wojna

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Humor i satyra

Wojny podobno nie ma, a gdyby nawet wybuchła (mówi się o poniedziałku, bo we wtorek współcześni krasnoarmiejcy odejść powinni do rozerwy) "nikt nam nie zrobi nic, nikt nam nie weźmie nic", o czym zapewniał zaniepokojonych telewidzów sam pan premier,  który przecież wie, co mówi, dopóki nie zacznie mówić czegoś innego; tak zwana "sytuacja" jest jednak niewątpliwie "dynamiczna".

Świadczą o tym rozmaite, nierzadko gwałtowne ruchy czy to w kierunku zmiany aktualnej "sytuacji", czy też wręcz przeciwnie (bo prawa fizyki, pomimo złapania nad Antarktydą samotnej fali grawitacyjnej, nadal w przyrodzie i społeczeństwie obowiązują); obserwowanie owych ruchów, skądinąd podniecające, staje się jednak męczące, kiedy obserwator poszukujący takiego punktu odniesienia, który mógłby uważać za nieruchomy, co rusz natrafia albo na pana ambasadora Cioska, albo - jeśli ma pecha - na nieruchomego inaczej pana posła Palikota, a nie ma odwagi zerknąć w inną stronę. w obawie że tam trafi na pana Korwina-Mikke, skądinąd też Janusza.

W tej "sytuacji", gdy gwałtowne ruchy wykonują nawet prezydenci mocarstw (może to i lepiej, że Rzeczpospolita nie jest obecnie mocarstwem - a czym jest, nie bardzo wiadomo), roztropni obywatele nie mitrężą czasu na rozmyślanie o tym, co będzie : ufający, że  jakoś to będzie, zajmują się teraźniejszością, mający pogląd wręcz przeciwny wspominają przeszłość, a niemający zdania oglądają  z nadzieją albo z oburzeniem telewizję, po czym dają wyraz swym emocjom i refleksjom u cioci na imieninach, bądź gdziebądź w internecie.

Czy to wojna, czy nie wojna, Sieć jest zawsze niespokojna, bowiem niespokojne duchy gwałtowne tu robią ruchy : trwa szalony pląs idioty, jeremiada patrioty,  wkrąg na oślep pluje szuja, paroksyzmy trzęsą zbója, snuje wizje psychopata, smarkacz smarka, bo ma katar, ślepy bredzi o kolorach, agent wpływu rżnie mentora, stara zdzira jęczy : "gwałtu !!", głuchol broni praw rybałtów, tuman mędrca wdziewa togę...  (...  ja tak jeszcze długo mogę - ale czas, kochane dzieci, wyjrzeć na świat, a wyjść z Sieci.).

Jest zatem ta wojna czy jej nie ma, spokój, jak wielokrotnie pisałem, jest najważniejszy, a nieżyjący już, nieco starszy i znacznie zdolniejszy mój kolega (nazwiskiem Mrożek) twierdził nawet, że

"Najlepiej jest na wojnie;

na wojnie jest spokojnie;

czasami coś pierdolnie,

i znowu jest spokojnie."

Tym, którzy wpadli lub dali się złowić do Sieci, życzę jak najlepszego usytuowania,  i radzę, żeby się nie miotali, nawet gdyby sytuacja stała się jeszcze bardziej dynamiczna.

AT

 

 

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 3.9 (8 głosów)

Komentarze

ale wydaje mi się, że Panski kolega Mrożek byl daleko gorszego zdania o Polakach niż Pan.

Vote up!
2
Vote down!
0

cui bono

#421541

Po wkroczeniu sowietów do Lwowa we wrześniu 1939 roku powstała gazeta "Czerwony Sztandar" zwykła t.zw. agitka wojskowa w randze dziennika, przez Lwowian zwana machorką, ponieważ miała wiele stron, przeważnie z przemówieniami dygnitarzy komunistycznych i doskonale służyła na skręty z machorki kupowanej od sołdatów za kilka kopiejek. W "Czerwonym Sztandarze" publikowali pisarze kolaboranci, a to: Aleksander Wat, Adam Ważyk, Leon Pasternak, Tadeusz Żeleński - Boy, Stanisław Jerzy Lec, Władysław Gomułka, Jerzy Borejsza Goldberg, Jacek Goldberg Różański- kat U.B. Julia Brystegierowa kat NKWD w stopniu pułkownika NKWD, Czesław Miłosz, Władysław Broniewski, Hilary Minc, Edward Ochab, Jerzy Putrament i inni kolaboranci. Tymczasem w Kujbyszewie i Moskwie na polecenie Józefa Stalina powstały przygotowania do kolejnej mordowni NKWD we Lwowie. Polecenie od Stalina otrzymali politrucy najbardziej zaufani, Julia Brystygierowa zwana "Krwawą Luną" i Wanda Wasilewska. Zasadnicza jaczejka bolszewicka miała za zadanie stworzenie pod szyldem literackim indokrynacji na modłę sowiecką przede wszystkim inteligencji i "pierekowkę dusz". Stworzono więc wzorcową placówkę NKWD. Placówka otrzymała nazwę "Nowe Widnokręgi". Redaktorem naczelnym "Nowych Widnokręgów" została Wanda Wasilewska, zespół tworzyli Julia Brystygierowa pułkownik NKWD, Jerzy Borejsza, Jerzy Putrament, Czesław Miłosz, Adam Ważyk, Julian Przyboś, Tadeusz Żeleński - Boy, ale również i tacy tytani powojennego terroru PRL jak Roman Zambrowski, Stefan Jędrychowski, Edward Ochab, Hilary Minc, Włodzimierz Sokorski i inni. Do współpracy nie przystąpił m.in. Władysław Broniewski, tłumacząc, iż on jest do pisania, a nie do przesłuchiwania i może z kolegami pójść na wódkę. Wg. Jalu Kurka Broniewski za tę wypowiedź został na krótko aresztowany. "Nowe Widnokręgi" - początkowo miesięcznik, potem dwutygodnik społeczno - literacki, oficjalny organ komunistycznego Związku Pisarzy Radzieckich wydawany w okupowanym przez Związek Sowiecki Lwowie, później jako organ Związku Patriotów Polskich. Związek Patriotów Polskich - organizacja polityczna powołana przez komunistów polskich w Związku Sowieckim, narzędzie polityki Józefa Stalina w kwestii polskiej- przygotowywał warunki do przejęcia władzy przez komunistów w powojennej Polsce. W katowni NKWD "Nowe Widnokręgi" wydawano również agitki literackie ukazujące sie periodycznie. Poza Wandą Wasilewską czołową rolę odgrywała w tym piśmie Julia Brystygierowa działające wspólnie i w porozumieniu z Józefem Stalinem. Julia Brystygierowa urodzona w Stryju obok Lwowa miała już za sobą wieloletnią pracę przesłuchującej w różnych kaźniach stalinowskich na terenach Związku Sowieckiego, późniejszy oficer komunistycznej służby bezpieczeństwa w t.zw Polsce Ludowej, wieloletni dyrektor Departamentu V Min. Bezp. Publ. m.in. do spraw inwigilacji Kościoła katolickiego w Polsce. To własnie ona inwigilowała kard. Stefana Wyszyńskiego doprowadzając do jego aresztowania. Prywatnie żona działacza syjonistycznego Natana Brystygiera. Brystygierowa we Lwowie zorganizowała t. zw. Komitet Więźniów Politycznych i przy jego pomocy rozpoczęto liczne aresztowania głównie wśród duchownych i inteligencji. Brała udział w walce z Kościołem Katolickim w Polsce. Brystygierowa w "Nowych Widnokręgach" nadzorowała pierwszy etap śledztwa, osobiście katowała zatrzymanych, miała własne wyrafinowane metody znęcania się nad nimi. Była określana jako zbrodnicze monstrum, przewyższające okrucieństwem hitlerowskie dozorczynie z niemieckich obozów zagłady. "Wsławiła" się przesłuchiwaniem mężczyzn, wkładając im genitalia do szuflady, którą zatrzaskiwała.

Głównym ośrodkiem kolaboracji literackiej w czasie t. zw. pierwszej sowieckiej okupacji / 1939 - 1941 / był Lwów. Do uprawiania literackiej prostytucji przyznał się Czesław Miłosz, a Wisława Szymborska? Lokalizacja literackiej prostytucji nie ma tutaj znaczenia. Jak można się było tak zaprzedać?

foto internet 
Trudno bowiem inaczej nazwać fakt podpisania m.in. przez Wisławę Szymborską i Sławomira Mrożka haniebnej rezolucji 53 literatów dot. skazania księży katolickich na karę śmierci. Jak należy nazwać deklarację podpisaną przez czternastu pisarzy, w tym Tadeusza Boya - Żeleńskiego, z 19 listopada 1939 roku, w której wyrażano radość z wydarzeń z 17 września 1939 roku, oraz przyłączenia kresów polskich do Związku Sowieckiego.

Poza karierą kolaborantki pisarki Wandy Wasilewskiej, wiersze antypolskie, pro reżimowe pisało wielu. Zacytuję tylko niektóre z nich:

PRAWDZIWA OJCZYZNA

Dawno, 
jeszcze byłam dzieckiem, 
napisałam w szkolnym zeszycie, 
na święto niepodległości: 
"zamieniliśmy zabór niemiecki 
na polski" - i siniał ze złości, 
i grzmiał nauczyciel.

A potem, 
kiedy knebel cenzury dławił gardła 
kiedy policja w nocy budziła kolbami 
kiedy Czechosłowacji, 
Litwie, 
pańska Polska wygrażała armatami |
i białowłosy prezydent 
wyroki śmierci pisał 
na polskich komunardów, 
i pod faszyzmu zaborem 
proletariat uciekał krwią 
my 
pełni dumy i wzgardy, 
my pełni wściekłości i rozpaczy, 
myśmy myśleli: 
w naszej prawdziwej ojczyźnie - 
inaczej 
w ojczyźnie 
gdzie sierp i młot 
kiedy dla nas 
tamta Polska 
to Polska burżujów i drani, 
oficerów, obszarników, policjantów, 
kiedy dla nas Warszawa 
to stolica krzywdy, 
stolica terroru, 
stolica bezprawia.

My o inną walczyliśmy Polskę, 
inną w sercach kryli przed szpiclem, 
dobrą jak matki spojrzenie, 
wolną jak ptaków lot, 
ojczyznę sprawiedliwą,
ojczyznę, w której - czerwień 
i sierp 
i młot.

/wiersz Elżbiety Szemplińskiej opublikowany 13 grudnia 1939 r. na łamach "Czerwonego Sztandaru" nr 67 /.

"Mniej znaną, ale nie mniej haniebną postacią wśród lwowskich kolaborantów była Elżbieta Szemplińska, przed wojną autorka powieści pisanych w podobnym stylu jak Wanda Wasilewska, ale też poetka.. i właśnie poezją powitała nowe porządki publikując w "Czerwonym Sztandarze" 13 grudnia 1939 roku jeden z najbardziej antypolskich wierszy w dziejach polskojęzycznej literatury pt. "Prawdziwa Ojczyzna"." / Paweł Siejgierczyk - "Nasza Polska" nr 38 15.IX. 2008 r. /.

Warto sięgnąć i do innych cytatów:

"Czerwony Sztandar" - Tadeusz Boy - Żeleński ".. W wyborach radzieckich triumfuje przyjaźń narodów, która pod opiekuńczym skrzydłem władzy radzieckiej przestaje być snem i marzeniem - jest rzeczywistością".

