Fantastycznych zmiana perspektywy mieszkaniowej

Obrazek użytkownika Moherowy Fighter
Humor i satyra

Pewnego razu u Fantastycznych na balkonie pojawił się taki o to baner.


A to było tak. Uważajcie.

Pewnego późnowiosennego dnia 35.letni Roman Fantastyczny, copywriter w agencji reklamowej Qultovə Idəə, wrócił do domu trochę wcześniej niż zwykle. Był on przybity tym, co usłyszał w banku, jednak postanowił tego nie okazywać. W tym samym czasie, kiedy wchodził do domu Pani Stanisława, 60.letnia opiekunka 9.letniego Miłosza, kończyła wstawiać naczynia ze zmywarki do szafek.

- Dzień dobry, panie Romanie – przywitała się z chlebodawcą – Jak minął dzień?

- Dzień dobry pani Stanisławo. Wszystko w porządku, jak zawsze. – odpowiedział wchodząc do sypialni, by się przebrać.

- Cześć Miłosz. Jak tam w szkole, lekcje odrobione? – krzyknął z pokoju do syna.

- Cześć tato. W porządku. Zrobione – odkrzyknął malec.

- Co robisz? – spytał rodzic.

- Gram w Supermonsters – odpowiedział chłopiec.

Roman przebrany, poszedł do łazienki, by umyć ręce. Po czym po pięciu minutach wyszedł z niej i skierował się do kuchni. Wszedł do niej i odezwał się opiekunki.

- Pani Stanisławo, może już pani iść do domu. Dam sobie radę.

- Dobrze panie Romanie. Niedługo będę się zbierała. Kolację mają państwo przyszykowaną w lodówce – z nutą zadowolenia w głosie odpowiedziała. Wreszcie wzięła swoją torebkę, założyła płaszcz i wyszła z mieszkania.

Piętnaście minut później drzwi wejściowe się otworzyły i do środka weszła Julia, żona Romana. Była od niego niecałe pięć lat młodsza i zajmowała stanowisko „key accountant assistant” w jednej z zachodnich firm spedycyjno-logistycznych. Była wysportowaną szczupłą blondynką, średniego wzrostu z piwnymi oczami. Ledwo co się przebrała, z pokoju wybiegł malec na przywitanie.

- Maaaamo! – Miłosz, krzycząc, wpadł matce w objęcia.

- Dzień dobry synku. Lekcje odrobione, co w szkole? – spytała rodzicielka.

- Tak odrobiłem… – po czym chłopiec zaczął opowiadać mamie, jak minął dzień w szkole. Następnie, gdy już skończył, wrócił do gry w Supermonsters.

Julia wszedłszy do salonu dostrzegła siedzącego męża, który utkwił wzrok w jakimś bliżej nieokreślonym punkcie w czasoprzestrzeni. Zdawało się, że w ogóle nie dostrzegł powrotu żony do domu. Był jakiś nieobecny.

- Dzień dobry kochanie – rzuciła mężowi na przywitanie. To zaś go wybiło z zadumy.

- A dzień dobry, Juleczko – odpowiedział żonie.

- Coś się stało, Romku? Bo jesteś taki jakiś nieswój – spytała badawczo.

- Nie teraz, moja miła. Pogadamy o tym, jak mały pójdzie spać – odpowiedział żonie.

- No dobrze, to zostawmy to na później – z lekkim niepokojem w głosie żona powiedziała.

Fantastyczni zjedli kolację tuż po „Faktach”, zaś po niej Julia wykąpała chłopca i położyła go do łóżka. Roman wszedł do pokoju chłopca, wziął książeczkę i na dobranoc przeczytał synowi cztery bajki. Następnie się pochylił, pocałował go w policzek, pogładził po głowie i powiedział – Dobranoc.

- Dobranoc tatusiu – odpowiedział malec, odwrócił się na bok i przytulił do ulubionej maskotki, misia Barry’ego. Po kilku minutach już spał.

Roman poszedł do salonu, w którym Julia oglądała na plazmie jakiś serial romantyczno-obyczajowy. Następnie, wszedł do kuchni, którą z salonem oddzielał ją kontuar baru, otworzył lodówkę, z której wyjął butelkę półwytrawnego Chardonnay.

- Chcesz? – spytał żonę.

- Tak, nalej mi – odpowiedziała mu.

