Mr. Obama idzie na wojnę
1 Grudnia b.r. w swoim przemówieniu prezydent USA Barrack Obama obiecał dodatkowe 30.000 żołnierzy oraz konkretny termin wycofania większości sił i przekazania w pełni władzy Afgańczykom.
Szczerze mówiąc mam poważne wątpliwości, czy samo postawienie na zwiększenie liczebności sił NATO jest rozwiązaniem problemu.
Jeżeli chcemy być realistami, i pod tym kątem analizować sytuacje w tamtym regionie świata, to najpierw musimy spojrzeć na geograficzne położenie Afganistanu i sąsiadujące z nim kraje i ich interesy. Afganistan leży na styku wpływów Rosji, Iranu, Pakistanu, Indii i Chin, stanowiąc obszar rozdzielający te strefy i stojąc na szlaku tranzytowym między tymi państwami.
Przede wszystkim ewentualny powrót Talibanu do tego kraju wzmocniłby pozycje Iranu i Pakistanu. To nie jest na rękę Indiom, które mają trwający od 60 lat konflikt z Pakistanem o Kaszmir, z kolei dla Pakistanu islamskie organizacje bojowe są elementem przeciwwagi dla Indii, znacznie bardziej ludnych i zasobnych. Nie wykluczone jest - jak sugeruje Daniel Twining - że to właśnie Indie będą musiały wziąć na siebie część odpowiedzialności za Afganistan w przyszłości, gdyż leżało by to w ich interesie.
Należy powtórzyć jeszcze raz, że wszelkie budowanie scentralizowanego organizmu państwowego w Afganistanie jest praktycznie nie możliwe w akceptowalnym przedziale czasowym; tamtejsze społeczeństwo od wieków jest przyzwyczajone do klanowej i plemiennej struktury, w której najwyższą powszechnie tam akceptowaną instancją jest zgrowadzenie zwane Loją Dżirgą . Tak więc trzeba zapomnieć o demokracji w stylu zachodnim, tym bardziej, że ostatnie wybory prezydenckie odbyły się w atmosferze skandalu i oskarżeń o manipulacje.
Stabilizację w Afganistanie może więc przynieść nie tylko zaangażowanie zainteresowanych nią państw ościennych, czy militarne akcje przeciw Talibom, ale po prostu dogadywanie się z lokalnymi przywódcami plemiennymi, organizowanie spośród nich opozycji antytalibskiej czy wykorzystywanie animozji do osiągnięcia lokalnej równowagi, tak aby zmniejszać swoją obecność wojskową bez obawy o destabilizację. NATO nie może sobie pozwolić na długotrwały i wyczerpujący konflikt, grożący demoralizacją i kompromitacją Sojuszu. Dodajmy do tego jeszcze wspomniane wcześniej balansowanie z dystansu ("off-shore balancing") polegające na zangażowaniu regionalnych aktorów i szybkich akcjach militarnych w formule uderzeń lotniczych i sił specjalnych.
Jednak obawiam się, że wojna w Afganistanie zużyje czas i środki jakie Ameryka mogła by przeznaczyć na problemy strategiczne w innych regionach świata. I tak Japonia zaczyna okazywać chęć przemyślenia traktatu obronnego z USA, który jest solą w oku z jednej strony japońskich pacyfistów, a z drugiej strony "normalistów" pragnących "normalnej", zremilitaryzowanej Japonii.
Wśród innych sygnałów widać jak Turcja, tradycyjnie znajdująca się na pograniczu Orientu i Zachodu, spogląda coraz dalej w kierunku tego pierwszego, co może spowodować utratę sojusznika w tym regionie świata przez państwa Zachodnie. Nawet Brazylia zaczyna czuć się pewniej na półkuli zachodniej, nie mówiąc o Rosji i powoli wzrastających potęgach Chin i Indii.
Na razie te trendy nie grożą pozycji numer jeden USA w ładzie światowym, ale powoli te procesy będą przyczyniały się do osłabienia atrakcyjności relacji z Ameryką dla mniejszych państw.
Wielobiegunowość nie jest sama z siebie zła, ale z punktu widzenia takiego kraju jak Polska, dla którego zaangażowanie USA w Europie jest istotne dla naszego bezpieczeństwa, osłabienie Ameryki jest nie po drodze, przynajmniej przez najbliższe 20-30 lat. Oczywiście trzeba tu podkreślić, że przez ostatnie lata nasze stosunki z USA odbywały się na zasadzie że my bierzemy na siebie trudne wyzwania militarne, bez zasadniczego targowania się o więcej, a od USA otrzymamy ledwie kilka sztuk starego sprzętu oraz MSBSWM czyli "Moralną Satysfakcje Bycia Sojusznikiem Wielkiego Mocarstwa". Nie chce mi się znowu powtarzać, ale muszę, że czas z tym skończyć.
Do poczytania:
Dlaczego nie powinniśmy bardziej angażować się w Afganistanie?
