czerwonka

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Blog

W czerwcu, od kiedy pamiętam, wzrastała częstotliwość zachorowań na dyzynterię, zwaną też -z innego powodu- czerwonką.

Rzadkie ekskrementy, w których pławi się niemała część
znakomitych obywateli Rzeczypospolitej przez okrągły rok, mają podobne zabarwienie, ale nabrało ono onegdaj takiej intensywności, jakby producenci owej substancji, o której mowa, nie byli przedstawicielami żadnej elity, ale więźniami obozu koncentracyjnego (tu ze względu na dobrosąsiedzkie stosunki oświadczam, że miałem na myśli Berezę Kartuską).

Wydzieliny dziennikarzy i polityków, o których mowa, wydają się mniej obfite niż zazwyczaj (być może wskutek osłabienia zwieraczy dochodziło do defecatio praecox ?), bardziej są natomiast pieniste; ponury, a niekiedy wręcz cierpiący wyraz niejednej znanej twarzy świadczy o obniżonym samopoczuciu w innych częściach ciała, na co wskazują też mocno zaciskane zęby.

Trochę mnie dziwi jaskrawość czerwieni, która dawno powinna była wypłowieć, a tak się w drugim pokoleniu
pięknie odradza, i zastanawiam się, czy jakieś ogniste byczki nie dadzą się nią aby sprowokować do szarży.

Mam nadzieję, że ktoś albo coś w porę je powstrzyma, choćby węch.

Martwię się też o przyszłość ofiar epidemii czerwonki, bo nie będą przyszłością narodu; przeciwnie.

Martwię się, czy asenizatorom wystarczy sił i środków dezynfekcyjnych - i co będzie ze ściekami.

Ale mam i inne powody do troski.

Coraz bardziej mi żal pana ministra Jerzego Millera.

I żal mi się rozstawać ze starym, ludowym wierzeniem, że wdepnięcie w gówno przynosi szczęście.

Konsystencja i barwa nie są jednakowoż bez znaczenia.

No, dosyć tej koprolalii.

Pora spuścić wodę.

Jutro wszak - prezydencja !

Wow !!

Brak głosów