Wyjął dwa kieliszki. Nalał sobie i żonie. Po czym podszedł z kieliszkiem do żony i go jej wręczył. Wrócił po butelkę, by ją postawić na stoliku koło sofy. Wziął swój kieliszek i poszedł do gabinetu. Wszedł do środka, podszedł do zamykanej szafki z segregatorami, którą otworzył i wyciągnął dwa z etykietką na grzbiecie – „Kredyt mieszkaniowy/deweloperka”. Zaczął wertować dokumenty, aż znalazł to, czego szukał. Były to „Ogólne warunki kredytu mieszkaniowego” i „Umowa kredytowa”. Usiadł na fotelu, położył nogi na biurku i zaczął czytać.

- „No tak, do cholery. Tak jest, jak mówili.” – czytał w myślach przytakując. – „Faktycznie. To jest ten punkt ogólnych warunków. W mordę trzeba było uważniej czytać zanim się podpisało kwity. Ale daliśmy dupy.” – opanowywała go coraz większa irytacja. Wziął plik dokumentów i udał się do salonu. Położył je na komodzie, dopił lampkę wina, i nalał sobie następną. Odstawił kieliszek i poszedł do toalety. Po kilku minutach z niej wyszedł. W tym samym momencie serial się skończył.

- Romku zaraz będzie „Szkło kontaktowe” – powiedziała Julia.

- Wiesz co? Darujmy sobie to tym razem, bo musimy porozmawiać o tym, co już wcześniej zapowiadałem. – odpowiedział żonie.

- OK, to sobie darujemy – zgodziła się.

Roman usiadł na sofie, w jednym ręku trzymając kieliszek, w drugim plik dokumentów. Odwrócił się do żony i zaczął mówić.

- Julia, stało się coś, co jest dla nas bardzo poważne….

- He, tylko nie mów, że masz kogoś na boku – podejrzliwie weszła mu w słowo żona.

- Nie, nie, kochanie, tobie jestem wierny, jak nikt inny. Tu chodzi o nasze mieszkanie – starał się uspokajać żonę.

- A co jest nie tak z naszym mieszkaniem? – spytała go.

- Już mówię – powiedział, przełykając ślinę – Otóż dzisiaj zadzwoniono do mnie z banku, w którym mamy nasz kredyt mieszkaniowy….

- I? – spytała go Julia, przeciągając zgłoskę.

- I poprosili mnie, bym do nich dzisiaj przyszedł. Zerwałem się z roboty, pojechałem do banku i pytam, o co chodzi. No i dysponentka naszego kredytu poinformowała mnie, że nasz bank usiadł na hipotece naszego dewelopera…

- Co to znaczy, „usiadł na hipotece”? – żona wpadła mu w słowo.

- To znaczy, że bank będzie szykował się do procedury upadłościowej naszego dewelopera i zajmuje jego majątek – kontynuował.

- A co nas to dotyczy? – go spytała.

- No, to, że zgodnie z tym… – pokazał żonie dokumenty – … nasze zobowiązania kredytowe stają się natychmiast wymagalne. Zresztą, to jest cholernie skomplikowane. Jednak te kwity jeszcze raz przeczytałem i wszystko się zgadza. Mamy alternatywę. Od razu spłacić całość, tj. odsetki i kapitał, i mieć czystą historię kredytową. W innym razie bank ma prawo przejęcia mieszkania. Lub czekać na licytację komorniczą. A wiesz, co to oznacza.

- A konsultowałeś to z kimś? – żona go spytała.

- Dzwoniłem do Piotra… – znajomego z kancelarii radców prawnych – i nagrałem się jemu, że chcę z nim o tym pogadać.

- No, rozumiem. I jak my wyglądamy w tych wariantach? – spytała go żona.

- To jest tak, że w przypadku pierwszym, by nie stracić mieszkania, to będziemy musieli już teraz wybulić coś około 450 tys. złotych kapitału i jakieś 300 tys. złotych odsetek. A o drugim, to nie chce mi się nawet mówić – głucho odpowiedział.

- Czyli wychodzi, że musimy mieć na ręku jakieś 750 tys. złotych, tak? – spytała Julia, szybko przeliczając.

- Tak, właśnie to dokładnie oznacza – odpowiedział.

- No to odjazdowo! – wybuchła żona – To skąd my weźmiemy sie-dem-set pięć-dzie-siąt koła? I to pewnie na wczoraj, nie? Jak my nie mamy właściwie żadnych oszczędności – coraz trudniej było się jej opanować.

- Nie wiem, Julko. Jutro postaram się skontaktować z Piotrem, to może coś uradzimy – starał się uspokajać żonę.

- To szybko z nim się skontaktuj – twardo mu odpowiedziała.

Gdy skończyli temat kredytu pogadali o tym i o owym, poczym na HBO obejrzeli jakąś sensacyjną strzelankę. Krótko po północy poszli spać.

