Traktat Ryski w oczach profesora Andrzeja Nowaka

Obrazek użytkownika elig
Historia

Ostatnio nasiliły się ataki na endecję. Jest to związane z powstaniem Ruchu Narodowego odwołujacego się do endeckich tradycji. W prasie zaroiło się od artykułów przypominających wszelkie możliwe zarzuty, jakie kiedykolwiek stawiano Narodowej Demokracji. Wśród nich poczesne miejsce zajmuje sprawa Traktatu Ryskiego z 1921 roku, kończącego wojnę polsko-bolszewicką.

Typowym przykładem jest tu tekst Waldemara Łysiaka z numeru 22/2013 tygodnika "Do Rzeczy" zatytułowany "Myśli nowoczesnego antyendeka". Czytamy w nim:

"Zapoznanie sie z rokowaniami ryskimi przynosi badaczom (...) niejeden szok (...) Oto reprezentanci państwa zwycieskiego, co w proch i pył rozbiło wojska sowieckiego agresora, wiedzeni swymi etnicznymi i rasowymi uprzedzeniami nie chca brać dawnych polskich terytoriów, które przeciwnik bez dyskusji im oddaje, gdyż jako endecy pragną państwowości plemiennie "czystej", bez śladu prawosławia, bez ludności skresowiałej zbytnio. Rosjanie, widząc to, przecierają oczy ze zdziwienia (...) Klasycznym przykładem jest tu Mińsk, który bolszewicy zaproponowali Polakom, lecz Grabski i jego endecy kategorycznie odrzucili ten prezent.".

W numerze 29-30 "Najwyższego Czasu" Leszek Szymowski opublikował artykuł "W obronie endecji", będący polemiką z Łysiakiem. W sprawie Traktatu Ryskiego potwierdza on jednak wersję Łysiaka pisząc:

"Dla Waldemara Łysiaka koronną klęską endecji (niemal zdrada stanu) jest traktat ryski (...) Byłby on wielkim zwycięstwem, gdyby nie wredna endecja (...), która nie skorzystała z możliwości przyłączenia do Polski Mińska i okolic (...) można bylo na wschodzie uzyskac więcej. To prawda, tylko po co? Według koncepcji Dmowskiego (słusznej), Polska powinna byc zamieszkała w 70% przez Polaków, zaś mniejszości narodowe miały się spolonizować. Rozszerzenie polskich granic w 1921 roku o Mińsk i inne tereny, które mielismy dostać, sprawiłoby, że w naszych granicach znalazłoby się wiecej obcokrajowców (...), co później musiałoby implikowac problemy. (...) Podpisanie traktatu nie było więc zdradą stanu, a efektem dalekosiężnej myśli politycznej,".

Podobny poglad na rokowania ryskie wyrażało też wielu blogerów, np. Ewaryst Fedorowicz, Tagore, czy Coryllus. Zupełnie inne zdanie ma na ten temat wybitny zawodowy historyk, znawca stosunków polsko-rosyjskich, profesor Andrzej Nowak z UJ. W numerze 4 "Uważam Rze Historia" z lipca 2012 powiedział on w rozmowie z Maciejem Rosalakiem zatytułowanej "400 lat oddechu" / http://www.historia.uwazamrze.pl/artykul/911115.html?print=tak&p=0 /:

"Wbrew rozpowszechnionym przez piłsudczyków mitom endecja wcale nie zepsuła w Rydze idei federacyjnej. Nie było tak, że bolszewicy dawali nam Mińsk, a my go nie chcieliśmy... Idea Piłsudskiego przegrała nie w Rydze, ale w Kijowie w maju–czerwcu 1920 roku. Właśnie opublikowana została fundamentalna praca Jerzego Borzęckiego, historyka kanadyjskiego, który jako pierwszy odtworzył dzień po dniu przebieg rokowań ryskich w oparciu o archiwa sowieckie. Nie było żadnego momentu, kiedy Sowieci godziliby się na oddanie Mińska. Ani przez sekundę nie chcieli oddać Białorusi.

