Słowo o "odgrzewanym kotlecie" i starym skandalu.

Obrazek użytkownika Spitfire
Blog

Przeszłość ma ogromne znaczenie dla teraźniejszości i może na nią wpływać. To prawda. Jednak z jakichś powodów znaczna część polskich publicystów bardzo nie lubi mówić o przeszłości; i wcale nie chodzi tutaj o ich własną przeszłość, chociaż o tej także niejeden z nich wolałby pewnie nie mówić. Oczywiście stale mam na myśli tę mroczną części przeszłości, bo gdyby mówić o tej chlubnej części, to tutaj nikt już nie szczędzi atramentu. W Polsce jakoby dobrym obyczajem jest zapominanie o pewnych fragmentach przeszłości niektórych ludzi. Nie dzieje się to bez powodu. Wiadomo bowiem, że pamięć wyborców jest krótka i sięga w przeszłość tylko na kilka miesięcy, a gdyby zacząć im wszystko przypominać, to pewnie wielu z nich zaniemówiłoby ze zdumienia.

Przypuszczam nawet, że to właśnie dlatego ktoś uknuł termin "odgrzewany kotlet". Termin, który ma za zadanie dezawuować rangę danych wydarzeń z przeszłości, czyli - inaczej mówiąc - osłabiać ich wpływ na teraźniejszość. A więc jeśli ktoś wspomni dane wydarzenie z przeszłości, to zaraz ktoś inny krzyczy, że "jest to odgrzewany kotlet", aby ludzie to zbagatelizowali. Tak zwykle jest. Jednakże dlaczego wyborca (z jego punktu widzenia) miałby nie znać czarnych kart czyjejś przeszłości, skoro czyjaś przeszłość może nam wiele o danej osobie powiedzieć? W Polsce z jakichś powodów nie lubi się przeszłości i każe się wyborcom o niej zapominać. Ja jako wyborca nie widzę nic złego w "odgrzewanych kotletach". Powiedziałbym nawet, że każdy powinien je jeść. W rzeczywistości bowiem najgorszym bólem brzucha może skończyć się skonsumowanie produktu, o którym nie wie się wiele. Odgrzewany kotlet" jest ważną informacją o produkcie i tylko w tych kategoriach należy na niego patrzeć.

Nie byłbym sobą gdybym na zakończenie tego tekstu nie miał jakiegoś "odgrzewanego kotleta", o którym praktycznie nikt już nie pamięta, a który nie jest bez znaczenia. Myślę, że wielu ludzi na prawicy przychylnym okiem spogląda w stronę Marka Jurka. Wszak jest to człowiek, który zdaje się być obrońcą życia. Wspomnijmy sobie rok 2006. Marek Jurek był wtedy marszałkiem sejmu. Był to początek rządów PiS-u, a więc dla wielu z nas prawdziwie złoty okres, w którym z nadzieją myślało się o przyszłości. Stanisław Michalkiewicz napisał wtedy felieton, w którym ostro skrytykował żądania roszczeniowe pewnej żydowskiej organizacji, które to opiewają na sumę kilkudziesięciu miliardów złotych (czy też dolarów). Są to żądania pieniędzy skierowane de facto do polskiego społeczeństwa, czyli do każdego z nas. Michalkiewicz w swoim felietonie użył terminu zaczerpniętego z książki znakomitego historyka żydowskiego pochodzenia Normana Finkelsteina (bodajże "Przedsiębiorstwo Holokaust"). W Polsce natychmiast podniósł się wielki lament. Sprawą zajęła się nawet Rada Etyki Mediów i prokuratura (sic!). Zdaje się, że Marek Edelman wysłał wtedy pismo do marszałka sejmu, którym był Marek Jurek, i domagał się ostrej reakcji. Co zrobił Marek Jurek? Marek Jurek skrytykował Stanisława Michalkiewicza i "zasugerował" aby Michalkiewicz przeprosił (sic!). Niech każdy oceni to sobie sam. Dopowiem tylko, że prokuratura sprawę rzekomego znieważenia Narodu Żydowskiego umorzyła, nie dopatrując się niczego co mogłoby znieważać Żydów.

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,3265896.html

Brak głosów

Komentarze

Jurek niczym zdechła ryba popłynął z prądem salonowym
tak jak typowy poprawnie politycznie członek elyty

nie ceniłam nigdy tego faceta, taki jakiś śliski i gładki jak dla mnie

Vote up!
0
Vote down!
0
#50361

Dzięki. Będąc emigrantem, ten "kotlet" uszedł mojej uwadze. O tekście Michalkiewicza i lamencie "dobrych ludzi" słyszałem. O Jurku nie. Muszę powiedzieć, że "kotlet" niesmaczny dość...

-------------------------------

Samotny wilk w biegu

Vote up!
0
Vote down!
0
#50483