Nazajutrz Roman był w pracy jakiś zamulony. Nic mu się nie kleiło. Na biurku leżał projekt reklamowy dla firmy motoryzacyjnej, a on nie miał weny na jakieś hasło reklamowe. Wszystko mu się mieszało w głowie, miał gonitwę myśli i nic nie rozumiał. – „Kiedy Piotrek się odezwie, do cholery?” – ta myśl nie dawała mu spokoju. Wreszcie odezwała się komórka, a na wyświetlaczu pojawił się napis „Pietrucha”. Odebrał połączenie.

- Cześć Piotrek – zaczął rozmowę.

- Cześć Romek. Sorry, że wczoraj nie oddzwaniałem, ale mam teraz taki zapieprz, że nie wiem, w co ręce włożyć. A jeszcze do domu wróciłem koło północy. Co się stało? – znajomy spytał.

- Piotrek to nie jest gadka na telefon. Chodzi o mój kredyt mieszkaniowy i chciałbym to z tobą przegadać. Możemy się dziś spotkać? – Roman odpowiedział.

- Poczekaj, sprawdzę – tamten odpowiedział – Dzisiaj, dzisiaj? – głośno myślał – Koło 14.tej mam u siebie jakąś naradę. 16.ta odpada, spotkanie z klientem. Może być o 18:30?

- Może. To jak tam, gdzie zawsze? – spytał Roman.

- Tam, gdzie zawsze – usłyszał odpowiedź.

O 17:15 Roman wyszedł z biura, zjechał windą na podziemny parking, i wsiadł do swojego Nissana. Ponad godzinę powinno wystarczyć, by przekopać się przez zakorkowane miasto. Około 18:20 zajechał na parking w umówione miejsce. Wyłączył silnik samochodu, wziął ze sobą aktówkę, wysiadł, zamknął drzwi i pilotem włączył alarm. Po czym po kilkunastu krokach wszedł do lokalu. Była to stylowa knajpa o dźwięcznej nazwie „Debeściarska Patelnia”. Na miejscu już czekał na niego znajomy. Roman podszedł do ich stolika, zdjął płaszcz i go przełożył przez oparcie wolnego krzesła. Aktówkę odłożył na drugim krześle.

- No siemka Roman – znajomy się przywitał.

- Siemka – odpowiedział mu Roman.

- Co się urodziło? Pokaż – tamten odpowiedział.

- Chwilę, wpierw cos zamówmy – Roman rzucił tamtemu.

- Wporzo, to zamówimy, a potem pogadamy.

Do stolika podszedł kelner i wręczył obu kartę dań i alkoholi. Obaj znajomi po przestudiowaniu obu kart zawołali kelnera, który przyjął od nich zamówienie. Po chwili milczenia odezwał się Piotr.

- OK, Romek. Co za bryndza gadaj.

Roman wyjął z aktówki dokumenty, streścił znajomemu całą sprawę, i urwał. W tym momencie kelner przyniósł butelkę wina jako aperitif. Nalał obu i się oddalił. Piotr długo wczytywał się w dokumenty. I po dłuższej chwili się odezwał.

- Romek, no to jest kulawo. W mordę żesz blaszka. Mówię ci jest kulawo. Tu się nie da nic odkręcić. Bank niestety ma rację i każdy prawnik ci to powie.

- Ale jak to? – lekko zdenerwowany spytał znajomy – To, to oznacza, że oni mogą nam to mieszkanie zlicytować?

- A co ty myślisz? Podpisaliście z Julią umowę. Nie? – krótko spytał znajomy.

- Tak, podpisaliśmy – odpowiedział Roman.

- No właśnie. A w niej jest w paragrafie 25 napisane, cytuję: „Kredytobiorca zobowiązany jest do postąpienia zgodnie z treścią paragrafu 35, punkt 4 Ogólnych warunków umów kredytów mieszkaniowych, o ile Bank-kredytodawca swoim postanowieniem nie określi inaczej.” Jest tak? Jest. Patrz. – podetknął znajomemu umowę pod nos. Roman chwilę wpatrywał się w przytoczony fragment umowy, po czym się odezwał.

- No tak, tak jest napisane.

- No właśnie. I teraz zobacz, tu są podpisy twój i Julii. Czyli dwie pary oczu to widziały i tego nie zauważyły? – ze zdumieniem spytał znajomy.

- No wiesz… – Roman zaczął mówić.

- Co wiesz, co wiesz? – tamten mu wtrącił – Chłopie, wy jesteście na widelcu.

- Bo? – Roman spytał.