Stanisław Jerzy Lec:

STALIN

Którą poeci wyśpiewali, 
ojczyzna, co to od Kamczatki 
po szynach pędzi aż po San, 
którą, jak mleka pełny dzban 
podają dzieciom czułe matki 
to Stalin

Leon Pasternak

Konstytucja

Towarzyszu Stalinie! 
Wiersz dźwięczy twą sławą.

Jerzy Putrament / z "Czytanek dla klasy III szkoły początkowej" /

Nasza ojczyzna

I wie każdy - od starca do dziecka - 
że najbardziej potężna na świecie 
jest ojczyzna nasza radziecka, 
a my wierne jesteśmy jej dzieci.

Wisława Szymborska

Zadebiutowała dość późno - w marcu 1945 roku, w pisemku redagowanym przez Jerzego Putramenta agenta NKWD. Oto fragmenty jej wierszy gloryfikujących komunizm, PZPR i stalinizm:

Pod sztandarami rewolucji wzmocnić warty 
Wzmocnić warty u wszystkich bram 
Oto Partia ludzkości wzrok 
Oto Partia siła ludów i sumienie 
Nic nie pójdzie z jego życia w zapomnienie.

Wstępującemu do Partii

Pytania brzmią ostro 
Ale tak właśnie trzeba 
Bo wybrałeś życie komunisty 
I przyszłość czeka
Twoich zwycięstw 
Jeśli jak kamień w wodzie 
Będzie twe czuwanie 
Gdy oczy zamiast widzieć 
Będą tylko patrzeć 
Gdy wrząca miłość 
W chłodne zmieni się sprzyjanie 
Jeśli stopa przywyknie do drogi najgładszej 

Partia. Należeć do niej 
Z nią działać z nią marzyć 
Z nią w planach nieulękłych 
Z nią w trosce bezsennej 
Wiesz mi to najpiękniejsze 
Co się może zdarzyć 
W czasie naszej młodości 
Gwiazdy dwuramiennej

O Leninie

.że w bój poprowadził krzywdzonych 
nowego człowieczeństwa Adam.

Na śmierć Stalina

Jaki ten dzień rozkaz przekazuje nam 
Na sztandarach rewolucji profil czwarty? 
Pod sztandarami rewolucji wzmocnić warty!

Czesław Miłosz

Prof. Jan Majda / Instytut Polonistyki UJ / podaje:

". paszkwilanckie oceny polskości Czesława Miłosza doprowadzały go nieraz do patologicznych stanów duchowych, kiedy marzył o totalnym zniszczeniu Polski ."

"Nad tym właśnie kawałkiem Europy ciąży przekleństwo, że nie ma żadnej rady i być może gdyby mi dano sposób wysadziłbym ten kraj w powietrze." / Czesław Miłosz "Rodzinna Europa" /. To zbrodnicze marzenie Miłosza - Jan Majda "Wisława Szymborska, Czesław Miłosz" 2002 /.

Prof. Aleksander Fiut w książce "Moment wieczny", jak i prof. Bożena Chrząstowska cytują Milosza: "Nie urodziłem się w Polsce, nie wychowałem się w Polsce nie mieszkam w Polsce, ale piszę po polsku, przyznaję, na polskość jestem alergiczny. Miłoszowy spór z narodem, polskością, będzie nieustannie i na stałe wplątany w historyczne i literackie konteksty". Noblista, nie przyznający się do polskości, jako Litwin polskojęzyczny, drwiący również z polskiego katolicyzmu, Matkę Bożą nazywając pogańską boginią, dla chichotu historii spoczął Na Skałce pośród tych których wydrwiwał.

Poczet antypolskich patronów medialnych otwierają Wanda Odolska i "Fala 49" ze Stefanem Martyką. Wanda Odolska obdarzona piszczącym, świdrującym na wylot głosem na falach bolszewickiego radia w Polsce od 1945 roku pouczała, podobnie do twórczości kolaboranckich poetów, jak należy kochać towarzysza Józefa Stalina i towarzysza Bolesława Bieruta. Kto nie będzie kochał Biura Politycznego ze wszystkimi polsko-radzieckimi towarzyszami temu mogą obciąć to i owo. Podobną deklarację o "obcięciu robotniczej ręki" złożył również w Poznaniu jej bezpośredni przełożony i mocodawca Józef Cyrankiewicz. W tym okresie machina propagandowa nowej władzy stała w pierwszym szeregu walki politycznej. Wandzie Odolskiej towarzyszył ideowo Stefan Wacław Martyka, pełniąc wysokie funkcje w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Martyka zasłynął prowadząc audycje radiowe znane jako "Fala 49". Pojawiała sie ona nieregularnie - przerywając inne programy - z reguły muzyczne. Jej zapowiedź stylizowana była na komunikat wojskowy:"Tu fala 49, Fala 49, włączamy się". Audycja miała charakter polityczny i propagandowy. Tenże bolszewicki patron medialny wspólnie z Wandą Odolską uzasadniali w niej m.in. procesy polityczne wytaczane akowcom. Piętnowali też imperializm Stanów Zjednoczonych i "zaplute karły reakcji". Marek Hłasko w "Pięknych dwudziestoletnich" opisywał Odolską i Martykę. Martykę określił jako bydlę, trzeciorzędnego aktorzynę. Martyka w 1951 roku został zastrzelony w swoim mieszkaniu przez dzialaczy podziemia antykomunistycznego. Odolska zmarła pod koniec lat 60-tych. Pod rozgłośnię radiową na Malczewskiego w Warszawie podstawiono autokar dla chętnych w udziale w jej pogrzebie. Autokar odjechał pusty. Antoni Słonimski mając na uwadze Józefa Cyrankiewicza jako przełożonego Wandy Odolskiej napisał w wierszu ".o ty mój przełożony z lewej do prawej nogawki.".

Po 4.06. 1989 medialnie Polską zawładnął koncern Agora z "Gazetą Wyborczą" na czele. Na fali poparcia dla "Solidarności" "Gazeta Wyborcza" zdobyła zaufanie wśród czytelników. Polacy złaknieni prawdy dali się uwieść obietnicom redaktorów "Wyborczej" i masowo kupowali tę gazetę. Nie przypuszczano, iż w Polsce nie istnieje alternatywa medialna. I tak minęło 19 lat, wyrosło pokolenie wychowane na "Wyborczej". Od początku powstania tej gazety funkcję redaktora naczelnego pełni Adam Michnik. Rodowód tego dziennikarza? Opisywany jest szeroko od lat niezbyt chlubnie, ale wyłącznie w Internecie. Dlaczego? Adam Michnik należy do świętości narodowych, a świętości nie wolno szargać. Albo inaczej ; nic tak nie służy świętościom jak ich szarganie. Wytrwałym nie przeszkadza nawet słynna inwokacja Michnika:

 
foto internet 
 
foto internet 
 
foto internet

foto internet
 
foto internet
 
foto internet
"odpieprzcie się od generała", lub "Kiszczak jest człowiekiem honoru". Publikacje w "Gazecie Wyborczej" - "Patriotyzm jest rasizmem", lub falszowanie historii powszechnej np. o Obronie Lwowa jakoś nie wzbudzają sprzeciwów. Powodów jest wiele, albo czytelnicy wychowani na michnikowszczyźnie przyznają mu rację, albo edukacja jest marna, albo co dzielniejsi dziennikarze, nie serwilistyczni obawiają się procesów z wyrokami skazującymi, wydawanymi jak leci przez "niezawisłe sądy" III RP z Trybunałem Konstytucyjnym na czele. I tu chciałoby się sparafrazować Manifest Komunistyczny Marksa i Engelsa: "Widmo krąży po Europie - widmo komunizmu", "Proletariusze wszystkich krajów łączcie się!". Wszak "Gazeta Wyborcza" spokrewniona jest ideologicznie z "Trybuną" spadkobierczynią "Trybuny Ludu". A smutne, że redaktor naczelny "Trybuny" Leszek Żuliński, przyjaciel ideologiczny Adama Michnika okazał się kapusiem SB, czyli TW ksywa "Jan" "Literat". I co i nic. "Gazeta Wyborcza" jeszcze nic nie napisała na ten temat, widocznie to pomówienie, albo jakieś świstki z IPN. Redaktor naczelny "Gazety Wyborczej", na której wychowało się przecież całe pokolenie Polaków, posiada wiele twarzy i taką samą ilość życiorysów, aktualnie przydatnych. Oto jego wyznania:

"należałem do komunistów w sześćdziesiątych latach. Uważałem, że komunistyczna Polska to moja Polska. Środowiskiem, z którego pochodzę jest liberalna żydokomuna. Jest to żydokomuna w sensie ścisłym, bo moi rodzice wywodzili się ze środowisk żydowskich i byli przed wojną komunistami. Być komunistą znaczyło wtedy coś więcej niż przynależność do partii, to oznaczało przynależność do pewnego języka, do pewnej kultury, fobii, namiętności". / "Powściągliwość i Praca" nr 6 1986 r. /. Podaję za Wikipedią - strona zmodyfikowana 6.XII. 2008 r. - " Żydokomuna - antysemicki termin propagandy, a przede wszyskim agitacji politycznej, przypisujący Żydom winę za komunizm. Oskarżenie to zdobyło popularność wsród przeciwników bolszewizmu w czasie wojny domowej w Rosji / 1917 - 1920 /. W latach dwudziestych termin zdobył popularność na świecie i stał się jednym z ważniejszych elementów ideologii i propagandy nazistowskiej / "judischer Bolschewismus" /. W Polsce używany m.in w znaczeniu grupy, lub organizacji lewicowej o prawdziwej, lub rzekomej przewadze Żydów we władzach, przypisywany Komunistycznej Partii Polski, a następnie Urzędowi Bezpieczeństwa. Używany w Polsce dla stygmatyzacji środowisk liberalnych, oraz wywodzących się z b. PZPR. Jest używany wyłącznie przez środowiska nacjonalistyczne i ksenofobiczne, w polskich /światowych/ mediach nurtu współczesnego praktycznie nieobecny. Pojęcie to pojawiło się na przełomie drugiego i trzeciego dziesięciolecia XX wieku, w związku z przypisywaniem Żydom kierowaniem ruchem komunistycznym - tak w Rosji Sowieckiej - jak i w Polsce". Rodzice Adama Michnika wywodzili się z nurtu działaczy komunistycznych Komunistycznej Partii Polski z programem: przyłączenia Polski do ZSRR, oderwania od Polski ziem wschodnich, oraz zrzeczenia się na rzecz "bratnich socjalistycznych Niemiec" Górnego Śląska i Pomorza. Ojciec Adama Michnika był członkiem Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, wypróbowanym agentem Moskwy w Polsce /H. Piecuch "Akcje specjalne" - Warszawa 1996 s. 76/ i wchodził wraz z Brystygierową, Bermanem, Chajnem, Groszem, Kasmanem w skład wydzielonej komórki, bezpośrednio podporządkowanej Moskwie. Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy konsekwentnie dążyła do rozbicia Polski, oderwania wielkiej części jej ziem i przyłączenia do już zrusyfikowanej skrajnym sowieckim terrorem wschodniej Ukrainy.

foto internet

Matka Adama Michika, Helena, zaangażowana komunistka sprzed wojny, po wojnie "wsławiła się" głównie dogmatycznymi podręcznikami, zalecającymi m.in. jak najskuteczniejszą walkę z religią katolicką.

