Konkurs "Mój 13 grudnia", pierwsza nagroda: JaN

Obrazek użytkownika Redakcja
Historia

Przedstawiamy tekst, który zdobył pierwszą nagrodę w naszym konkursie "Mój 13 grudnia". Kolejne nagrodzone teksty będą ukazywać się na portalu w najbliższym czasie. Zapraszamy do lektury (b78)



Moje subiektywne 13 grudnia czyli jak rozpętałem wojnę Polsko-Jaruzelską

Dla mnie późniejsze rozterki z powodu wojny Polsko-Jaruzelskiej zaczęły się już wcześniej z powodu „wydarzeń Radomskich” i innych ciągłych prowokacji oraz Walnego Zebrania Delegatów Regionu Mazowsze dokładnie tydzień przed stanem wojennym. Już na Walne większość z nas jechała w minorowych nastrojach. Dwudniowe zebranie odbywało się w auli Politechniki Warszawskiej w której już od dłuższego czasu trwał strajk studentów. Najbardziej bojowy był jak zwykle Stefan – wielkie i silne chłopisko, chamski i brutalny ale jak większość sądziła odważny i bezkompromisowy. Dlatego pomimo że przedstawiciele większych zakładów nie mieli swoich delegatów na Walne Regionu to on przeszedł już w pierwszej turze głosowania.
Władze oczywiście zadbały o to żeby atrakcji nam nie brakowało, zatrzymali na Okęciu oficjalnych gości zjazdu – przedstawicieli Francuskich Związków Zawodowych. Bałaganu nam nie brakowało ale ta wiadomość wywołała burzę, były liczne głosy żeby cały zjazd przenieść na Okęcie do naszych gości skoro gości nie chcą wpuścić na zjazd. W końcu wysłaliśmy delegację która w imieniu zjazdu i zarządu regionu miała załatwić wpuszczenie do nas Francuzów. Druga debata która jeszcze bardziej utkwiła mi w pamięci to propozycja zwołania wielkiej manifestacji na placu Zwycięstwa przeciwko prowokacjom jakich dopuszczały się służby państwowe przeciw związkowi i obywatelom. Było niemal darcie szat na trybunie, głośne i dosadne argumenty za i przeciw tej manifestacji. Przerwy, narady kuluarowe i znów debata a w końcu liczenie głosów. Zastanawiałem się czy głosować za i czy przeciw ale w końcu zagłosowałem tak jak moi koledzy z komisji międzyzakładowej „za”. Na początku musieliśmy powtarzać głosowanie bo coś im się nie zgadzało ale wynik nie chciał być inny. Przegłosowano manifestację jednym głosem. Ustalono że manifestacja odbędzie się 16 grudnia. Walne skończyło się nad ranem ale atmosfera była napięta do samego końca.
Przez cały tydzień wszystkie media biły w nas jak w bęben za prowokowanie do zamieszek i podżeganie do siłowego przejęcia władzy przez działaczy związkowych. W zakładzie też trudno było wytrzymać a do tego właśnie po dwunastu latach członkostwa otrzymałem mieszkanie spółdzielcze „z odzysku” czyli po działaczu partyjnym który wcześniej otrzymał przydział na dom. Załatwianie formalności w spółdzielni i gminie oraz szukanie miejsca dla dzieci w jakimś bliższym przedszkolu tak mnie frapowało że tydzień minął jak chwila. Zostało mi jeszcze pojechać z dowodami do urzędu dzielnicowego po pieczątki i wpis nowego adresu oraz do spółdzielni po odbiór kluczy do wymarzonego M4.

W niedzielę 13 grudnia obudziliśmy się w radosnym nastroju że za tydzień na mszę pójdziemy już w nowej parafii, dzieciaczki przybiegły do nas do łóżka i zaczęły z nami baraszkować więc pozwoliliśmy sobie na dłuższe leniuchowanie. W końcu starsza córka stwierdziła że będziemy jeszcze oglądać teleranek więc wstała i włączyła telewizor. Okazało się że jakaś awaria zepsuła obraz i zamiast teleranka śnieg było widać. Włączyłem radio a tu szok: zamiast porannej audycji słychać przemówienie generała-sekretarza, nawijał dość długo znane już wcześniej bzdury o ekstremie aż w końcu padły pamiętne słowa o stanie wojennym i internowaniu działaczy. Meldunek miałem u mojej mamy i wszyscy tylko tamten adres znali bo o norę wynajmowałem „na gębę” bo właściciel za to mógł stanąć przed kolegium ds wykroczeń. Trzeba było szybko podjąć decyzję co robić. Mieliśmy w Zarządzie Solidarności jakieś ustalenia ale jak będzie z ich realizacją skoro to jest niedzielny poranek i zakład jest zamknięty i otoczony?

