Urwany silnik samolotu prezydenckiego!

Obrazek użytkownika Jerzy Mariusz Zerbe
Kraj

Wtorek 1 czerwca br., godzina 17.15, stacja TVN 24. Od ponad godziny trwa demonstracja stenogramów z rozmów zarejestrowanych przez czarne skrzynki nieszczęsnego prezydenckiego samolotu. Prowadzący audycję redaktor dyżurny, nie mający zielonego pojęcia o stronie technicznej pilotażu, nieopatrznie zaprasza do studia i odbywa rozmowę z emerytowanym pilotem lotnictwa cywilnego Więckowskim (imienia nie zapamiętałem), który na Tupolewie wylatał około 20000 godzin.

Analizując - słowo po słowie - zapisy z ostatnich minut, pilot Janusz Więckowski, człowiek wielce doświadczony, kompetentny i potrafiący dokładnie wczuć się w sytuację jaka miała miejsce na pokładzie samolotu, stwierdza w sposób nie budzący wątpliwości, że przyczyną katastrofy była awaria jednego z silników. Zdaniem eksperta silnik ten oderwał się od samolotu jeszcze w powietrzu, na co wskazuje jego wygląd zewnętrzny po znalezieniu na miejscu katastrofy. Awaria silnika uniemożliwiła pilotom poderwanie samolotu i nabranie wysokości. Samolot nie zniżał się ku ziemi, a po prostu spadał, z czego piloci prawdopodobnie nie zdawali sobie sprawy. Dla potwierdzenia swoich wywodów pilot opisał doświadczenia własne, między innymi z lądowania Tupolewem w trudnych warunkach intensywnej burzy, na lotnisku w Paryżu. Relacja ta wprowadziła dziennikarza prowadzącego program w stan wyraźnej irytacji, a nawet osłupienia. Starał się więc jak najszybciej rozmowę zakończyć. Najwyraźniej hipoteza pana Więckowskiego zaskoczyła go i była wysoce niepożądana.

Kolejnym rozmówcą, przychodzącym jakby na odsiecz prowadzącemu, jest ekspert-teoretyk Hypki, który już dawno temu nie miał najmniejszych wątpliwości, że winnymi katastrofy są piloci. Zignorowali oni sygnały alarmowe i wszystkie obowiązujące procedury. Słowem, to ewidentni samobójcy. Ten superekspert ani słowem nie ustosunkował się do logicznej i zrozumiałej dla laików, wypowiedzi pilota Więckowskiego. Ponownie, tonem nie budzącym sprzeciwu, wydaje wyrok ostateczny.

Z programów telewizyjnych dotyczących katastrof lotniczych emitowanych w kanałach Discovery lub National Geographic laicy wiedzą, że w skrupulatnych dociekaniach przyczyn tragicznych zdarzeń elementem nieodzownym są szczegółowe badania (w tym badania laboratoryjne) nawet najdrobniejszych części, na jakie rozpadł się samolot. W śledztwie smoleńskim badających nie interesuje stan szczątków Tupolewa (co wynika z braku jakichkolwiek informacji na ten temat). Leżą odłogiem na płycie lotniska i nikt się nimi nie zajmuje.

Przekonywująca analiza stenogramów ze skrzynek dokonana przez p. Więckowskiego wskazuje, jak nieuprawnione jest twierdzenie, że samolot do końca lotu był sprawny technicznie. Ale czy wśród prowadzących śledztwo znajdą się odważni ludzie, którzy zdobędą się na zweryfikowanie diagnozy tego doświadczonego na Tupolewach człowieka? Bardzo wątpliwe, raczej wszystko wskazuje, że niemożliwe.

Jedyna nadzieja w pełnomocnikach rodzin ofiar smoleńskiej tragedii, którzy wymuszą to na drodze sądowej.

