Pewna forma terapii
Mama Łukaszka z trudem dochodziła do siebie po wstrząsie spowodowanym spotkaniem z lemingołapem. Jej stan lekko się poprawił do momentu, gdy zobaczyła, co Hiobowscy zrobili z jej ukochaną gazetą.
- Pocięliście "Wiodący Tytuł Prasowy" w paski??? - mamie Łukaszka gwałtownie się pogorszyło. - Barbarzyńcy! Nawet Hitler palił ksiązki w całości!!
- To na kompresy - tłumaczył tata Łukaszka.
- Widzę - warczała mama usiłując zmyć farbę drukarską z czoła. Po fazach negacji, agresji i zniechęcenia zaczęła rozmyślać nad tym, że w obecnej sytuacji można dostrzec jakieś pozytywy. Okazało się, że można i to na dodatek na tyle ciekawe, że warto się tym podzielić z innymi. Nie zwlekając, bez przygotowań udała się za pomocą komunikacji miejskiej do lokalnego oddziału "Wiodącego Tytułu Prasowego".
- Przyszłam tu bo mam problem - oświadczyła mama Łukaszka portierowi.
- To zawołam takiego redaktora, akurat pisze jakiś reportaż o patologiach - odparł portier. Mama Łukaszka chciała ostro zaprotestować, ale nie wypadało. Przecież jednak ją wpuścił!
Mama Łukaszka zasiadła w małej salce konferencyjnej. Obok, w dużej sali konferencyjnej widać było jak do grupy siedzących tam mężczyzn wszedł jakiś facet.
- Miałem dać wywiad... - zaczął facet, ale tamci nie dali mu dokończyć. Wyzwali go od plemników drugiej kategorii, męskiego organu płciowego i nierogacizny, po czym chluśnięto mu wodą ze szklanki w oczy, przywalono krzesłem w plecy, powalono na podłogę i zaczęto kopać.
Mama Łukaszka trochę się wystraszyła. Na szczęście do jej salki akurat wszedł profesjonalnie wyglądający redaktor.
- Co tam się dzieje? - spytała wystraszona mama Łukaszka pokazując to, co się działo za oknem.
- A, to lincz medialny - machnął ręką redaktor. - Co panią do nas sprowadza?
- Zasłabłam niedawno i to poważnie - wyznała mama Łukaszka. - Nic mi nie pomagało, aż rodzina zrobiła mi kompres z pasków "Wiodącego Tytułu Prasowego".
- Widzę, ma pani jeszcze ślady farby drukarskiej na czole - rzekł redaktor.
- Tak sobie myślę - kontynuowała mama Łukaszka trąc czoło. - Że jeśli takie kompresy mi pomogły, to może wydawnictwo wypuściłoby specjalne takie produkty? Po co niszczyć dobrą gazetę.
- Nie bardzo rozumiem - powiedział redaktor patrząc na to, co działo się za szybą. W dużej sali mężczyźni pomagali wstać pobitemu, krzycząc głośno, że całe szczęście, że się wyrzeka kontaktów z tamtymi polityki, bo teraz dzięki temu jest piękny, fajny i mądry. I będą z nim rozmawiać i będą to drukować.
- Chodzi mi o to, że jestem dowodem na to jak zbawienny wpływ na organizm mają wasze słowa - sprecyzowała mama Łukaszka zaciskając nerwowo dłonie. - Ale po co męczyć się z cięciem kartek, niszczyć gazetę i obklejać się papierem? Nie lepiej zrobić od razu gotowe produkty z nadrukiem co lepszych treści?
- Jakie produkty pani ma na myśli?
- Jakieś takie, które mają bezpośredni kontakt z ciałem. Wkładki do biustonosza. Albo podpaski. Z wyborem najlepszych cytatów!
Redaktor spojrzał na mamę wystraszony, choć prawdę powiedziawszy nie wiadomo co wystraszyło go bardziej - słowa mamy czy akcja za szybą. Do dużej sali konferencyjnej wpadł bowiem jakiś facet. Spojrzał na swoich kolegów debatujących w najlepszej komitywie z niedawno pobitym i ryknął do niego:
- Dzwonił polityk opozycji, z którym był pan kiedyś w opozycji! I powiedział, że jeszcze raz mógłby z panem zawrzeć koalicję! Oszukał nas pan! Ty świnio!
