Obowiązkowa matura z matematyki - wykład łopatologiczny
Jako, że miałem dzisiaj okazję doskonale zrozumieć Kopernika, a twardy jestem i łatwo nie odpuszczam, to postanowiłem wyłożyć istotę sprawy jeszcze raz i to w sposób łopatologiczny. Tekst będzie ciekawy, ponieważ mam zamiar przy okazji poruszyć w nim trochę spraw z dziedziny psychologii. Zapraszam do lektury.
MEN zamierza w 2010 roku wprowadzić obowiązkową maturę z matematyki. Pomysł na pierwszy rzut oka wydaje się być dobry, jednakże to co w przyrodzie na pierwszy rzut oka często wydaje się być dobre niekoniecznie musi właśnie takie okazać się w rzeczywistości. Jeśli pszczółka podleci pod kwiat mięsożernej rośliny, bo na pierwszy rzut oka wyda się jej, że znajdzie tam nektar to źle skończy. Bardzo podobnie rzecz ma się ze wszelkimi poglądami. Przypomnę tylko, że komunizm na pierwszy rzut oka dla wielu osób wydawał się być czymś dobrym a i dzisiaj tysiące ludzi nie przejrzało na oczy. Otwartość umysłu to coś co pozwala człowiekowi inteligentnemu zmienić własne poglądy w chwili gdy okazują się one błędne. Dużo ludzi mówi o otwartości umysłu, jednakże jej nie rozumie. Określenie to stało się pustym sloganem, który jest powtarzany niczym mantra, a za którym rzadko kiedy idzie rzeczywiste działanie. W. Łysiak mawia, że "tylko głupcy są nieomylni", co znaczy, że mylimy się wszyscy. Osoby dysponujące otwartością umysłu są zdolne do dostrzeżenia własnych omyłek (co nigdy nie jest łatwe) i zmienienia własnych poglądów. Niestety w zaistniałej sytuacji muszę liczyć na otwartość umysłu z waszej strony i tylko to daje mi szanse.
Na wstępie zapytam o to czy jest sens w nauczaniu czegoś co jest nieprzydatne? Czy byłby sens w nauczaniu na przykład całego "Pana Tadeusza" na pamięć, pomimo tego, że to piękna książka? Czy nie lepiej byłoby wkładać czas i energię w nauczanie czegoś innego, na przykład logiki? To pytania czysto retoryczne, gdyż odpowiedź na nie jest oczywista.
Powyższe rozumowanie zostało oparte na analogii, a takie rozumowanie częstokroć bywa zawodne, chociaż nie oznacza to, że takie bywa zawsze. Przykład "Pana Tadeusza" nie jest więc dokładnie tym samym co kwestia "matematyki na maturze", jednakże istnieje tutaj pewne podobieństwo, które ma istotne znaczenie i dlatego ta analogia nie jest błędna. Zarówno bowiem nauka "matematyki" na poziomie rozszerzonym (czy z większym na nią naciskiem) jak i nauka "Pana Tadeusza" na pamięć (generalnie) nie będą przydatne ludziom w ich dalszym życiu. Jaki jest więc sens w nauczaniu się czegoś co jest nieprzydatne?
Jeśli drobiazgowa znajomość "Pana Tadeusza" może okazać się przydatna dla polonisty to czy powinno się nauczać jej wszystkich ludzi? Jeśli drobiazgowa znajomość matematyki może okazać się przydatna dla inżyniera to czy powinno się jej nauczać drygenta? Czy może dyrygent powinien skupić się na nauce czegoś innego a mieć tylko znajomość podstaw matematyki, która jako tako jest zagwarantowana przez obecny kształt systemu nauczania? Jak wam się to wydaje? Dyrygent zapomni to czego się nauczył po 3 miesiącach i w imię czego się uczył? JUŻ SAM TEN FAKT POWINIEN WYSTARCZYĆ DO STWIERDZENIA, ŻE POMYSŁ MEN JEST GŁUPI.