Daniel Twining: What is Obamas' real exit strategy for afghanistan and why it matters to India
Stephen Walt: The hidden costs of the afghan escalation.
Afghanistan's politico-military answer, by Lawrence Sellin
Michael Elliott: Rethinking an Alliance
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3191 odsłon
Komentarze
Doktorze, niechaj idzie! I zabierze Klicha z innymi Tuskaczami!
5 Grudnia, 2009 - 18:08
I całą swoją szkołę koraniczną z Indonezji!
A nam Polakom niechaj dobrze zapłacą!
Może być w wojskowym ekwipunku, tyle, że nieodpłatnie!
pzdr
p.s.
O ile znam tych mięczaków, Tuskacze zgodzą się tak jak Miller na Irak za frico i krzywy uśmiech Hilarii!
antysalon
Doktorze,a ja dodam od siebie jeszcze Grasia
5 Grudnia, 2009 - 18:19
bo dobry z niego dozorca i za darmo robi
i Grada bo wybije wsio do cna, taki z niego ekologiczny grad..............
i dorzuce jeszcze pewną hankę,co walca tanczyła,gdy sprzedawano POLSKI BANK.....
niech idą..........nawet dołoze się do samolotu,by szybciej nas opuscili.........:)
gość z drogi
Re: Doktorze,a ja dodam od siebie jeszcze Grasia
5 Grudnia, 2009 - 18:34
Wy chyba nie zdajecie sobie sprawy z powagi sytuacji...
Zdaję sprawę z POrażającej uległości i służalczości Tuskaczy
5 Grudnia, 2009 - 18:38
pzdr
antysalon
Re: Mr. Obama idzie na wojnę
5 Grudnia, 2009 - 19:02
Przeczytałem dotychczasowe komentarze, i jestem lekko zażenowany... Naprawdę nie widzicie, że że trzeba czasami wzrokiem sięgać dalej niż czubek własnego nosa i bieżączka? Na tym poziomie analizy, który tu poruszyłem nie ma znaczenia, czy Polska rządzi tusk czy nie, ale to, że potencjalnie sytuacja naszego kraju będzie się pogarszała na arenie międzynarodowej.
A tymczasem w kraju w ogóle nie myśli się kategoriami analizy strategicznej sytuacji międzynarodowej, nie mówiąc o realistycznym ujęciu naszych interesów narodowych. Pitoli się tylko o tyłku Dody i chorobie prezydenta...
"Pan tu Panie Pogorzelski duby smalone pleciesz A JA GORE"
5 Grudnia, 2009 - 19:38
Zgadzając się z konkluzją, mam zastrzeżenia do argumentów.
"Na razie te trendy nie grożą pozycji numer jeden USA w ładzie światowym"
- Gdyby tak było Iran już by leżał i kwiczał śladem Iraku. Ale dziś działa SCO i BRIC, a USA ma problemy i czas gra na ich niekorzyść (chyba że ujawni się coś o czym nie wiemy).
"ale powoli te procesy będą przyczyniały się do osłabienia atrakcyjności relacji z Ameryką dla mniejszych państw."
- Już tak jest. Nie tylko państwa EU już to wiedzą, ale nasi Applebaumowie tkwią w słodkiej nieświadomości.
Wojny z terrorystami amerykanie nie są w stanie wygrać, ale ta wojna nie na terrorystów jest obliczona...
Pozdrawiam.
@sobek
5 Grudnia, 2009 - 19:49
[quote=sobek] "Na razie te trendy nie grożą pozycji numer jeden USA w ładzie światowym" - Gdyby tak było Iran już by leżał i kwiczał śladem Iraku. Ale dziś działa SCO i BRIC, a USA ma problemy i czas gra na ich niekorzyść (chyba że ujawni się coś o czym nie wiemy). [/quote]
Amerykanie nie potrzebują inwazji na Iran, a najwyżej zniszczenia instalacji nuklearnych. Zresztą lądowa logistycznie niemożliwa (nie tyle sam atak, co utrzymanie całego kraju), a ten kraj jest lepiej uzbrojony, niż Irak za Saddama. O tym drugim wymienionym przez ciebie akurat napisałem.
[quote=sobek] "ale powoli te procesy będą przyczyniały się do osłabienia atrakcyjności relacji z Ameryką dla mniejszych państw." - Już tak jest.[/quote]
Przecież o tym też napisałem, i nawet dałem linki...
"a najwyżej zniszczenia instalacji nuklearnych"
5 Grudnia, 2009 - 20:53
To nie jest konflikt o atom, ani o ropę, czy demokrację - tak jak i nie o nie chodziło, kiedy to Polska była na celowniku.
Nawet Izrael nie zadowoli się samym zniszczeniem instalacji (jak i nie zadowolił się w Iraku).
"Nową przypowieść sobie Polak kupi..."
