ja i jaja
I.
Lubię jajka : na miękko, "a la coque", po wiedeńsku, sadzone "wole oczka" na bekonie i jajecznicę ze szczypiorkiem.
Lubię też jajka na twardo, niezbędne w każdej podróży, a w Wielką Niedzielę rano, po rezurekcji, najważniejsze na świątecznym stole, jakby on tam obficie nie był zastawiony wszelakim jadłem, także przecie poświęconym.
Z przykrością więc konstatuję, iż postęp, rozwój cywilizacji i inne procesy dziejowe fatalnie wpłynęły na jakość kurzych jaj, których walory smakowe badam organoleptycznie już od lat międzywojennych, nie szczędząc zdrowia, a od czasu gdy wymyślono "zły cholesterol" po prostu ryzykując życiem.
No nie jest dobrze, nie jest dobrze, rzekłby doktor Wezół.
Nie są smaczne, kolor i zapach mają jakiś dziwny, i tylko
forma -znaczy kształt- idealna, bo tradycyjna.
"Gdyby jajko miało inną formę, życie kury byłoby potworne" pisał poeta w czasach kiedy poeci miewali jeszcze poetycką wyobraźnię.
Co tam jest w tych jajkach w środku, oprócz cholesterolu, i jak właściwie one powstają, nie mam pojęcia.
Wczoraj pokazywali w telewizorze coś na kształt ruskiego saturatora z Chmielnej(podówczas, chwilowo, Rutkowskiego), co dystrybuuje świeże mleczko niczym bankomat gotówkę. Mlekomat taki, znaczy się.
Jak daleko jest krowa od danego mleka, nie poinformowali. Może tam nie ma żadnej krowy, tylko jakaś aparatura ?
A czy to mleko to rzeczywiście mleko, też nie wiadomo.
Podobnie może być w niedalekiej przyszłości z jajkami.
Jeszcze nie rezygnuje się z kury, jako ważnego ogniwa w procesie produkcji jaj, ale koguty, jak słyszę, udało się całkowicie wyeliminować.
Moim zdaniem tutaj tkwi przyczyna bladości żółtek, mdłego zapaszku i labilności białka, zwłaszcza zaś marnego smaku całości, pozbawionej istotnej treści : życia.
Jajo bezcelowe i bezsensowne nie może być smaczne.
Jest tylko pożywieniem.
II.
Chińczyków jest za dużo.
Wiedzą to i zapobiegają, bo chcą ustabilizować populację Państwa Środka na poziomie półtora miliarda głów.
Tyle wystarczy, by odchylić nieco oś ziemską przy pomocy jednego wspólnego podskoku, gdyby zaszła taka potrzeba.
Polaków - a zwłaszcza prawdziwych Polaków - jest za mało, żeby wyprostować choć to, co u nas krzywe niczym bumerang albo uśmiech pierwszego niekomunistycznego premiera.
A skoczyć, owszem, możemy. Rzekłbym - coraz bardziej.
Skoczkom indywidualnym dedykuję jednakowoż radę eksperta ;
- nie mów "hop !", zanim nie zobaczysz, w co wskoczyłeś - chyba żeś jest z Biłgoraja, no to trudno.
III.
Kluczę tak i dywaguję sobie bom nieśmiały, a dotknąć mi trzeba tematu wrażliwego niczym dane osobowe większości oficerów prowadzących ( kogo prowadzili, dowiedzieć się łatwo; dokąd, nie wie nikt, poza kilkoma ludźmi honoru ).
Tematem tygodnia, w którym pewnie się wydarzy coś równie ważnego jak list Mariusza Kamińskiego do premiera, takoż wymagającego starannego opatulenia szmatami gazetowymi, ma być sejmowa debata oraz decyzja w sprawie "in vitro".
Postanowiłem się w tej sprawie wypowiedzieć przed debatą, wyobrażając sobie żem poseł. Voila :
Panie Marszałku, Wysoka Izbo,
Wnoszę o natychmiastowe przejście do następnego punktu porządku obrad.
Nie zawracajcie ludziom głowy.
Połączenie komórek w warunkach laboratoryjnych stanowi
ohydną karykaturę aktu poczęcia, który jest powtórzeniem aktu stworzenia i lepiej dla stwarzanego by był uświęcony; odczłowieczać go nie wolno nikomu.
Produkowanie ludzkich zarodków po to, by większość z nich zniszczyć, to zbrodnia, nie "leczenie bezpłodności".
Panie i panowie,
Paruset obywateli, z których część wydaje się nieco zagubiona -a niektórzy niepoczytalni- nie może stanowić nowych norm moralnych dla dojrzałego narodu.
Mandat poselski nie uprawnia do rozstrzygania dylematów etycznych lekarzy i naukowców oraz rozterek bezpłodnych małżonków, nie uprawnia też ani do powoływania do życia, ani do selekcji i unicestwiania istot ludzkich.
Panie Marszałku, Wysoka Izbo,
Trzeba zostawić medycynę lekarzom, płodzenie potomstwa małżonkom, błogosławieństwa i anatemy kapłanom a hodowlę trzody - zootechnikom.
I nie należy mylić ich kompetencji. Tu nie telewizja.
Dziękuję za uwagę.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1655 odsłon
Komentarze
też wolę jajka od kury i koguta
18 Października, 2010 - 18:31
a nie tylko od kury...
choć trudno o takie już bardzo.
Z dziećmi będzie podobnie..
czasem trzeba jak krowie na rowie
kura i człowiek
18 Października, 2010 - 19:45
Problem nie tkwi absolutnie w kogutach (jajo zapłodnione jest takie samo w smaku, jak niezapłodnione. Różnica polega jedynie na małej plamce na żółtku, którą jest zarodek), tylko w złym traktowaniu kur fermowych i skarmianiu ich wyłącznie sztuczną paszą. Mówiąc inaczej – w świecie, którym rządzi pieniądz, odhumanizowany "człowiek" patrzy na nie nie jak na stworzenia boże, ale jak na przedmioty, mające dać zysk. I tutaj właśnie widać pewną analogię do zapłodnienia „In vitro” („w szkle”). Ludzkie zarodki także zaczęto traktować jako rzeczy, mające przynieść zysk…