Przejdę teraz do odrobinę innej kwestii. Zapewne większość z was słyszała o takim czymś jak myślenie życzeniowe. Wszystkich tych, którzy nie mieli okazji o tym słyszeć zapewniam, że takie coś istnieje i oznacza myślenie w zgodzie z wyobrażeniami a nie rzeczywistością. Co to oznacza? Oznacza to, że ludzie (wszyscy ludzie!) nie są istotami myślącymi w sposób racjonalny, lecz są istotami starającymi się myśleć racjonalnie. Dotyczy to każdego z nas i nie ma wyjątków. Pomiędzy myśleniem racjonalnym a staraniem się myśleć w sposób racjonalny jest różnica taka jak pomiędzy "wiem, że tak jest a myślę, że tak jest". To prawdziwy kosmos. To co napisałem potwierdza również istnienie dysonansu poznawczego i błędów poznawczych.
Przechodząc do rzeczy to większości z nas może się wydawać, że obowiązkowa matura z matematyki zaowocuje poprawą w efektach kształcenia polskiej młodzieży. Niestety wiele wskazuje na to, że taki pogląd jest błędny. Opiera się on na rozumowaniu, że skoro matematyka będzie wymagana na maturze to młodzież zacznie się jej uczyć. Nie wiem po co im ta nauka, skoro matematyka nie przyda im się w dalszym życiu, ale zapytam - dzisiaj język polski jest wymagany na maturze i czy to oznacza, że ludzie go nielubiący więcej się do niego przykładają? Naturalnie, że niektórzy tak, ale większość nie. Dowodzi tego liczba błędów językowych popełniana w internecie, częstokroć przez ludzi po maturze (sic!)!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! O ile jednak nauka języka polskiego jest ważna, bo język polski przydaje się ludziom w ich późniejszym życiu, gdyż komunikatywność ma znaczenie (i nie tylko tu o nią chodzi), o tyle nauka matematyki już tak ważna nie jest. Przy okazji takiego rozumowania (mówiącego, że jeśli wymagam to przełoży się to na wyniki) pomija się cały szereg innych czynników, co prowadzi do błędu logicznego.
Wprowadzenie matematyki nie tylko nie przyniesie oczekiwanych rezultatów, ale przełoży się na szereg innych niekorzystnych rzeczy. Warto zauważyć, że będzie to oznaczało dodatkowy stres dla osób nielubiących matematyki i niewiążących z nią swojej dalszej przyszłości. Dlaczego te osoby mają na siłę uczyć się matematyki? Czy nie wystarczy im poziom podstawowy (który zresztą i tak szybko zostanie zapomniany, gdyż materiał nie będzie powtarzany, i zostanie ograniczony do minimum)? Stres jest bardzo niebezpieczny dla zdrowia. Przyczynia się do samobójstw oraz szeregu chorób, w tym również psychicznych. Czy wszyscy mają ponosić konsekwencje tego, że pewne grono osób nie radzi sobie z matematyką a wybiera kierunki gdzie znajomość matematyki jest wymagana? Takie rozwiązanie proponuje minister Hall a wy je popieracie.
Czy nie lepiej byłoby nie traktować tych ludzi (nieprzejawiających zainteresowań matematycznych) w sposób kolektywny i postawić na rozwój ich zainteresowań albo naukę języków obcych, które to o wiele bardziej przydadzą się im w ich przyszłym życiu od znajomości nieużywanej przez większość matematyki? Jeśli uważacie, że lepiej byłoby włożyć energię i czas na naukę młodzieży w inne miejsce aniżeli mało przydatna matematyka to dlaczego popieracie pomysł "obowiązkowej matematyki na maturze"? Co ten pomysł miałby poprawić? W odpowiedzi na to pytanie da się jedynie wyprodukować jakieś banialuki, w stylu "znajomość matematyki przyda się do obliczania procentu rat" (sic!) jak to ktoś z MEN powiedział. Komu się przyda lepsza znajomość matematyki to się mu przyda, ale nie przyda się ona większości i nie należy naciskać na większość. To niedorzeczne.
Wiem, że wielu z was łatwo się mówi, iż powinien być większy nacisk na matematykę, bo wy większości edukację macie już za sobią i co to wam szkodzi? Przy okazji wydaje się wam, że to coś poprawi, jednakże prawda jest taka, że to nie poprawi nic. To jedynie stwarza wrażenie, że będzie poprawa, jednak rzeczywistość brutalnie to zweryfikuje. To wszystko imponderabilia i nie da się dokładnie tego wymierzyć, ale można przypuszczać, że nie przyniesie to nic konkretnego. W rzeczywistości pewna część młodzieży odpuści sobie naukę języków obcych na rzecz nieprzydatnej w ich przyszłości matematyki. Będzie to oznaczało pogorszenie szans młodzieży na znalezienie pracy. Wielu polskich rodzin nie stać na dodatkowe korepetycje z matematyki i być może sporo uzdolnionych w innych kierunkach osób znajdzie się przez pomysł MEN w trudnej sytuacji.