- Bo, zobacz. Tutaj są ogólne warunki umów. A to jest…, jakby ci to powiedzieć, świętość przy zawieraniu umów kredytowych. To obowiązuje i nie ma bata – poczym zaczął wyjaśniać całość sprawy. I im bardziej znajomemu klarował istotę sprawy, to tym bardziej ten czuł, że jego mieszkanie właśnie się oddala.

- Piotrek. A ty nie mógłbyś tamtym zrobić z tego jakiejś sprawy, czy coś tam? – niepewnie spytał.

- Facet, czyś ty upadł na głowę? Sprawa dla banku jest czysta. I mówię ci to jako profesjonalista. Nic tu nie ugrasz – urwał – To ile tej kapuchy wisicie bankowi? – po chwili spytał.

- No…, jakieś siedemset pięćdziesiąt kawałków – Roman odpowiedział.

- Fiu, fiu, góra szmalu. Tak od razu siedemset pięćdziesiąt? – znajomy nie mógł ukryć zdumienia – to skąd ty to wyskrobiesz?

- Szczerze mówiąc nie wiem, Piotrze. Oszczędności wiele nie mamy. Rodzice nie mogą nam pomóc. Mój brat po rozwodzie płaci alimenty. A siostra Julii właśnie straciła robotę. I cholera nie wiem. Może ty byś nam częściowo pomógł? – nieśmiało spytał Roman.

- Człowieku, źle trafiłeś. Ja właśnie robiłem przewalutowanie kredytu na moją łajbę, sam musiałem dopłacić jakieś trzysta kółek. Więc wolnych środków też nie mam. Spróbuj popytać jakichś innych znajomych – rozmowa zaczęła skręcać na coraz niebezpieczniejsze tory.

- Rozumiem – Roman odpowiedział zrezygnowany.

Po jakimś kwadransie obaj znajomi dokończyli późny lunch, po czym wyszli z knajpy. Roman wrócił do domu około 21.tej. Mały już spał, zaś Julia z niepokojem czekała na męża. Gdy usłyszała, jak wchodzi, to poderwała się z sofy i podbiegła do męża.

- I co, i co? Co ci Piotr powiedział? – już od progu zaczęła go wypytywać.

- Daj mi trochę odetchnąć, kochanie – zrobił unik.

Roman zdjął buty, założył kapcie, odwiesił płaszcz, a następnie poszedł do kuchni i z lodówki wyciągnął piwo. Otworzył je i napił się głębokiego łyka. Usiadł na sofie i zaczął mówić.

- Cóż, Piotr potwierdza wszystko, czego dowiedziałem się z banku. Albo z góry spłacimy siedemset pięćdziesiąt tysięcy albo pa-pa mieszkanko.

- Żartujesz? To są chyba jakieś jaja. Żaden prawnik tego nie podważy? – Julia mówiła z coraz większym napięciem w głosie.

- Niestety, ale nie, moje słoneczko. Z umowy, którą podpisaliśmy, wynika, że bank ma nad nami przewagę – odpowiedział żonie, biorąc kolejny łyk piwa.

- No, ale, przecież… Przecież powinny być jakieś możliwości. Co, nie? Gdzieś tam napisać. Odwołać się. Cokolwiek – Julia była coraz bardziej rozgorączkowana.

- Mówię tobie, kochanie, że my nie mamy żadnych narzędzi prawnych. I albo zabulimy te siedemset pięćdziesiąt kafli albo stracimy mieszkanie – starał się jakoś żonie wytłumaczyć całą sprawę.

- To może jutro pojedziemy do banku i spróbujemy renegocjować umowę, co? – Julia rzuciła pomysł z nutą nadziei w głosie.

- Dobrze, możemy tak zrobić.

Dłużej już nie rozmawiali lecz zebrali się do spania. Następnego dnia wczesnym popołudniem Julia i Roman udali się do banku.

- Tak słucham, czym mogę państwu służyć? – urzędowo spytała urzędniczka, gdy tylko zajęli miejsce przy jej biurku.

- Proszę pani – zaczął mówić Roman – mieszkamy przy Malowniczej i parę dni temu tutaj byłem, bo zostałem wezwany w sprawie naszego kredytu mieszkaniowego. Ja się nazywam Roman Fantastyczny, a to moja żona, Julia. Proszę bardzo o to nasze dowody osobiste – Fantastyczni podali swoje dokumenty.

Urzędniczka wzięła je do ręki, poczym zaczęła w bazie danych szukać potrzebnych informacji.

- Proszę poczekać – powiedziała. Wstała i poszła do jakiegoś pokoju, a po niespełna dziesięciu minutach wróciła z segregatorem w ręku i w towarzystwie mężczyzny w średnim wieku. – Państwo pozwolą, to jest starszy inspektor Wróblewski. On się zajmuje państwa sprawą.

