Demokratura (2)

Obrazek użytkownika Anonymous
Idee

Projekty obalenia demokratury


 

Marsz w obronie wolnych mediów ujawnił istniejące na rynku idei dwie drogi do obalenia demokratury. Częściowo konkurencyjne, a częściowo uzupełniające się, pozostające w relacji, którą Marek Chodakiewicz nazwał kiedyś „nienawistno-miłosną”1, lecz wykorzystujące paliwo patriotycznego przebudzenia.


Z analizy materiałów publikowanych w tzw. „massmediach drugiego obiegu” w internecie wynika, że największą popularność zyskują dwie drogi obalenia demokratury, które umownie można nazwać „elitarną” („konserwatywną”) i „egalitarną” („kontrrewolucyjną”). Zdaję sobie sprawę, że mogę tutaj nie rozumieć wszystkich niuansów, więc po prostu przedstawiam to, co rozumiem.


Drogę elitarną w jakimś stopniu uosabia profesor Andrzej Zybertowicz, który w największym skrócie proponuje wykorzystanie paliwa patriotycznej aktywności do wykreowania i wyszkolenia liderów politycznych. Wychowani w duchu minimum patriotycznego liderzy zostaną przygotowani do przejęcia władzy w sposobnym momencie i przeprowadzenia gruntownych reform – teraz lub w perspektywie kilku lat. Profesor zakłada, że nawet najlepsza i najświatlejsza partia polityczna nie może przeprowadzić zmiany bez odczuwania na plecach oddechu aktywnych obywateli i bez stałego „zagrzewania” do działania. Edukacja powinna też obejmować tych obywateli, których trudno rzucać na „głębokie wody” patriotyzmu. Zwichrowana część społeczeństwa ma być stopniowo subtelnie edukowana i delikatnie kierowana w stronę patriotyzmu, poprzez rozmaite formy pośrednie („brodzik patriotyzmu”). Rewolucja technologiczna daje możliwości pracy turbo-organicznej, a więc szybszej, niż tradycyjna praca organiczna.

 

 

Droga druga, egalitarna, wiąże się częściowo z osobą Ewy Stankiewicz. Piszę „wiąże się”, ponieważ to i owo muszę sobie ze słów i działań pani Ewy „dorozumować” i powiedzieć własnymi słowami. Ma to być przede wszystkim rewolucja moralna oparta o naturalne poczucie sprawiedliwości i ukryte, lecz przyrodzone Polakom cechy charakteru. Drogą do zwycięstwa jest długotrwały, konsekwentny i niesłabnący nacisk Demosu, tworzenie faktów dokonanych. Obywatele moralnie słabi lub niezdecydowani zostaną wciągnięci przez demos lub po prostu przezeń „ominięci” jak latarnie (świadomie używam tego słowa: nie chodzi o wieszanie na latarniach, lecz potraktowanie przeciwników jak latarni). Rewolucja moralna przekroczy istniejące ramy prawne, wytworzy się porządek rokoszowy na wzór Pierwszej Solidarności. Istniejący ustrój po prostu straci swoją legitymizację de facto, będzie istniał czas jakiś jako swego rodzaju zombie-state. Oligarchowie i inni administratorzy systemu wyemigrują jeszcze zanim osądzą ich rodacy, co automatycznie skaże ich na banicję, infamię i konfiskatę. Istniejący porządek rokoszowy „stanie się” państwem i spontanicznie zastąpi jego struktury.

 

 

Obie te drogi – jeśli dobrze je rozumiem – mają swoje wady.


Propozycjom Zybertowicza można zarzucić, że są nadmiernie „technologiczne”. Wątpię, czy praca turbo-organiczna może przynieść efekty tak samo dobre, jak praca organiczna. Dziecko nie nauczy się mówić szybciej, niż się nauczy, a przyśpieszanie procesu dziejowego to ulubiona zabawa lewicowców i inżynierów-genetyków. Wyławianie zdolnych liderów i ich szkolenie, ułatwianie awansu, to przecież metoda wielu partii totalitarnych, a także fakcji klientalnych. Uważa się, że PO jest rodzajem fakcji klientalnej; często też podobne zarzuty padają pod adresem PiS. Czy z demokraturą można – w jakimkolwiek zakresie - walczyć jej metodami? Czy warto „lewicowej” demokraturze przeciwstawić demokraturę „prawicową”? A ponadto: czy nie jest to kolejna odsłona eliciarstwa Unii Wolności, tylko w cieplejszej formie?


Działaniom Pani Stankiewicz można zarzucić w pewnym sensie nieliczenie się z porządkiem międzynarodowym. Członek ONZ pod nazwą „Polska” dysponuje osobowością prawną; czy jednak Polska rokoszowa, Polska prawdziwa taką osobowość uzyska, tego nie byłbym już taki pewien. To prawda, że dzisiaj nie ma nikogo, kto mógłby polskim rękami stłumić pokojową rewolucję, ale istnieją siły zdeterminowane, aby nie wypuścić Polski z ramion niewoli. „Polska anarchia” jest większym zagrożeniem dla naszych sąsiadów, niż dla nas samych – wszak od niskich podatków nikt jeszcze nie umarł. Polska wolna i obywatelska mogłaby być – w regionalnej skali – równie niebezpieczna jak Stany Zjednoczone i jeszcze bardziej niebezpieczna, niż kiedyś była I RP. Byłaby solidarnościowym państwem z centralnym rządem, ale bez centralnej odpowiedzialności za politykę zagraniczną! To już zbyt wiele jak na nerwy Putina, Miedwiediewa i stojących za nimi władców marionetek. Przecież w Polsce wolnej kolejna dymitriada byłaby tylko kwestią niedługiego czasu...


Który projekt wyjścia z demokratury jest lepszy? Który bardziej realny? Propozycje Zybertowicza brzmią racjonalnie, realistycznie aż do bólu, podobnie jak koncepcje Romana Dmowskiego. Zawsze jednak zadaję sobie pytanie, czy całym efektem endeckiej pracy organicznej miało być tylko powstanie wielkopolskie, czy może jednak coś więcej, czego Dmowski nie planował, a co wykonał Piłsudski? Czy do odzyskania Niepodległości nie potrzeba odrobiny szaleństwa?


Myślę, że obie propozycje wyjścia z demokratury mogą się uzupełniać. Propozycja Zybertowicza ma sens tylko wtedy, gdy PiS przestanie być zwykłą partią polityczną (czytaj: partią saską) i stanie się sarmacką konfederacją. Wówczas wychowankowie profesora Zybertowicza nie będą zagrożeni „ukąszeniem klientalnym” i staną się kadrą nowego państwa, nie zaś takiej czy innej partii lub koterii. Zaś sarmacka konfederacja to inna nazwa tego co próbuje robić Ewa Stankiewicz.


Nadal otwarte pozostaje pytanie jakie są formy działania, które mogłyby naprawdę demokraturze zaszkodzić w ciągu najbliższych miesięcy. Bo na pewno nie najliczniejsze choćby demonstracje i raczej nie demonstracyjne blokowanie siedziby TVP. W 1981 roku forma skuteczną był strajk generalny. Co będzie nią dzisiaj?


Jakub Brodacki


1Mam na myśli związki nienawistno-miłosne konserwatystów z kontrrewolucjonistami, wspomniane w książce Chodakiewicza Ciemnogród? Rzecz o lewicy i prawicy. Niestety pożyczyłem tę książkę pewnej koleżance, która potem została doradcą medialnym Donalda T., a co się stało z tym cennym egzemplarzem tego nie wiem

0
Brak głosów