Ani Grabski ochoczo nie godził się na odstąpienie Mińska, ani Piłsudski na jego wzięcie wcale nie nalegał. W tym momencie pragnął ratować tyle, ile udało mu się „ugrać" w 1920 roku: bezpieczeństwo Polski. Koniecznie chciał oddzielić Rosję bolszewicką od Litwy, którą nie bez przyczyny musiał traktować jako wrogi korytarz mogący połączyć Sowiety z Niemcami. I to zostało wynegocjowane: granica Polski sięgnęła Łotwy i oddzieliła państwo sowieckie od Litwy (a przez nią i od Niemiec). Na tyle było stać Polskę w 1920 roku. Niestety, tylko na tyle.".

Jestem pewna, że to Andrzej Nowak ma rację. Wystarczy uświadomić sobie, że w roku 1921 od rozpoczęcia pierwszej wojny światowej mijało siedem lat, w czasie których Polska bez przerwy prowadziła wojny. Byly też problemy z połączeniem w jedną całość ziem trzech zaborów. Gospodarka była w fatalnym stanie. Wydatki kilkakrotnie przekraczaly wpływy. Powodowało to gigantyczny deficyt budżetowy. Ratowano się dodrukiem pieniądza, co napędzało inflację.

Polska nie miała funduszy na dalsze prowadzenie działań wojennych. Nie mogła też liczyć na pomoc Zachodu. Społeczeństwo miało dość walk i wszystkie siły polityczne pragnęły pokoju. Bolszewicy musieli o tym wiedzieć. Trudno więc uwierzyć w ich ustępliwość. Gdyby zamiast Grabskiego rokowania prowadzil lepszy dyplomata - mógłby uzyskać coś więcej. Ale tylko trochę więcej

Cała ta sprawa pokazuje jednak jak trwałe potrafią być mity wykreowane w celach propagandowych. Twórcami opowieści o zdradzie endecji w Rydze jest bez wątpienia obóz Piłsudskiego. Jest ona powtarzana bezkrytycznie już od ponad 85 lat.

Twoja ocena: Brak Średnia: 4 (1 głos)

Komentarze

Nie ma powodów, aby nie wierzyć Nowakowi.

Myślę, że ta propaganda była jednak słuszna. Chodziło o to, aby polskie społeczeństwo nie czuło się w tych granicach zbyt bezpieczne. Bo to nie była bezpieczna granica i trzeba było ciągle o tym przypominać. Zdecydowanie bardziej bezpieczna granica biegnie na wschód od Dniepru, od szlaku murawskiego na południu przez Trubeck, Rosław, Dorohobuż i Białą i nic tego nie zmieni...

alchymista
===
Obywatel, który wybiera królów i obala tyranów
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

Województwo Smoleńskie
Vote up!
0
Vote down!
0
#370470

elig: O takiej bezpiecznej granicy nie było nawet co marzyć :)))

Vote up!
0
Vote down!
0

elig

#370539

oto wypowiedź bpa Łozińskiego w rok po podpisaniu traktatu:
".. W rok po traktacie

Przeżyliśmy rocznicę dnia 18 marca 1921 r. [podpisania Traktatu Ryskiego kończącego wojnę polsko-sowiecką 1919-1920 – przy. red.]. Warto na dzieło dnia tego spojrzeć z oddali roku, który nas od niego dzieli.

Mógłby to był być dzień wielki i radosny. Kładł on pieczęć na zakończeniu wojny, z której wychodziliśmy jako zwycięscy; określał granicę naszą wschodnią, której nam dotychczas brakło; kładł podwa­liny zgodnego życia z - sąsiadem, którego włości stykają się z Rzeczy­pospolitą na przestrzeni przeszło 1000 kilometrów, i możności pracy, poświęconej całkowicie rozwojowi wewnętrznego ładu, dobrobytu i siły. Okoliczności tak się złożyły, że w czasie pertraktacji rosyjskich mo­gliśmy stawiać wszystkie warunki, jakie uznawaliśmy za pożyteczne dla naszego państwa i za sprawiedliwe dla stron obydwóch