Żonie z dziećmi kazałem się ubrać i pojechać do jej rodziców a potem wysłać kogoś do mojej mamy czy mnie tam nie szukali. Sam pojechałem do zakładu i starałem się dostać do pomieszczeń związkowych. Na zakład udało mi się dostać bo miałem przepustkę pozwalającą na wielokrotne wschodzenie i wychodzenie z zakładu ale przed drzwiami naszej siedziby stał ormowiec i jak się okazało zmilitaryzowany. Znałem go od wielu lat bo pracowaliśmy kiedyś na jednym dziale i on pierwszy powiedział żebym spadał bo jestem na liście którą oni wszyscy dostali dziś rano i jak mnie ktoś inny zobaczy to pójdę siedzieć. Drzwi oczywiście były już zaplombowane i nie było szansy żeby dostać się do środka więc wyszedłem z zakładu i pojechałem na Mokotowską do siedziby regionu.

Region szczelnie był otoczony przez ZOMO więc nie było żadnych szans na wejście do środka. Koledzy byli tam zabarykadowani i tylko przez okno udało nam się parę zdań zamienić ale oni też mało wiedzieli. Tłum pod siedzibą regionu był coraz większy ale i zomowców dowieźli więc zaczęły się przepychanki. Dopóki odpychali nas tylko tarczami to było w miarę spokojnie ale gdy parę osób dostało pałami a pomiędzy tarczownikami pokazali się drudzy z wycelowanymi kałachami to już zaczęło być groźnie. Odepchnęli nas dalej od budynku a inni ze śmigłowców wdarli się do budynku przez dach, wyprowadzili naszych kolegów do podstawionych suk i wywieźli w nieznane. Tam spotkałem moją koleżankę która przekazała mi wiadomość że to komitet zakładowy partii ustalał listę do internowania i ja znalazłem się na zaszczytnym pierwszym miejscu choć nie byłem przewodniczącym zakładowej Solidarności. Inny spotkany kolega powiedział mi że internowany jest przewodniczący Komisji Międzyzakładowej i jeszcze jeden z jej członków.

Wtedy dopadła mnie depresja - co ja najlepszego zrobiłem – gdybym na Walnym Regionu głosował przeciw manifestacji to by stanu wojennego nie było. Czyli ja wywołałem wojnę Polsko-Jaruzelską.

W poniedziałek od samego rana znów ruszyłem do swojego zakładu, zebraliśmy się w grupie działaczy i postanowiliśmy że robimy strajk generalny. Wtedy okazało się że musimy powołać komitet strajkowy bo przewodniczący i jego zastępca ubrani w robocze kombinezony chcą pracować skoro „władza” zdelegalizowała związek. Przez ponad rok siedzieli w biurze „oddelegowani działacze” spietrali na pierwsze tupnięcie sekretarza nie naszej partii. Komitet się ukonstytuował i mnie oddelegowali do Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego więc ruszyłem tam gdzie miał być punkt głównego oporu.

Dopiero na miejscu dowiedziałem się że przewodniczący Komisji Międzyzakładowej nie został internowany a za to aresztowano byłego przewodniczącego który w marcu 81r. miał zawał serca i od tamtej pory jest na zwolnieniu. Wtedy dowiedziałem się że to nie moja wina z tą wojną bo listy do internowania musiały być gotowe przynajmniej od początku roku i już nie weryfikowane. Za to dowiedziałem się o innych internowanych którzy w zarządzie związku tak jak ja byli od samego początku. Teraz gdy widzę choć fragment filmu z Frankiem Dolasem trochę śmieszy mnie analogia naszych myśli w jego i moich warunkach.