- Heeej! - krzyknęli pozostali i facet znowu dostał krzesłem przez plecy, a gdy runął na wykładzinę otrzymał kolejną porcję kopniaków.
- To nie jest najlepszy pomysł - oznajmił redaktor. - Dziękuję za pani sugestię, ale to się nie sprawdzi. Pani pozwoli, że odprowadzę, mam mało czasu, pani rozumie, wszędzie kaczki dziennikarskie.
Wyszli na korytarz i mama Łukaszka ośmieliła się zapytać dlaczego jej pomysł jest zły.
- Bo żyjemy w przed-edenowej post-rzeczywistości - objaśnił redaktor. - Sytuacja zmienia się znienacka, a nawet i diametralnie! Się potrafi zmienić! Taka sytuacja! I co z taką treścią, umieszczoną na, przykładowo, podpasce? Będzie już nieaktualna, a nadal będzie sączyć się do krwi. Tu jest potrzebna duża ostrożność, my już nawet esemesów z przekazami nie używamy, tylko eresesy i tłitery...
- To sytuacja zmienia się aż tak szybko? - spytała zdumiona mama Łukaszka. W odpowiedzi redaktor zapukał do dużej sali konferencyjnej. Otworzył mu jakiś młody człowiek z rysunkiem spustu rewolwerowego na koszulce.
- Melduję, że sytuacja opanowana - poinformował młody. - Okazało się, że ten polityk opozycji żartował tylko. Nasz gość jest więc niekwestionowanym autorytetem i dowodem na to, że tamten polityk zhańbił się do pięt współpracując z kimś takim jak nasz gość.
- No i sama pani widzi - powiedział redaktor zwracając się do mamy Łukaszka. Ale mama Łukaszka nie odpowiedziała nic tylko osłupiała patrzyła wgłąb dużej sali konferencyjnej. Grupa mężczyzn chodziła po wykładzinie na czworakach.
- Zęba mi wybiliście - oznajmił nadąsanym tonem pobity siedząc za stołem. - Szukajcie teraz!
- A jaki to był ząb? - odezwał się ktoś spod blatu. - Górny czy dolny?
- Złoty!
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 856 odsłon
Komentarze
Inpiracja
19 Lipca, 2011 - 22:59
1. Komentarze
http://brixen.salon24.pl/324919,lemingolap-z-hameln
2. Notka
http://seawolf.salon24.pl/325600,sinusoida-leppera
Koło się zamyka
20 Lipca, 2011 - 00:35
I tak w lokalnym oddziale przodującego organu przebiegły złote żniwa i to nawet bez użycia dziecięcego szpadelka i grabków.
Mama Łukaszka osiąga tak niebywałe poziomy abstrakcji, że tylko udało mi się zrozumieć ideę powiększających wkładek do biustonosza. Tańsze to od operacji wszczepienia obcego ciała, zwanego silikonowym implantem. Obce ciało w każdej chwili można wyjąć z biustonosza lub w miarę potrzeby nawet dodać. Wiadomo organ wszystko powiększa. Idea podpasek niestety nie jest dla mnie zbyt jasna.
@tadman
20 Lipca, 2011 - 08:14
Chodziło o to, aby treści gazetowe miały bezpośredni kontakt z ciałem. I żeby treści te były dość często zmieniane, bo wiadomo - sytuacja też często się zmienia.
Takie małe deja vu...
20 Lipca, 2011 - 09:10
Juliusz Cezar bawi w Egipcie...w Rzymie rządzi Antoniusz.
Posiedzenie Senatu...jeden senator napieprza strasznie na
Antoniusza,na drozyznę,na upadek moralnosci,na zachowanie
niewolników i stwierdza,że to wina Antoniusza,bo nic nie
robi,tylko sie bawi za pieniądze podatników!
-Cezarze!!!Przybywaj jak najprędzej do Rzymu!!!Woła...
Senat burzliwymi oklaskami wita przemówienie i wołanie.
Antoniusz siedzi...kiwa głową...i po chwili podnosi rękę...
zapada cisza.
-Senatorze! Jak Cię zwą?
-Marek Serwillus! Antonuszu!
-Marku Serwillusie!!!Wyjedź jak najszybciej z Rzymu...
Śmiech w Senacie był jakiś ukradkowy i szybko umilkł.
To podobno było autentyczne...wg Tacyta.:-))
A dlaczego deja vu? Sam nie wiem...:-)))