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (4 głosy)

Komentarze

Są tu tacy, którzy nie oglądają TVN ani TVN24 (mama mówi, że to stacja, która kłamie 24h na dobę, a ja jej wierzę). Ale czasem dobrze jest obejrzeć jakiś program nawet w nielubianej telewizji, jak pokazuje Twój przykład. Bywa, że pośród fali kłamstw (wbrew intencjom nadawców) nagle popłynie strumyk prawdy. Poza tym, miejmy nadzieję, że Bóg oświeci wcześniej czy później włodarzy mediów i dojdą do wniosku, że kłamać po prostu się nie opłaci. Na razie... niestety chyba im się opłaca.

444Polska.bloog.pl

Vote up!
0
Vote down!
-1

"Nasze miejsce po stronie odwagi bezbronnej" - Jan Pietrzak

#62530

 A ja znalazłem obie wiadomości na onecie  tylko w innej kolejności. Zauważcie że jest tak jak za komuny w każdej chałupie tv ale już internet nie. Za komuny tv w każdej chałupie a kolejka po telefon 25 lat tak tak. W 79' byłem z mamą w telekomunikacji złożyć wniosek. I tak szlifują głowy ludziom intensywnie. Wtedy się obroniliśmy i teraz damy rade.

pzdr 

Vote up!
1
Vote down!
0
#62539

Pilot Wieckowski zakwestionowal w Tvn24 sprawnosc drugiego

silnika i hydrauliki. Powiedzial (przytaczam z pamieci) : dla celow

porownawczych dajcie nam czarne skrzynki a nie jakies kopie.

Stwierdzil rowniez, ze polscy piloci to nie samobojcy.

Rowniez, z przyjemnoscia, zauwazylam poirytowanie prowadzacego

program.

Pozdrawiam.

 

Vote up!
1
Vote down!
0
#62537

ja TV nie oglądam, organizm ma odruch wymiotny. Z tego jednak co piszą koledzy , chcę tą drogą PANU podziękować za PANA obiektywne słowa.Rozumie PAN , jak można oglądać takich hypkich i innych karłów obsiadłych POLSKĘ.Pozdrawiam serdecznie.

Vote up!
1
Vote down!
0
#62548

...widocznie nie oglądał w tivi wypowiedzi posła PO , który kategorycznie stwierdził, że kopie są identyczne z oryginałami !  Pan pilot Więckowski nieodpowiedzialnie wypowiedział się w tej sprawie ! :-)))

Vote up!
1
Vote down!
0

veri

#62569

Nie 2 a 24 tyś. godzin. Wie chłop co mówi, prawie cały czas swojej pracy przelatał na tym cholerstwie T-154

Vote up!
1
Vote down!
0
#62546

dla mnie to kacapy zestrzeliły ten samolot a przynajmniej mu pomogli

Vote up!
1
Vote down!
0
#62558

Nasz Tu154 dopiero rozpoczynal manewr podejscia i znajdowala sie ok. 400 metrow nad plyta lotniska.

Vote up!
1
Vote down!
0
#62561

liniach energetycznych piszesz?

Vote up!
1
Vote down!
0
#62618

albo zegar na nr 101, albo zegar w elektrowni??? źle chodził, albo Ił-72

Vote up!
1
Vote down!
0
#62667

Samolot był odebrany jako sprawny i jako sprawny wystartował w swój ostatni lot. Jeśli cos z nim było nie tak to obciaza polska a nie rosyjska strone.

 Trudno znaleźć inne wyjaśnienie dla niechęci rosyjskich śledczych do dokładniejszego zbadania wraku jak i brak jakis protestów z polskiej strony inne jak tylko to że polski rząd stał się obiektem szantażu. Dlatego że gdyby zamach był rosyjski to wiadomo byłoby jak badac aby nic nie znaleźć. A tak nie wiadomo, jedynie nie szukanie niczego daje pewnośc że nic sie nie znajdzie. 

Zwykle pisze się że Rosjanie nie dociekaja bo chronia interesy rosyjskiego producenta.Ale czy to wystarczajaca korzyśc aby ryzykowac powazniejsze oskarżenia i domysły? I czy brak rzetelnego dochodzenia może takie interesy chronić.Przecież w świecie biznesu nie ma naiwniakow. 