Gdy wracałem na swój zakład złapali mnie zomole i chcieli zaprowadzić do dowódcy na wartownię ale znów miałem szczęście że pobiegł do nich znajomy ormowiec i wyrwał mnie z ich łap mówiąc że jestem „ich” wtyką i rozpracowuję strajk od środka. Ale później mi powiedział że więcej dupy za mnie nadstawiał nie będzie więc mam się ukryć bo będę siedział. Pracownicy mojego zakładu pozbawieni przywództwa zarządu Solidarności wytrzymali tylko kilkanaście godzin i podjęli pracę a ja nic nie mogłem zrobić bo już na mnie tam czekali. Pojechałem więc po klucze od mojego wymarzonego mieszkania ale w spółdzielni zaprowadzono mnie do prezesa i okazało się że moje mieszkanie dostanie ktoś inny a mnie oczywiście oddadzą cały wkład członkowski bez potrącania jakichkolwiek kosztów. Na moje protesty dowiedziałem się że to nie jego decyzja tylko polecenie „z góry”. Myślałem że mi serce pęknie bo czekać na mieszkanie dwanaście lat, gnieździć się z rodziną w wilgotnej norze żeby na koniec dowiedzieć się że moje mieszkanie dostanie szwagier jakiegoś SBka.

Wtedy już miałem wszystkiego dosyć i wróciłem na swój zakład bo nie miałem odwagi spojrzeć żonie w oczy. Ona wiedziała że już kilka lat wcześniej zaproponowali mi awans, talon na fiata i mieszkanie od ręki z zamian za zapisanie się do partii a ja wybrałem Solidarność, wynajmowaną zawilgoconą klitkę i używaną syrenkę.
Na ulicy przed zakładem spotkałem sekretarza partii który akurat szedł w kierunku przystanku i zatrzymał mnie na chwilę rozmowy. Powiedział że jest mu przykro z powodu tego co się stało ale jednocześnie zaczął mnie oskarżać za to co się w kraju dzieje słowami: „Za co chcieliście nas wieszać na latarniach”. Wtedy nie wytrzymałem i na cały głos mu wygarnąłem że włamał się z ubecją do naszego gabinetu, rozwalił szafę żelazną i znalazł tam jakieś listy do wieszania? A ty za co mnie na listę do aresztowania wpisałeś a nie przewodniczącego lub jego zastępcę? Na to sekretarz się w piersi uderzył aż huknęło i krzyknął: „Jak Boga kocham to nie ja cię wpisałem na listę, to Janusz” (jego zastępca). W ten sposób przyznał że to komitety zakładowe partii sporządzały listy do internowania.

W zakładzie zwinęli mnie ale nie zawieźli do aresztu tylko do jednego ważnego dygnitarza. W środku siedziało jeszcze dwóch ważnych towarzyszy a milicjanci zostali na zewnątrz pod drzwiami. Zaczęła się rozmowa a raczej dialog z którego mało co pamiętam ale wynikało z niego że któryś z nich ma tak dobre serce i załatwił że nie będę siedział i nawet dostanę mieszkanie ale nie to „moje” M4 tylko mniejsze i w innej dzielnicy Warszawy.
Dali mi minutę do namysłu albo idę na internę i po wyjściu nie będę miał nic albo podpisuję dobrowolną zgodę na zamianę mieszkania na mniejsze i wracam do pracy.
Nie było żadnego wymogu o podpisywaniu lojalki, stosowania się do wymogów itd. ale ostrzegli że mieszkanie mogę jeszcze stracić jeśli mnie zamkną gdybym chciał na nowo organizować strajk. Ponieważ dostałem adres tego nowego mieszkania to od razu pojechałem zobaczyć jak ono wygląda. Okazało się że pod wskazanym adresem stoją tylko fundamenty i kilka konstrukcji sięgających do pierwszego piętra a moje mieszkanie mogłem sobie narysować pod piękną chmurką bo miało być na jedenastym piętrze. Pojechałem więc do prezesa spółdzielni zapytać kiedy jest szansa na wybudowanie tego osiedla i zapytać co oni zrobią z moim wkładem mieszkaniowym do tego czasu. Facet stwierdził że jeszcze nie dostał w mojej sprawie wytycznych „z góry”. Gdy szedłem korytarzem ze zwieszoną głową jak skazaniec kiwnęła na mnie jakaś kobieta i weszła do innego pokoju. Powiedziała że zna moją sprawę i podyktowała podanie do zarządu spółdzielni o zamianę lokalu. I dzięki niej dostałem mieszkanie na innym osiedlu „już” po dziewięciu miesiącach i zwrot nadpłaty wkładu bo mieszkanie było mniejsze. Gdybym czekał na tamto którego z powodu kryzysu nie mogli przez kilka lat wybudować to pewnie bym nigdy nie dostał bo w międzyczasie wpadłem za działalność opozycyjną i dostałem wyrok. Co prawda zawiesili mi go z powodu amnestii ale mieszkanie znów mogli zabrać bo kazali mi sobie szukać nowej pracy.