DoktorNo
5 Grudnia, 2009 - 20:54
[quote=DoktorNo]Przeczytałem dotychczasowe komentarze, i jestem lekko zażenowany... Naprawdę nie widzicie, że że trzeba czasami wzrokiem sięgać dalej niż czubek własnego nosa i bieżączka? Na tym poziomie analizy, który tu poruszyłem nie ma znaczenia, czy Polska rządzi tusk czy nie, ale to, że potencjalnie sytuacja naszego kraju będzie się pogarszała na arenie międzynarodowej.[/quote]
Jeśli celem ma być silna pozycja na arenie międzynarodowej to drogą jest "bieżączka".
Zresztą na chwilę obecną mówienie o pozycji Polski na arenie międzynarodowej jest wkładaniem głowy w chmury. Polski jako takiej to już nie ma. Przypomnę, że w życie wszedł Traktat Lizboński. Nawet bez niego od dawna leżymy rozłożeni na łopatki przez salon.
Myślę, że dwie ważne role w UE nie bez powodu przypadły "żółtodziobom". Eurokomuchy w budowaniu Eurokołchozu mają już 8 lat opóźnienia. Zdaje się, że Van Rompuy /musiałem skorzystać z wyszukiwarki (:/ opowiada się za zastąpieniem symboli narodowych unijnymi. Myślę, że w najbliższym czasie symbole narodowe zaczną być wypierane. W razie niepowodzenia za porażkę nie zapłaci ten co kieruje Van Rompuy'em z tylnego fotela, lecz zapłaci Van Rompuy. Stara stalinowska metoda. Przypuszczam, że w najbliższym czasie wiele zacznie się dziać. Zaczną wstawiać gadkę o obywatelstwie europejskim i wielu na to poleci. Wszak w założeniu Niemiec=Francuz=Polak=Brytyjczyk etc. bardzo ładnie wygląda.
http://www.youtube.com/watch?v=okd3hLlvvLw
(;
Typowe dość...
5 Grudnia, 2009 - 23:17
Uwaga obok tematu: prawdą jest, że Polacy mają tendencję do minimalizowania spraw międzynarodowych na korzyść spraw wewnętrznych, czyli tzw. "bieżączki". Zarówno na poziomie salonowej polityki, jak i rozmów "u cioci na imieninach". Gubi się w ten sposób obraz całości. Taki niefart...
Ależ skąd! Polacy bardzo
5 Grudnia, 2009 - 23:41
Ależ skąd! Polacy bardzo interesują się sprawami międzynarodowymi! W końcu Buzek jest Przewodniczącym PE!
Dobre
6 Grudnia, 2009 - 01:25
Do tego trzeba jeszcze dodać dogłębną analizę i śledzenie sprawy Romana P.!!!
Pozdrawiam
O tak, szczególnie ten
6 Grudnia, 2009 - 09:50
O tak, szczególnie ten nagły wypływ solidarności naszych elit!
Re:P Mr. Obama idzie...
5 Grudnia, 2009 - 20:47
Jakoś nie widzę - z newsów docierających do naszego zaścianka - prób dogadywania się z lokalnymi przywódcami... No bo zamiar wysłania dalszych 30 tys. żołnierzy na taka próbę nie wygląda...
30 lat temu poszli tam Ruscy... a ile mieli wojska? Czarno to widzę...
Re: Re:P Mr. Obama idzie...
5 Grudnia, 2009 - 22:37
Momencik, przecież ja napisałem co powinno się robić, a nie co się robi. :)
Laureat Pokojowej Nagrody Nobla idzie na wojne..
5 Grudnia, 2009 - 21:03
>>>budowanie scentralizowanego organizmu państwowego w Afganistanie jest praktycznie nie możliwe w akceptowalnym przedziale czasowym; tamtejsze społeczeństwo od wieków jest przyzwyczajone do klanowej i plemiennej struktury, w której najwyższą powszechnie tam akceptowaną instancją jest zgrowadzenie zwane Loją Dżirgą<<
....Ktora to zostala kompletnie pominieta w procesie podejmowania decyzji o wyslaniu dodatkowych sil (30 + co Nato wysle) i jest bardzo niezadowolona.
>>>wojna w Afganistanie zużyje czas i środki jakie Ameryka mogła by przeznaczyć na problemy strategiczne w innych regionach świata<<<
....albo raczej we wlasnym kraju, ktory wlasciwie jest juz blisko bankrutctwa! Health Reform ( w proponowanej formie) dopelni formalnosci:(
Odnosnie MSBSWM to zgadzam sie calkowicie.
I jeszcze jedno : zanim wojsko pojedzie do Afganistanu Mr. Obama pojedzie do Europy aby odebrac zasluzona Pokojowa Nagrode Nobla!
PS. Dr. Ron Paul, congressmen from Texas bylby chyba zadowolony z panskiego preudonimu...i kilku panskich pogladow :)
Pozdrawiam z Nowej Szkocji