 

Vote up!
1
Vote down!
0
#62626

a ja oglądam. Mimo różnych reakcji. Trzeba wiedzieć co w trawie piszczy.

Vote up!
1
Vote down!
0
#62628

Rosyjskie śledztwo budzi wątpliwości
Jacek Przybylski 27-05-2010, ostatnia aktualizacja 27-05-2010 20:47
Obserwujemy przemyślaną kampanię, której celem jest skierowanie uwagi Polaków, Rosjan oraz opinii międzynarodowej na jedną przyczynę katastrofy pod Smoleńskiem: błąd pilota - przekonuje Andriej Iłłarionow, były doradca Władimira Putina w rozmowie z Jackiem Przybylskim

źródło: AP
Donald Tusk i Władimir Putin na miejscu katastrofy prezydenckiego Tu-154, 10 kwietnia 2010 r.
+zobacz więcej
• Katastrofa Tu-154: pytania do Rosjan
Był pan jednym z pięciu sygnatariuszy listu rosyjskich dysydentów wyrażającego zaniepokojenie przebiegiem śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Dlaczego go państwo napisali?
Andriej Iłłarionow: To zaszczyt być nazwanym dysydentem, ale ja formalnie nim nie jestem. Wiele lat pracowałem w rosyjskim rządzie. Byłem m.in. doradcą ówczesnego prezydenta, a obecnego premiera Władimira Putina. W niektórych sprawach popieram politykę rosyjskich władz, a w innych – jak stosunek do praw człowieka, demokracji i wolnych mediów – przyjmuję postawę krytyczną.
Jeśli zaś chodzi o list otwarty, to napisaliśmy go, bo katastrofa w Smoleńsku była wielką tragedią, zarówno dla Polski, jak i Rosji. Sam byłem jednym z tych wielu Rosjan, którzy zapalili świeczki przed polskimi konsulatami i kładli kwiaty przed ambasadami.Katastrofa ta zdarzyła się przy okazji uroczystości upamiętniających ofiary Katynia. Historia zaś zna wiele przypadków tajemniczej śmierci osób, które próbowały się dowiedzieć, co się stało w Katyniu, i przekazać tę wiedzę światu. Katastrofa samolotu z Władysławem Sikorskim na pokładzie wydarzyła się wkrótce po tym, gdy poprosił on Międzynarodowy Czerwony Krzyż o śledztwo w sprawie Katynia. W 1946 roku podczas procesów norymberskich jeden z polskich prokuratorów, Roman Martini, został zamordowany, gdy przekonywał, że zbrodnia była dziełem NKWD. W maju 1946 jeden z członków rosyjskiej delegacji w Norymberdze – Nikołaj Zoria – wyrażał wątpliwości co do tego, że Niemcy byli sprawcami tej zbrodni. Następnego ranka znaleziono go martwego w pokoju hotelowym.
Sugeruje pan, że na polskiego prezydenta dokonano zamachu?
Tego nie wiemy. Wbrew obietnicom śledztwo w sprawie katastrofy nie jest ani transparentne, ani dynamiczne. Polska strona nie ma pełnego i swobodnego dostępu do dokumentów i zgromadzonych dowodów. Polakom późno udostępnia się czarne skrzynki, choć niemal od razu było wiadomo, że są one w dobrym stanie i można odczytać ich zapis. Obawiamy się więc, że śledztwo nie jest prowadzone we właściwy sposób i dlatego napisaliśmy list otwarty, który wysłaliśmy do "Rzeczpospolitej", "Gazety Wyborczej" i dziennika "Polska The Times".
A jak według pana powinno wyglądać śledztwo?
Spójrzmy, jak badano sprawę katastrofy nad Lockerbie w 1988 roku. Nikt nie przeżył, a samolot rozpadł się na ogromną liczbę malutkich kawałków. Pozbieranie wszystkich dowodów, stwierdzenie, że na pokładzie doszło do eksplozji, ustalenie, gdzie umieszczona była bomba i kto ją tam umieścił, zajęło śledczym trzy lata. Gdy ginie tak wiele osób, trzeba dokładnie przeanalizować wszelkie możliwe hipotezy. Oczywiście, pod koniec może się okazać, że przyczyna była prozaiczna. Nie można jednak lekceważyć żadnego scenariusza. Trzeba rozwiać wszelkie wątpliwości.
