Po co państwu bez doktryny potrzebny jest uniwersytet

Obrazek użytkownika coryllus
Kraj

Jak to już kiedyś ustaliliśmy, uniwersytet gdy przestał być instytucją kościelną, stał się instytucją państwową. Nie oznacza to jednak, ze uniwersytety położone, na przykład, w Czechach czy w Polsce, kształcą kadrę potrzebną administracji i strukturom naukowym tych krajów. Nie wiem jak jest w Czechach, ale co do Polski to mamy tu przecież wszyscy o niej niejakie wyobrażenie. Wyższe uczelnie w sytuacji gdy finansujące je państwo nie zamierza prowadzić żadnej polityki, ani wewnętrznej, ani zagranicznej zmieniają swoją funkcję. Dawno temu, w czasach krakowskich tumultów, akademia miasta stołecznego Krakowa stała się niepotrzebna, ponieważ Niemcy otworzyli sobie dwa uniwersytety przy granicy z Polską i ściągali tam co bogatszych i silniej zainteresowanych karierą studentów, rekrutując z nich następnie swoich agentów i informatorów. Próba otwarcia w XVI wieku uniwersytetu we Wrocławiu nie powiodła się jak pamiętamy, pierwszą więc protestancką akademią została Wittenberga. Niemieckie uczelnie zagospodarowywały polskich i litewskich studentów obiecując im błyskotliwsze kariery. Kraków przestał być modny i po prostu podupadał. Powodowało to mnóstwo awantur. Dziś nikt nie postępuje w sposób tak nierozważny, nie podcina się gałęzi, na której siedzi kadra naukowa i zgraja studentów w jakiejś Polsce czy Czechach. Tym ludziom się po prostu coś proponuje i oni się zgadzają chcąc nie chcąc, ponieważ państwo, które łoży na wyższe uczelnie, czyli – jak powiedział inżynier Mamoń – my wszyscy, nie umie i nie chce ich wykorzystać.
To jest bardzo tani sposób, by wystarczy przysłać tu jedną czy drugą sławę naukową, trochę pieniędzy i załatwione. Można też zaproponować jakieś stypendia i to jest jeszcze lepsze i jeszcze tańsze. Lojalność zaś przekupionych pracowników nauki jest twardsza niż diament. Najbardziej bowiem na świecie ludzie ci boją się biedy i pogardy, a sami dobrze wiemy, że zasługują na jedno i drugie. Nie mają więc wyjścia, a ich największym wrogiem, w czasie krótkim i jak najbardziej przewidywalnym, staje się państwo, które im płaci pensje i utrzymuje ich stanowiska pracy. Staje się owo państwo tym wrogiem przez sam fakt swojego istnienia, bo pracownicy uczelni wyższych – zakładam, że nie wszyscy – mają w głowach wizję taką, że po zniknięciu państwa, które im płaci ich sytuacja będzie jeszcze lepsza. Oczywiście będzie dokładnie na odwrót, ponieważ oni są utrzymywani właśnie po to, by państwo to osłabiać i zatapiać. A kiedy już do tego dojdzie zostaną kopnięci w tyłek i wyrzuceni na śmietnik. Ci zaś, którzy mają największy dorobek naukowy i przez to będą się rzucać najbardziej zginą w wypadkach samochodowych w drodze do pracy. Rektorem zaś odnowionego UW zostanie wtedy Wielomski.
Jeden z kolegów blogerów umieścił tu wczoraj skan tekstu zawierającego polemikę pułkownika Matuszewskiego z Churchillem. Jest to wzruszający i naiwny tekst. Matuszewski bowiem tłumaczy Churchillowi, że Anglia popierając Rosję godzi się na doktrynę ekspansji, czyli staje się rzecznikiem doktryny Hitlera. I w istocie tak jest, tyle że tu nie chodzi o Hitlera, bo doktryna ekspansji, to jest przede wszystkim doktryna brytyjska i Churchill zdradzając Polskę zachowywał się jak najbardziej naturalnie i planowo. Matuszewski przywołuje w swoim tekście mnóstwo faktów, które łączy w logiczne ciągi i one na człowieku wykształconym na polskim uniwersytecie robią duże wrażenie, tyle, że w praktyce te zestawienia są całkowicie nieważne. Polityka bowiem, polityka doktrynalna, którą prowadzą wielcy tego świata polega na ignorowaniu faktów. Rzeczywistość polityczna to nie są bowiem fakty, ale wynikające z kreowania tychże, spodziewane zyski. Matuszewski mógłby do upadłego tłumaczyć Churchillowi, że obecność Rosji w środku Europy to zagrożenie dla samej Wielkiej Brytanii, ale nic by w ten sposób nie osiągnął. Wielka Brytania bowiem prowadziła już politykę w czasach kiedy Rosja była w sercu Europy, a granica przebiegała na rzece Prośnie i był to w dziejach Imperium okres największej prosperity. Ja nie chcę teraz wchodzić w szczegóły relacji rosyjsko-brytyjskich, które są głębokie i niezrozumiałe dla człowieka wykształconego na polskim uniwersytecie, chodzi mi o to, ze państwo bez doktryny nie istnieje. Nie ma go. Staje