-----------------
Dzisiaj usłyszałem między innymi takie oto słowa wypowiedziane przez MarkaD:
"Próbowałem Ci uzmysłowić że "wiedza matematyczna" to podstawa logicznego myślenia! Podstawa wyciągania właściwych wniosków z przedstawionych faktów. Podstawia stawiania kolejnego kroku po analizie poprzednich.
Twoje argumenty na "nie" równie dobrze mogły by dotyczyć wszystkich przedmiotów. Wniosek, zlikwidujmy maturę!
Nie ma czegoś takiego jak papierek. Matura świadczy o pewnym poziomie rozmówcy. Jeśli oczywiście jest pełna, a nie uzupełniona wiedzą o tańcu".
Otóż muszę zaprzeczyć temu jakoby wiedza matematyczna była podstawą logicznego myślenia. Pomiędzy wiedzą matematyczną a logicznym myśleniem nie ma bowiem żadnego związku. Matematyka nie uczy logiki, chociaż jest logiczna. Można w ogóle nie znać matematyki a myśleć w sposób logiczny. Zaprawdę powiadam Ci, że każde dziecko o wiele bardziej rozwinie się intelektualnie grając na przykład w szachy aniżeli wałkując nudną matematykę, która polega na załadowaniu do mózgu pewnych schematów i operowaniu w zgodzie z nimi.
Moje argumenty nie mogłyby "równie dobrze dotyczyć wszystkich przedmiotów", albowiem znajomość innych przedmiotów jest o wiele bardziej przydatna od znajomości matematycznych szablonów pozwalających rozwiązać matematyczne równania (symplifikując). Wytłumacz mi na co komu się to dzisiaj przydaje? Korzystasz na co dzień z matematyki? Któż z niej korzysta? I nie wiem skąd wyciągnąłeś wniosek mówiący aby "zlikwidować maturę"? Ja nic takiego nie napisałem.
I zapewniam Cię Marku, że posiadanie matury nie świadczy o poziomie rozmówcy. O poziomie rozmówcy świadczy poziom rozmowy. Znam ludzi o wiele bardziej inteligentnych, którzy nie mają matury od nawet takich, którzy skończyli studia (sic!).
Nawiasem mówiąc, słyszałeś może o takim czymś jak wykształcenie domowe? Rzecz jest dzisiaj mało popularna, jednakże daję sobie uciąć dwie ręce, że człowiek po takim wykształceniu potrafi być o wiele bardziej inteligentny od maturzysty, który zdał tak zwanym prześlizgiem.
Dzisiaj usłyszałem między innymi takie oto słowa wypowiedziane przez jlv2:
"Nigdy nie wiadomo, co się do czego może przydać. Jestem programistą. Po co mi genetyka, choćby jej podstawy? A jednak, istnieje pojęcie algorytmów genetycznych i podstawy genetyki są tam, jak znalazł".
Dlaczego zatem nie uczy się Pan na pamięć Koranu? Przecież "nigdy nie wiadomo, co się do czego może przydać". (; Argument jest nielogiczny. Nie chce mi się go klasyfikować i tłumaczyć. (;
Dzisiaj usłyszałem między innymi takie oto słowa wypowiedziane przez Kirkera:
"Człowiek kończący szkołę powinien umieć czytać, pisać i liczyć, o czym ostatnio się zapomina. Matematyka na egzaminie kończącym nie jest zatem wcale złym rozwiązaniem. Dodam, że prędzej przyda się znajomość matematyki (żeby policzyć ilość płytek do wyłożenia łazienki chociażby) niż znajomość języka obcego".