Po 11 września w USA nie badano jednak hipotezy zakładającej, że za atakiem na WTC stała tajna grupa amerykańskich oficjeli, choć niektórzy Amerykanie w taki spisek wierzą. Czy śledztwo, o którym pan mówi, nie tworzyłoby niepotrzebnie teorii spiskowych?
Staram się unikać teorii spiskowych. I chciałbym myśleć, że to nie był spisek. Proszę mi jednak pozwolić przypomnieć śmierć Aleksandra Litwinienki w Londynie. Wiele osób myślało, że to był przypadek, a pracownicy brytyjskiego Scotland Yardu – choć mają opinię najlepszych na świecie – przez ponad 20 dni nie byli w stanie dojść do prawdy. Sprawę udało się wyjaśnić dzięki próbce moczu, którą pobrano na krótko przed śmiercią Litwinienki. To wtedy się dowiedziano, że otruto go przy użyciu materiałów radioaktywnych. Gdyby nie pobrano tamtej próbki, do dziś nie wiedzielibyśmy, iż było to morderstwo wykonane z zimną krwią i przy dużym udziale środków rządowych. Chciałbym być absolutnie pewny, że przy wyjaśnieniu katastrofy prezydenckiego samolotu zostaną użyte przynajmniej takie środki jak w przypadku sprawy Litwinienki.
Po katastrofie rosyjskie władze wykonały wiele przyjaznych gestów, które mogą świadczyć, że im też zależy na wyjaśnieniu sprawy.
Szczerze powiedziawszy, miałem i mam wrażenie, że podejście członków rosyjskich władz do tej kwestii jest tylko formalne.
Współczucie wyrażane przez Dmitrija Miedwiediewa czy Władimira Putina nie było szczere?
Nie chcę mówić o konkretnych osobach. Przechodząc do samego śledztwa, to po pierwsze uważam, że sposób jego prowadzenia nie spełnia standardów badania tego typu katastrof. Po drugie przez ostatnie 45 dni nie spełniono obietnic dotyczących dostarczenia materiałów ze śledztwa i ujawnienia części z nich opinii publicznej. Po trzecie wreszcie obserwujemy przemyślaną kampanię, której celem jest skierowanie uwagi Polaków, Rosjan oraz opinii międzynarodowej na jedną przyczynę katastrofy – błąd pilota.
Bo takiego błędu nie można wykluczyć.
I ja go nie wykluczam. Ale tego typu wnioski powinny być ogłaszane dopiero po zakończeniu śledztwa, przeanalizowaniu oraz odrzuceniu innych hipotez na podstawie jasnych dowodów. W przeciwnym razie twierdzenia o błędzie pilota są czystą spekulacją. W tym wypadku wygląda jednak na to, że nie mamy do czynienia ze spekulacją, lecz konsekwentną kampanią prowadzoną bez przerwy od 45 dni.
Bardzo dużo uwagi poświęcono analizie czarnych skrzynek, co oczywiście jest postępowaniem właściwym i potrzebnym. Dotąd nie mamy za to wiarygodnych przekazów dotyczących informacji, jakie kontrolerzy lotów przekazywali pilotom. Wiemy, że pogoda zepsuła się tak bardzo, że żaden samolot nie mógł wylądować co najmniej 40 minut przed zaplanowanym czasem lądowania samolotu prezydenckiego. Jak ta informacja została przekazana? Jaka była reakcja załogi? Najważniejszą rzeczą jednak jest sprawa położenia samolotu. Dlaczego, gdy zaczął kosić czubki drzew, znajdował się co najmniej 100 metrów niżej, niż powinien? Dlaczego zboczył o 40 metrów na lewo od kursu, który powinien był przyjąć? Czy kontrolerzy lotów nie widzieli na radarach jego pozycji? A jeśli widzieli, to dlaczego nie ostrzegli pilotów? Dlaczego po prostu nie zabronili lądowania, do czego mieli prawo?
Takie pytania padały już wiele razy. Wiemy, że kontroler lotu nie zachowywał się ściśle zgodnie z procedurami, a trzy dni po katastrofie odszedł na emeryturę. Dlaczego tak szybko? Zamiast rozwinięcia tego wątku słyszymy długie dyskusje na temat tego, kto poza załogą był w kokpicie. Początkowo miała to być kobieta, potem się okazało, że to jednak mężczyzna.