Gdy czasem widzę śmigającego mercedesem mojego byłego szefa, działacza partyjnego i wtedy jawnego współpracownika służb specjalnych w którego gabinecie mnie nie raz SBek przesłuchiwał to zastanawiam się czy warto było? Czy nie lepiej było gdy w Pałacu Mostowskich podsuwał mi pułkownik małą kartkę do podpisu pokazując jednocześnie podpisany wniosek na paszport służbowy i zgodę na wyjazd zagraniczny gdzie nawet pół roku pracy pozwalało spokojnie żyć w kraju przez kilka następnych lat i mieć nadzieję na następne wyjazdy? Teraz mógłbym się wypierać jak inni że nie wiedziałem albo że nie podpisywałem. Na nagrodę na tym świecie już przestałem liczyć.

W międzyczasie dowiedziałem się że nasz najodważniejszy kolega Stefan z Zarządu Komisji Międzyzakładowej i delegat do Regionu Mazowsze był agentem bezpieki i dlatego był taki odważny bo wiedział że nic mu nie grozi. Przekonałem się również że niektórzy odważni którzy wepchali się na stołki w zarządzie Solidarności na pierwsze tupnięcie nogą podwinęli ogony i pobiegli do swojej wcześniejszej roboty. Spotkałem się z postawą sprzedawczyków którzy kilka miesięcy po wprowadzeniu stanu wojennego zapisali się do partii i wiernie jej do końca służyli. Żeby nie było tak czarno to do samego okrągłego stołu działaliśmy z kolegami którzy nie poddali się mimo szykan a czasem i wyroków.
Smutne jest to że rozlazło się towarzystwo po całej Polsce i świecie tak że pozostaje wrażenie że Solidarność to był tylko Bolek i paru karierowiczów którzy dziś brylują w mediach.

Ś.p. Anna Walentynowicz gdy ostatni raz z nią rozmawiałem na kilka miesięcy przed zamachem Smoleńskim mówiła mi że: „Musimy się na nowo policzyć” i to powinno być jak jej testament a dla nas drogowskaz. Wiem że z każdym miesiącem jest trudniej bo zbyt wielu z nas zabija bieda i depresja. Na jak długo starczy nam siły skoro dla nas nie ma pracy ani perspektyw?

JaN.

P.S. Osoba agenta Stefana jest autentyczna choć imię zmieniłem.

oryginalna data 17II; dp19II@danz.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)

Komentarze

  Doskonały tekst - wart nagrody. Gratuluję Autorowi I miejsca !

 W tym, jakże osobistym wspomnieniu, zawarte są refleksje. Takie podsumowanie minionego okresu, dać może tylko dystans wynikający z upływu lat i wnikliwa obserwacja następstw tamtego zrywu społecznego.

 Czy było warto? Tak wielu ludzi z goryczą i wyrzutem wskazuje "solidaruchów" jako winnych przemian, które obniżyły poziom ich życia, albo wręcz zepchnęły na margines społeczny.

 Powyższy tekst wskazuje przyczynę tego stanu rzeczy. Czy nie wynika ona , aby,  z tego, że od samego początku, Solidarność była jak oszołomiony "głupim jasiem" pacjent, pokornie poddający się woli "sanitariuszy"...

 

 Moje wspomnienia są skromniutkie:

 

13 grudnia 1981 roku odetchnęłam z ulgą

 Nie. To nie z tej przyczyny, że stan wojenny był po mojej myśli. Nic z tych rzeczy. Powód był zupełnie inny.