Wpływ wychowawczy rodziców Adama Michnika nie ominął jego brata Stefana. Należy on do grupy stalinowskich katów, jako członek jednej z grup sędziów odpowiedzialnych za mordercze wyroki. M.in. wyrokował w t. zw. "sprawach tatarowskich". Wydawał wyroki śmierci na osoby w sfabrykowanych przez komunistów procesach działaczy niepodległościowych. Wyroki śmierci w głosnych sprawach wysokich oficerów z grupy generała Tatara wcale nie były jedynymi wyrokami śmierci, które orzekł Stefan Michnik. Tylko, że te inne wyroki - w sprawach oficerów podziemia niepodległościowego są dużo mniej znane. Tak, jak podpisany przez Stefana Michnika wyrok śmierci na majora Karola Sęka. Major Karol Sęk artylerzysta spod Radomia, przedwojenny oficer, potem oficer Narodowych Sił Zbrojnych, został stracony z wyroku sędziego Stefana Michnika w 1952 roku. Tak, jak w przypadku kierowanego przez Stefana Michnika wykonania wyroku śmierci na wspaniałym polskim patriocie Andrzeju Czajkowskim, Cichociemnym, powstańcu warszawskim, zastępcy dowódcy połączonych baonów "Oaza-Ryś" na Mokotowie i Czerniakowie, odznaczonym za bohaterstwo w walce z Niemcami krzyżem Virtuti Militari. Zamordowano go na Mokotowie 10 października 1953 roku pod nadzorem porucznika Stefana Michnika /Piotr Jakucki "Nasza Polska" 20 października 1994/.

Wokół michnikowszczyzny rojno, same gwiazdy polskiego dziennikarstwa, a to Monika Olejnik, do której na kolanach bieżą politycy, aby nie utracić na wiarygodności, a to Katarzyna Kolenda - Zaleska, najdzielniejsza z najdzielniejszych w starciach z laptopem tego, jak mu tam Ziobry. A to Grzegorz Miecugow, nowe wcielenie Stefana Martyki z niesławnym tatusiem Brunonem Miecugowem w tle / tatuś wsławił się m.in. podpisem rezolucji 53 wspólnie z Wisławą Szymborską i Sławomirem Mrożkiem o czym wyżej /. Telewizja TVN z Justyną Pochanke, Kamilem Durczokiem, Bogdanem Rymanowskim, wpomnianym Grzegorzem Miecugowem, oraz z innymi serwilistycznymi mówcami elektronicznymi prześcigają się w poniżaniu Prezydenta Rzeczypospolitej prof. Lecha Kaczyńskiego i całego tego "bydła" z nim związanego. Wiadomo, iż w Polsce istnieje cenzura wewnętrzna, cóż, jeszcze gorsza od zewnętrznej, natomiast wcale nie wiadomo czy w Polsce są jeszcze par excellence uczciwi, nie serwilistyczni dziennikarze, a jeżeli tak to gdzie drukują i gadają poza np. "Polityką", TVN, czy innym Polsatem. Sui generis do śmichu-chichu jest służalcza para, Hanna i Tomasz Lisowie, dziennikarze od grafomańskiej siódmej boleści, którzy w dodatku opłacani setkami tysięcy złotych kpią sobie publicznie z Polski i z nas wszystkich. Pan Tomasz Lis w telewizji publicznej prowadzi antypolski program, zapraszając do studia różne typy spod ciemnej gwiazdy, nie wyłączając ubeków, plus Bogu ducha winną młodzież, nie wiedzącą wogóle o co chodzi i bijącą brawo panu Lisowi w wyuczonych epizodach programu. To są ci sami młodziankowie, którzy nie tak dawno skandowali w telewizji : Donald Tusk, Donald Tusk, jeszce mi brakowało Bieruta.

O Monice Olejnik słów kilka:

W czasie stanu wojennego, gdy szmaciani dziennikarze w mundurach wojskowych występowali w telewizji, gdy wygwizdywano niechlubnej pamięci Halinę Czerny-Stefańską w czasie jej koncertów, a aktorki warszawkie "robiły" za kelnerki, nie przeszkadzało to zupełnie Monice Olejnik wstąpić do radia, na mocy polecenia komisarza wojskowego, za którego decyzją stał jej ojciec, pułkownik, szef ważnej jednostki MSW. Jak mi wiadomo, w owym czasie przyjmowano do mediów przede wszystkim ludzi bardzo zaufanych politycznie, lub dzieci osób cieszących się szczególnym zaufaniem władzy. Weryfikacja ta była szczególnie ostra w odniesieniu do mediów elektronicznych - telewizji i radia. W "Dzienniku" z dnia 3-4 marca 2007 w wywiadzie z Moniką Olejnik, dziennikarz Robert Mazurek zapytał o jej przyjęcie do pracy w radiowej "Trójce" w 1982 roku - "nie przeszkadzało ci to". Olejnik odpowiedziała: "Nie. Robiliśmy fantastyczne radio, było mnóstwo świetnych ludzi". Obsługiwała sama w radiu konferencje rzecznika rządu Jerzego Urbana, obracając się w gronie dziennikarzy obsługujących te konferencje. Tak było. A jak jest. Niewątpliwie Monika Olejnik należy do tej grupy dziennikarzy, która czyni wszystko, aby zaszkodzidzić wizerunkowi Polski. Jak inaczej nazwać jej program "Kropka nad i" w którym w sposób tendencyjny zachowuje się już przy doborze osób, tym którym sprzyja wg. odpowiedniej listy i tych których władczo pragnie pognębić. Swoim rozmówcom przerywa w momentach dla niej nie dogodnych, lub zmienia temat. To nie jest rzetelna robota dziennikarska, to jest służalcza robota antypolska m.in. prowadzona przeciwko Prezydentowi RP. prof. Lechowi Kaczyńskiemu. Chętnie szafuje hasłami antypolskimi, w sposób jadowicie bezprzykładny zatruwający dusze narodu. Przykład z przed miesiąca /X-XI 2008/. Zaproszony do programu po raz następny TW Filozof / Józef Życiński /, nie jest pytany o swoje związki z SB, lecz tak sformułowanym pytaniem - stwierdzeniem: " Polska jest antysemicka!?". Jego ekscelencja - reprezentant Kościoła w Polsce - odpowiada: naturalnie, że jest. To jest przecież nic innego jak armata skierowana przeciwko Narodowi Polskiemu, Piąta kolumna "par excellence". Powiem słowami Marka Hłaski z "Pięknych dwudziestoletnich": "bydło".

foto internet
Władysław Bartoszewski

To pierwszy polityk, który nazwał pięciomilionowy elektorat Polaków Prawa i Sprawiedliwości "bydłem". Ten "autorytet" jest samozwańczym profesorem. Absolwent Gimnazjum im. św Stanisława Kostki w Warszawie, gdzie w 1939 roku zdał maturę. Nie posiada wyższego wykształcenia, nie może być przeto żadnym profesorem, jedynie z bożej łaski. A to wstyd tak pleno titulo o sobie mówić i pisać. Jako credo polityczne obrał podobnie do Stefana Niesiołowskiego niewybredne obelgi, nasz "firmowy antypolski znak" za granicą. 2 marca 1995 roku maturzysta Władysław Bartoszewski został przedstawiony przez Wałęsę liderom koalicji SLD - PSL jako jeden z trzech kandydatów / obok Andrzeja Ananicza i Andrzeja Olechowskiego/ na ministra spraw zagranicznych. Liderzy koalicji zaproponowali Bartoszewskiego, a Oleksy powiedział, że o tej kandydaturze myslał z prezydentem właściwie równolegle / wywiad dla "Polityki" z 11 marca 1995 r. /. W ten sposób postkomuniści uwiarygodnili swój rząd przyjmując do jego składu opozycjonistę. W czasie sesji parlamentu niemieckiego Bartoszewski jako pierwszy przeprosił Niemców za wysiedlenie z Polski. W Izraelu kajał się w Knesecie za rzekomy "antysemityzm polskich ciemniaków". Żywcem z miłoszowych antypolskich przesłań Bartoszewski powiedział dosłownie: "Dzisiejsi studenci będą za dziesięć czy piętnaście lat posłami, ministrami, dyrektorami i oni będą określać życie polskie, a nie ta ciemnota na zapadłej prowincji, która opowiada jakieś głupstwa, a która dobrze czytać i pisać nie umie. Ci nie będą odgrywać roli bezpośredniej w życiu politycznym, a studenci będą odgrywali tę rolę. Ja patrzę na to realistycznie"./ cyt. Za T. Kosobudzki "MSZ od A do Z", Warszawa 1997 str. 36 /. Bartoszewski w swej nienasyconej pogoni za dowodami uznania z zagranicy / ordery, nagrody, etc. / posunął sie nawet do przyjecia medalu upamiętniającego zasługi najgorszego niemieckiego polakożercy lat 20 XX wieku, ministra spraw zagranicznych Niemiec w latach 1923-1929 Gustawa Stresemanna. "Celem Stresemanna była głównie rewizja granic na niekorzyść Polski, której istnienie w formie z 1928 roku nie akceptował" /Joschka Fisher b. minister spraw zagranicznych Niemiec "Gazeta Wyborcza" z 6-7 maja 2000 roku/.

Do tego pospolitego ruszenia należy zaliczyć m.in. Radosława Sikorskiego, Stefana Niesiołowskiego, Bronisława Komorowskiego, Julię Piterę, wyjątkowo oszczerczą kłótliwą minister, niespełnioną trzeciorzędną aktorkę, Zbigniewa Ćwiąkalskiego postkomunistycznego ministra potępiającego "ziobryzm" i nic innego nie robiącego, wraz z masonem, a tym samym oszustem kościelnym Andrzejem Zollem, pilnymi uczniami swojego profesora Kazimierza Buchały i profesora Tadeusza Hanauska kapusiów SB w UJ., antypolaka Bronisława Geremka, który powiedział w wywiadzie Annie Krall: "Polacy? Ja ich nienawidzę". I o podobnej "miłości" do wszystkiego co polskie Kazimierza Kutza, który nawet ośmielił się sfałszować film o "Kopalni Wujek", tę narodową gehennę.

Vote up!
3
Vote down!
-1
#421593

Panie Józiu! Czytając pańskie niezwykle cenne komentarze, do tej pory pozostawałem biernym w stosunku do tego, iż cytuje Pan w nich opracowania historyków i publicystów, nie podając przy tym nazwiska autora tekstu, czy źródła pochodzenia danego materiału. Było mi to obojętne z uwagi na wartościowe treści przytaczane przez Pana, ale dzisiaj nie mogę koło sprawy przejść ot tak sobie, bowiem chyba zupełnie nieświadomie zacytował Pan Kogoś, kogo tekst jest mi doskonale znany, a mało tego, to ten Ktoś jest także blogerem na Niepoprawni.pl. i z tego właśnie powodu należałoby przy pańskim komentarzu wskazać na autora cytowanego przez Pana tekstu. 

 

Pozdrawiam!

Vote up!
2
Vote down!
-1
#421602

Wiecej tego juz nie zrobie  tzn. bede sie pilnowal i podawal zrodla

- przepraszam

 

Vote up!
2
Vote down!
-1
#421606

:)

 

Pozdrawiam!

Vote up!
2
Vote down!
-1
#421610

natchnienie to ze z serialu RANCZO to sam wczesniej napisal, serialu na ktory  lemingi lecialy jak z reszta na LIS NA ZYWO do domu malo sie nie zabijac po drodze.