Szanowny Kirkerze - taką znajomość matematyki to oferuje szkoła podstawowa. Takie podstawy to ma każdy. Ty się teraz opowiadasz za nauczaniem powiedzmy "macierzy" a nie liczeniem liczby płytek w łazience. To logika? Podaj lepszy przykład na to do czego przydaje Ci się na przykład znajomość rachunku prawdopodobieństwa w życiu codziennym? Znasz go w ogóle? Wątpię! Wątpię abyś to pamiętał. Bez obrazy Kirker, ale w tym temacie bredzisz razem z całą resztą, co nie oznacza, że w innych tematach nie macie racji. (; Nie jestem nieomylny, ale wiem, że w tym temacie mylicie się wy.
Złośliwy jestem, bo to już mnie wnerwia. Nikt z was nie pisze merytorycznie. Nikt z was nie potrafi mi odpowiedzieć na pytanie co ta znajomość matematyki daje gościowi robiącemu w PR? Nikt nie mówi o tym, że matematykę się zapomina! Ludzie po kilku miesiącach od matury z matematyki już jej nie pamiętają. Wiedzę należy odświeżać. Nikt nie mówi po co lepsza znajomość matematyki dyrygentowi? W ogóle nie będzie nawet lepszej znajomości matematyki, bo ludzie w większości ją zapomną. To bedzie dotyczyło tylko kilku (kilkunastu) procent ludzi. Zacznijcie mówić rzeczowo i skończcie pieprzyć od rzeczy. Doskonale wiem, że nie powinienem tego mówić, jednak w złości powiem. Moje IQ wynosi ca 150 i jest w dodatku wspomagane sztucznie znajomością logiki, więc wiem co mówię i wiem, że teraz się nie mylę i nie widzę nic co wskazywałoby błąd w moim rozumowaniu. Wasze argumenty nie są rozsądne i tylko dla was wydają się takie być. Wiem też, że nie przekonam was do tego, że to Ziemia kręci się wokół Słońca, bo jesteście święcie przekonani, że jest odwrotnie. Wnerwia mnie to. Bardzo mnie to wnerwia. Wyobraźcie sobie, że widzicie coś co nikt inny albo mało kto jest w stanie dostrzec i próbujecie to przeforsować, ale nie możecie, bo nikt tego nie rozumie. Nie jest z tym k***a wesoło. Teraz piszę w emocjach, jednakże moje stanowisko zostało wcześniej przemyślane na spokojnie i wiem co napisałem. Psia k&%#$@&a mać! (:
Tym miłym akcentem zakończę mój wpis.
Allons enfants de la patrie!
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2392 odsłony
Komentarze
Autorowi - dowód matematyczny do przemyślenia
19 Października, 2009 - 21:14
Wpisuje się pod tym tekstem, z tych samych powodów co pod poprzednim. Nie zgadzam się z poglądami autora a mój wywód będzie maksymalnie krótki aby ew. czytelników nie zanudzić.
Teza:
Nauczanie matematyki na poziomie szkoły średniej, a w konsekwencji egzekwowanie jej znajomości i jej praktyczne dalsze wykorzystanie lub pogłębianie w toku dalszych studiów jest tak samo konieczne jak nauczanie języka ojczystego lub jakiegokolwiek innego, zrozumiałego dla potencjalnych interlokutorów.
Dowód:
Nieznajomość języka ojczystego, lub jakiegokolwiek innego, zrozumiałego dla potencjalnych interlokutorów nie pozwala na właściwą komunikacje werbalną na żadnym poziomie. Oznacza to zarazem, że komunikacja niewerbalna może być jednak niewystarczająca do formułowania opinii czy dyskutowania, że o jakiejkolwiek twórczości nie wspomnę.
Matematyka jest językiem porozumiewania się w sferze techniki (bardzo szeroko rozumianej), technologii a nawet logiki. Jeżeli matematyka nie będzie przedmiotem obowiązkowym społeczeństwo, w swej masie, utraci zdolność komunikowania się w wielkim obszarze wiedzy i interakcji personalnych oraz personalno-rzeczowych.
W wyniku tego zostanie utracona zdolność do wytwarzania rzeczy i opisywania wszystkiego i wszystkich zjawisk z wymagana precyzją i powtarzalnością. Co więcej, nie będziemy w stanie wytworzyć choćby przysłowiowej łopaty, aby autor felietonu mógł dokonać za jej pomocą "łopatologicznego wykładu" swojej teorii.