- Tak, dzień dobry państwu. Słucham, co mogę dla państwa zrobić? – spytał starszy inspektor, przyciągając sobie fotel.

- Proszę pana… – zaczął Roman – parę dni temu zostałem przez wasz bank poproszony o przybycie. Zjawiłem się i zacząłem rozmowę, z którymś z państwa urzędników.

- Z którym? – starszy inspektor wpadł Romanowi w słowo.

- Nie pamiętam, wyleciało mi z pamięci – Roman ciągnął dalej. – I rozmowa dotyczyła naszego kredytu mieszkaniowego na lokal mieszkalny w osiedlu przy ulicy Malowniczej.

- Proszę poczekać – starszy inspektor mu przerwał – Iwono, podaj mi te dokumenty – poprosił koleżankę. Ta mu wręczyła segregator. Wziął go od niej, otworzył i zaczął w nim czegoś szukać. – O jest. Już mam – po chwili się odezwał. – I co, proszę państwa? O co chodzi, bo czegoś nie rozumiem?

- No chodzi o to… – tym razem odezwała się Julia – że coś tam wszczynacie przeciwko naszemu deweloperowi, a nam stawiacie nasz kredyt jako natychmiast wykonalny.

- Tak, ale dalej czegoś nie rozumiem – sucho odezwał się starszy inspektor – Chwileczkę… – wziął do ręki dowód Julii, wyciągnął jeden z dokumentów, i zaczął porównywać dane. – To chyba pani wraz z mężem podpisywała tę umowę? Prawda? – pokazał Julii oryginał umowy.

- Tak, to mój podpis – Julia przytaknęła.

- No właśnie, proszę pani. A czy zapoznała się pani z jej paragrafem 25? – urzędowo spytał starszy inspektor. – Iwono zrób mi wydruk z historii tego kredytu i salda z powiązanego z nim konta za okres ostatnich trzech lat – poprosił koleżankę.

- Hm, nie pamiętam, proszę pana – odpowiedziała mu Julia.

- A, nie pamięta pani – odpowiedział starszy inspektor – To niedobrze. A pan pamięta? – chłodno spytał Romana.

- Masz, historia i saldo – urzędniczka powiedziała do swego kolegi. Starszy inspektor wziął oba wydruki i zaczął się im przyglądać.

- Ja chyba też tego dokładnie nie doczytałem – odezwał się Roman po chwili zastanowienia.

- A to zmienia postać rzeczy – odparł mu starszy inspektor. – To może teraz państwo się z nim zapoznają? – podsunął Fantastycznym dokument do zapoznania się.

Fantastyczni zaczęli czytać wskazany paragraf, po chwili Roman się odezwał.

- A te ogólne warunki umów?

- Proszę bardzo – starszy inspektor wręczył Romanowi broszurkę – paragraf 35, punkt 2 – dodał.

Roman otworzył we właściwym miejscu, i wraz z Julią zaczęli go czytać. Gdy skończyli Julia zaczęła mówić.

- Proszę pana, rozumiem, że macie jakiś problem z naszym deweloperem. Tak?

- Aha, podejmujemy wobec niego stosowne kroki.

- I w związku z tym chcecie od nas zastosowania się do tych ogólnych warunków. – ciągnęła dalej.

- Zgadza się – przytaknął urzędnik bankowy.

- I my nie mamy innego wyjścia niż tylko spłacić w całości nasz kredyt, by nie zostać bez mieszkania. Tak? – spytała Julia.

- Tak, jak jest w umowie i ogólnych warunkach – sucho odpowiedział starszy inspektor.

- I nie mamy innego wyjścia, rozumiem – Julia odparła.

- A coś możecie państwo zaproponować? – spytał urzędnik.

- To może ja powiem – wtrącił się Roman – Czy moglibyśmy w związku z tym wystąpić o renegocjację umowy kredytowej? – spytał z nutą nadziei w głosie.

- Zobaczmy – odparł starszy inspektor. Jeszcze raz wziął do ręki wydruki zrobione przez koleżankę i zaczął je analizować. – Hm. Będzie trudno i nic zagwarantować nie możemy – ostrożnie odpowiedział – Macie państwo wcześniejsze kłopoty w waszej historii kredytowej, a i na rachunku podstawowym, to też nie wygląda najlepiej. Wiecie państwo o tym? – badawczo spytał.

- Tak wiemy – odpowiedział Roman.

- No dobrze, to proszę wystąpić z pismem i coś zaproponować. Uprzedzam tylko, ze margines jest bardzo wąski. To wszystko? – spytał.

Roman i Julia spojrzeli po sobie, zaś Roman powiedział.