Sugeruje pan, że polski rząd daje zbyt dużą wiarę w zapewnienia rosyjskich władz? Premier Donald Tusk wielokrotnie zapewniał, że ma zaufanie do rosyjskich śledczych.
Jeżeli premier Tusk rzeczywiście tak mówił, to popełnił ogromny błąd. Niezależnie od osobistych relacji ostatnia rzecz, jaką może zrobić szef rządu, to zaufać komukolwiek spoza swojego kraju. To podstawy dyplomacji, które mają zastosowanie nawet do najbliższych sojuszników. Sam spędziłem trochę lat w rządzie i wiem, że w polityce zagranicznej nie można postępować w ten sposób. Jako osoba prywatna może pan wierzyć, komu chce, bo jeśli się pan pomyli, to tylko pan poniesie odpowiedzialność za swój błąd. Ale urzędnik państwowy, premier, prezydent, nie mają do tego prawa. Stosunki międzynarodowe to branża, w której nie można poprzestać na zaufaniu. W Rosji mamy takie powiedzenie: "ufaj, ale sprawdzaj".
W Polsce też mamy. Władze w Warszawie szybko wykluczyły jednak hipotezę, że za katastrofą mogły stać władze rosyjskie.
Każdy śledczy wie, że dopóki ostatecznie nie wyjaśni się danej sprawy, nie może wykluczać żadnej hipotezy. Historia zna wiele przykładów śledztw, w których scenariusz, choć początkowo wydawał się absolutnie niemożliwy i niewyobrażalny, ostatecznie okazywał się prawdziwy. Niedaleko miejsca, w którym rozmawiamy, mieści się Muzeum Szpiegostwa. Umieszczono w nim slogan: "nic nie jest takie, jakie się wydaje". To ważne hasło, gdy ma się do czynienia z tego typu katastrofami. Wraz ze znajomymi zebraliśmy 44 pytania, na które mimo publikacji raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego wciąż nie znamy odpowiedzi. Zaczęliśmy również gromadzić przypadki jawnych kłamstw. I mamy już 27 przykładów kłamstw, które trafiły do mediów i przez jakiś czas obowiązywały.
Niby jakie?
Tuż po katastrofie usłyszeliśmy, że pilot cztery razy podchodził do lądowania. Wszyscy na lotnisku wiedzieli, że była tylko jedna próba lądowania. Przez wiele dni powtarzano jednak kłamstwo o czterech próbach. Potem zaczęto rozpowszechniać dezinformację, że polski pilot był niedoświadczony. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że miał wystarczające doświadczenie. Mówiono, że nie znał rosyjskiego i nie mógł się porozumieć z wieżą. To też było kłamstwo. Wreszcie nieprawdziwy okazał się czas katastrofy. W kabinie pilotów nie było też żadnej kobiety.
Ponad 50 tysięcy Polaków żąda od premiera Tuska utworzenia międzynarodowej komisji do zbadania katastrofy. Czy zdaniem pana jej powoływanie miałoby jeszcze jakiś sens?
Międzynarodowa komisja powinna powstać tuż po katastrofie. Mówiło o tym wiele osób. Nienaciskanie w tej sprawie na rosyjskie władze było błędem polskiego rządu. Obecnie nie wiemy, jakie dowody zniszczono, a które przetworzono tak, by nic nie dało się już wykryć. Warto przy okazji przypomnieć inne śledztwo, prowadzone w 1944 roku pod przewodnictwem Nikołaja Burdenki przez Radziecką Komisję Specjalną w Katyniu. Jego wyniki były jawną manipulacją, ale kłamstwo o niemieckiej odpowiedzialności obowiązywało przez 50 lat. Mimo że niszczono wiele dowodów, międzynarodowej komisji udało się jednak ustalić prawdę. Nie ulega więc wątpliwości, że prędzej czy później międzynarodowa komisja badająca katastrofę pod Smoleńskiem powinna powstać.
