Wielki Aktor i jego wina
Sklepy są jak żywe organizmy. Jedne rodzą się w bólach, inne powstają w zaledwie kilka dni. Jedne wydają się trwać wiecznie, inne kończą żywot po kilku miesiącach. W jednych jest ruch jak w nerkach piwosza, w drugich imitacja życia. Nic więc dziwnego, że kiedy upadł najdłużej działający sklep w osiedlowych pawilonach, cała lokalna społeczność żyła w podnieceniu.
- Taki dobry sklep! - ciężar rozpaczy tak bardzo przygniótł pana Sitko, że ramiona mu obwisły i siatki z zakupami prawie wlókł po ziemi.
- No jak niesiesz! - ofuknęła go żona. - Jeszcze ci ktoś przydepnie kaszankę!
Pan Sitko wyprostował się nieco i podniósł siatki z trotuaru. W samą porę, bo z tyłu nadciągało pięć par nóg należących do rodziny Hiobowskich. Brakowało siostry Łukaszka. Przybiegła po chwili i łapiąc z trudem oddech powiedziała im, że ma dwie niesamowite wiadomości. Pierwszą wiadomością było to, że w miejsce sklepu, który upadł pojawił się nowy sklep. Już gotowy! Właśnie zwożą towar!
- Taki dobry sklep! - nie mógł odżałować pan Sitko.
- Co pan tak z tym sklepem? - oburzył się dziadek Łukaszka. - Przecież on był reliktem komunistycznej przeszłości!
- Nie sprzedawali w nim świeżej prasy! - dorzuciła mama Łukaszka.
- Żulia stała pod tym sklepem! - oburzała się babcia.
- Przecież ten sklep był o wiele za duży - stwierdził tata. - Największy w całych pawilonach! W takim dobrym miejscu! Mam nadzieję, że wynajmą to komuś za grubą kasę!
- Ale tam było tanie wino! - wyżalił się pan Sitko.
- I dlatego ten sklep zbankrutował! Teraz może będzie tam coś innego, na poziomie...
Rozmawiając tak szli i szli, aż zatrzymali się właśnie pod owym sklepem i przeczytali nowy szyld. Pan Sitko jęknął, upuścił siatki, rozłożył ręce i klęknął. Zagrały fanfary, rozeszły się chmury i zabłysło słońce. Pan Sitko przełknął ślinę i głosem, w którym wzruszenie walczyło z chrypą, powiedział:
- Jednak Bóg istnieje!
Na sklepie widniał wielki napis: "Wina z całego świata".
Żona pana Sitko nie podzieliła jego uniesienia religijnego i powiedziała coś o szatanie.
Pod sklepem stały jakieś skrzynki, pracownicy kręcili się wnosząc jedne i wynosząc drugie. Nagle wśród nich pojawił się jakiś facet.
- I to jest właśnie druga wiadomość! - krzyknęła triumfalnie siostra Łukaszka. - To Wielki Aktor!
Wszyscy zamarli.
- Ale ja go nie znam - odezwała się scenicznym szeptem babcia Łukaszka, której wiedza filmowa kończyła się na Tadeuszu Fijewskim.
- Oj, babciu! To znany aktor, gra w serialu o ubezpieczeniu!
- Może autografik? - zagaił Wielki Aktor.
Mama Łukaszka poprosiła jeden, na pierwszej stronie "Wiodącego Tytułu Prasowego", gdzie akurat była reklama z Wielkiem Aktorem. Do Wielkiego Aktora zbliżył się Pan Sitko, składając nabożnie dłonie.
- Panie, tu będą wina, tak?
- O, tak! Będą wina z całego świata! Z Chile! Z Australii! Z Mołdawii! - rzekł z emfazą Wielki Aktor i zaczął wymieniać ceny.
- Czyś pan zwariował? - przerwał mu pan Sitko. - Kto to kupi? Takie drogie!
- Proszę pana! - zaperzył się Wielki Aktor. - Mówimy o prawdziwych winach, które rodziny wyrabiają od wielu pokoleń!
- Ja piję wino od wielu pokoleń! - zdenerwował się pan Sitko. - I mówię panu, że za takie pieniądze...
- Ależ panie Sitko - wtrącił się tata Łukaszka. - Te wina są drogie, bo pewno czynsz jest drogi, prawda?
Wielki Aktor przytaknął i w tym momencie rozległ się huk.
- Ja prawie nie dotykałem! - krzyknął Łukaszek i wycofał się spod sklepu. Pod ścianą leżały przewrócone ramki z obrazami - okazało się, że są to fotografie. Był na nich Wielki Aktor w towarzystwie osób z władz. A to jednej osobie z władz Aktor pastował buty, a to objęty z kimś przyjacielskim uściskiem namawiał, aby głosować na tego kogoś, a to deklarował, że ta pani stojąca obok niego jest fajna i kompetentna...
- Dzięki temu mam taniej lokal - wybąkał Wielki Aktor. Mama Łukaszka wywróciła oczami i tata Łukaszka złapał ją wpół kiedy już padała na skrzynki.
- O mało co upadłabyś na jego wina - powiedział tata Łukaszka. Nagle ożywiła się siostra Łukaszka. Podeszła do Wielkiego Aktora, podparła się śliczną ręką o śliczne biodro i marszcząc śliczną brew zapytała:
- Czy to naprawdę pana wina?
Wielki Aktor spojrzał na skrzynki z alkoholem i skołowany odparł:
- No... Tak!
- Więc niech pan się wstydzi! - zagrzmiała siostra Łukaszka. Hiobowscy twardo udawali, że jej nie znają i dyskretnie usunęli się na bok.
I tak wszyscy się rozeszli w swoje strony. Pozostali tylko Wielki Aktor w drzwiach i rozdeptana kaszanka na chodniku.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1406 odsłon
Komentarze
In vino veritas! In ZoPOt? Corruptio! Stella corruptionis!
25 Listopada, 2009 - 16:32
pzdr
antysalon
tym razem...
25 Listopada, 2009 - 19:28
... puenty'm nie zrozumiał, prawda?
Ale dzięki za "śliczne biodro"! ;-P
Pzdrwm
triarius
- - - - - - - - - - - - - - - -
Liberalizm to lewactwo sklepikarzy (i alibi aferzystów).
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
triarius
25 Listopada, 2009 - 19:58
Dziś bezpuentowo. Taka scenka i tyle :)
Zacny Autorze, puenta jest jasna:
25 Listopada, 2009 - 20:34
W pogomni za swymi biznesami te polityczno-aktorskie elity nie liczą się z potrzebami (kaszanka) ludu!
I tylko...
25 Listopada, 2009 - 19:41
i tylko kaszanki szkoda.
POszkodowana siostra ...
25 Listopada, 2009 - 22:53
Łukaszka ?
czyżby ?
... to przyjemne czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...