"Fałszerze historii" już wygrali
Kto będzie ostatecznie zwycięzcą w sporze, czy raczej wojnie, o historię „Solidarności"? Seweryn Blumsztajn pisze, iż w przyszłości nie ci, którzy krzyczą ja, ja, ja, będą pierwszymi i ma całkowitą rację. Już za kilkanaście lat rola Wałęsy (bo on przecież najgłośniej krzyczy ja, ja, ja) zostanie oceniona przez historyków we właściwy sposób. Podobnie zresztą, jak wątpliwa rola dziesiątek innych osób spośród grona tzw. autorytetów.
Wałęsa i jego najwierniejszy ostatnio sojusznik - ekipa „Gazety Wyborczej" mocno zakopali się w okopach św. III RP. Nie dostrzegają, że wokół nich pozostały wyłącznie takie persony jak Piotr Śmiłowicz - wierne, lecz niezbyt lotne. Nie ma tych, którzy są potrzebni w konflikcie o historię - młodych historyków, pełnych energii, nowych pomysłów i rewolucyjnego zapału.
Tak się składa, że są oni w obozie przeciwnym. Nadredaktor nazywa ich gnojkami, co nie zmienia faktu, iż będą oni pisać książki jeszcze przez długie dziesięciolecia. Michnik, Wałęsa, Mazowiecki nie mają tyle czasu. I nie mają ludzi, którzy potrafiliby ich obronić.
Dlaczego wytworzyła się taka sytuacja nie jest trudno zgadnąć. Zapatrzone w siebie towarzystwo wzajemnej adoracji wyłuskiwało spośród młodzieży tylko najbardziej służalcze i fanatyczne jednostki. Dlatego na swojego historyka „Gazeta Wyborcza" wybrała sobie starzejącego się Grossa - a i on szybko poległ w polemicznych starciach z nowym pokoleniem polskich historyków.
Należy podkreślić, iż praca historyka nie należy do prostych i przyjemnych. Efekt końcowy bywa zwykle bardzo ciekawy, lecz wcześniej trzeba wykonać żmudną pracę w bibliotekach i archiwach. Nie każdy to potrafi. Nie każdy lubi. Wśród historyków (a zwłaszcza nowych absolwentów studiów historycznych) dokonywała się więc w ostatnich latach naturalna selekcja. Najbardziej pracowici i żadni pracy związali się z IPN. Tam mają warunki do pracy i nauki. To nie przypadek, że IPN rocznie wydaje setki rozmaitych publikacji - bynajmniej nie tylko o teczce Wałęsy. Młode gnojki z IPN to po prostu fachowcy. I to oni właśnie napiszą w przyszłości historię „Solidarności". Bynajmniej nie musi być ona penem na cześć Walentynowicz lub Gwiazdów. Z pewnością jednak będzie różnic się ona od wizji promowanej przez pewne - wiadome - środowiska.
To przeraża tak samo Michnika, jak Wałęsę. Nawet nie sam fakt, iż będzie coraz więcej książek realnie oceniających ich działalność. Ich furię wywołuje świadomość tego, że w swej bucie nie potrafili wychować ludzi, którzy broniliby w przyszłości ich wizji przeszłości. Teraz już na to za późno.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3515 odsłon
Komentarze
@autora
9 Września, 2008 - 19:02
Michnik i Wałęsa robią wszystko, aby stać się symbolami zdrady. Przyszłe pokolenia będą ich pamiętać jako zdrajców, którzy zaprzepaścili szansę na "normalną Polskę w środku Europy". Wybrali Rywinland, koszmarną republikę bananową z tefałenem i GW-czą jako "ministerstwami prawdy".
Pzdr.
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".