Mogliśmy... A cośmy pozyskali…? Granice, pozostawiające za sobą ogromny szmat ziemi, wydartej nam kiedyś przemocą, z milionami ludu (skazanego na dalsze bez widoków na przyszłą zmianę mę­czarnie pod butem żydowskich „Suwerenów” i zgrai ich najmitów), oraz z niezliczonymi bogactwami polskimi państwowymi i prywatnymi, linię graniczną, niezdolną obronić nas ani przed zbrojną, ani przed, „pokojową” akcją wroga, „przyjaciela-sąsiada”, nie przestającego pragnąć, ani szukać naszej zguby i ani myślącego spełniać zobowiązań podpisanych, gro­żące nam ciągle niebezpieczeństwo, tkwiące w samym fakcie, iż więk­sza część Białej Rusi, której druga część do nas należy, pozostaje pod władzą bolszewicką, niemożność przyjścia z pomocą rodakom naszym w tak dźwięcznie zwanej „Sowdepji” celem odzyskania ich mienia, pozostającego w szponach „bezinteresownych” lecz praktycznych „ide­owców”, konieczność zupełnego zdania na ich łaskę i niełaskę sprawy obywateli polskich „niepodlegających ich sądom i władzy”, którzy po­zostają na ich terytorium, całkowitą bezradność wobec ich agitacji, cynicznie w Moskwie zapowiedzianej przez Lenina w chwili wyrze­kania się jej przez Joffego w Rydze, i prowadzonej bez ceremonii i obsłon.

Słowem, zgodnie z naszą historyczną tradycją, odniósłszy zwycię­stwo na polach bitew, zostaliśmy sromotnie pobić przy zielonym stole i nie oręż nasz, ale rozum p. Joffego rozstrzygnął o stosunkach między Polską i ziemią „rad ludowych”, mocno zarazem wpływając na cały bieg życia państwa naszego po wojnie..."

I dalej:
".. Świadkowie pobytu delegacji w Rydze twierdzą, że większość obrońców interesów naszych myślała tam więcej o zabawach, niż o pracy. Może to dotyczy tylko niektórych momentów, może jest w ogóle przesadą ale i treść i redakcja zawartego traktatu zdają się głośno stwierdzać, że ci, co z naszej strony brali udział w układaniu go, nie byli przejęci myślą o odpowiedzialności swych zadań, że dla nich kwestia dobra Ojczyzny, obrony jej praw, ochrony przed niebezpieczeństwami, gorszymi niż ta wojna przewlekła i nad siły, nie istniała albo obchodziła ich nader mało.

Jak to nazwać..? Lekkomyślnością...? Są wypadki, w których lekkomyślność jest okolicznością łagodzącą, jako przeciwwaga złej woli. Ale są też wypadki, kiedy lekkomyślność staje się zbrodnią. Ma to miejsce wówczas, gdy jest w niej lekceważenie przyjętych na siebie wielkich zobowiązań, i z takim wypadkiem niewątpliwie mamy do czynienia w danym razie. Roboty ryskiej delegacji pokojowej nie wahamy się nazwać zdradą stanu i twierdzić, że członkowie tej delegacji powinni zasiąść co rychlej na ławie oskarżonych. Tego się domaga sprawiedliwość, honor Polski i wzgląd na potrzebę obrony naszej Ojczyzny przed przyszłymi ewentualnymi zamachami ludzi takiego pokroju. Nie wszyscy zresztą może i zapewne ryscy delegaci są winni, ale kto winien i w jakiej mierze — toby dochodzenie karne wykazało..."

http://polskietradycje.pl/article.php?artykul=450

Vote up!
0
Vote down!
0
#370472

elig: Nie wiem, do którego obozu należał biskup. Problem polega na tym: czy można było uzyskać dużo lepszy traktat? Profesor Nowak uważa, że nie, a ja jestem skłonna przyznac mu rację. Po fakcie Rosjanie mogli rozpuszczac plotki o tym, iz oni chcieli oddać wszystko, a tylko Polacy nie chcieli brać. Zależało im przecież zawsze na skłóceniu Polaków ze sobą.

Vote up!
0
Vote down!
0

elig

#370541