PRZECIEK - POLITYCZNA BROŃ PLATFORMY; Aleksander Ścios

Obrazek użytkownika Redakcja
Kraj

„Polską cyklicznie wstrząsają afery dotyczące funkcjonowania służb związanych z bezpieczeństwem państwa, oskarżeń o nadużycia władzy i stosowanie technik operacyjnych oraz o kontrolowane lub nie przecieki do mediów.[...] Od początku tej kadencji mnożą się sprawy przecieków ze służb. [...]Porachunki polityczne załatwia się poprzez przeciek lub szeroko nagłaśniane w mediach różnego typu kontrole oraz śledztwa [...]. Z doniesień mediów wynika, że służby specjalne świadczyły niemal usługi reporterskie mediom publicznym."

Myliłby się ten, kto przypisałby autorstwo powyższych słów któremuś politykowi PiS-u. Zostały wypowiedziane w sierpniu 2007 roku, a ich autorem jest Marek Biernacki – wówczas poseł Platformy i członek komisji ds. służb specjalnych.

Gdy po wyborach 2007 roku, partia pana Biernackiego przejęła władzę, mogliśmy również przeczytać mocną deklarację nowego premiera:

„Dopóki będę premierem, definitywnie nie będzie publicznego roztrząsania spraw służb specjalnych, a szczególnie wywiadu i kontrwywiadu. Gdy idzie o służby specjalne, przynajmniej od półtora miesiąca radykalnie ograniczyliśmy ilość afer, przecieków, publicznych dyskusji”.

W rzeczywistości – przejęcie władzy przez ludzi Platformy i PSL zapoczątkowało niebywały – nawet jak na polskie standardy czas przecieków i instrumentalnego traktowania służb specjalnych. W relacji słów do czynów – wywody Biernackiego były aktem obłudy, a deklaracja Tuska – ordynarnym kłamstwem.

Nigdy wcześniej służby specjalne nie stały się „sprawą publiczną” - jak w czasie obecnych rządów. Nigdy wcześniej, na taką skalę nie stosowano w walce politycznej przecieków ze służb oraz tzw. medialnych „wrzutek" – użytecznych w ukryciu prawdziwych problemów. Nigdy też, bezpieczeństwo i interesy państwa polskiego nie były w podobnym stopniu zagrożone, poprzez brak odpowiedzialności urzędników państwowych, partyjną prywatę, korupcję i dążenie do osobistych korzyści.

Podstawowych celem służb specjalnych po objęciu rządów przez obecny układ, stała się walka z pisowską ekipą, dezawuowanie osiągnięć poprzedników oraz odbudowa wpływów ludzi komunistycznej policji politycznej.

Już w lutym 2008 roku doszło do ujawnienia przez „Dziennik” tzw. raportu Reszki – ściśle tajnego dokumentu, sporządzonego w postępowaniu audytorskim przez nowego szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego płk. Grzegorza Reszkę. Do komentowania raportu natychmiast przyłączył się Donald Tusk, twierdząc, iż Antoni Macierewicz dokonał „spustoszeń w kontrwywiadzie wojskowym”. Nigdy jednak premier nie wyjaśnił, na czym miałoby polegać „spustoszenie” w zawiązywanych od nowa służbach. Jednocześnie „Gazeta Wyborcza” ujawniła treść tajnego doniesienia do prokuratury, jakie miał złożyć nowy szef SKW. Według doniesień gazety, za czasów Macierewicza nielegalnie kopiowano tam dokumenty i wynoszono je. „Zawiadomienie (…) dotyczy popełnienia przestępstwa przez byłą szefową biura ewidencji i archiwum oraz przez jej zastępcę i naczelnika biura” – pisał autor artykułu. Mimo iż zawiadomienie było tajne, opowiadał o nim m.in. Janusz Zemke. – „Potwierdzam. Szef SKW poinformował mnie o tym zawiadomieniu – mówił Zemke. –Dalsze prowadzenie działań przez kontrwywiad może doprowadzić do strat, w tym ludzkich” – tłumaczył.