- Tak, to wszystko. Napiszemy pismo.

- To proszę to zrobić jak najszybciej, bo wczoraj wysłaliśmy do państwa pismo w sprawie tego kredytu. A w wystąpieniu do banku to proszę powołać się na niego i tą rozmowę – poinformowała Fantastycznych urzędniczka.

- No, to chyba skończyliśmy. Prawda? – spytał urzędnik, zbierając się do odejścia.

- Tak, skończyliśmy – oboje odpowiedzieli. – Do widzenia.

- Do widzenia – służbowo odpowiedziała urzędniczka.

Fantastyczni wstali i wyszli z banku. Po powrocie do domu jeszcze rozmawiali o całej sprawie. Poczym zajęli się swoimi rzeczami. Dwa dni później przyszedł polecony z banku. Julia go odebrała na poczcie, przyszła do domu, i zaczęła go czytać. Było dokładnie tak, jak dowiedziała się z mężem w banku. Gdy Roman wrócił do domu, pokazała mu pismo i oboje przystąpili do pisania wniosku o renegocjację kredytu. Zajęło im to jakieś trzy kwadranse. Wsadzili pismo do koperty, zaś Roman udał się na pocztę, by nadać do banku przesyłkę poleconą. Po czternastu dniach poleconym przyszła odpowiedź z banku. Odebrał ją Roman i czym prędzej zaczął ją czytać. Po chwili nogi się pod nim ugięły i poczuł się słabo. Czytał.

„Szanowni Państwo, pragniemy poinformować, iż w związku z Państwa wnioskiem z dnia 12 lipca 2011 r. o renegocjację umowy kredytowej, zawartej w dniu 2 marca 2009 r., Bank w ślad za rozmową przeprowadzoną w oddziale banku, która miała miejsce w dniu 21 czerwca 2011 r., oraz na podstawie analizy dokumentów, ustalił, iż nie istnieją żadne przesłanki do pozytywnego rozpatrzenia Państwa wniosku. Pragniemy Państwa zapewnić, że Bank dołożył wszelkiej, zwyczajowo wymaganej, staranności, by dokonać weryfikacji Państwa wniosku, jednak nie znalazł jakichkolwiek, wystarczająco przekonujących argumentów, przemawiających na korzyść rozpatrywanego wniosku. Informujemy zatem, że w mocy pozostaje windykacyjna procedura wszczęta przez Bank, będąca treścią zawiadomienia z dnia 17 czerwca 2011 r. (sygn. AWJ/wind/2345087/k/45/11). Od niniejszego postanowienia przysługuje odwołanie na drodze postępowania cywilnego w trybie prywatnoskargowym w sądzie powszechnym. Licząc na zrozumienie, zapraszamy do korzystania z usług naszego banku. Z poważaniem, Starszy inspektor K. Wróblewski.”

- O żesz w mordę – pomyślał Roman – No to mieszkanko poszło psu w dupę.

Przysiadł na ławce na placu zabaw, by nieco ochłonąć. Po upływie kwadransa wstał i udał się do domu. Wszedł do klatki, windą wjechał na swoje piętro i wszedł do mieszkania. Pani Stanisława w tym czasie była z Miłoszem na kółku plastycznym, więc miał trochę czasu, by się pozbierać i zebrać myśli. Zrobił sobie zieloną herbatę i wszedł do gabinetu. Godzinę później wróciła opiekunka z synem. Przywitali się, Roman spytał małego, jak było na kółku, zaś chwilę później pani Stanisława poszła z dzieckiem do jego pokoju, by razem odrabiać lekcję. Odezwała się komórka Romana i wyświetliło się „Julia”. Szybko odebrał połączenie.

- Romek, jestem w Bestsellers. Przyszło pismo z banku? – spytała żona.

- Tak, przyszło – odpowiedział.

- To weź go i spotkajmy się w Coffee DeLuxe – powiedziała. Julia nie chciała, by o problemie rozmawiać w obecności syna i opiekunki, zaś szybko chciała się dowiedzieć, jaka jest odpowiedź z banku.

- Dobrze to tam się zobaczymy – odpowiedział. I się rozłączył.

Schował pismo do kieszeni, wyszedł z gabinetu i powiedział opiekunce, że musi nagle wyjść z domu, by coś załatwić na mieście. Wyszedł z mieszkania, zjechał windą na podziemny parking, wsiadł do samochodu i pojechał do kafejki. Na miejscu już czekała Julia. Parkując samochód, dostrzegł ją. Zgasił silnik, wysiadł, zamknął drzwi i włączył alarm. Poszedł w jej kierunku, zaś po chwili usiadł koło niej.