No ale ze nazywa z duma swojego kolege Mrozka to juz wiadomo co Takowski reprezentuje nawet to ze jak sam pisal zazdrosci ukraincom ze nie jest jednym znich

tak nie powala.

Mrozek to wyjatkowe scierwo bolszewickie typowo antypolskie jak Szymborska zreszta tez ulubienica Tatkowskiego.

Vote up!
5
Vote down!
-3
#421542

Nie żebym miał pretensje, bo przecież nie zawsze Sługa Boży potrafi ujarzmić Sługę Szatana, a tym bardziej zatwardziałego Sługę Szatana.  Ale zdaje się, że albo proboszcz parafii Św. Jana się nie postarał i na odpierdol klepał pacierze, albo Bóg Wszechmogący nie przyjął modlitw  o nawrócenie Jądruli T.

 

Jędrku- mędrku. Pytasz czy jest wojna. Owszem, wojny nie ma. Są tylko działania zaczepne starego pierdziela, wyznawcy Szymborskiej, Miłosza i Mrożka z patriotycznĄ tkanką narodu.

Ale to i tak lepsze od opowiedania o zwieralności własnego zaworu.

 

 

 

Vote up!
4
Vote down!
-4

NIEPOPRAWNY INACZEJ

#421547

NA CZYM POWSTAJĄ IMPERIA?

.z perspektywy dziejów łatwiej dać odpowiedź. I tak, imperium rzymskie powstawało w drodze podbojów, praktyki prawa i hegemonii łaciny. Imperium Karola Wielkiego także dzięki sile oręża, prawom i wierze. Imperium hiszpańskie rodziło się z miecza, zaszczepiania nowej religii i wspólnego języka. Mniej natomiast z praktyki kodeksu! Imperium francuskie powstałe z potrzeby obrony kraju było efemerydą, a nie uratował go kodeks Napoleona. A jak powstawało imperium brytyjskie nie trzeba nikomu wykładać w Australii! Imperium rosyjskie oparto na prochu armat, przemocy a bez poszanowania praw.W ostatniej fazie imperialnej, tej już sowieckiej, nie szanowano nawet ikon i cerkwi. I oczywiście ludzi zamęczonych w łagrach albo zagłodzonych na Ukrainie. W starożytnym imperium Chin szanowano prawa, a także trzeźwość (!) czyli inaczej mówiąc abstynencję. Była ona - zdaniem wielu w tamtej epoce - jednym z filarów potęgi państwa. Oto zachowany tekst z XII-tego wieku przed Chrystusem, podyktowany przez księcia Czu ( zapisał go wierny skryba), a zatytułowany "PRZECIWKO OPILSTWU" !!

Tako rzekł władca : spraw, by znano w Państwie Mei doniosłe zalecenia. Kiedy nasz wielki a dobrotliwy ojciec, władca Wen, położył podwaliny naszego cesarstwa na zachodzie, dniem i nocą ostrzegał swych dygnitarzy tymi słowy : "Wina używajcie tylko dla ofiar". I jeśli Bóg zsyłał pomyślność ludowi, działo się tak, gdyż wina używano jedynie dla uroczystych obrządków. I tam, gdzie Bóg zesłał plagi, kraj zasię uległ zamętowi, a ludzie utracili poczucie cnót, działo się tak zawsze za sprawą skłonności do wina. Takoż kiedy w małych czy wielkich państwach zarówno podobne darzyły się klęski, oto nadużycie trunków zawsze stawało się źródłem ich upadku.

Na naszych oczach upadło olbrzymie imperium, które uważano za niezniszczalne! Ba, sami jego władcy sądzili, że trwać będzie wiecznie, a nawet drogą rewolucji podbije całą plametę (!) Aliści, imperium to oparto na fałszywej ideologii, podlanej wódką tak obficie, że potop był tu nieunikniony. Imperium rządzone przez rozpitych sekretarzy trwało i tak dość długo. Pito w nim zresztą na wszystkich szczeblach, pewnie dlatego przegniły. A dzisiaj relikty tamtego imperium straszą jeszcze na antypodach, reklamy "Stolnicznej" nieraz straszą na ulicach Sydney! Nie wiem jednak czy w tym wypadku dużo pomoże, bo mamy wiele wódek lepszych od "Stolnicznej" - czy to bałkańska śliwowica, włoska grappa albo nasza "Żubrówka" czy "Jarzębiak"! Zalety tych wódek nie wymagają reklamy! Jakie zatem szanse w tej konkurencji ma wspomniana powyżej "Stolniczna" ? Doprawdy, chyba nieduże.

W samej Rosji natomiast kwitnie kult wódki. Oto otworzono w Moskwie .muzeum tego pospolitego trunku! Znajdują się w nim najstarsze flaszki po wódkach pędzonych w carskiej Rosji. I wiele innych "zabytków" z wódczanej branży. Tylko patrzyć, a powstanie na Placu Czerwonym świątynia dla "Stolnicznej", w której będą odprawiać uroczyste gusła z pobrzękiwaniem szklanek napełnionych tą cieczą.

Tymczasem w Chinach - zgodnie z pradawną tradycją - unika się raczej alkoholu, choć szanowano tam wino i dziś wina francuskie wkraczają triumfalnie na chiński rynek. Ale pije się tam herbatę, od tysięcy lat, a wyrafinowana kuchnia sprzyja zdrowiu kolejnych pokoleń. I pewnie dlatego Chińczycy wysuną się na czoło w wyścigu imperiów. Tym bardziej, że imperium Anglosasów zaczyna poważnie kuleć, złapane w potrzasku "wojny-nie wojny" w Iraku czy Afganistanie a ponadto szachowane ( narazie niezbyt groźnie ) przez inne państwa, aspirujące do statusu potęgi nuklearnej.

Jak wiemy republika Lechistanu nie aspiruje do członkostwa w klubie atomowym, naszą potęgą jest przecież ( poza Kamilem Stochem, Justyną Kowalczyk i łyżwiarzami) "Żubrówka" czy sporo gatunków piwa, których rodakom wymieniać nie trzeba. I tym się obronimy, zalejemy wszelkich intruzów, co by chcieli wtargnąć w nasze odwieczne granice, albo w te nieco nowsze - ustalone poza naszymi plecami w jałtańskim traktacie trzech wujaszków. Tak zamazano ostatecznie kształt naszej Rzeczypospolitej wielu narodów, rozdartej niegdyś rozbiorami, które unicestwiły naszą federacyjną monarchię, opartą na zbyt liberalnych prawach, przyczynach naszego upadku. Nie było to imperium, a w łonie Rzeczypospolitej tolerowano nazbyt te czynniki, które osłabiały władzę królewską i państwo. Mądry Polak po liberum veto.I patrzymy teraz bezsilni jak w murach Lwowa albo Wilna, odebranych nam przez Stalina z błogosławieństwem Anglosasów panoszą się obce elementy. Podobno - jak alarmował ktoś - pewne organizacje nadal rewindykują nasze prawa do tych miast, co jest po prostu nierealne. I wiedzą o tym działacze Związku Więźniów Politycznych Stanu Wojennego, dlatego alarm "ktosia" grubo jest przesadzony, a nawet wyssany z palca, podważając zdrowy rozsądek i siejąc niesprawiedliwe insynuacje. Niestety, mamy tyle szans odzyskania Lwowa, co Tatarzy - deportowani na Daleki Wschód - odebrania Krymu, gdzie z kolei ścierają się obecnie Ukraińcy i Rosjanie w kolejnej odsłonie pomarańczowej rewolucji. Czy przetrwa zagrożona czołgami manewrującymi nad granicą ? Janukowicz - ze swej kryjówki w Rostowie nad Donem - wzywa Putina do interwencji i władca Kremla musi stanąć na wysokości zadania, bo przecież już w grudniu 2013 AD panienki z Pussy Riot zgłosiły kandydaturę uwolnionego Chodorkowskiego na urząd prezydenta Rosji. W dodatku w Kijowie sen spędza mu widmo uwolnionej Julii Timoszenko. Przegrać w starciu z kobietami ? Nie jest to chyba marzeniem byłego pułkownika służb specjalnych. Ale różne mogą być wyroki dziejów i dopiero wtedy zobaczymy na czym jeszcze powstają imperia, albo dlaczego ulegają erozji.

 

 

(znalezione w sieci)

Vote up!
2
Vote down!
0
#421594

Źle oceniony komentarz

Komentarz użytkownika Jinks nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.

Pozwolę sobie zacytować Pana i odnieśc sie do tego cytatu w kontekście naszej wymiany zdań pod notką @Matki Trzech Córek.

 

"...tuman mędrca wdziewa togę...  (...  ja tak jeszcze długo mogę - ale czas, kochane dzieci, wyjrzeć na świat, a wyjść z Sieci.).

 

Choć znaczeie słowa "sieć" może tu być różnie interpretowane, to ja odniosę się do tego, które dla pańskich gości w togach może być zrozumiałym.

Nie ma co liczyć drogi Autorze na chęć wychylenia łba przez ambasadorów "polskości" poza mienioną sieć, gdyż poza nią dla nich świat nie istnieje.

To tylko tutaj mogą on dać sobie upust swoim chuciom, czując się bezkarnymi i spełnionymi, gdyrz "tancor" pierdolił coś o spełnieniu po powrocie z czegoś, co wg niego samego, a i drugiego morona również, jest, bądź było "emigracją".

Brak zaakceptowania tych person nie tylko przez rodzime społeczeństwo, ale także przez społeczeństwa krajów, które zostały zaszczycone, czy zaszczane przez wiadome indywidua, a także ich niemoc na jakiejkolwiek niwie, wynikająca z braku jakiegokolwiek wykształcenia, czy cechowania się choć namiastka polotu, wyzwala w owych personach niczym nieuzasadnioną agresję. Oni sami nazywają to "patriotyzmem" i "walką o Polskę, az do utraty tchu". Ich zakompleksienie i swiadomość bycia totalnym zerem, czyni z nich osoby pozbawione zupełnie ludzkich instynktów, kierujące się w swoim marnym żywocie jedynie węchem i jakimś dziwnym, nieokreślonym bliżej popędem, co powoduje, iż maja oni ogromny problem z integracja w jakimkolwiek społeczeństwie, a aż nadto widocznym to się staje w tak małej społeczności, jaką stanowią - nie wszyscy jak widać zacni - użytkownicy tego portalu.

Posługiwanie się przez nich bliżej nieokeślonym slangiem, który oni sami uznają za język (nie wiem jaki), potwierdza tezę, iż jegomoście swoją edukację zakończyli na poziomie wieczorowej podstawówki (choć nie mogę ręczyć, że to im się udało) i stąd też tłumaczenie przez jednego z nich, iż zakończył on swoja karierę emigranta z uwagi na to, ze niechciał się wysługiwać obcym.

Faktycznie ktoś, kto nie posiada żadnych kwalifikacji i żadnego wykształcenia ląduje na tzw. "zmywaku", co podejrzewam może być stresujące i za ten stres, w istocie będący wynikiem nieprzydatności w każdym środowisku, owe postacie szukają zemsty i wówczas zawsze "wkrąg na oślep pluje szuja".

