I po katharsis.

Obrazek użytkownika Moherowy Fighter
Kraj

Przyznam się, że nie spodziewałem się, iż tak szybko życie zweryfikuje moją koncepcję. Chodzi mi o dwa moje poprzednie teksty (]]>Czas katharsis dla prawicy]]> oraz ]]>Czas katharsis dla prawicy – cd.]]>) W obu nawoływałem, by liderzy prawicowych formacji porozumieli się pomiędzy sobą w sprawach rzeczywiście ważnych.

Na dzisiaj taką sprawą jest odtworzenie prawicowego stanu posiadania w różnych instytucjach, gdyż, jak pisałem Została ona pozbawiona dotychczasowego dorobku. Pisałem także, że prawica na własne życzenie spycha się do narożnika, oraz że (…) później lament, że zostaliśmy sami otoczeni wrogami. I nie ma nikogo, kto by nam pomógł. A kto ma pomóc, jeśli soliści i wirtuozi permanentnie grają w „Zosię-samosię”? Ratunku! A zrobić może ukłon wobec drugiego i starać się znaleźć wspólny „język”, to już nie ma ani chęci ani woli. Bo prawda, że tak miło jest czuć się czempionem. Co tam inny sojusznik na prawicy, skoro to do mnie gnają z kamerami i lasem mikrofonów?

Są tacy liderzy na polskiej prawicy, jak choćby Ludwik Dorn, którzy czują się dosyć dobrze właśnie w otoczeniu tych kamer i lasu mikrofonów. Niekiedy można odnieść wrażenie, że są oni zadziwiająco „kompatybilni” ze studiami komercyjnych stacji telewizyjnych i radiowych. Mimo to, by być sprawiedliwym przytoczę swoją opinię, którą wyraziłem na partyjnej stronie partii L. Dorna, we ]]>wpisie]]> jego kolegi partyjnego, posła J.F.Libickiego. Umieszczam ją w całości:

Moherowy Fighter: Pisze Pan, „(…) Dziś elektorat PiS, bardziej w sposób emocjonalny niż rozumowy, konsoliduje się wokół Jarosława Kaczyńskiego.” Cóż kiedyś byłem elektoratem „różowym”, później AWSowym, następnie LPR (w czasach macierowiczowskich), obecnie zaś pisowym. I powiem tak. O ile mnie drażnił sposób, w jaki rozstali się panowie Dorn i Kaczyński, to zawsze u tego pierwszego ceniłem rozsądek polityczny i propaństwowy. Ba, jako propisowiec zgadzałem się nieraz z krytycznymi ocenami Dorna pod adresem Jarosława Kaczyńskiego (i jego zmarłego brata). Cały czas liczyłem (i dalej liczę) na pojednanie się obu liderów, i na to, że te dwa rozdzielone nurty kiedyś się znowu zejdą. Mam również taką samą nadzieję, jeśli chodzi o pana Marka Jurka. I to wszystko w warunkach względnej stabilizacji, zwykłej współpracy dwóch (lub więcej) formacji prawicowych. Dzisiaj jednak sytuacja jest zgoła odmienna. Dzisiaj, po katastrofie smoleńskiej, jest ogromna wyrwa po prawicowej stronie, która prawicy ogromnie zagraża. To jest stan kryzysu, trzęsienia ziemi, właściwie masakry. I choć mogłem się kiedyś wahać, czy w zwykłych trybach reelekcji L. Kaczyńskiego na niego głosować (lub oddać głos nieważny), to dzisiaj stoję przy jego bracie z powodów właśnie rozumowych. Po prostu, nie zmienia się koni w trakcie przeprawy. Jeśliby stało się tak, że L. Kaczyński przegrałby reelekcję, w kierownictwie PiSu nastąpiło w takiej sytuacji trzęsienie ziemi, zaś L. Dorn zgłosiłby akces do poprowadzenia PiSu i zostałby przez tamtą partię zaakceptowany w tej roli, to niewykluczone, że rozważałbym głosowanie na Dorna. I dałbym jemu szansę na wyciągnięcie PiSu z takiej katastrofy. Oczywiście byłyby to inne realia. Ja natomiast uwielbiam real politik, a nie bezsensowne szarżowanie. Zresztą, proszę w sieci znaleźć moje poglądy w tych sprawach. (2010.05.07 18:27)