- Coś podać? – spytała młoda kelnerka, która błyskawicznie znalazła się koło stolika.

- Poproszę o wodę niegazowaną, tylko nie z lodówki – odpowiedział.

Gdy kelnerka się oddaliła, wyciągnął pismo z kieszeni i podał go żonie. Wzięła go i zaczęła czytać, zaś jej twarz stawała się coraz bardziej napięta.

- Proszę, woda dla pana – powiedziała kelnerka, stawiając butelkę i szklankę na stoliku – coś jeszcze dla pani? – zwróciła się do Julii.

- Nie dziękuję – ta odpowiedziała.

Po chwili, gdy kelnerka się oddaliła, Julia matowym głosem zwróciła się do męża.

- Rozumiem. Wszystko szlag trafił. Nie wiem, czy zakładać im sprawę sądową, jednak coś czuję, że ją przegramy. Wiesz co Roman? Ja wezmę Miłosza do swoich rodziców, a ty załatwiaj te wszystkie sprawy. Oczywiście będziesz musiał nam znaleźć jakieś lokum. Do diabła ciężkiego! – krzyknęła, wywołując zainteresowanie przy sąsiednich stolikach – Co nam wpadło do głowy, by brać ten pieprzony kredyt? – nie mogła się opanować.

- Julia, uspokój się proszę – mąż starał się ją pohamować – ludzie patrzą.

- A co mnie tam ludzie, jak moje marzenia wzięły w dupę? – coraz trudniej się opanowywała – Piętnaście lat dzielenia z Ewką – siostrą Julii – tej nory w Świeciu. Wreszcie gnieżdżenie się w akademiku. I dopiero, gdy wzięliśmy ślub trafiła nam się po sześciu latach taka okazja. Romek powiedz, gdzie popełniliśmy błąd? Co jest nie tak? – szlochała, zaś ludzie przyglądali się im coraz uważniej.

- Nie wiem, Julko. Chodźmy stąd – powiedział. – Proszę pani – zwrócił się do kelnerki – płacę cały rachunek.

- 15,3, woda, pani kawa i eklerka – powiedziała kelnerka.

- Proszę bardzo – wyjął portfel i odliczył dokładnie kwotę – dziękuję, już idziemy.

Pomógł żonie wstać, poczym oboje wsiedli do samochodu. Po drodze do domu Julia coraz bardziej się opanowywała.

Tydzień po otrzymaniu pisma z banku zadzwoniła jego komórka – „Połączenie 1” – przeczytał. Właśnie wyszedł ze spotkania u klienta, więc mógł odebrać połączenie. – „Kto to jest do cholery?” – pomyślał – „OK odbiorę”.

- Pan Fantastyczny? – odezwał się kobiecy głos w słuchawce.

- Tak, to ja. Roman Fantastyczny – odpowiedział – z kim mam przyjemność? – spytał.

- Proszę pana dzwonię z firmy windykacyjnej „KW Windykacja”. Nazywa się Karolina … – nazwiska nie dosłyszał, bo zagłuszył je odgłos przejeżdżającej koparki – … proszę być jutro w domu o ósmej rano. Do państwa przyjdzie nasz pracownik. Nazywa się Sylwester Ochódzki.

- Dobrze będę – odpowiedział Roman.

- To do usłyszenia, do widzenia – pożegnała się kobieta.

- Witek. – Roman połączył się ze swoim przełożonym.

- No co się stało? – spytał jego szef.

- Chciałbym ciebie prosić o dzień wolnego na jutro. Mam ciężką sprawę rodzinną i nie będę mógł być w firmie – Roman poprosił szefa.

- W porządku, to weź sobie na jutro urlop. Zastąpi ciebie Sylwia.

Trzy dni wcześniej Julia przeniosła się z Miłoszem do swoich rodziców pod Ostrołękę, zaś pani Stanisława została zwolniona. Nazajutrz, punktualnie o ósmej, odezwał się dzwonek domofonu.

- Kto tam? – spytał Roman, przyciskając guzik w domofonie.

- Sylwester Ochódzki z KW Windykacja – odpowiedział głos w słuchawce.

- Proszę, niech pan wjeżdża.

Po kilku minutach rozległ się dzwonek do drzwi. Roman jest otworzył i zobaczył barczystego, dobrze zbudowanego mężczyznę, w wieku około 50 lat, z krótko przystrzyżonymi włosami i twarzą gładko ogoloną. Przybyły miał na sobie ciemno-szary garnitur o modnym kroju z miękkiej wełny, dyskretnie dobrany krawat, koszulę w drobne prążki, zaś buty były z delikatnej jagnięcej skóry.