 Z racji urodzenia dziecka,  od wielu miesięcy przebywałam  w zaciszach domowego ogniska, a politykę pozostawiłam za sobą. Odpowiedzialność za córkę i presja najbliższych, sprawiły, że mimo woli odstąpiłam od działań , które jeszcze rok wcześniej stały się treścią mojego życia.

  Przez ten czas obserwowałam rozwój wydarzeń i  z dużym zaskoczeniem  zauważałam  jak postępujące zmiany wpływają na poszczególne, znane mi osobiście postaci.

  W ciągu niedługiego czasu, z zaciekłych obrońców socjalizmu, przeobrażali się w  działaczy związkowych udekorowanych stosownymi odznakami.

  Nawet mój największy prześladowca, który niedawno jeszcze,  grożąc dyscyplinarnymi konsekwencjami, szykanował i utrudniał  moje  działania na rzecz „rewolucji”, teraz z dumą prezentował swoją przynależność  do Solidarności. Mojego wzroku unikał.

   Często bywał w kościele i nawet zaczął nosić baldachim nad księdzem podczas procesji.

Wielu nawróciło się wtedy w cudowny sposób.

   13 grudnia 1981roku, zaskoczył mnie „zaśnieżony’ ekran telewizora i tylko radio pomogło zrozumieć, że awaria, jest złym tłumaczeniem braku wizji w odbiorniku.

   Wtedy właśnie odetchnęłam z ulgą, bo to  wielomiesięczne, przymusowe siedzenie w domu, skutecznie odsunęło zagrożenie internowaniem. Nie bałam się o siebie, ale o to dziecię moje maleńkie, niewinne…Ono i tak już wystarczająco cierpiało z braku mleka w proszku, a podawana wtedy w zastępstwie Humana 0, jedyne dostępne wyłącznie na receptę w aptece, było wyżebranym u lekarzy  doraźnym wsparciem.

   To, co wyprawiało się wtedy na rynku, było jednym wielkim skandalem. Brakowało  wszystkiego. Każdy możliwy produkt  stał się nieosiągalny. Plotki głosiły, ze Władze specjalnie przetrzymują w magazynach brakujące artykuły, by móc wywrzeć presję na opinię publiczną, wskazując jej, jako winowajcę tej sytuacji, właśnie solidarnościowców, strajkujących jak Polska długa i szeroka.

   Media donosiły o politycznych dążeniach wywrotowych, wspieranych przez imperialistyczne siły Zachodu. Wskazywano źródła złego zaopatrzenia rynku, nawołując do potępienia Solidarności, jako tworu ogłupionego manipulacją łamiących prawo warchołów, działających ku pogorszeniu warunków bytowych obywateli.

   Moi sąsiedzi i znajomi odebrali stan wojenny jako pewną  ulgę. Nie oczekiwali  niczego więcej, jak tylko polepszenia bytu, bo każdy miał świeżo w pamięci informację na temat planu ratunkowego, który podano w telewizji, na wypadek całkowitego załamania się rynku produkcji w Polsce.

  Czy  teraz, w  czasach jakby nie było, kryzysu  gospodarczego, można by przyjąć ze spokojem wieść,  że oto sklepy sprzedawać będą wywar mięsny, który ma posłużyć społeczeństwu do zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych… Ciekawe, czy ktoś jeszcze to zapamiętał?

   Społeczeństwo nie było tak zgodne i antysocjalistyczne, jak przedstawia to teraz strona postsolidarnościowa. Wielu ludzi dzięki ustrojowi poprawiło swój los,  niemało obywateli podniosło swój status społeczny i z wdzięcznością popierało ówczesne Rządy. Tego nie należy negować, bo to są fakty. Jakimi by sposobami osiągnięto te rezultaty, to nikt nie ma prawa zaprzeczyć, że one były.

   Moja rodzina nie skorzystała na powojennej zmianie ustroju i całe życie moich dziadków i rodziców, oparte było na wspomnieniach, westchnieniach i nostalgii. Współczułam im, ale nie do końca, bo i mnie Ideały Rewolucji Październikowej zaszczepiono skutecznie i na długo. Potrzebowałam czasu, by pojąć,  jak to działa w istocie.