Może ona jednak dojść do tych samych wniosków, co autorzy raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego.
Byłaby to dobra wiadomość. Wszyscy mieliby wówczas pewność, że dla wyjaśnienia tej sprawy zrobiono wszystko, co było można.
Jak rosyjskie władze zareagowałyby na próbę stworzenia takiej komisji?
Nie można wykluczyć negatywnej reakcji. Najpierw musielibyśmy jednak widzieć zainteresowanie tą kwestią polskiego rządu. Tymczasem w sprawie śledztwa zajmuje on bierną postawę. Po katastrofie Donald Tusk zrobił na mnie wrażenie człowieka zaszokowanego tragedią, ale potem nie widziałem w nim siły, która kazałaby mu wyciągnąć od Rosjan jak najwięcej informacji. Takiej postawy nie widzę też u Bronisława Komorowskiego.
Po katastrofie władze Rosji wykonały wiele propolskich gestów. Polscy politycy mogli je wziąć za dobrą monetę.
O tym właśnie pisaliśmy w liście otwartym. Wydaje się, że dla polskiego rządu udawanie zbliżenia z obecnymi władzami Rosji jest ważniejsze niż ustalenie prawdy w jednej z największych tragedii narodowych. Tymczasem powołania międzynarodowej komisji z udziałem Czerwonego Krzyża domagał się w Moskwie Władysław Sikorski, choć zdawał sobie sprawę z ewentualnych konsekwencji dla siebie i dla jego rządu na uchodźstwie. W 1943 roku toczyła się krwawa wojna, a istnienie Polski stało pod znakiem zapytania. Mimo to Sikorski uznał, że nie może zignorować losu polskich oficerów, i zażądał prawdy. Dobrych relacji – nieważne, jak piękne słowa i deklaracje padają – nie da się zbudować na kłamstwach.
Dlaczego rosyjskim władzom miałoby zależeć na śmierci Lecha Kaczyńskiego?
Chcę myśleć, że rosyjski rząd nie maczał palców w tej katastrofie. Nie można jednak zapominać o wydarzeniach, które doprowadziły do tego, że Lech Kaczyński poleciał do Katynia 10 kwietnia, a nie 7. Najpierw prezydenckie zaproszenie do Auschwitz w upokarzający sposób odrzucił Dmitrij Miedwiediew. A po zaproszeniu przez Władimira Putina na uroczystości do Katynia Donalda Tuska robiono wszystko, by nie przyleciał na nie Lech Kaczyński. Te okoliczności pokazują, że w najlepszym razie toczono z Polską grę, która miała upokorzyć jedną część polskiego społeczeństwa i ustanowić dobre, specjalne relacje z drugą. Działania rosyjskich władz można uznać za ingerencję w wewnętrzne sprawy Polski. Taką politykę rosyjskie władze uprawiały od kilku lat, nie traktując polskiego prezydenta z szacunkiem, który należy się każdej głowie państwa.
Czym naraził się Kaczyński?
Wojna o polskie mięso, opóźnienie porozumienia między Rosją a UE czy fakt, że był on głównym sprawcą tego, iż Rosja nie zwyciężyła podczas ataku na Gruzję. Jeszcze ważniejszy był jednak jego udział w czyszczeniu wojskowych służb wywiadowczych z ludzi, którzy byli związani z rosyjskimi służbami. To była największa wina Kaczyńskiego i nie ma wątpliwości, że w Rosji dla niektórych osób było to niewybaczalne.
Czy chce pan powiedzieć, że służby specjalne podjęłyby ryzyko organizacji zamachu na prezydenta? Nie brzmi to wiarygodnie.
Toteż ja wcale nie myślę, że tak było. Ale gdy w 2004 roku w Katarze został zamordowany Zelimchan Jandarbijew (były prezydent Czeczenii – red.), wiele osób też nie mogło uwierzyć, że stały za tym rosyjskie władze. Również w 2004 roku mało kto myślał, że kandydat na prezydenta Ukrainy Wiktor Juszczenko może zostać otruty. A w 2006 roku nikt sobie nie wyobrażał, że ktoś mógłby zorganizować morderstwo w centrum Londynu z użyciem radioaktywnego polonu. Dwa lata później nikt się nie spodziewał, że rosyjskie wojska przekroczą uznawaną na całym świecie granicę niepodległego państwa, że będą okupować znaczną część gruzińskiego terytorium i zdecydują się na bombardowania, w których zginęły setki ludzi. Mógłbym tak wymieniać i wymieniać.