- „Dziesięć koła, to ma facet na sobie, na bank.” – szybko ocenił Roman, zaś ceny i marki nie były dla niego żadną tajemnicą.

Za przybyłym stało również dwóch strażników miejskich.

- Panowie – Roman zwrócił się do strażników – wy nie jesteście tutaj potrzebni, bo akurat nie zamierzam świrować.

- Nie szkodzi – odpowiedział jeden z nich – jesteśmy tu służbowo i mamy procedury.

- No dobrze – odezwał się przybyły elegant – nazywam się Sylwester Ochódzki, jestem komornikiem, proszę oto moja legitymacja – pokazał dokument Romanowi – muszę się jednak upewnić, że mam do czynienia z właściwą osobą. Poproszę o pański dowód.

- Proszę – Roman wyjął z portfela dowód osobisty i podał go komornikowi. Ten zaś wziął dokument do ręki, spojrzał nań, następnie na Romana i po chwili jemu go zwrócił.

- To pozwoli pan, że wejdziemy do środka? – powiedział komornik.

- Proszę bardzo – przesunął się Roman przepuszczając mężczyzn do środka.

Komornik rozpoczął procedurę zajmowania mieszkania. Wyjął z aktówki plik dokumentów, poczym zaczął obchodzić mieszkanie i coś tam sobie w nich notował. Trwało to około trzech kwadransów. W końcu zwrócił się do Romana.

- Proszę tu podpisać.

- A co to jest? – spytał Roman.

- Protokół oględzin mieszkania. Jeszcze musimy zajrzeć do schowka gospodarczego i piwnicy.

Roman wziął klucze do schowka i piwnicy i wszyscy się tam udali. Komornik zerknął do obu pomieszczeń i naniósł na dokumentach swoje uwagi. I podobnie, jak poprzednio, polecił Romanowi podpisać dokument. Wrócili do mieszkania. Po chwili komornik się odezwał.

- Proszę bardzo tu jest kopia protokołów dla pana. A tu ma pan bankowy tytuł egzekucyjny. Ma pan tydzień na przeprowadzkę. O dniu przeprowadzki proszę nas poinformować, wówczas przyjadę i wszystko załatwimy do końca. Aha, przedtem proszę do nas przyjechać i przywieźć dokumenty nabycia mieszkania. Zrozumiał pan? – spytał twardo Romana.

- Tak zrozumiałem – ten zaś odpowiedział.

- No dobrze, to na mnie już czas – komornik się podniósł z sofy. Następnie jeden ze strażników podał jemu niewielkich rozmiarów kartonowe pudło, które on przyniósł ze sobą. On zaś wziął karton pod pachę, poczym wyszedł na balkon, otworzył pudło i wyjął zawartość. Była to płachta koloru żółtego z napisem. Powiesił ją na barierce balkonu i wszedł do środka.

- No to teraz się możemy pożegnać. Dowidzenia – powiedział wyciągając dłoń na pożegnanie.

- Dowidzenia – odpowiedział Roman.

W ciągu tygodnia Roman zorganizował przeprowadzkę. Część rzeczy zapakował do swojego samochodu.

Część zaś pomógł, swoim samochodem, przewieźć Romana kolega z biura, o imieniu Witold.

Z kolei dzień wcześniej większość rzeczy przewiozła profesjonalna ekipa z jednej z firm przeprowadzkowych. (Biznesowy kontrahent Julii firmy spedycyjno-logistycznej.)


Po załatwieniu wszystkich formalności Fantastyczni przeprowadzili się na nowe osiedle.

To białe w głębi, to hala najbliższego hipermarketu. Julii pewnie się spodoba.

Zdjęcia ze zbiorów autora oraz ]]>stąd]]>, ]]>stąd]]>, ]]>stąd]]> i ]]>stąd]]>.

P.S. Wszelakie podobieństwo, do jakichkolwiek osób bądź instytucji, jest całkowicie niezamierzone i przypadkowe.

Brak głosów

Komentarze

Bo na razie to się barany hoduje a i widok krwi mógłby odstraszyć następnych chętnych na kredyty hipoteczne.
Ponoć każda umowa kredytowa tego typu może być przez bank zmieniona w trakcie jej trwania bez jakichś wielkich przyczyn.
Remek.

Vote up!
0
Vote down!
0

Remek

#133555

i tak:).
Fantastycznym to też wszystko jedno - czy stracić mieszkanko przez upadek dewelopera, czy przez podatek katastrofalny, który niczym tornado nadciąga (i rozwali domy) a media o tym pary z pyska nie puszczają.:)

Ale powyższe to taki humor. Artykuł albowiem dobry jest!

Vote up!
0
Vote down!
0
#133671