I przez moment, tj. wtedy, kiedy L. Dorn wycofał swoją kandydaturę w kampanii prezydenckiej, urósł mi niepomiernie w moich oczach. Pomyślałem sobie, że w świetle tak dramatycznej sytuacji, w jakiej znalazła się polska prawica, jest w stanie wznieść się ponad odium zadrażnień z Jarosławem Kaczyńskim, by jemu podać braterską – nomen omen – prawicę. I pomóc gasić wspólny prawicowy dom, w którym gore. Dzisiaj niestety czytam warunki (celowo nie linkuję), na jakich zgodzi się tamtemu podawać środki gaśnicze, ratować dobra z pogorzeliska czy też w ogóle pomagać sprzątać po ugaszeniu pożaru. Od tego uzależnia to, czy weźmie udział w akcji gaśniczej. Stawia też ultimatum, że gdy ten „pogorzelec” nie zgodzi się na nie, to pójdzie i pomoże innemu obok, który wraz ze swoim domkiem letniskowym chce wystartować w konkursie na ładniejszy obiekt architektoniczny. I przyznam się, że taka postawa wywołuje zgrozę. Na szczęście w porę połapali się jego koledzy partyjni, którzy uratowali honor swojej formacji politycznej. Wielki szacunek dla nich.

Ano. Kiedyś myślałem, że Jarosław Kaczyński wyrzucając Dorna z PiS’u postąpił, delikatnie mówiąc, niestosownie. Bo w końcu, Dorn w PiS’ie to nie był byle kto („trzeci bliźniak”). To również ten, który wraz z oboma braćmi (a także i niektórymi innymi ważnymi osobami) przyczynił się do wzrostu Prawa i Sprawiedliwości. PiS jest m.in. również jego sukcesem. Bo wniósł do niego swoją charyzmę, solidny kapitał intelektualny, rozpoznawalność swojej osoby, swoje wpływy środowiskowe, doświadczenie polityczne. Swój indywidualizm. Zdrowy rozsądek. Pryncypialność. I tym podobne atuty. Bez wątpienia był pisowską „kosą”, która partii tej przydawała ikry, barwności i wyrazistości. Coś się jednak „zatarło” pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim a Ludwikiem Dornem. A skończyło się później walką na salach sądowych. Nie znając kulis rozpadu sojuszu pomiędzy oboma liderami sądziłem, że to bardziej Jarosław Kaczyński pobłądził niż ten drugi. Szczególnie raził mnie styl, z jakim prezes PiSu podziękował ówczesnemu wiceprezesowi. Pomyślałem sobie, „No panie prezesie, tym razem, to chyba przegiąłeś.” O ile mogłem nie mieć wątpliwości, że z pozostałymi liderami Prawa i Sprawiedliwości, w tym również z tymi, którzy dzisiaj jako Polska Plus popierają prezesa PiS’u, rozejście się nastąpiło wskutek rozdźwięków programowych, to w przypadku konfliktu na linii Kaczyński-Dorn widziałem urazę osobistą. Taka jest oczywiście najtrudniejsza do usunięcia. Nie mi to rozstrzygać po czyjej stronie stoi słuszność. Dzisiejsze dornowe „Warunki poparcia” przekreślają w moich oczach domyślanie się faktycznych przesłanek tego dylematu. A przecież, gdy wysunąłem koncepcję „Międzypartyjnego Zespołu Negocjacyjno-Mediacyjnego” napisałem:

Jest w tym wszystkim jeden warunek graniczny, który musiałby zostać spełniony zanim przystąpiono by do formowania się Międzypartyjnego Zespołu Negocjacyjno-Mediacyjnego. Tym czymś jest to, by otwarcie, na oczach prawicowych wyborców/sympatyków, przedstawić i wyjaśnić wszystkie okoliczności i zdarzenia, które w przeszłości towarzyszyły poróżnieniu się liderów poszczególnych formacji prawicowych, tym samym doprowadzając do różnych wojen międzyformacyjnych. W tym aspekcie należałoby przyjąć niejako opcję „zerową”, która wyczyściłaby grunt do dalszej współpracy polityczno-programowej. Jeśli za konfliktami w łonie prawicowego obozu stoją wyłącznie rozbieżności polityczne i programowe, to na drodze negocjacyjno-mediacyjnej można by znaleźć przestrzeń do współpracy, która zadowoliłaby wyborców/sympatyków poszczególnych formacji. Jeśli natomiast rozdźwięki mają podłoże emocjonalno-psychologicznych animozji i niesnasek, to dalsze ich ukrywanie przed opinią publiczną (w tym także potencjalnymi wyborcami/sympatykami) stać będzie zawsze na przeszkodzie ku wspólnemu kształtowaniu i poszerzaniu przestrzeni polskiej prawicowości.

Dzisiaj jednak stwierdzam, że wraz z dornowymi „Warunkami poparcia” czas na katharsis dla prawicy właśnie miął. Soliści i wirtuozi znowu zaczynają rżnąć swoje kawałki aż uszy puchną. Widać Wielki Obóz Prawicy musi powstać oddolnie. Ogień szaleje we wspólnym domu, a tu się dywaguje nad przyjęciem instrukcji gaszenia. A na około grasują podpalacze. Cóż pozycja eksperta od gaszenia pożarów zajmowana w komercyjnych studiach telewizyjnych i radiowych, to trzeba przyznać wyjątkowy luksus złapania 81696 (słownie: osiemdziesiąt jeden tysięcy sześćset dziewięćdziesięciu sześciu) głosów.

Brak głosów

Komentarze

Krzysztof J. Wojtas
Nie podoba mi sie pański wpis; jest pisany z punktu widzenia partii, a nie Polski, czy nawet jakiejś ideologii.
Jeśli popierać JK to nie dlatego, że JK jest "wielki", tylko dlatego, że może realizować dobro Polski i Jej obywateli.
I tylko w tym zakresie.

A uwagi Dorna, chociaż infantylne w formie, są jak najbardziej słuszne, co do idei.

Vote up!
0
Vote down!
0

Krzysztof J. Wojtas

#58760

To był żart.

Proszę zauważyć, że sam krytykowałem Jarosława Kaczyńskiego i PiS. A ślady tego są m.in. również na tym portalu. I pewnie będą jeszcze okazję ku temu, by prezesa i jego partię "punktować" za różne rzeczy. Co poniektórzy, to nawet się na mnie tutaj obrażali, wyrąbując mi (cytuję):

Ale jakoś nie potrafię pozostawić bez odpowiedzi wywodów różnych “wujków Dobra Rada”, którzy usiłują udowodnić, że wiedzą lepiej od Kaczyńskich – oj gdyby to oni byli przywódcami prawicowej partii to by pokazali. Bo zaraz nasuwa się proste pytanie – dlaczego nie jesteście na miejscu Kaczyńskich skoroście tacy mądrzy?

Na co ja odpisywałem:

Mój adwersarz zda się chybić w aspekcie elementarnej zasady politologicznej, iż prawem każdego obywatela, a szczególnie wyborcy, jest by oceniać polityków przez siebie wybieranych. I nie ma obowiązku, by ich zastępować w czymkolwiek, do czego zostali w trybie wyborczym wyznaczeni, i na podstawie którego to mandatu są uprawnieni do działania. Sam zaś program wyborczy jest li i tylko podstawą do takiego działania. Polityk wobec swojego wyborcy nawiązuje pewien specyficzny stosunek pracy, będąc zresztą „na utrzymaniu” tego wyborcy. Jeśli wyborca uznaje, że wybrany, per analogiam wskutek swoistego „konkursu ofert”, przez niego polityk jest przeciwskuteczny w tym, co robi, to prawem tego wyborcy jest coś takiego skomentować i wskazać na to, co można by było zrobić lepiej. Naprawdę, czy po to, by móc ocenić jakość jakiegoś samochodu, to trzeba być udziałowcem koncernu go produkującego, a już tym bardziej jego prezesem? Wszelako nie dostrzega w tym, co pisze, pewnego kuriozum. Ależ to właśnie m.in. ja w toku takiej lub owej kampanii wyborczej byłem przez spin doktorów przekonywany, że lansowana przez nich oferta jest pod każdym względem debeściarska. Ja nie muszę być wcale mądrzejszy, skoro dałem się przekonać, iż ktoś jest mądrzejszy ode mnie. I to nie na mnie spoczywa ów swoisty ciężar dowodu, gdyż to nie ja aplikowałem do publicznych stanowisk. Natomiast moim niezbywalnym prawem jest, by wątpić, i oczekiwać rozwiania wszelakich moich zastrzeżeń. W przeciwnym razie ma się do czynienia z autorytaryzmem, a to chyba nie jest najlepsza droga do dialogowania. Nieprawdaż, oszołomie z Ciemnogrodu? Ja nie mam potrzeby być na miejscu Kaczyńskich, natomiast, jeśli oni ją mają, by być tam, gdzie są (z mojego demokratycznego poparcia), to mam prawo do publicznej oceny pełnionej przez nich misji, jeśli m.in. dzięki mnie zostali do tego powołani.