Lech Kaczyński był jednak głową państwa, które jest członkiem NATO!
No i? A co NATO mogłoby zrobić? Przecież NATO wznowiło pełne stosunki z Moskwą zaledwie kilka miesięcy po agresji na Gruzję. Dlatego co najmniej dwa razy bym się zastanowił, zanim powiedziałbym, kto w tej grze jest twardszy.
Z rosyjskimi władzami trzeba grać twardo?
Nie mogę dawać rad rządom innych państw. Polska sama musi zdecydować, jaka polityka będzie dla niej najkorzystniejsza. A jeśli chodzi o dobro świata, to już lata 30. XX wieku pokazały nam, że jeśli agresor nie zostanie powstrzymany na samym początku, to rośnie w siłę tak bardzo, że potem trudno go powstrzymać.
W liście pojawiła się pozytywna ocena odezwy do Rosjan, jaką wygłosił Jarosław Kaczyński. Rzeczywiście mu pan uwierzył? Przecież Jarosław i Lech Kaczyńscy uchodzili za rusofobów. A tu nagle apel do "przyjaciół Rosjan".
Rzeczywiście, rosyjskie media nazywały ich rusofobami. Ale trzeba odróżniać rzeczywistość od propagandy. Przeczytałem wystąpienia obu polityków i nie znalazłem w nich nic, co świadczyłoby o rusofobii. Apel Jarosława Kaczyńskiego do narodu rosyjskiego brzmiał dla mnie szczerze. Gdyby Donald Tusk czy Bronisław Komorowski wygłosili podobne lub jeszcze lepsze apele do narodu rosyjskiego, to o nich też wspomnielibyśmy w liście. Niestety, żaden z nich tego nie zrobił.
A o co chodzi w państwa apelu wzywającym do obrony polskiej niepodległości? Pana zdaniem jest ona zagrożona?
Patrząc na to, jak przebiega śledztwo w sprawie katastrofy, nie widzę żadnych prób ratowania polskich interesów. Nie mówię, że Polska nie powinna mieć przyjaznych stosunków z innymi krajami, w tym z Rosją. W przeciwieństwie do rosyjskich władz nie wskazuję, na kogo powinni głosować Polacy. Uważam tylko, że niezależnie od tego, kto będzie u władzy, nie powinien rezygnować z obrony polskiego interesu narodowego. Wówczas relacje polsko-rosyjskie będą mogły być oparte na wzajemnym szacunku. Niestety, wygląda na to, że polskiemu rządowi bardziej zależy na udawaniu, że ma dobre relacje z rosyjskimi władzami, niż na odkryciu prawdy. Tymczasem dobre stosunki można zbudować na prawdzie, nie na kłamstwie.
Andriej Iłłarionow
Urodził się w 1961 roku w Leningradzie (obecnie Petersburg). Jest jednym z najbardziej znanych na świecie rosyjskich ekonomistów i krytyków polityki Kremla. W latach 2000 – 2005 był doradcą gospodarczym ówczesnego prezydenta Rosji Władimira Putina. Do dymisji podał się na znak protestu przeciwko prowadzonej przez niego polityce. Publicznie oznajmił wówczas, że Rosja przestaje być krajem demokratycznym i że dochodzi w niej do nagminnego ograniczania swobód politycznych. Twierdził, że kraj jest rządzony przez wielkie korporacje kierujące się własnymi interesami. Krytykował też między innymi decyzję o uwięzieniu i skazaniu Michaiła Chodorkowskiego oraz faktycznej "nacjonalizacji" należącego do oligarchy koncernu naftowego Jukos. Był jednym z 34 sygnatariuszy opublikowanego 10 marca 2010 roku w Internecie manifestu "Putin musi odejść". Obecnie pracuje w waszyngtońskim liberalnym think tanku – instytucie CATO.
Rzeczpospolita