Swoje niedostatki w wykształceniu i kwalifikacjach rekompensują oni publicznie, kreując się na "patryjotów", a ten ich "patryjotyzm" sugerują nam używając swoich pretensjonalnych nicków (vide miot wadery), czy też takich samych westchnień - "walczyć o Polskę, aż do utraty tchu" (vide tancor). Gdyby ktoś posiadał problem z pojęciem infantylizmu, to tu znajdzie doskonały przykład tego zjawiska.

Kończąc, raz jeszcze zasugeruję, ażeby się nie przejmować, bo tak jak napisałem, nie ma po prostu czym.

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

Vote up!
2
Vote down!
-3
#421609

Ukryty komentarz

Komentarz użytkownika Jinks został oceniony przez społeczność negatywnie. Jeśli chcesz go na chwilę odkryć kliknij mały przycisk z cyferką 2. Odkrywając komentarz działasz na własną odpowiedzialność. Pamiętaj że nie chcieliśmy Ci pokazywać tego komentarza..

:)

Vote up!
1
Vote down!
-3
#421615

gdyrz - o co tu chodzi z tym wyrazem i cudzyslowem ?

Vote up!
0
Vote down!
-1
#421623

Chodzi o to, że postać o której wspominam, pisze słowo "łój" w formie "łuj", natomiast druga postać pisze tak, że wszystko musiałbym brać w cydzysołwy. Proszę sobie łaskawie rzucić okiem na komentarze kogoś o nicku @wilk na kacapy.

Vote up!
2
Vote down!
-2
#421636

Faktycznie ten Pan ma z nia wielkie problemy

postrafiam

Vote up!
2
Vote down!
-1
#421652

Jestem tu lat kilkanascie - i wciaz nie moge sie nadziwic skad ten zwrot - zmywak

Po pierwsze zmywaki to sa w Polsce ( wiekszosc) bo brak w ich gospodarstwach domowych zmywarek do naczyn (luksus ?)

Po drugie - tzw. londynskie zmywaki to ok. 3-5 % tu przebywajacych Polakow 

Po trzecie najbardziej podupadla knajpa w W.Brytani ma zmywarki do naczyn

Wiec jesli juz,  to moze nazwac te osoby - np. technik od automatu ( jakim jest zmywarka )

Co ?

Vote up!
5
Vote down!
0
#421625

Źle oceniony komentarz

Komentarz użytkownika Jinks nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.

Panie Józiu! Może sobie Pan ich nazywać, jak się Panu tylko podoba. Mogą to być i technicy od automatów.

Co do samego zwrotu "zmywak", to jest raczej określenie ujmujące najniżej płatną pracę w kuchni u jakiegoś Pakistańczyka, czy innego Murzyna.

Vote up!
2
Vote down!
-3
#421637

wazne jest co dzieje sie potem, gdzie sa po 10-ciu latach pobytu w porownaniu to "rdzennych" mieszkancow.

Vote up!
3
Vote down!
0

Bogdan

#421639

- przecietny Polak, w Polsce (nie ciekawia mnie wielkie miasta i ta psedo elita), to jest pracownik zmywaka, bialy murzyn, ma umowie smieciwej, albo i bez jakiejkowiek umowy.

A mlodzi ludzie glosuja "nogami" - to jest tragedia.

Vote up!
2
Vote down!
0

Bogdan

#421643

Ważnym jest to, czy po tych dziesieciu latach dana osba jest zadowolona. 

Zmich obserwacji wynika, że nie ma najmniejszego problemu zosiągnięciem standardów życiowych tubylca przez okres lat dziesięciu. Podstawowym czynnikiem jest oczywiście praca i rodzaj wykonywanej pracy. 

Ludzie często kieruja sie kryteriami posiadania w Polsce i na emigracji. Młode małżeństwo z dzieckiem, mieszkające w Polsce do czasu wyjazdu kątem u rodziców, zapewne doceni to, że po dwóch tygodniach otrzymało własne mieszkanie. Kiedy oboje pracują, to ich standard niewiele różni sie od rodowitych mieszkańców danego kraju, choć moja opinia dotyczy UK, gdyż zdążyłem doskonale poznać warunki życia akurat w tym państwie.

Są też malkontenci, którym wiecznie będzie źle.

Ja osobiście natomiast, w kwestii materialnej nie posiadam ani więcej, ani mniej niż posiadałem w kraju.

Bezcenną natomiast rzeczą, której w kraju nie miałem, to jest SWIĘTY SPOKÓJ!!! 

Potrafię docenić łatwość życia.

Nie kłaniam się przed urzędnikami, pracuję spokojnie wśród tubylców, mieszkam w czteropokojowym mieszkaniu niemalże za darmo, bowiem w umowie najmu mam warunek wykonania pewnych czynności, które pochłaniają mi zaledwie cztery godziny w tygodniu (możliwość zamieszkania na okres najbliższych dwudziestu lat - obym tylko dożył).

Czegóż chcieć więcej.

Jestem szczęśliwym człowiekiem, któremu starcza na wszystko, a nawet na więcej.

Porównywanie pracy i życia tutaj z tym, co jest w Polsce nie ma najmniejszego sensu. To są dwa zupełnie różne światy. Przepaść cywilizacyjna jest ogromna, niestety.

 

Pozdrawiam!

 

 

 

Vote up!
4
Vote down!
-2
#421648

Od akcesji Polski w struktury Unii Europejskiej mija właśnie okrąglutka dekada, to nadal nie przestajemy zachłystywać się wszystkim opatrzonym przymiotnikiem „europejskie”.

Choć rozmaite struktury zjednoczonego Starego Kontynentu z roku na rok pozostawiają nam coraz skromniejszy margines swobody. Skrupulatnie dbają, byśmy na własną rękę nie podejmowali żadnych, czasem nawet najbardziej  prozaicznych decyzji.Autonomia, autonomią, ale europejski porządek musi być! Skąd my to znamy…? Europejski dyktat dotkliwie daje się odczuć nawet w sporcie. Przykład? Proszę uprzejmie.

Sympatycy piłki nożnej z pewnością doskonale pamiętają jeszcze doskonałego pomocnika Roberta Warzychę. I nie sposób się dziwić, gdyż piłkarz ten profesjonalnie coś około dwudziestu sezonów uganiał się za piłką.

W Polsce między innymi w barwach Górnika Wałbrzych, czy też Górnika z Zabrza. Potem poznał smak futbolu w Zjednoczonym Królestwie, u naszych bratanków na Węgrzech i wreszcie za oceanem w rozgrywkach Major League Soccer.

Z orzełkiem też nieźle sobie pokopał – w czterdziestu siedmiu meczach. Ba! Dostąpił nawet zaszczytu gry z opaską kapitana naszej wyjściowej narodowej drużyny.

Licencja, czy papier toaletowy?

W latach kariery zawodniczej za bardzo nie dane było mu wysiadywać dupogodzin na ławce rezerwowych. Po tzw. zawieszeniu butów na kołku, postanowił zamienić ten stan rzeczy i niejako nadrobić spore zaległości w tej dziedzinie.

Zdecydował się posmakować trenerskiego kawałka chleba. Najpierw był asystentem głównego coacha drużyny Columbus Crew, a następnie już samodzielnie prowadził tę ekipę.

I to z niemałym powodzeniem, gdyż doprowadził ten zespół do mistrzowskiego tytułu MLS. Jak to często bywa po latach tułaczki odezwała się tęsknota do „tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych”, itd. Spakował walizki i wylądował na Okęciu.

Na propozycję posady trenera nie musiał specjalnie długo czekać. Niemal natychmiast otrzymał ofertę z klubu, w którym przed laty rozegrał blisko setkę spotkań – z Górnika Zabrze mianowicie. No i w tym momencie zaczęły się przysłowiowe schody.

Okazało się, że o tym, kogo prezes polskiego klubu zatrudni w charakterze trenera pierwszego zespołu decydują… urzędnicy pobierający sowite wynagrodzenia za przesiadywanie w gabinetach w szwajcarskiej miejscowości Nyon. Jednak wcale nie bezczynnie spędzają czas na salonach UEFA.

Pewnie właśnie dla zabicia czasu obmyślają rozmaite przepisy, paragrafy i inne biurokratyczne pęta, które skutecznie potrafią ukrócić jakąkolwiek samowolkę. Robert Warzycha jak najbardziej legitymuje się trenerskimi papierami.

Problem jednak zasadza się w tym, że wydane mu one zostały w Stanach Zjednoczonych, a te na obszarze zarządzanym przez Platiniego i spółkę może co najwyżej wykorzystać w toalecie. O jaką czynność chodzi, nie trzeba chyba bliżej wyjaśniać.

Dziesięć lat pracy trenerskiej, i to z sukcesami, psu pod ogon. No, może nie do końca, bo jednak ktoś rozsądny docenił trenerskie walory i kwalifikacje Warzychy, stawiając go na czele sztabu szkoleniowego Górnika.

Owszem, będzie mógł zasiadać na ławce zabrzan, ale do protokołu meczowego wpisywane będzie nazwisko jego dawnego kolegi z boiska Józefa Dankowskiego. Paranoja wysokich lotów.

Tak na marginesie, to wiąże się to z dodatkowymi, zupełnie niepotrzebnymi kosztami, jakie będzie musiał ponosić klub. Bo przecież trener figurant także jakieś uposażenie będzie musiał otrzymywać. Znając realia naszego futbolu, to pewnie niemałe.

Może soccer to nie futbol?

Konia z rzędem temu, kto odpowie na jedno banalnie nieskomplikowane pytanie. Dlaczego trenerskie uprawnienia ze Stanów nie są honorowane w Europie? Czy mecze rozgrywane są tam według innych zasad?

Może powietrze w piłkach mają odmienne? A może wreszcie chodzi o nazwę soccer, pod którym w Ameryce znany jest nasz poczciwy futbol vel piłka nożna? Raczej nie, gdyż Jankesi w rankingu FIFA plasują się na całkiem niezłym, bo czternastym miejscu.

Jak nie wiadomo o co chodzi, to zapewne chodzi o kasę. Warzycha, aby chwalić się statusem trenera pełną gębą będzie musiał zakupić tornister i karnie udać się na zajęcia do jakiejś tam szkółki dla szkoleniowców.

Trener, który mógłby być wykładowcą, będzie musiał wcielić się w rolę ucznia i uregulować stosowne czesne. Nie popisał się też Zibi Boniek i jego podopieczni z PZPN. Mogli jedną decyzją ukrócić tę farsę, wydając Warzysze tymczasową licencję.

Zabrakło tym razem odwagi, czy jak to zazwyczaj bywa zdroworozsądkowego pomyślunku? Ten z pozoru banalny przykład dowodzi jednak, jak daleko poddaliśmy się dyktatowi najprzeróżniejszych struktur europejskich.

Dokąd to nas na dłuższą metę zaprowadzi? Generalnie nie mam nic przeciwko niebieskiej fladze upstrzonej żółtymi gwiazdkami, ale naprawdę nie podoba mi się fakt, że Polak w Polsce nie może zatrudnić Polaka bez jakiegoś tam kwitka wystawianego w Szwajcarii. Europo pozwól nam swobodnie decydować, czyja dupa, gdzie może siadać!

 

Z prasy poloninej w Brytanii

 

Vote up!
1
Vote down!
0
#421690

Przed prawie 40 laty używano niekiedy (z porozumiewawczym uśmiechem) określenia : "disc-jockey".

