Embargo, czyli jedyny konkret w stosunkach z Rosją

Obrazek użytkownika Jerzy Mariusz Zerbe
Gospodarka

Pamiętamy zapewne rosyjskie embargo na polskie produkty mięsne i rolne, wprowadzone w listopadzie 2005 roku. Dzięki twardej postawie polskiego rządu z premierem Jarosławem Kaczyńskim oraz stanowisku prezydenta Lecha Kaczyńskiego, odrzucona została wtedy rosyjska wizja dyktatu i szantażowania Polski.

Embargo to stało się udanym sprawdzianem jedności Unii Europejskiej w stosunkach międzynarodowych. Angela Merkel powiedziała, że spór o rosyjskie embargo na polskie mięso nie powinien zostać rozstrzygnięty między Moskwą a Warszawą, a kwestia ta jest sprawą Unii Europejskiej. W obronie Polski stanął również przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso, który oświadczył, że problem Polski jest problemem europejskim, oraz że UE nie widzi podstaw rosyjskiego zakazu importu mięsa z Polski. Niestety, idylla nie trwała długo..

Po dwóch latach rosyjskiej obstrukcji i nacisków, przejęcie władzy przez rząd Tuska spowodowało gwałtowną zmianę polskiego stanowiska i kapitulację wobec Rosji. Unia Europejska przestała być nam potrzebna. Na przełomie 2007 i 2008 roku za cenę ustępstw politycznych nastąpiło zniesienie embarga, gromko ogłoszone jako sukces nowej polskiej władzy i zapowiedź radykalnej zmiany stosunków polsko-rosyjskich. W istocie, jak wiemy, zmiana ta ograniczyła się do epatowania świata pustymi słowami o nowym otwarciu i wzajemnej miłości. Nie skutkowała podejmowaniem jakichkolwiek realnych kroków, zmierzających do budowy równoprawnych stosunków, a jedynym widocznym znakiem stało się poklepywanie po plecach i breżniewowskie obłapywanie. Prawda, ze jeszcze nie tak obleśne, jak za czasów Leonida.

I oto po kilku latach historia się powtarza. Znowu mamy rosyjskie embargo, tym razem na owoce i warzywa, a pretekstem jest europejska afera z obecnością w tych produktach bakterii coli typu kałowego. Polski rynek owoców i warzyw gwałtownie zawala się, a Rosjanie wyszukują kolejnych pretekstów, aby embargo utrzymać, a Polskę upokorzyć.

Co w tej sytuacji robi polska władza? Właściwie nic. Zagrażałoby to wzajemnym stosunkom na najwyższym szczeblu. Dramatyczna sytuacja polskich rolników jest więc jej obojętna. Opozycyjny eurodeputowany Olejniczak łapie wiatr w żagle i publicznie, ze swadą, oświadcza: „wzywam ministra Sawickiego do większej odpowiedzialności!”

Naiwniak. Wzywać członka polskiego rządu do odpowiedzialności w stosunkach z Rosją! Toż cała polityka obecnej polskiej władzy z premierem i prezydentem na czele wobec Rosji i jej partykularnych interesów jest z punktu widzenia polskiej racji stanu wysoce nieodpowiedzialna. Dramat smoleński i jego następstwa jednoznacznie wskazują, że po obecnych polskich władzach niczego więcej oprócz nieskończonej uniżoności spodziewać się nie można.

Chłopi polscy, musicie radzić sobie sami.

Brak głosów