuje Toyah.

A potem rozpoczyna swoje opowieści. Ich treść wzbudza uznanie nawet u licznych blogowych kopii "Smurfa Marudy"!

Malkontenci cmokają z podziwem i... zaczynają krytykować Autora za nadmierną krzykliwość, pogoń za popularnością, albo... no... inne takie...

 Stąd właśnie wziął się tekst Toyaha pt. "Moja prostytucja".

Reakcja Autora jest według mnie uzasadniona, chociaż zbyt emocjonalna. Szczególnie, że zarzuty krytyków Znakomitego Blogera robią wrażenie pozbawionych sensu.Czym tu się przejmować?

Marudni komentatorzy uważają, że sposób widzenia świata prezentowany przez Toyaha, zasługuje na popularyzowanie. Nie podobają im się jedynie metody tego popularyzowania. Dobrze, że nawołuje... ale czemu takl głośno? Czemu na wszystkie strony świata? Czemu chce przekonywać tych, którzy nie znają Go, albo co gorsza, tych, którzy po poznaniu Go na pewno nie będą się z nim zgadzali?

Po co Toyah zgłosił się do konkursu na "Blogera Roku"? Nie wiedział, że to Onet jest organizatorem tej zabawy? Ma nawet szansę wygranej... Ale po co mu to? Po co mu większa poczytność? Czy nie wystarczają mu czytelnicy, którzy znają go od lat, czytają Jego notki i niezmiennie się z nimi zgadzają? Po co mieliby czytać je jacys mniej godni (onetowi) czytelnicy?

Kometator zajmujący się tematyką społeczno-polityczną mógłby skryć się w piwnicy i w ogóle nie interesować się tym, czy jego przemyślenia zainteresowały kogokolwiek. Gdyby nie chciał niczego zmieniać, nie chciał aby ktokolwiek mógł skorzystać z jego przemyśleń,  takie pisanie do szuflady byłoby naturalnym rozwiązaniem... Ale Toyah to chyba nie ten przypadek.

Toyah, posłuchaj, to do Ciebie...

Wygraj ten konkurs :)

 Według mnie, Twoja wygrana na "boisku przeciwnika" będzie tym bardziej cenna.

Rób swoje!

Brak głosów