Vote up!
0
Vote down!
0
#62630

ja oglądam Fakty (niczego więcej tam nie ma) - śledzę ich techniki manipulacyjne ;)

np.
popatrzcie na fragment wczorajszych Faktów:
http://www.tvn24.pl/28377,1658861,0,1,ostatnie-chwile,fakty_wiadomosc.html

w "sprytnie" skompilowanym materiale - eksponowanie znaczenia warunków pogodowych, systemu ostrzegania itp. - pojawiają się dwa "błędy" - lektor czyta 400 metrów, a na ekranie mamy 200 metrów.

Vote up!
0
Vote down!
0
#62671

Janusz Więckowski pilot, który wylatał kilkanaście tysięcy godzin na Tu154M ma odmienną teorię. Samolot schodził prawidłowo do 80 m. Następnie pada komenda “Odchodzimy”. Wg Więckowskiego pilot próbuje wówczas poderwać samolot, ale ten nie reaguje. Załoga wpada w konsternację, nawigator odlicza wysokość. Dochodzi do katastrofy.
Internauta Grzegorz w Rzepie:

Więckowski sądzi, że doszło do awarii 2 silnika lub awarii hydrauliki. Podobną awarię Więckowski przeżył na lotnisku w Paryżu na Tu154.
Kwestię wyjaśniłby zapis oryginału ścieżki drugiego silnika i hydrauliki

Hipotezę podobną do hipotezy Więckowskiego przedstawia grupa polskich pilotów cywilnych i wojskowych. Reprezentujący lotników dr Tadeusz Augustynowicz, oficer Wojsk Lotniczych, koordynator lotnisk wojskowych twierdzi, że przyczyną katastrofy była awaria steru wysokości, która uwidoczniła sie na wysokości ok. 80m. Tu-154M miał już wcześniej problemy z blokiem sterowania, który uległ awarii na Haiti w styczniu br. Blok ten powinien był zostać wymieniony.

Vote up!
0
Vote down!
0

Jerzy Zerbe

#62641

Pilot Janusz Więckowskim powiedział w TVN24:
Ostatnie 30 sekund lotu i milczenie dowódcy świadczy o tym, ze załoga była w szoku, bo utraciła sterowność nad maszyną.
Maszyna przestała reagować. Kiedy na wysokości 150 metrów maszyna nie reaguje, to wtedy nie rozmawia się z wieżą, tylko się myśli, dlaczego tak się dzieje. Dlaczego prędkość schodzenia się nagle powiększa z 4-5 m/s do 14 m/s. Przecież to nie samobójca. Samolot spada!
O tym, że samolot mógł utracić sterowność, świadczy też fakt, że dysk turbiny drugiego silnika nie był uszkodzony, połamany. Silnik musiał rozpaść się w powietrzu, a dysk siła odśrodkową upaść łagodnie na ziemię. Chciałbym, aby nasi prokuratorzy i nasza komisja sprawdziły, jak pracował drugi silnik.

Vote up!
0
Vote down!
0

Jerzy Zerbe

#62648

Vote up!
0
Vote down!
0

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart

#62716

To co się dzieje u nas to nie tylko SKANDAL! TO ZDRADA STANU!

Vote up!
0
Vote down!
0
#62719