I jakoś nie widziałem, by mnie Pan wtedy poparł. Kiedy indziej również napisałem:

(...) Jarosław Kaczyński, jeśli kiedykolwiek odniesie znaczące zwycięstwo, to będzie musiał, chcąc realizować swoje wizje polityczne, bądź to czynić własną silną armią. O co może być trudno. Bądź też w ramach silniejszej koalicji z jakimś podmiotem bądź podmiotami. O co będzie chyba jeszcze trudniej.

Na co na komentarz:

(...) Według mnie starał się skracać front, czyli nie robić sobie wrogów ze wszystkich na około, co i tak się nie udało, co wyraźnie wspomogły media.

Odpowiedziałem:

Ciekawe. Rozpierducha wewnątrz własnej partii (Dorn, Jurek, wcześniej Ujazdowski, Sellin, Zalewski).

I tutaj też nie widziałem poparcia szanownego Polemisty. To ja pytam w związku z tym, co się zmieniło pomiędzy 28 grudnia ub.r. i 10 lutego br. a dniem dzisiejszym? To, że wtedy moje uwagi nic nie straciły na aktualności czy też coś innego? A może to, że tak jak wówczas tak i dzisiaj prawica krajowa jest bezjajeczna? To jak w takim razie dbać o to dobro Polski, skoro prawica się sama marginalizuje i nie potrafi (bądź nie chce) uczyć się na własnych błędach? Szanowny Polemista ma na to jakąś receptę?

Co się tyczy uwag Dorna, a tak na prawdę, to jego ultimatum, to teraz akurat nie jest czas, by stawiać takie warunki. Teraz, po smoleńskim dramacie, jest - nomen omen - palaca konieczność odbudowywania stanu posiadania prawicy w przestrzeni publicznej. Dopiero później, gdy uprzątnie się pogorzelisko, to przyjdzie czas na sensowne zaplanowanie robót budowlanych. Dzisiaj prawicy chałupa się zjarała. I o to chodzi.

Vote up!
0
Vote down!
0
#58783

Krzysztof J. Wojtas
To nie tak.
"Najsamprzód";
Komentuję, czasami złośliwie, czasami nawet ostro zwykle u tych, których szanuję i cenię za poglądy - bo jakieś mają.
W odróżnieniu od znakomitej większości, która tylko "płynie ze statkiem".

Po wtóre;
nie odnoszę sie do wszystkich sytuacji i poglądów - nawet nie czytam wszystkich notek - przeglądam czasami cząść.
Nie mam też pełnej wiedzy na każdy temat.

Komentuję z punktu widzenia cywilizacji łacińskiej w wydaniu polskim - z wszystkimi odniesieniami do okoliczności. Ale zawsze jest to ten punkt widzenia. Przynajmniej staram się.