:)

AT

Vote up!
1
Vote down!
-1

Andrzej Tatkowski

#421647

 Wielu emigrantów wychowało się jeszcze w czasach komunizmu, kiedy angażowanie się w akcje społeczne było uważane za wspieranie władz, swoisty rodzaj kolaboracji, bądź przejaw naiwności. Ludzie kombinowali na różne sposoby, podejmowali działania na własną rękę, bo uważali, że ich głos i tak nie ma znaczenia. Podobnie było później, po 1989 roku. Nie ma u nas tradycji działania zespołowego, brakuje odpowiedniego modelu i wzorców. Myślę jednak, że powoli to się zmienia.

Zmienia się? 
– Ludzie zaczynają dostrzegać w tym potencjał i szansę dla siebie. Chociaż, z drugiej strony, znam osoby, które mówią „OK, pójdę na wybory”, ale zwlekają z rejestracją. Więc świadomość jest, ale wielu z nas jeszcze nie jest do tego przekonana.

Natomiast bardzo cieszy fakt, że na Wyspach Brytyjskich funkcjonuje wiele polonijnych organizacji, które potrafią jednoczyć siły. Spotykamy się, rozmawiamy, realizujemy wspólne projekty. Oczywiście, jest między nami forma rywalizacji, ale jak najbardziej zdrowej. Za to nasz wspólny głos słychać coraz bardziej, chociażby na przykładzie zbliżających się wyborów. Ważne jest to, żeby tego bakcyla zaszczepić ogółowi Polaków.

Tyle że wielu z nich nie czuje się tu jak u siebie… 
– Bywa i tak. Jednak jeśli podjęliśmy decyzję, żeby wyjechać w poszukiwaniu nowych perspektyw, wyzwań i szans na rozwój to powinniśmy to wykorzystać – dla naszego dobra. Bo nawet jeśli ma to być tylko pobyt czasowy, warto sensownie zagospodarować ten czas. Nikt nie twierdzi, że mamy tracić swoją narodową tożsamość, ale integracja z brytyjskim społeczeństwem i wpływanie na bieg tutejszych wydarzeń na pewno nam nie zaszkodzi. A wręcz przeciwnie.

Sądząc po ostatnich wypowiedziach premiera Davida Camerona, a wcześniej również liderów innych największych partii, Brytyjczycy niekoniecznie tego chcą. 
– To zagrywki strategiczne, pod publikę i atrakcyjny kąsek dla mediów. Politycy przed wyborami prześcigają się w populistycznych hasłach. No bo jeśli jest kryzys, to trzeba znaleźć kozła ofiarnego. A jeżeli najwięcej imigrantów pochodzi z Polski, to siłą rzeczy ostrze ataków uderza w nas.

Jednak, ogólnie, przynajmniej w środowiskach, w których się obracam, jesteśmy uważani za ludzi solidnych, ciężko pracujących, na których można polegać.

Stereotyp Polaka budowlańca czy hydraulika to już przeszłość? 
– Nie do końca, bo ciągle wielu naszych rodaków pracuje fizycznie. Ale jednocześnie coraz więcej z nich awansuje, jest zatrudniana w renomowanych firmach, nierzadko na kierowniczych stanowiskach. Co więcej, zwiększa się ich pewność siebie. Szukają coraz lepszej pracy, nie trzymają się kurczowo jednego zajęcia.

Faktem jednak jest, że wielu Polaków wiąże koniec z końcem tylko dzięki zasiłkom… 
– … które im się prawnie należą. Zauważmy, że badania przeprowadzone przez prof. Christiana Dustmanna jednoznacznie pokazują, że polscy imigranci przynoszą tutejszej gospodarce więcej zysków, niż strat. I większość Brytyjczyków to docenia. Owszem, czasami zdarzają się przykłady antypolskich zachowań, na przykład w szkole, kiedy dzieci słyszą sformułowania w stylu „twój tata to może nam wyremontować dach, a mama posprzątać”. Są to jednak odosobnione przypadki.

Polski patriotyzm na Wyspach zanika? 
– Myślę, że jest wręcz odwrotnie – szczególnie na emigracji jest duża potrzeba oparcia się na przeszłości, czerpania z narodowych korzeni. I to jest widoczne. Ostatnio dużym powodzeniem cieszyły się obchody Dnia Żołnierzy Wyklętych, wcześniej zdecydowaną reakcję polonijnych środowisk wywołał pomysł emisji w telewizji BBC serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. Były też protesty wobec prób sprzedania w obce ręce Ogniska Polskiego. To świadczy, że nie jesteśmy bierni, a niewątpliwie elementem spajającym naszą diasporę jest kościół. Frekwencja na niedzielnych mszach, nie mówiąc już o innych patriotycznych czy religijnych świętach, robi wrażenie.

Jeszcze nie tak dawno panowała opinia, że stara i nowa Polonia nadają na zupełnie innych falach. 
– Może dlatego, że brakowało nam kontaktów, w związku z czym nie znaliśmy się zbyt dobrze. Z biegiem lat to ewoluuje, tym bardziej, że – jak się okazuje – wiele tematów jest nam bliskich. Młodzi ludzie, którzy przyjechali tu po akcesji Polski do Unii Europejskiej, nie mieli łatwo. Musieli się zaaklimatyzować, walczyć o byt, praktycznie od zera budować swoje kariery. A na to potrzeba czasu. Teraz wielu z nas ma już ustabilizowaną sytuację zawodową, dlatego możemy bardziej poświęcać się pracy społecznej.

Brakuje jednak charyzmatycznych liderów, takich, jacy przewodzili brytyjskiej Polonii w dawnych latach. 
– Ówczesna sytuacja była zupełnie inna niż obecna. W 2004 roku mieszkało na Wyspach niespełna 60 tysięcy Polaków, teraz, według oficjalnych danych, jest nas tu ponad 10-krotnie więcej. A w rzeczywistości ta liczba przekracza grubo ponad milion. W tak wielkiej masie trudno o jednego przywódcę, natomiast ważne jest, żeby byli liderzy lokalni – przewodzący różnym organizacjom, stowarzyszeniom, społecznościom. Właśnie kreowaniem takich ludzi od kilku lat zajmuje się Szkoła Liderów Polonijnych, założona przez prof. Zbigniewa Pełczyńskiego. Pod koniec ubiegłego roku uczestniczyłam w takim szkoleniu w Warszawie, na którym przebywali przedstawiciele Polonii z różnych zakątków świata. Co charakterystyczne, najwięcej było nas właśnie z Wielkiej Brytanii.

Polish City Club zrzesza ludzi, którym się tu udało... 
– I staramy się to wykorzystać, z korzyścią dla Polski. Naszym celem jest integracja polskich profesjonalistów w Londynie, których obecnie zrzeszamy około 100. A działamy na wielu płaszczyznach. Organizujemy spotkania, zapraszamy znanych ludzi, z różnych dziedzin – polityki, kultury, ekonomii. Nasi przedstawiciele bywają na eventach, w których uczestniczą posłowie, lordowie, ludzie kształtujący tutejszą rzeczywistość. Jest okazja porozmawiać, promować Polskę. Tym bardziej, że według badań zaledwie 6 procent Anglików było w naszym kraju.

Polish City Club ma już ugruntowaną pozycję, dlatego często zgłaszają się do nas brytyjskie media, prosząc o wywiady czy komentarze w różnych sprawach. Jesteśmy również swego rodzaju platformą, np. w nawiązywaniu kontaktów biznesowych, politycznych czy gospodarczych…

Dorota Zimnoch

Prezes Polish City Club, jest też członkiem Toastmasters International. Wiceprezes ds. marketingu międzynarodowego w dużej firmie ubezpieczeniowej. Pochodzi z Białegostoku. Jest absolwentką Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i Akademii Ekonomicznej w Budapeszcie, a także doktorantką na wydziale zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. W Londynie mieszka od 9 lat.

Vote up!
1
Vote down!
0
#421685

Źle oceniony komentarz

Komentarz użytkownika wilk na kacapy nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.

putiniowskim mlekiem jakims mialczurem, on tu jest od syczenia i prowadzenia jedynie POprawnej putaskiej propagandy sukcesu swojego zywciela.

Pchlarze  tak maja gdzie micha tam ida i sie lasza kolo nogi i obsikujac smrodem teren, aby zaznaczyc szczynami swoja obecnosc.Wszedzie tam gdzie przejdzie taki kudlacz smierdzi na odleglosc,to jego praca robienie smrodu,taka jest kocia natura.

Dla takiego karmionego z Putinowskiej michy to Polacy sa nic nie warci, czy to w Polsce czy to za granica,obraz z GW jaki zostal zaszczepiony w wyobrazni lemingow i choloty pokacapskiej ze Polacy za granica pracuja tylko na zmywakach jest mottem przewodnim jewrejskokomuszej propagandy antypolskiej.

Moze tu ci co obszczywaja Polakow , zeczywiscie trafili na pierwsza prace - zmywanie podlogi czy naczyn i poczuli sie ponizeni,ale ten kto sie poczul ponizony,ze wykonuje niskoplatna prace juz byl wczesniej ponizony przez samego siebie.

To prymitywi, ktorzy uwarzaja ze praca przy utrzymaniu porzadku jest czyms uwlaczajacym -to typowe PRLowskie podejscie, tak te postkomusze POmioty maja.

Bo im w komunie tak wmowiono ze jak skoncza szkole to beda kims lepszym.a ten kto macha miotla to smiec.Dodam tylko ze sa miasta na wiecie ze sa kolejki zeby sie dostac na stanowisko smieciaza.

Wlasnie ten brak szacunku dla kogos co wykonuje sumiennie prace utrzymania porzadku i czesto nie jest to praca najnizej platna jak by sie wydwalo swiadczy o niezriozumieniu swiata zachodniego i o samym niskim  poziomie intelektualnym wysmiewajacego sie z innych czlowieka,

Ci co pisza z pogarda  o ludziach pracujacych na "Gazeto Wyborczych  zmywakach" - bo to termin wylansowany prze zydokmuszych POmiotow -

sa mali i oblesni, mysla ze jak kogos poniza to sie sami wywyzsza, brakuje im wciaz potwierdzenia ze sa lepsi od kogos,maja calkowity brak swojej wartosci,

wiekszoc to ludzie bici w mlodosci przez ojaca i kolegow na podworku,ktorzy pozniej swoja karjere zrobili w milicji,SB  czy w PZPR gdzie podlizujac sie doszli do jakiegos stanowiska zeby pozniej pomiatac ludzmi -to ich karma.To ludzie o osobowosci PRLoeskiego ciecia co za darmowe mieszkanie i prace porzadkowe pare godzin dziennie musial jeszcze donosic na mieszkancow i dzilac spolecznie jako ormowiec.

Na szkoleniach WSIokowych  sieciowych  troli i cenzorow nauczono ich ataku na tych ktorych nie moga merytorycznie zagiac-no bo jak skoro skonczyli tylko POprawne szkolenia,zamiast normalnych szkol

Osmieszanie postaci wmawianie kim jest i gdzie pracuje ,budowanie jego obrazu fizycznego i psychicznego ,wysmiewanie sie z formowania zdan ,bledow w pisowni i znajomosci gramatyki to sa glowne cele ataku, mimo ze tych osob nigdy nie spotakly i nie maja pojecia kim te osoby sa.

Budowanie klamliwego obrazu blogiera i powtarzanie to z gebelsowskim uporem to ich praca na blogach.

Vote up!
3
Vote down!
-4
#421664

A ty POmiocie bolszewickiej wadery i stalinowskiego basiora spotkałeś kiedyś któregoś z blogerów, których poniewierasz swoim kretyńskim językiem kmiocie do społu z drugim idiotą?