się zapleczem taniej siły roboczej, miejscem, gdzie gromadzi się radioaktywne odpady, albo poszukuje dziewczyn do klubów Go-Go, miejscem, które się zapada i w końcu zaczyna być dla wszystkich problemem. Kiedy do tego dojdzie państwo ulega likwidacji, a jego obywatele, ci którzy oczywiście likwidację przeżyli dostają nowe paszporty z innym znakiem na okładce. To jest wariant optymistyczny. Pesymistyczny zaś jest taki, że wszyscy naraz muszą zmienić miejsca zamieszkania, pozostawiając swoje mienie tam gdzie ono akurat leży, bowiem przez przyrodzone sobie złe cechy charakteru nie mogą mieszkać tu gdzie mieszkali dotychczas i muszą wynieść się za koło polarne.
Ja to jeszcze raz powtórzę: państwo bez doktryny nie jest państwem. Jest atrapą. Kiedyś w mojej obecności prof. Andrzej Nowak zacytował słowa prymasa Wyszyńskiego, które brzmiały: Polska jest po to, żeby była. Otóż z takich właśnie uświęconych krwią i łzami bohaterów cytatów pleciemy sobie sznur na szuję, z takich kawałków szyją nam worek na łeb, przez który nic nie widać. I ja to mówię wprost: to co zacytowałem powyżej jest w najwyższym stopniu szkodliwe i błędne. Bardzo się jednak podoba, bo usypia obywateli i każe im czekać, a jacyś wybrańcy, jacyś „nasi” coś dla nich zrobią i coś im załatwią. Otóż nic takiego się nie stanie. Nikt nikomu niczego nie będzie załatwiał. Wszyscy będą siedzieli na tych swoich etatach, aż do chwili, kiedy miły pan w mundurze poprosi ich o opuszczenie pokoju i udanie się na rampę kolejową gdzie czeka już pociąg.
Wracamy do początku: jeśli państwo nie ma doktryny uniwersytety nie są mu potrzebne. Co nie znaczy, że nie są potrzebne nikomu. Państwo czeskie w XV wieku nie miało doktryny, było zarządzane przez agresywnych durniów z rodziny Luksemburgów, którzy nie mieli na to państwo żadnego sensownego pomysłu. Umożliwili jednak miastom czeskim swobodny handel i dziś przez to Czechy są jednym z najpiękniejszych zakątków Europy, składającym się z niezliczonej ilości ryneczków, kamieniczek, ratuszów. W każdym takim miasteczku z ryneczkiem było prawo, które decydowało kto trzyma kasę: bankierzy czy rada, w każdym takim miasteczku można było sobie otworzyć kredyt i każde takie miasteczko miało rozległe kontakty handlowe. Był także w Czechach uniwersytet, sławna praska akademia, a w niej działy się rzeczy dziwne. Tak dziwne, że pewnego dnia czescy mieszczanie policzyli swoje pieniądze, zorientowali się gdzie jest prawdziwa siła. Zadzwonili najpierw na uniwersytet, żeby uzgodnić szczegóły działań, potem do Jana Żiżki, który z kolei podzwonił po swoich kolegach, no i się zaczęło. Jeśli ktoś nie pamięta na jakie kraje głównie otwarły się gospodarczo Czechy na przełomie XIV i XV wieku to mu przypomnę: na Anglię.
Jedyną doktrynę jaka dawała Polsce szansę na przetrwanie stworzyli dwaj ludzie: król Stefan i Jan Zamojski. Była to doktryna narodu szlacheckiego oparta o uniwersytet w Wilnie, odnowioną akademię krakowską i akademię w Zamościu. Doktryna ta osłaniana była w dodatku, przez nie obciążającą budżetu siłę zbrojną i przez to właśnie dawała nam duże szanse. Przez cały wiek XVII i połowę XVIII polityka światowa zajmowała się dwoma rodzajami aktywności: podbijaniem nowego świata i niszczeniem ekonomicznym naszej doktryny. Jednocześnie, wobec sukcesów gospodarczych USA ktoś postanowił, że trzeba wywrócić do góry nogami kraj, który miał największe jeśli nie liczyć Polski, zaplecze rolnicze w Europie – Francję. No i wybuchła rewolucja.
Wracajmy jednak znów do początku: doktryna państwa i uniwersytet to dwie strony tego samego medalu. Jeśli uniwersytet nie służy państwu, którego go finansuje służy komuś innemu, a pracownicy tego uniwersytetu i jego studenci stają się największymi wrogami państwa, które im płaci. Inaczej być nie może. Nie może być jednak tak, że to państwo służy uniwersytetowi, bo to właśnie na uniwersytecie lęgną się doktryny. I taka jest jego właściwa funkcja. Jeśli zaś się nie lęgną to coś jest nie tak i może trzeba kimś potrząsnąć. A jeśli potrząsany się awanturuje i powołuje na fikcje takie jak autonomia uczelni, może to oznaczać, że on jest po prostu zdrajcą. Ale jak zdefiniować zdradę kiedy nie ma doktryny? Bardzo prosto: jeśli nie ma doktryny definiujemy zdradę w oparciu o budżet. Płacimy, a nie jest zrobione? Won. Zupełnie jak Czesi w XV wieku. I na tym kończę.

