w pętach pętaków

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Blog

Od czasu kiedy Michnik z Cimoszewiczem zamierzali wspólnie pisać podręcznik historii Polski Historia przetoczyła się (została przetoczona) trochę dalej - a Polska stoczyła trochę niżej.

Że Historia się toczy, wie każdy; niektórzy wiedzą też, że zamiast "historia" można mówić "dzieje", a żyją jeszcze tacy, którzy pamiętają, co pisał niegdyś sławny poeta :
"Rewolucja - parowóz dziejów. Chwała jej maszynistom !"
Wygląda na to, że kadra maszynistów została ostatnio nieco odmłodzona, choć sięgnięto i do rezerwy weteranów.

Pasażerowie są trochę zdezorientowani, bo nie wiedzą, czy przetaczani są na Wschód, czy na Zachód, czy w obie strony równocześnie (co trochę ich niepokoi), ale wyraźnie czują, że są poddani działaniu grawitacji.

Jedni nazywają ją geotropizmem, inni po prostu przyciąganiem, a jeszcze inni bezwładnością, ponieważ społeczeństwo mamy coraz bardziej wykształcone, a w dodatku pluralistyczne, ale nawet ci co bardzo pięknie rozprawiać potrafią o ujemnej entropii nie przeczą, że - ogólnie rzecz biorąc - jest ciężko.

Ludzie mniej wykształceni formułują wnioski najprościej, pytają "jak żyć ?" albo wzdychają "pora umierać..".

Spory o to, czy Ziemia lżejszą będzie pogrzebanym czy spopielonym wydają się wtórne wobec coraz wyraźniej dziś rysującej się potrzeby generalnego uregulowania kwestii zejść w taki sposób, by w najbliższej przyszłości znacząco ograniczyć tempo wzrostu planowanego deficytu budżetowego.

Racjonalne i proste rozwiązania - na przykład humanitarna eksterminacja tych, którzy nie wiedzą, jak żyć, oraz tych, którzy konstatują, że na nich pora - nie mogą zostać na razie wprowadzone w (ich) życie, ponieważ uszczupliło by to znacząco wpływy do budżetu z tytułu podatków.

Smutni, nieszczęśliwi, przerażeni i rozgoryczeni stanowią zdecydowaną większość podatników, byłoby zatem skrajną nieodpowiedzialnością ograniczanie ich liczby, dopóki nie utracą zdolności podatkowej.

Do czasu, gdy zmiany legislacyjne umożliwią przejmowanie przez Skarb Państwa mienia samobójców oraz ofiar wypadków drogowych - ale także i potem, absolutnie niezbędne jest podtrzymywanie umiarkowanej chęci życia ogółu podatników a i racjonalna ochrona ich zdrowia w okresie poprzedzającym nabycie praw emerytalnych.

Powszechnie wiadomo, że w każdym człowieku tkwi rezerwa energii życiowej zwana instynktem samozachowawczym - a że mowa dziś o Historii, przywołam historyczne przykłady jego znanych posiadaczy : Wojciech Jaruzelski, Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski i Bronisław Komorowski (jeśli na tej liście Kogoś nie umieszczam, to nie bez powodu).

Inaczej przejawia się instynkt samozachowawczy u ludzi "małych" (wedle Michnika & Cimoszewicza) i godnych pogardy (wedle tych samych autorytetów) - na przykład O. Tadeusza Rydzyka czy posła Antoniego Macierewicza, którym zagraża to samo, co poprzednio wymienionym, ale w stopniu znacznie większym, bo nie posiadają żadnej zdolności koalicyjnej, nie mówiąc o kooperacji.

Na samym dnie, najbliżej ziemi, instynkt samozachowawczy rozwinięty jest najbardziej; nie można być dziennikarzem, telewizyjnym czy innym, jeśli się go nie posiada, albo stłumi tak, jak Wojciech Sumliński, który, dzięki Bogu, jest, ale jakoby go nie było.

Tacy, którym ów instynkt zastępuje wszystkie pozostałe elementy osobowości, robią kariery nie tylko medialne, mogą zatem tryskać energią życiową, oburzeniem, gniewem, jadem albo po prostu śliną tak szeroko, jak na to pozwala aktualna pozycja na drabinie społecznej.

W centrum parku Vigelanda w Oslo stoi kolumna (Monolitten) pokryta plątaniną stu dwudziestu jeden nagich ludzkich postaci wspinających się wzwyż.

Rzeźby Vigelanda - dla tak wyrafinowanych smakoszy, jak panna Iza z Partii Zielonych, "faszystowskie", dla mnie, ignoranta, socrealistyczne - pokazują ciekawszy kawałek prawdy o rodzinie człowieczej niż te fragmenty ciał, które lubi artystycznie eksploatować wspomniana młoda dama.

Ciekawi mnie, kiedy nowe pokolenie maszynistów parowozu dziejów dostrzeże, że aktywność człowieka, w miłości, w walce, czy w pracy, jest fragmentem większej całości, że spleceni jesteśmy z innymi uściskiem, który nie musi być miłosny, ale może okazać się śmiertelny.

Odnoszę wrażenie, że wspinaczka po drabinie społecznej uprawiana przez moich najambitniejszych rodaków ma na celu osiągnięcie takiego szczebla, z którego można swobodnie pluć na znajdujących się niżej - albo w dowolną stronę świata.

Od paru lat drabina ta stoi na platformie, która drży, bo przetaczanie jednocześnie na Wschód i na Zachód musi się skończyć katastrofą, choćby wskutek zmęczenia materiału.

Maszyniści przesiedli się z parowozów na elektrowozy.

Tryska obficie ślina, zmieniająca się w trującą mgłę.

Toczy się Historia.

Na szczycie monolitu Vigelanda nie ma nic.

Na szczycie Giewontu stoi krzyż.

-

Brak głosów

Komentarze

"Na szczycie monolitu Vigelanda nie ma nic.
Na szczycie Giewontu stoi krzyż."

Jak różnią się skalą Giewont i monolit, tak i różnią się wizje świata.
Z monolitu zostanie piasek, a Giewont z Krzyżem, przypominać
będzie Wiarę i dokonania naszych Przodków.
A w cieniu skrzydeł Orła Białego, rosnąć będą potomkowie
dumnego Narodu.
Tylko po sowietach, nawet już smród nie pozostanie.
pozdrawiam

"My nie milczymy, my rośniemy,zmieniamy w siłę gorzki gniew- I płynie w żyłach moc tej ziemi, jak sok w konarach starych drzew" Yuhma

Vote up!
0
Vote down!
0
#201700

Obawiam się, że przetaczanie (przeciąganie) na Wschód i na Zachód, podobnie jak ma to miejsce w zawodach przeciągania liny, organizowanych na wiejskich festynach, dawno się skończyło. Teraz nasz polski parowóz z wagonami znajduje się na urządzeniu przetokowym zwanym obrotnicą. Każda normalna obrotnica służy do tego, żeby skład pociągu obrócić we właściwym kierunku i skierować na właściwe tory. Ta niestety zapierdala wokół własnej osi z prędkością centryfugi.
Gdzie siła bezwładności wyrzuci parowóz z pustymi(po odwirowaniu) wagonami, tego nie wie nikt.
Ale jak już pierdyknie, to z pewnością coś się urwie.

NIEPOPRAWNY INACZEJ

Vote up!
0
Vote down!
0

NIEPOPRAWNY INACZEJ

#201752