Czy spotkałeś mnie łachudro, że plujesz bez końca swoją bolszewicką "polszczyzną"?

Te swoje ubeckie teorie możesz wciskać takim idiotom jak ty nieuku. 

Twoje chamstwo, prymitywizm i brak jakiejkolwiek kultury, czynią cię rasowym michnikitą ty bolszewiku!

Moralne dno, szuja i pospolita łachudra - oto kim jesteś!

Ze analfabetą, to nawet nie muszę pisać, bo każdy widzi.

 

Vote up!
5
Vote down!
-2
#421665

Oto słownictwo wykształconego, opanowanego, kulturalnego człowieka - patrioty. Brawo kocurku. Staczasz się po równi pochyłej.

I jeszcze to.

Cyt "O ile człowiek czasem zatęskni za Polską, to jednak nie mogę powiedzieć, ażebym tęsknił za Polakami". kon. cyt.

Rozumiem zatem, że za Polską tęskniłbyś bardziej gdyby zamieszkiwali ją nie Polacy a Rosjanie, Niemcy i Żydzi.  Ciekawy macie kocurku punkt widzenia i cele.

 

Widać, że niekórym osobnikom emigracja szkodzi. 

Vote up!
4
Vote down!
-3

NIEPOPRAWNY INACZEJ

#421673

Nie pochlebiaj sobie, że cokolwiek rozumiesz, bo to głupio wygląda.

Tęskniłbym, gdyby była wolna od tryzubów i ich kolesi, co Żydom masowo wydają polskie paszporty.

Vote up!
3
Vote down!
-2
#421674

Polscy emigranci, stając się częścią nowej rzeczywistości społeczno-kulturowej, muszą dokonać rekonstrukcji swojej tożsamości. Stare sposoby postrzegania siebie i otoczenia stają się nieadekwatne w nowych warunkach.

 

Brak odpowiednich kompetencji kulturowych i językowych utrudnia interakcje z członkami społeczeństwa przyjmującego, uniemożliwia odpowiednie zdefiniowanie sytuacji społecznych i sprostanie oczekiwaniom nowego otoczenia.

Z rozmów z emigrantami wynika, że Polacy, starając się zaadaptować do nowej rzeczywistości, zachowują swoją macierzystą kulturę i poczucie przynależności narodowej. Pomimo iż prawie połowa z nich planuje starać się o obywatelstwo brytyjskie w przyszłości, nikt nie czuje się w jakimkolwiek stopniu Brytyjczykiem. Wszyscy zdecydowanie podkreślają, że są Polakami i nic tego nie zmieni. Osoby, które chcą posiadać paszport nowego kraju, nie kierują się względami narodowościowymi, a jedynie korzyściami, jakie mogą uzyskać dzięki temu dokumentowi. Wielu emigrantów obawia się, że Wielka Brytania wystąpi z Unii Europejskiej, przez co stracą prawo do pracy i pobytu w tym kraju.

Polacy obchodzą święta zgodnie z polską tradycją. Tylko nieliczne osoby wprowadzają elementy tradycji brytyjskiej, gdyż pozostają w związku z osobą pochodzenia brytyjskiego lub zapraszają brytyjskich znajomych.

Wraz z poprawą poziomu znajomości języka angielskiego polepsza się sytuacja na rynku pracy, zwiększa się częstotliwość kontaktów towarzyskich z przedstawicielami społeczeństwa przyjmującego i udział w kulturze brytyjskiej. Jednakże, jak się okazuje, zarówno nadmierny, jak i niedostateczny kontakt z językiem polskim może być niekorzystny. W pierwszym przypadku utrudnia on naukę języka angielskiego. W drugim wpływa negatywnie na poziom języka ojczystego, który stanowi dla Polaków bardzo ważny element tożsamości, dlatego potrzebują kontaktu z nim.

Z przeprowadzonych wywiadów wynika, że polscy emigranci są słabo zintegrowani kulturowo i politycznie. Nie świadczy o tym kultywowanie polskiej tradycji i zachowanie poczucia polskiej narodowości, ale dość niski poziom wiedzy o tradycjach brytyjskich związanych z najważniejszymi świętami obchodzonymi na Wyspach, mały udział w imprezach kulturalnych i brak zaangażowania w życie polityczne nowego kraju. Prawie połowa moich rozmówców nie wiedziała, jak wyglądają tradycyjne święta Bożego Narodzenia w Wielkiej Brytanii. W przypadku Wielkanocy było znacznie gorzej – tylko jedna czwarta z nich była w stanie opisać, jak one wyglądają. Niektórzy twierdzili nawet, że w Wielkiej Brytanii nie ma żadnych tradycji związanych z tym świętem. Niewielu Polaków bierze udział w wyborach do samorządu lokalnego w Wielkiej Brytanii. Emigranci bardzo często ignorują obowiązek corocznej rejestracji na liście wyborców. Mało osób interesuje się polityką nowego kraju, a tylko nieliczni życiem rodziny królewskiej. To wszystko jednak nie ma wpływu na silne poczucie związku z Wielką Brytanią. Polacy dość szybko przyzwyczajają się do swojego życia w nowym kraju. Zdecydowana większość z nich tęskni za Wielką Brytanią w czasie pobytu w Polsce. Tęsknią oni za: domem, pracą, znajomymi, spokojem, którego ich zdaniem brakuje w Polsce.

Z wypowiedzi emigrantów wynika, iż bardziej odpowiada im życie w Wielkiej Brytanii niż w Polsce. Patrzą na ojczyznę przez pryzmat nowego kraju, takie porównania kształtują u nich negatywny obraz Polski. Wszystkie osoby, z którymi rozmawiałam, były zadowolone ze swojego życia w Wielkiej Brytanii, gdzie ich zdaniem żyje się łatwiej, nie ma problemów ze znalezieniem pracy, a zarobki są wyższe. Jest to kraj, gdzie nie trzeba martwić się o to, jak utrzymać rodzinę, nie ma biurokracji, jest większy szacunek dla pracy człowieka i większe możliwości rozwoju zawodowego. Polakom podoba się również brytyjskie beztroskie podejścia do życia. Emigranci często zwracali uwagę na to, że teraz Wielka Brytania jest ich domem. Polacy są silnie związani z oboma krajami. W Polsce są ich korzenie, w Wielkiej Brytanii toczy się ich życie.

Vote up!
2
Vote down!
0
#421687

Pewien Brytyjczyk całkowicie stracił głowę dla polskiej kobiety. Z nietypową dla Wyspiarzy spontanicznością postawił wszystko na jedną kartę i za kobietą swoich marzeń, Marzeną, wyjechał do Polski. Romantyczne? Owszem, ale i pełne przygód, które nas, Polaków, rozśmieszą do łez, a Jonathana Lipmana, autora książki „Polska Dotty”, nieraz zbiły z tropu.

 

 Znasz kogoś, kto pragnie odwiedzić Polskę i dowiedzieć się więcej o naszym kraju i historii? Twój angielski szef potrzebuje lepiej zrozumieć mentalność swoich polskich pracowników? Brytyjski kolega, uciekając przed ponurą rzeczywistością w Anglii, chce rozpocząć nowe życie w Polsce? Nie wiesz, co kupić angielskiemu partnerowi na Walentynki? Podaruj im książkę „Polska Dotty” Jonathana Lipmana!

Brytyjczyk, zadziwiony, ale i zafascynowany polską rzeczywistością, naszym sposobem bycia, zwyczajami, etyką pracy, podejściem i nieufnością wobec obcych i wreszcie wspaniałymi krajobrazami, kulturą i teatrami, na które „stać zwykłego śmiertelnika”, postanowił udokumentować swój pobyt w Polsce i napisał książkę.

„Polska Dotty” to pełna uroku opowieść o perypetiach Anglika, który próbuje zasymilować się w całkowicie innym świecie, rozpoczynając życie małżeńskie z Polką.

„Polska Dotty”, choć humorystyczna, jest również pełna ważnych faktów i anegdot o Polsce i naszym społeczeństwie, o historii, religii, polityce, języku, wartościach rodzinnych.

W książce Brytyjczyk opisuje swoje początki w polskiej firmie, a także naszą nieufność wobec obcych. Pisze o miłości od pierwszego wejrzenia do Krakowa oraz o – podjudzanym przez Polaków – sceptycyzmie do naszej stolicy, w której dane mu było zamieszkać. Czytamy o naszym braku kultury w dziedzinie obsługi klienta, przekupstwie, korupcji, ale również hojności, gościnności, wylewności w okazywaniu uczuć, nawet pomiędzy mężczyznami.

 

W rozmowie z „Coolturą” Jonathan Limpan opowiada o tym, jak zmienia się Polska i czym różnią się Brytyjki od kobiet znad Wisły.

Rozmawiała: Karolina Zagrodna

Co skłoniło cię, aby napisać książkę „Polska Dotty”?

Miałem wiele powodów, aby napisać tę książkę. Po pierwsze, podczas dwóch lat mieszkania w Polsce zauważyłem tak wiele aspektów polskiej kultury, które różnią się od kultury brytyjskiej, że bardzo zapragnąłem je udokumentować. Zawsze fascynowało mnie porównywanie różnych kultur – coś, co może być jak najbardziej normalne i na porządku dziennym w jednym kraju, nie będzie takie w innym.

Po drugie, w polskiej kulturze zanotowałem wiele rzeczy, które robiły na mnie ogromne wrażenie, jednak, tak jak wspominam w książce, zauważyłem też, że Polacy nie lubią się promować. Tak więc głównym powodem napisania tej książki było właśnie to, aby promować Polskę.

Pisałeś od samego początku pobytu w Polsce?

Tak, od samego początku. Pierwszy raz przyjechałem do Polski w 1994 r. Choć akcja książki dzieje się w latach 1997-1999, powracam również do wydarzeń z roku ‘94, jeśli pomagają zilustrować to, co chcę wyrazić. Opisuję też w książce zmiany, jakie zauważyłem w Polsce w tych latach.

Dla kogo jest ta książka?

Dla każdego! Oczywiście dla ludzi, którzy są zainteresowani Polską lub lubią czytać książki podróżnicze. Oni sięgną po tę książkę jako pierwsi. Mam jednak nadzieję, że zainteresuje ona wszystkich. W książce zawarłem również to, co Polacy myślą o Brytyjczykach i innych narodach. Właśnie dlatego wierzę, że będzie ona przemawiać do wszystkich, w tym do Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii, Brytyjczyków, Amerykanów polskiego pochodzenia i Polaków mieszkających w Polsce.

Czy poleciłbyś swoją książkę angielskim mężczyznom, którzy mają zamiar ożenić się z Polką lub przeprowadzić do Polski?

Oczywiście. Dowiedzą się o tym, jak ważne są w polskim życiu wartości rodzinne, oraz o warunkach życia, które bardzo różnią się od tych w Wielkiej Brytanii. Nie znaczy to jednak, że są gorsze. Przyznam, że standard życia w UK jest trochę wyższy niż w Polsce, ale tęsknię za wieloma polskimi aspektami; ludźmi, którzy kochają swoją historię i są z niej dumni, za przepięknymi krajobrazami w polskich wsiach, a także zajmującą, nową architekturą. Nie tęsknię jednak za bardzo mroźnymi zimami!

Co sprawiło, że zakochałeś się w swojej żonie Marzenie?