Na stronie www.coryllus.pl jeszcze przez tydzień można kupować książki Toyaha po cenie promocyjnej. Tak się złożyło, że zmieniamy drukarnię i w związku z tym odstaliśmy w preznecie trochę tych tańszych Baśni jak niedźwiedź. Tom I, będziemy je sprzedawać od jutra albo pojutrza w cenie 15 złotych za egzemplarz, plus koszta wysyłki. No, a książki nasze leżą w sklepach www.multibook.pl,http://www.ksiazkiprzyherbacie.otwarte24.pl/ , w księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 34, w księgarni Wolne Słowo w Lublinie, przy ul. 3 maja, w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie, w księgarni Ukryte Miasto przy Noakowskiego 16 w Warszawie i w każdej właściwie księgarni w kraju, która współpracuje z hurtownią Azymut. A jeśli nie leżą, to mogą się tam znaleźć na prośbę czytelnika. Zapraszam. 

Brak głosów

Komentarze

"Dzieje głupoty w Polsce". Coryllus pisze tom drugi. Będzie to autobiografia i zbiór własnych tekstów.
--------------------------
Reszta nie jest milczeniem.

Vote up!
0
Vote down!
0

----------------------------------------------
*Reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie.*
*Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.*

#323072

"Nie lękajcie się!" J.P.II

Vote up!
0
Vote down!
0

"Nie lękajcie się!" J.P.II

#323092

Bardzo przepraszam za wtręt. Ponieważ jednak od pewnego czasu używasz sloganu MediaMarkt (czyżby kryptoreklama?), to chciałem cię poinformować,że grupa MetroAG (do której MediaMarkt należy) zwija swoje interesy w Polsce. Może to i dobrze, ale co w tej sytuacji zrobią nie-idioci?

Vote up!
0
Vote down!
0
#323095

To jest według ciebie ważna książka? Nieźle...Powiedz coś jeszcze, pośmiejemy się.

Vote up!
0
Vote down!
0

coryllus

#323123

Ego coryllusa nie zajmuje całkowicie miejsca przeznaczonego na poczucie humoru! Bardzo wam gratuluję!
Tak, ważna. Może nie tak, jak "Mein Kampf", lub książki Michnika, ale ważna.
--------------------------
Reszta nie jest milczeniem.