  W 1980 roku marzyłam o równości społecznej, opartej o sprawiedliwość i szacunek. Pragnęłam ujawnienia prawdy na temat losów patriotów, którzy stanęli naprzeciw hordom stalinowskich oprawców. Znałam losy moich bliskich krewnych, osnute mgłą tajemnicy…niewygodne fakty , przeczące oficjalnie podawanej Historii.

  Uwierzyłam hasłom podawanym w sierpniu 80 roku. Zaufałam ludziom je głoszącym i całym swoim sercem i umiejętnościami poparłam ich w walce. To była dziwna „walka”, polegająca na uświadamianiu ludzi, co jest normalne, a co nie,  w naszym kraju. Gdzie przekroczono granice wolności obywatelskiej i w którym miejscu złamano prawo.  Jak się temu przeciwstawić i dlaczego strajk jest skuteczną formą poparcia dla tamtych, którzy zaryzykowali najwięcej. Nie było to łatwe. Wierzcie mi.

 Parę lat temu, w rocznicę 13 grudnia, od rana obserwowałam przebieg uroczystości w różnych zakątkach naszego kraju. Pokazywano zasłużonych, a pominiętych  na skutek różnych przyczyn, prekursorów ruchu odnowy. Prezydent Lech Kaczyński dekorował tych - zapomnianych Bohaterów.

 W pewnej chwili pomyślałam sobie ; czy ktoś  jeszcze pamięta tę zadziorną „młodolatę”,  głoszącą  pełne kontrowersji , szokujące otoczenie i budzące  do refleksji  i dyskusji , słowa . Formułującą i spisującą postulaty  rzucane przez tłum ludzi skupionych wokół niej… 

 Było, minęło…

   Lecz oto, zupełnie przypadkiem, w tę szczególną Rocznicę, los wystawił moją facjatę na widok publiczny :) Zagadnięta  na mieście przez redaktorkę TVP, odpowiedziałam na zadane pytania, dotyczące mojej opinii na temat Stanu Wojennego i jego ofiar.

   Zbieg okoliczności , a może to dar losu,  że  dołączono wywiad ze mną  do tego samego materiału  filmowego, który  widziałam rano…o zapomnianych Bohaterach Solidarności ... i kilkakrotnie wyemitowano:)

  Wieczorem rozdzwonił się mój telefon…

 

 

Vote up!
0
Vote down!
0
#227091

Tragedia Narodu jaką nam kolejny raz zafundowano polega na tym, że dziesiaj aktualne jest pytanie: "Kto wróg a kto przyjaciel?".

Wprowadzono świadomie taki zamęt, by uniemożliwić powstawanie struktur konspiracyjnych. Jaką ktoś ma dziś pewność, że nie rozmawia ze zdrajcą?

Dziś pojedynczo można stwierdzić, że ten czy tamten był zdrajcą. Krążą nazwiska na forach i znikają. Robimy się coraz starsi i wielu z nas umiera a wraz znami wiedza o tych którzy zdradzili nie tylko nas ale i Polskę Solidarnościową. Proszę pamiętać, że nie każdy kto był w Solidarności i dziś mieni się, że był opozycjonistą, tam opozycjonistą był naprawdę. Czyny wielu polityków przemawiają same za siebie że wielu z nich było zdrajcami. Czy ktoś kiedyś zdoła opisać i sklasyfikować listę zdrajców i konfidentów czasów Solidarności?

Jak mimo jeszcze żyjących świadków zalegitymizować taką listę?

Mimo tak wielu wątpliwości istnieje jednak niezaprzeczalna potrzeba przeciwstawieniu się tej zdradzie i wyrosłemu na niej porządkowi. Solidarność też powstała w ciężkich i trudnych czasach. Popełniono błąd łatwowierności który wyrósł z euforycznej wizji nowej Polski. Jak dzieci daliśmy się wymanewrować. Dziś umocnione struktury deklarują nam Narodowi, że gotowe są rządzić nami nawet 40 lat. Kto im daje legitymację do takich stwierdzeń?

Historia zatoczyła koło.

Znajdujemy się w punkcie wyjścia. Polska wystawiła nam świadectwo z poprawką. Musimy tą poprawkę zdać, bo inaczej nasze dzieci uznają nas za nieuków.

Zapraszam do nauki w grupach.

Pozdrawiam.

 

Vote up!
0
Vote down!
0
#231246