Co za pytanie! Muszę uważać, jak odpowiem. Marzena jest najwspanialszą kobietą, jaką znam: inteligentna, piękna, roześmiana i pełna uroku. Nigdy nie poznałem kogoś takiego, dorastając w Wielkiej Brytanii. Nie ja pierwszy odkryłem, że Polska jest pełna dynamicznych kobiet, takich jak Marzena, ale myślę, że byłem na tyle szczęściarzem, że mam tę najlepszą!

Jak scharakteryzowałbyś polskie kobiety i czym różnią się one od Brytyjek?

Czytałem niedawno artykuł napisany przez Polaka mieszkającego w Wielkiej Brytanii, który określił Polki jako „formidable”, co oznacza w wolnym tłumaczeniu „intensywna, potężna”. Zgodziłbym się z tym określeniem. Może fakt, że Sowieci kazali prowadzić swoim kobietom traktory, miał z tym coś wspólnego. Polki łączą w sobie bycie silną z atrakcyjnością. To świetna kombinacja. Co najważniejsze jednak, Polki dobrze wiedzą, czego chcą, więc musisz działać szybko, jeśli chcesz zdobyć ich ich serce.

Czy teraz nadal odwiedzasz Polskę?

Tak, prawie co roku, wiosną lub latem. Zawsze zatrzymujemy się w Krakowie, który oboje uwielbiamy. Zwiedzamy i odwiedzamy rodzinę.

Jak Polska zmieniła się od lat 90., kiedy tam mieszkałeś?

W książce piszę o tym, jak dużo się zmieniło, ale jak mało zarazem. Infrastruktura bardzo się poprawiła; są lepsze drogi, dużo efektywniejszy transport publiczny, świetne centra handlowe. Ale polska mentalność, która kształtowała się przez ostatnie tysiąc lat, nie zmieniła się tak bardzo w ciągu 10 lat. Przykładem może być obsługa klienta, o której dużo piszę w „Polska Dotty”. Do dziś w Polsce spotyka się albo bardzo miłą ekspedientkę, albo taką, która nie zauważy nawet mojej obecności i wygląda, jakby jej świat właśnie miał się zawalić. Nie ma nic pomiędzy!

Jakie są podobieństwa, a jakie różnice w mentalności Polaków i Anglików?

Polacy są w stanie zrobić wszystko, stąd słynne powiedzenie: „Polak potrafi”. Są gościnni i pomocni, ale często dopiero wtedy, gdy w końcu przełamią barierę nieufności. Podejrzewam, że bierze się to z trudnej polskiej historii i z potrzeby zachowania ostrożności. Polacy są też według mnie bardzo bystrzy, artystyczni i 
kreatywni – myślę, że Zachód nie docenił jeszcze bogactwa polskiej kultury.

Brytyjczycy natomiast są bardzo powściągliwi, chłodni, flegmatyczni. Ta słynna górna warga, tzw. stiff upper lip – bardzo różni ich od Polaków! Mimo to również są zdolni i kreatywni. Jedni i drudzy są więc podobni pod wieloma względami. Dla mnie np. włączenie polskiej telewizji i obejrzenie programu, w którym intelektualiści siedzą i dyskutują o religii czy polityce albo sztuce, jest orzeźwiające po niekończących się reality shows, które opanowały brytyjską telewizję.

Gdzie można dostać twoją książkę?

Jest wydana w formacie Kindle i dostępna na stronie www.amazon.co.uk

Vote up!
1
Vote down!
0
#421688

W Wielkiej Brytanii swoje firmy mają przedstawiciele 155 różnych narodowości. Polacy znajdują się przy tym w pierwszej szóstce nacji, które najchętniej otwierają swoje biznesy na Wyspach. Dlaczego?

Według danych zebranych przez Centre for Entrepreneurs, co siódma firma w Wielkiej Brytanii została założona przez emigranta. Tym samym 14 proc. wszystkich miejsc pracy to zasługa przybyszy zza granicy. Nasi rodacy odpowiadają przy tym za największą liczbę przedsiębiorstw, tuż za Irlandczykami, Niemcami, Amerykanami, Hindusami i Chińczykami.

Szukając rodzimych firm na polonijnych portalach najczęściej trafiamy na te transportowe i budowlane – po kilkanaście w mniejszych miastach i nawet kilkadziesiąt w Londynie czy Manchesterze.

Sporo jest też firm oferujących sprzątanie, catering, opiekę medyczną i tych związanych ze szkolnictwem – od przedszkoli, przez szkoły, po kursy językowe. Łącznie w każdym mieście możemy znaleźć od kilkudziesięciu do kilkuset „polonijnych” przedsiębiorstw.

Średniowiecze kontra XXI wiek

Dlaczego tak wielu przedsiębiorców decyduje się na założenie firmy w Wielkiej Brytanii? – Prowadząc przez kilka lat samodzielną firmę w Polsce bardzo przywykłem do rodzimych standardów, biorąc za normę i normalność to, co na cywilizowanym Zachodzie ludzie postrzegają jako średniowiecze – wyznaje Marcin Dutko, założyciel grupy Dutkon.pl, który od kilku lat prowadzi firmę w Anglii.

Podobne spostrzeżenia mają tysiące polskich przedsiębiorców, którzy po przejeździe do Wielkiej Brytanii przecierają oczy ze zdumienia. Mają dość niejasnych przepisów, których interpretacja zależy tylko od „nastroju” pracownika urzędu skarbowego, stania godzinami w kolejkach (w Anglii większość dokumentów można przesłać mailowo), na siłę skomplikowanych stron urzędów i oficjalnej korespondencji (na Wyspach taki tekst ma być zrozumiały dla każdego obywatela, a nie tylko dla wybranych) czy legendarnej już nieżyczliwości fiskusa. Remedium odnajdują na Wyspach.

– Gdy spojrzymy na listę najbogatszych krajów i na listę wolności gospodarczej, to pierwsze miejsca należą do krajów takich jak Hong Kong, Singapur, Tajwan, Nowa Zelandia, USA, Australia, Botswana. No może poza Szwajcarią wszystkie te kraje to byłe kolonie brytyjskie, które obecnie opierają się na brytyjskim systemie administracyjnym, który jest przyjaznym, darzy ludzi zaufaniem, a za nadużycie zaufania karze surowo – wyjaśniał w jednym z ostatnich wywiadów „najmłodszy polski milioner” Kamil Cybulski, który część swoich biznesów już przeniósł do Anglii, bo nie mógł pogodzić się z polską rzeczywistością.

Lepsze zarobki, niższe koszty

Kolejnym plusem są mniejsze koszty prowadzenia działalności gospodarczej przy… wyższych zarobkach. Choć brzmi to absurdalnie, w Polsce, w której przeciętna pensja to ok. 3,6 tysiąca złotych, miesięczne opłaty na ZUS wynoszą ponad 800 złotych, podczas gdy w Anglii (średnia pensja to ok. 10,5 tysiąca złotych) – od około 80 złotych.

– W Polsce nigdy nie myślałam o prowadzeniu legalnej firmy, no bo jak? – pyta Magda, fryzjerka z Liverpoolu. – Opłaty plus księgowość to ponad tysiąc złotych. Aby więc wyjść na swoje i móc wynajmować lokal, musiałabym zarabiać co najmniej 4-5 tysięcy złotych miesięcznie. W moim małym miasteczku to niemożliwe – tłumaczy.

Podobne historie można usłyszeć w każdym brytyjskim mieście. Osoby, które w Polsce można było zaliczyć do kategorii „trwale bezrobotnych, niezaradnych”, nagle po przekroczeniu brytyjskiej granicy znajdują w sobie siłę, by założyć jednoosobową działalność, zakład krawiecki, salon fryzjerski, firmę cateringową czy sprzątającą.

Nieefektywny (a często absurdalny) polski system opłat ciągnie za sobą niepewne emerytury, jakie czekają na przedsiębiorców. Ale tylko w Polsce, bo już w Anglii po roku pracy „na swoim” mamy pewne kilkadziesiąt funtów świadczenia na starość.

Zarobisz 250 złotych

Niekorzystnie dla Polski wypadają też twarde dane liczbowe dotyczące podatków. W Polsce zwolnione z opodatkowania są osoby, które zarabiają rocznie 3091 zł, czy ok. 250 złotych miesięcznie. Nie zostawia to dużego pola do zarobków przedsiębiorcom, którzy przecież pierwszy zarobiony w każdym miesiącu tysiąc muszą przeznaczyć na obowiązkowe opłaty.

Tymczasem w Wielkiej Brytanii kwota zwolniona od podatków to 9440 funtów czyli mniej więcej tyle , ile wynosi polska… pensja średnia. Anglia daje również przedsiębiorcom możliwość płacenia podatku dochodowego po 9 miesiącach działalności, podczas gdy w Polsce już po miesiącu trzeba rozliczać się ze swoich przychodów.

Bubble tea i hamburgery

„Podkreśla się, że od zachodniej Europy możemy się jeszcze wiele nauczyć: używania nowych technologii, kultury pracy, działania w społeczeństwie obywatelskim, bo gdy „emigranci trzeciej generacji” zaczną wracać do Polski, zmienią ją na lepsze.” – czytamy w raporcie Polskiego Stowarzyszenia Zarządzania Kadrami.

To kolejny powód, dla którego Polacy decydują się na założenie firmy poza krajem. Wielka Brytania daje im możliwość zrealizowania najbardziej szalonych pomysłów, podczas gdy w Polsce często natrafiają na ścianę biurokracji czy niedojrzałego rynku.  Często to właśnie emigranci, którzy powrócili do kraju, odpowiadają za firmy kreujące najmodniejsze zjawiska na polskich ulicach – „charmsy”, Bubble tea, hamburgerownie, restauracje koszerne, sklepy z eko-kosmetykami, topowe festiwale muzyczne czy butiki z ubraniami vintage.

Tacy ludzie nie są obarczeni myśleniem rodem z PRL-u i cechuje ich często podejście typu „can do”. I o ile nie stanie im na przeszkodzie polska biurokracja, powoli będą przenosić te postawy na rodzimy grunt.

Wpuszczenie było błędem?

A co oznacza dla Polonii rozwój przedsiębiorczości naszych rodaków? Po pierwsze, lepszą infrastrukturę dla obywateli Polski już mieszkających w Anglii i tych, którzy dopiero myślą o przyjeździe. To nasi rodacy zakładają większość firm transportowych, usług transferów pieniężnych do Polski, polskich sklepów, szkół i przedszkoli.

Na początku tego roku w Anglii zarejestrowano też pierwszą polską unię kredytową, skierowaną właśnie do przedsiębiorców i osób prywatnych znad Wisły, co może dodatkowo przyspieszyć rozwój przedsiębiorczości. Nasi rodacy coraz częściej jednoczą się w ramach klubów i stowarzyszeń biznesowych, które pomagają dbać o ich prawa na arenie krajowej.

A co najważniejsze – okazuje się, że negatywne stereotypy, którym poddał się już nawet David Cameron, są mylne. Trudno będzie mu dalej powtarzać, że wpuszczenie ludzi z Europy Wschodniej na Wyspy było błędem, i że żyją oni głównie z zasiłków. Szczególnie w obliczu najnowszych danych, które pokazują, że emigranci są bardziej przedsiębiorczy od Brytyjczyków – swój biznes ma 17 proc. z nich (i tylko 10 proc. rodowitych Anglików) i to mimo barier językowych, finansowych czy kulturowych.

Vote up!
1
Vote down!
-1
#421686