Sam raport Reszki, o którym rozpisywała się prasa zawierał stek kłamstw i bezpodstawnych pomówień oraz wprowadzał w błąd organy państwa. Tym samym – stwarzał realne zagrożenie jego bezpieczeństwa. Dowodem rzeczywistej wartości owego raportu jest fakt, że do chwili obecnej nie przedstawiono nikomu żadnego zarzutu, opartego na podstawie ustaleń płk.Reszki.

W podobny sposób Platforma potraktowała sprawę słynnego raportu Julii Pitery Miała ona sprawdzić czy CBA nie łamało prawa. O jakości tej analizy świadczy fakt, iż jego autorka nazwała go prywatną notatką, a do tej pory nie doszło do jej publikacji. Szeroko nagłaśniano jedynie opinie Julii Pitery, która w wywiadach dowodziła, że CBA „to zdegenerowana instytucja”, a sytuacja w Biurze pozwalać miała na postawienie Mariuszowi Kamińskiemu licznych zarzutów prokuratorskich. Ten raport – podobnie jak bezpodstawne „ustalenia” płk.Reszki stał się synonimem śmieszności – ale też narzędziem w walce politycznej.

Wkrótce sprawą publiczną stał się inny audyt w CBA – przeprowadzony przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, na zlecenie premiera. Po raz pierwszy poinformował o nim „Dziennik”, powołując się na przecieki od posłów PO. Rezultaty kontroli podała z kolei „Gazeta Wyborcza”. Według jej informacji, CBA miało bezprawnie posługiwać się podrobionymi dokumentami legalizacyjnymi oraz instalować nielegalne podsłuchy. W odpowiedzi na medialne doniesienia CBA wyraziło oburzenie przeciekiem i wydało oświadczenie, w którym m.in. mogliśmy przeczytać.:” Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego odpowiedzialna za bezpieczeństwo informacji niejawnych, kontrolująca tę materię w innych instytucjach, w tym w CBA, sama nie jest w stanie zadbać o bezpieczeństwo własnych informacji. Jeżeli ujawnione informacje w istocie znajdą się w postaci ustaleń w niejawnym protokole kontroli, szef CBA będzie prawnie zobowiązany złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez funkcjonariusza ABW”.

Ale – czy mogło być inaczej, skoro powołany z naruszeniem prawa przez Donalda Tuska nowy szef ABW, Krzysztof Bondaryk rozpoczął pracę od rozliczenia swoich poprzedników i wywiadu dla „Gazety Wyborczej”? Twierdził tam m.in., jakoby poprzedni szef ABW miał otrzymywać od Zbigniewa Ziobro zlecenia „obserwacji pewnych osób”, oskarżał Święczkowskiego, że "brał różne materiały operacyjne z klauzulą ściśle tajne, czasami na dwa tygodnie, czasami na krócej” i poinformował, że „już pierwsze odsłanianie tajemnic ABW pokazuje, że nie działo się tam najlepiej”. By efekt był bardziej żenujący, Bondaryk podsumował ten medialny spektakl zapewnieniem, że nie będzie informował opinii publicznej o działaniach poprzedniego kierownictwa Agencji, przed zakończeniem prac nad raportem z audytu. Natychmiast też, doniesienia szefa ABW skomentował premier Tusk oraz główny komentator działań tajnych służb w Polsce, komunistyczny aparatczyk - Janusz Zemke.

Skandaliczne zachowanie Bondaryka trafnie ocenił profesor Andrzej Zybertowicz, zwracając uwagę na zagrożenie wynikające z tego rodzaju medialnych przecieków:

„Nigdy, za czasów żadnej z postkomunistycznych i postsolidarnościowych ekip, nie zdarzyło się, by nowy szef służb ujawniał informacje tego rodzaju, jak te, które przekazał p. Bondaryk. Informacje do jakich restauracji chodził poprzedni szef, jak zabezpieczano jego gabinet przed podsłuchami, jakim samochodem jeździł etc. Przecież to informacje przydatne dla obcych służb. Nigdy wcześniej po r. 1989 nie ujawniano treści wewnętrznych seminariów, na które zaprasza się cywilnych ekspertów ani projektów, nad którymi pracowali. To sytuacja jednocześnie bezprecedensowa, karygodna i zarazem żenująca dla wielu funkcjonariuszy, którzy są patriotami i chcieliby móc liczyć na wsparcie obywateli przy realizacji swoich nierzadko ryzykownych działań”.

