Wielka Noc, część 1

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Połowa rodziny Hiobowskich poszła do spowiedzi. Dziadek bez problemu uzyskał rozgrzeszenie, w końcu chadzał co kilkanaście dni. Siostra Łukaszka też uzyskała, ale z lekkimi problemami.
- Bez detali! - psykał poczerwieniały na twarzy ksiądz. Siostra obiecała poprawę i frunąc na szpilkach wyszła z kościoła. Największy problem był z Łukaszkiem, który upierał się, że owszem, bija się, ale zawsze w słusznej sprawie. Rozgrzeszenie uzyskał dopiero po gruntownej rewizji swojego stosunku do okularnika z trzeciej ławki.
Ponieważ babcia i mama Łukaszka programowo nie chodziły do kościoła w kolejce do wyznania swoich grzechów pozostał jedynie tata Łukaszka.
- Jak ja grr wrr tej spowiedzi! - narzekał.
= To nie idź - odpowiedziały mu mama i babcia.
- Muszę - stwierdził tata Łukaszka.
- Wcale nie musisz - wtrącił się dziadek.
- Oszustwo! A ja musiałem! - zgłosił się z pretensjami Łukaszek, który został natychmiast uciszony przez dziadka w trybie ręcznym.
I w ten sposób sytuacja wróciła do punktu wyjścia.
- Pójdę do spowiedzi w piątek po pracy - zadecydował tata. W piątek od rana słuchał wiadomości w radiu.
- Korki, ludzie, wszędzie korki!!! - informował serwis radiowy. - Korki na ulicach! Na myjniach samochodowych!! A w kościołach jakie kolejki!!!
- Hm, może faktycznie... - zadumał się tata Łukaszka. - Auto też przydałoby się umyć... Ale te korki...
Kiedy po pracy wyszedł na parking podjął decyzję: najpierw myjnia, potem spowiedź. Korków na drogach raczej nie było.
- A przecież zapowiadali korki - dziwił się tata Łukaszka. Dojechał na myjnię. Była pusta.
- A przecież zapowiadali korki - dziwił się tata Łukaszka. Kiedy wyjechał z myjni zauważył, że ma przekrzywione lusterko. Zjechał na parking obok. Kiedy poprawiał lusterko zauważył, że niedaleko stoi furgonetka znanej mu ekipy remontowej, którą to ostatnio spotkał pod koniec grudnia. Przy furgonetce krzątało się dwóch robotników. Jeden sprzątał coś we wnętrzu, a drugi popalał papierosa.
- Witam - zagadnął ich tata Łukaszka. - Jeszcze w pracy?
- Nie, już po - odezwał się ten czyszczący. - Andrzej! Podaj mi dywanik. I nie pal! Jak by to zobaczył nasz pan... kierownik!
- Ulubieniec szefa - rzekł sarkastycznie robotnik Andrzej i posłusznie zgasił papierosa po czym pstryknął niedopałek w powietrze.
- A, ten młody, długowłosy? - przypomniał sobie tata Łukaszka. - Co z nim?
- Odszedł - jęknął czyszczący i niespodziewanie zalał się łzami.
- Umarł???! - wystraszył się tata Łukaszka.
- Janek!! - ofuknął czyszczącego robotnik Andrzej. - Jakby to panu powiedzieć... Wierzymy, że do nas wróci. Już w niedzielę.
Zapadło milczenie. Robotnik Jan chlipał, a tata Łukaszka nie bardzo wiedział co powiedzieć.
- Był pan na myjni? - uratował sytuację robotnik Andrzej.
- Byłem. Wie pan, auto trzeba umyć.
- Duszę też.
- Nnno właśnie się wybieram do spowiedzi - stęknął tata Łukaszka. - Ale mówią, że wszędzie korki... Ulice, myjnie, konfesjonały...
- Mówią, a nie ma - zauważył robotnik Andrzej i określił nieprzyzwoicie pracowników mediów. - W kościołach pewno też nie będzie. Niech pan jedzie.
- Jadę!! - podjął męską decyzję tata Łukaszka. - Proszę pozdrowić ode mnie szefa... Jeśli wróci.
Robotnik Jan znowu chlipnął. A robotnik Andrzej przeciwnie, uśmiechnął się i powiedział.
- Wróci. Nie ma innej opcji.

Brak głosów