Tylko uwaga odnośnie Dorna; czas na stawianie wymagań jest jak najbardziej właściwy. JK powinien wygrać w pierwszej turze i to z dużą przewagą. Ale powinien wiedzieć, że nie jest to poparcie bezwarunkowe.
Już dawno pisałem, że jeśli śp. LK nie ustali minimum minimorum polskościi nie zagwarantuje dotrzymania zobowiązań - to nie zamierzam nań głosować.
Mam nadzieję, że JK wyewouluje w tym kierunku. Ale też powinien sobie zdawać sprawę z okoliczności. Czy dojrzeje dostatecznie szybko?
Stąd notka Dorna jest słuszna tyle, że infantylna, bo pisana przez pryzmat osoby. Fakt, że to inteligentny człowiek i może napisał to celowo, aby pojątrzyć środowisko.
Pozdro

Vote up!
0
Vote down!
0

Krzysztof J. Wojtas

#58786

Dorna ceniłem od zawsze i motywy jego rozstania z PiS-em były dla mnie niezrozumiałe. Aż tu kiedyś patrzę i oczom nie wierzę - w TVN u Sekielskiego Dorn postuluje dymisję ministra Klicha (co i tak nastąpi bo zajawkę puścił gen. Petelicki, a on się na tym zna) za "zaniedbania w szkoleniu pilotów, serię wypadków lotniczych ". Po prostu niedoszkolony pilot, zdaniem Dorna, mógł pociągnąć złą wajchę w czasie lądowania. Jest to dokładnie wersja "wypadku", jaką przedstawią nam Rosjanie po śledztwie, i którą z ulgą przyjmie świat jako obowiązującą. Moje zdanie o Dornie uległo gwałtownej rewizji.
Leopold

Vote up!
0
Vote down!
0

Leopold

#58762

Wszystko nastepuje przed ostatnie tygodnie bardzo lawinowo. Dorn jak i Kaczynski potrzebuje czasu. Prawica musi zrozumiec ze czas nadymania sie przy swoich racjach przynosi kozysci tylko przeciwnikom. Mysle ze zrozumieja to. Przeciez Dorn mogby zostac premierem w przyszlosci. Po odsunieciu i rozpadzie PO. Bedzie miejsce na partie prawicowa. Dorn moze skupic pokazna ilosc zwolennikow. Ale obecnie chodzi o zapobigniecie przejecia Polski przez szambo co podcinalo rozwoj Polski przez ostatnie 20 lat. Jest na to szansa. PO Tuskowe skompromitowalo sie. Srodowisko Gazety Wyborczej tym bardziej. Narod widzi jakim kreaturom zaufal.Polacy maja kaca moralnego. Jest szansa. Dorn ma racje z swoimi postulatami. Ale obecnie nie mozna za bardzo krepowac sobie rak. Dorn musi popuscic. Chodzi o Polske. Pod Kaczynskim jedynie obecnie, jest mozliwosc odciac tej Hydrze leb. Kiedys byli bardzo bliskimi przyjaciolmi. Dajmy im mozliwosc wyciagnac wnioskow i nauczenia sie czegos. Mysle ze dojdzie do tego. I beda grali w tej samej orkiestrze. Ku dobru Naszej Ojczyzny.

Vote up!
0
Vote down!
0

capitanemo

#58771

Uważam, że Dorn wyskakując z ultimatum, pokazał zęby. Pokazał, że wcale mu nie zależy na wspólnym pochodzie. Wprawdzie zrozumiałbym coś takiego przed wyborami do Sejmu, ale teraz? Przed wyborami Prezydenckimi?

Od dawna postulowałem, aby "repów" prawicy zostawić w spokoju. Niech tam sobie wywiją co im się żywnie podoba. Niech dalej sobie tańczą ten swój chocholi taniec. Następuje konieczność zabudowania prawej strony przez ludzi młodych, myślących propaństwowo. Zdolnych do współpracy, patrzących interesu Polski, a nie własnego odbicia w szkiełku.

Vote up!
0
Vote down!
0

"...dopomóż Boże i wytrwać daj..."

#58797

I to mnie najbardziej boli, że nawet w stacjach, w których kpi się z ich dotychczasowych ugrupowań, poglądów, idei, pojawiają się, gdy okazuje się, że ponieśli taką czy inna porażkę. Po co??

Vote up!
0
Vote down!
0

rochadziug

#58772

... forum "Kościół w Polsce i na świecie" - tam też różnej maści anty- używają sobie bez pardonu ( do woli i bez grzechu) a katolicy "dyskutują" z nimi tak jakby nic nie było.

  O honorze w Polsce słyszano ostatni raz podczas sejmowego  przemówienia min.Becka !!!

Vote up!
0
Vote down!
0

veri

#58781