a kto, prosim, bude platit ?

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Blog

Nie chciałbym być nieuprzejmy wobec pokonanych (być może), ale dopóki jeszcze trzymają się na nogach - a ściślej rzecz ujmując, w służbowych fotelach, chciałbym im zadać powyższe pytanie, gdyż jako fundator owych foteli i tzw. dobrodziejstw inwentarza czuję taką wewnętrzną potrzebę.

Pomijam fotel pana prezydenta, bo jak na razie nie widzę możliwości skorygowania błędu dziewięciu milionów wyborców (albo przynajmniej ćwierci tej prostodusznej populacji), ale bardzo zatroskany jestem o fotele sejmowe, rządowe i kancelaryjne, o które podobno już toczy się w obrębie klasy politycznej straszliwa walka, jak donoszą komunikaty naszych najodważniejszych dziennikarzy.

Wielokrotnie w moim stanowczo zbyt długim życiu bywałem już informowany o wynikach takich bojów - ale prawie nigdy nie informowano mnie o tym, co się właściwie stało z byłym sekretarzem stanu czy komitetu partyjnego, byłym ministrem albo posłem, byłym premierem albo marszałkiem - po prostu umierali śmiercią medialną, a jeśli się odnajdywali, to zwykle daleko, jak Kazimierz Mijal w Tiranie czy niedoszły I sekretarz KC PZPR Stefan Olszowski w USA (do dzisiaj się głowię, jak ów wysoki komunistyczny aparatczyk otrzymał wizę amerykańską ?).

Późniejszy rozwój mediów i tej, no, demokracji, sprawił iż przegrani nie tylko przestali znikać, ale owszem, zaczęli pojawiać się, i pojawiają w mediach coraz częściej, a nie są to jakoweś żerujące na ludzkim nieszczęściu "tabloidy", ale media bardzo a bardzo opiniotwórcze.

Choć Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski czy Leszek Miller nie pełnią żadnych ważnych funkcji ani nie zajmują ważnych państwowych stanowisk, ich opinie w rozmaitych sprawach są prezentowane z namaszczeniem, na jakie nie może liczyć niejedna osobistość czynna w służbie publicznej i mająca do powiedzenia obywatelom coś mądrzejszego niż pan Wałęsa, coś ciekawszego, niż pan Kwaśniewski i coś ważniejszego, niż pan Miller - z całym szacunkiem dla ich talentów oraz długoletniego doświadczenia politycznego, którego słodkie owoce nadal konsumują, niech im będzie na zdrowie.

Są jednak obywatele których bardziej interesują poglądy i opinie urzędującego premiera i jego ministrów, a także posłów (zwłaszcza tych, których sobie ongi wybrali), ale ich bieżącej działalności przyglądać się nie mogą, gdyż obrady sejmu - wedle Konstytucji jawne - nie są od dwóch lat transmitowane przez TVP ani rzetelnie relacjonowane, zaś rząd nie przedstawia bieżących sprawozdań ze swoich prac w formie zrozumiałych, ogólnodostępnych komunikatów.

Tacy obywatele, nie posiadający wiedzy o pracach rządu, którego nie wybierali, i którego ministrów nie mianowali, mogą się bardzo mylić, dokonując aktu wyborczego - oddać władzę ludziom niewłaściwym pod wpływem rozmaitych opinii czy sugestii pozbawionych obiektywizmu, bo będących echem bitewnego zgiełku wywołanego wspomnianą wojną o fotele.

Mogą jednak, jako płatnicy, poprosić obecną zmianę o ten rachuneczek, który pozostawia.

Wobec tego, że kończą się niebawem różne kadencje i mają zacząć nowe, postanowiłem poprosić o przygotowanie dla mnie - i innych zainteresowanych - informacji o tym, co kto na którym fotelu robił, gdy go zajmował; co zrobił tak, jak obiecywał,a co zrobił inaczej, i dlaczego, czego zaś - i z jakiego powodu - nie zrobił, choć to obiecywał, albo miał obowiązek to zrobić.

Premier, ministrowie i posłowie maja swoje biura, a w nich
wysoko wykwalifikowanych i dobrze płatnych pracowników - poradzą sobie z tym zadaniem - i przed jesienią skończą.

Plan i sprawozdanie mogą być zwięzłe, ale uzupełnieniem musi być szczegółowe, indywidualne rozliczenie finansowe,
obejmujące wszystkie wpływy i wydatki - przede wszystkim jednak zawierające informacje o wymiernych już skutkach podjętych dotąd przez premiera, ministra, czy też posła decyzji, zwłaszcza o dotąd zaciągniętych zobowiązaniach, ze wskazaniem konkretnego źródła ich sfinansowania.

Wcale nie żartuję. Chcę wiedzieć, ile mnie kosztowała pani minister Pitera - i zastanowić się, czy nie zażądać zwrotu pieniędzy, zanim pozwolę jej odejść.

Chcę wiedzieć, ile pan premier zamierza zwrócić telewizji publicznej za to, że utraciła wpływy z abonamentu po jego zapowiedzi, że będzie zniesiony - i wskutek niezdolności skarbu do jego wyegzekwowania.

Chcę wiedzieć, gdzie zniknęło osiemnaście miliardów.

Bilans nie musi być na zero - ale skoro apeluje się do mnie o dobrowolne datki na redukcję długu publicznego, mam prawo poprosić właścicieli niejednej młodej fortunki albo o rachunek, albo o dobrowolne złożenie zeznań i podpis na wekslu, zanim wstaną od stołu.

Potem pogadamy o konsekwencjach - albo i o napiwku, jeśli będzie za co.

Brak głosów