Vote up!
0
Vote down!
0

----------------------------------------------
*Reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie.*
*Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.*

#323136

Kilka lat temu, gdy rozpoczynałem przygodę z blogowaniem, przy rejestrowania się, była uwaga by uważać na trolli, czyli ludzi którzy nie komentują, kontestując jedynie autora notki, pomijając milczeniem jej treść. Na S24 dużo tego było. Nie ważne co autor miał do powiedzenia, ważne, że jego nazwisko było nielubiane - było na swoistym indeksie. Od dłuższego już czasu zauważam przeniesienie tych kretyńskich zwyczajów na Niepoprawnych. Na nick coryllus, czy toyah u niektórych daje się zauważyć syndrom Niesiołowskiego, czyli piana na ustach. W związku z powyższym mam pytanie: kto lub co zmusza co niektórych do czytania wyżej wymienionych blogerów? Nie lubię - nie czytam. Nie mam nic do powiedzenia w przedmiocie notki - nie komentuję. Czy to takie trudne?

Vote up!
0
Vote down!
0
#323159

To nie piana na ustach.To "muzgi" się rozprostowują niektórym dotychczasowym"ałtorytetom".Gdybyż tylko poprzestali na jedynkach-pół biedy.Oni muszą szopki robić i pisać(ha,ha),żeby pokazać,kto tu jest ważny.

"Nie lękajcie się!" J.P.II

Vote up!
0
Vote down!
0

"Nie lękajcie się!" J.P.II

#323165

Macie wymagania nadto. Merytoryczna dyskusja? Z tekstami coryllusa merytorycznie się nie da. Nawet z pozycji międzygalaktycznych. By nie być gołosłownym: "Jak to już kiedyś ustaliliśmy.."(kto z kim, w jaki sposób,gdzie i kiedy ustalił? Coryllus z Tojahem się nie liczą), uniwersytet gdy przestał być instytucją kościelną, stał się instytucją państwową" (Bzdura: w USA np. nie ma uniwersytetów państwowych). Dalej: "Nie oznacza to jednak, ze uniwersytety położone, na przykład, w Czechach czy w Polsce, kształcą kadrę potrzebną administracji i strukturom naukowym tych krajów" (Bzdura: dokładnie tak jest - kadra naukowa i urzędnicza to absolwenci uniwersytetów). I tak dalej, zdanie po zdaniu. Miłakość intelektualna - to najłagodniejsze z określeń.
W jednym macie rację: to strata czasu. I gdyby nie ta świadomośc grzechu zaniechania...
--------------------------
Reszta nie jest milczeniem.

Vote up!
0
Vote down!
0

----------------------------------------------
*Reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie.*
*Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.*

#323197

:-)

Pozdrawiam.

Vote up!
0
Vote down!
0

Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo

#323166

Poczytawszy sporo wredno-upierdliwych komentarzy pod Pańskimi notkami, pragnę Panu uswiadomić, że wielu Pana ceni:)
Z upoważnienia autorki krótkiej recenzji Pańskiego pisarstwa, pozwolę sobie zacytować jej treść:

"I ja lubię to, co i jak pisze.
Tematyka z zakresu geografii historycznej, ale bez ambicji naukowych, zaś podana literacko. Potoczyście.
Gęste jest to od faktów, a supozycje i wnioski często zaskakujące. Pisane lekko, ze swadą, nie na koturnach.

[W tym zakresie (g.h.) chciałam swego czasu sama nieco podłubać; potrzebowałabym jednak zagłębić się mocno w historię, której znajomość była u mnie zbyt płytka - na to trzeba czasu, a okoliczności się-nie-złożyły i plan został zarzucony.]

Fajnie, że Coryllus wszedł w tę swoistą lukę na rynku pisarskim/czytelniczym. To ciekawa dziedzina i nieeksploatowana.
Nie wiem, czy C. jest w ocenie postaci i zdarzeń bliższy prawdzie, niż inni autorzy (rozprawek, podręczników etc.), ale odbrązawianie spiżowych zdawałoby się gigantów i zjawisk historycznych - nie szkodzi czytelnikowi, a zachęca do zastanowienia się nad ich intencjami i faktycznym formatem. I nad łańcuchem przyczynowo-skutkowym w dziejach.
C. ciekawie wiąże równoległe fakty, które szkolnie omawiane są odrębnie, czasem prze-, a czasem niedowartościowane.

Niekiedy tego typu spojrzenie znaleźć można w pamiętnikach.

A który pisarz zechce w podobny sposób zająć się czasami bliższymi?

Czekam na III tom <>".

SLOWEM: dzięki za już i czekamy na jeszcze !
Pozdrawiam.

Vote up!
0
Vote down!
0
#323251