Jak w przypadku wszystkich rzekomych przestępstw, których miała dopuścić się poprzednia ekipa rządowa – tak i w tym, prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie podsłuchów, stwierdzając, iż „Czynności nie pozwoliły na uzyskanie dowodów wskazujących na to, aby którakolwiek z wymienionych służb państwowych (ABW i CBA.) naruszyła prawo i obowiązujące w zakresie stosowania podsłuchów reguły postępowania”.

Ponownie ABW znalazło się w centrum uwagi opinii publicznej, gdy media ujawniły instruktażowy film, który pokazywał, jak filmować aresztowania. Przedstawiano go jako produkt pisowskiego kierownictwa ABW, choć wkrótce okazało się, że powstał on jeszcze przed przejęciem władzy przez Prawo i Sprawiedliwość.

Wszyscy też pamiętamy zapoczątkowaną w marcu 2008 roku sprawę laptopa Zbigniewa Ziobro i wielomiesięczny spektakl, rozpętany przez urzędującego ministra sprawiedliwości Ćwiąkalskiego. To w toku tej sprawy posłużono się „przeciekiem” z analizy laptopa, przeprowadzonej w laboratoriach ABW. Nikt wówczas nie zastanawiał się, że wiadomości szeroko kolportowane przez media i urzędników państwowych stanowiły tajemnicę, w rozumieniu ustawy o ochronie informacji niejawnych

Nie można też zapominać, że od początku rządów obecnego układu, realizowano wielowątkową kombinację operacyjną, którą nazwałem „aferą marszałkową”. Jej medialnym preludium był artykuł Anny Marszałek opublikowany w dniu 19 listopada 2007 roku w „Dzienniku”, zatytułowany „Aneks do raportu o WSI na sprzedaż”. Następne miesiące przynosiły kolejne publikacje, inspirowane przez ludzi służb specjalnych, dochodziło do przecieków ze śledztwa oraz medialnych manipulacji. Na ich podstawie zastraszano i oczerniano członków Komisji Weryfikacyjnej WSI, formułując fałszywe oskarżenia, m.in. o korupcję. By sterroryzować członków komisji, Centrum Informacyjne Rządu opublikowało oficjalnie nazwiska 12 osób, powołanych w skład Komisji przez poprzedniego premiera Jarosława Kaczyńskiego.

Praktykowana przez ten rząd metoda posługiwania się przeciekami została również zastosowana w sprawach dotyczących najżywotniejszych interesów naszego państwa, związanych z bezpieczeństwem narodowym i polityką zagraniczną.

W lipcu 2008 roku doszło do skandalicznej sytuacji, gdy przekazano mediom szczegółową informację o rozmowach ministra Sikorskiego z prezydentem Lechem Kaczyńskim, na temat negocjacji w sprawie instalacji elementów tarczy antyrakietowej. Źródłem tego przecieku była kancelaria premiera Tuska. Jak napisano wówczas w publikacji „Naszego Dziennika” -

„W nieoficjalnych rozmowach politycy Platformy Obywatelskiej przyznają wprost, iż spiritus movens przecieku był premier, który upiekł w ten sposób na jednym ogniu dwie pieczenie, chcąc skompromitować i prezydenta, i nielubianego przez siebie Sikorskiego”.