Wniosek końcowy:
Matematyka musi być wykładana i obowiązkowa na takim poziomie nauczania aby można było wyłonić grupę ludzi posługujących się matematyką jak jednym z wielu innych języków w celu matematycznego opisania świata. Co nie oznacza wcale, że wszyscy muszą znać matematykę na poziomie wyższym. Jednak wszyscy muszą podlegać sprawdzeniu, po to by wyłonić tych, którzy matematykę dalej zgłębiać będą.
C.B.D.O. (co było do okazania)
Pozdrawiam matematycznie
Milton Ha
Milton Ha
zamordysta
19 Października, 2009 - 21:35
[quote=zamordysta]Matematyka jest językiem porozumiewania się w sferze techniki (bardzo szeroko rozumianej), technologii a nawet logiki. Jeżeli matematyka nie będzie przedmiotem obowiązkowym społeczeństwo, w swej masie, utraci zdolność komunikowania się w wielkim obszarze wiedzy i interakcji personalnych oraz personalno-rzeczowych.[/quote]
Wtrącił Pan bardzo dużo pojęć, jednakże zasadniczo nie mają one żadnej wartości poza perswazyjną.
Jeśli ktoś nie porozumiewa się w "sferze techniki" (a w tej sferze nie porozumiewa się ca 90% ludzi) to na co tym ludziom znajomość matematyki?
Zresztą powtarzam to poraz kolejny!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
NIe będzie żadnej znajomości, bo ludzie zaraz po zdanej maturze zapomną to czego się nauczyli, gdyż nie będą przypominali sobie przerobionego materiału.
Dociera to do Pana? /:
Polemiki ciąg dalszy
20 Października, 2009 - 18:52
Widzę, że wydaje się Panu, że wystarczy aby 10% ludzi znało jako tako matematykę i to podobno wystarczy, aby mógł Pan i osoby tak samo myślące, używać w przyszłości najnowszego laptopa do napisania nowego postu zamiast mozolnie wykuć swoje przemyślenia na kamiennej tabliczce.
Może i wystarczy, ale te 10% rodzi się ze 100% ogółu, który matematykę posiadł w stopniu co najmniej średnim i udowodnił, że tak jest. Niech sobie te 90% dalej już jej nie zgłębia, niech zapomni. Przecież nie każdy jest wystarczająco zdolny.
Dla kontrapunktu powiem tylko, że wiersze pisze co drugi nastolatek. Dobre wiersze pisze jeden na tysiąc spośród dorosłych. Wybitne wiersze tworzy kilkuset twórców na świecie. Ale nie byłoby tych kilkuset, gdyby nie podejmowano miliarda prób.
Podobnie z nauczaniem matematyki. Nauczyć trzeba próbować wszystkich. Jakąś część się nauczy.
Milton Ha
Milton Ha
Strachy na Lachy
19 Października, 2009 - 23:01
jazzmin
Ja , abolwent szkoły plastycznej, ze wspomnieniem przykrego matemetyka odpowiem tak: Nie wiem od kiedy zniesiono obowiązek zdawania matematyki na maturze,ale sądzę, że trwa to już długo. Efekty tego widać w Polsce w postaci wszechobecnego myślenia magicznego - patrz: wyniki poparcia dla partii politycznych wśród młodego pokolenia, i to pomimo oczywistych faktów i jednoznacznych do zinterpretowania wyników. Uważam , że już sama konieczność poważnieszego podejścia do matematyki,choćby ze wzgldu na maturę, wyeliminuje w dużej mierze tendencje do bagatelizowania istniejących danych.
Pocieszę Cię jednak w kwestii tej matury: to nie przejdzie; Polacy wyciągający logiczne wnoski nie są w interesie partii reprezentowanej przez Katarzynę Hall.
jazzmin
JAZZMIN
19 Października, 2009 - 23:09
"Pocieszę Cię jednak w kwestii tej matury: to nie przejdzie; Polacy wyciągający logiczne wnoski nie są w interesie partii reprezentowanej przez Katarzynę Hall"
Nikt po tej zmianie nie nauczy się wyciągać logicznych wniosków. Twierdzenie, że się nauczy nie ma nic wspólnego z logiką. Nie wiem dlaczego wszyscy uzależniacie myślenie logiczne od znajomości matematyki? Przecież to nielogiczne! (((:
PS Ja dzisiaj wysiadam na pięć minut z autobusu! (;