Identyczny mechanizm zastosowano we wrześniu bieżącego roku, gdy w dzienniku „Polska” ukazała się informacja – przeciek, dotycząca treści rozmowy telefonicznej prezydenta Kaczyńskiego z premierem, podczas której Lech Kaczyński miał jakoby żądać od Tuska, by ten w ostatniej chwili odwołał planowaną wizytę Władimira Putina w Polsce. Nietrudno domyśleć się - w czyim interesie leżało ujawnienie tej informacji i kto chciał na jej rozpowszechnieniu zbić polityczny kapitał.

Tylko na podstawie przywołanych powyżej przykładów można dobitnie stwierdzić, że ten rząd i ten premier traktują tajne informacje w sposób instrumentalny, wykorzystując je zawsze tam, gdzie mogą służyć do walki politycznej lub zagwarantować nienaruszalność interesów. W ten sam – służebny sposób traktowane są służby specjalne, a ich działalność ma zabezpieczać i wspierać interesy rządzącego układu.

Wbrew werbalnym deklaracjom premiera i jego urzędników, wbrew agresywnej propagandzie usłużnych mediów - ten rząd – jak żaden inny w historii III RP posługuje się kontrolowanymi przeciekami i operacyjną działalnością służb specjalnych, doprowadzając te formacje do niebywałego stopnia uprzedmiotowienia i zniszczenia.

Gdy zatem pojawia się sprawa, - jak ujawniona obecnie afera hazardowa – można być przekonanym, że w celu jej wyciszenia i zmanipulowania opinii publicznej zostaną użyte wszystkie środki, jakich ten rząd używa od dwóch lat. Dzieje się tak dlatego, że zatarte zostały granice dzielące politykę od rozwiązań właściwych dla służb specjalnych, a ludzie rządzący dziś Polską traktują ją w kategoriach zbójeckiego łupu, w którego obronie warto stosować nawet bezpieczniackie metody.

Partia powołana przy współudziale agentów i oficerów peerelowskiego Departamentu I MSW nie zna innych metod sprawowania władzy, jak prowokacja, kombinacja i gra operacyjna, przeciek, „wrzutka” i tym podobnych – charakterystycznych dla ludzi służb. Wielokrotnie też udowodniła, że nie dba o bezpieczeństwo państwa i jego obywateli, powierzając je ludziom skompromitowanym, niekompetentnym, lub zgoła - pospolitym przestępcom.

Wytworzona celowo sytuacja kompletnego chaosu i anarchii w służbach specjalnych ma sprawić, że będą one narzędziem w rękach rządzącej grupy – nigdy zaś – strażnikiem naszego bezpieczeństwa.

Sprawy o których przypomniałem w tym tekście, powinny również uprzytomnić, że oskarżenia wysuwane pod adresem premiera, o ujawnienie informacji na temat śledztwa prowadzonego przez CBA - nie są pozbawione podstaw. Donald Tusk przez dwa lata swoich rządów w pełni zasłużył na opinię manipulanta i człowieka nieodpowiedzialnego. Liczne przykłady wykorzystywania niejawnych informacji w akcjach przeciwko politycznym adwersarzom, czy w obronie własnych, zagrożonych interesów są dowodem, że obecnego premiera stać na tego rodzaju zachowania i żadne racje propaństwowe nie mają wpływu na tę praktykę.

Źródła:

http://wyborcza.pl/1,76842,4375490.html

http://www.kprm.gov.pl/s.php?id=1694

http://www.rmf.fm/fakty/?id=129011

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,4889166.html

http://www.rp.pl/artykul/90217,344646_Nie_bylo_afery__z_podsluchami__sledztwo_umorzone.html

http://www.politeja.pl/index.php?t=316

http://iskry.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=2597&Itemid=3

http://www.rp.pl/artykul/105308.html

http://www.rp.pl/artykul/16,164324_BBN__przeciekami_do__Dziennika__zajmie_sie_prokuratura.html

http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20080416&id=po02.txt

http://www.polskatimes.pl/stronaglowna/160297,kaczynski-do-tuska-wyrzuccie-putina,id,t.html

Brak głosów

Komentarze

Polska i jej obywatele się dla nich nie liczą.

Vote up!
0
Vote down!
0

oszołom z Ciemnogrodu

#32940