Kopnięcie konia, czyli jak Roman G. zaczął prorokować…
Jak okrutny może być los, świadczy przykład mecenasa Romana G. Mecenas G. – chłop dorodny, jak nie przymierzając sam koń, po przegranych w 2007 roku wyborach przysiągł sobie, że nigdy więcej z koniem kopać się nie będzie. Z koniem, czyli z Platformą Obywatelską, która robiła sobie z Romana G. przysłowiowe jaja, gdy był wicepremierem i ministrem edukacji narodowej w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego.
Po przegranych wyborach, gdy partia Romana G. zeszła na trwale ze sceny politycznej wraz z samym Romanem G. – widmo głodu zajrzało w oczy dorodnego, jak sam koń byłego wicepremiera. Wtedy właśnie Roman G. zadał sobie znane pytanie: „Jak żyć ? Jak żyć???” Bo jak żyć z przychodów adwokata, którego cała Warszawa, cały salon warszawki uważa za oszołoma ? Jak utrzymać, nawet skromną kancelarię w stolicy III RP, gdzie czynsze są równe czynszom w Nowym Jorku ? Jak otrzymać zlecenie na prowadzenie jakiejkolwiek sprawy, skoro wiadomo, że sądy i prokuratura podjęły także decyzję, aby nie bić się z koniem?
Te rozważania, doprowadziły Romana G. do konstatacji, że jedynym sposobem na życie w III RP będzie przyłączenie się do grupy bojowników o pokój, realizujących „politykę miłości” Donalda Tuska. Wzorem dla mecenasa Romana G. stał się zaprawiony w bojach u boku mudżahedinów Radosław Sikorski - minister obrony narodowej w latach 2005–2007 w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego.
Mecenas G. wiedział, że Radek Sikorski zaskarbił sobie zaufanie Donalda Tuska, mówiąc na tydzień przed wyborami w 2007 roku: - Jeszcze jedna bitwa, dorżniemy watahy. Donku, panie marszałku, liczymy na pana w poniedziałek - mówił z wojskowym zacięciem były szef MON Radosław Sikorski. Sikorski miał też radę dla ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego: - Najlepsze, co może pan zrobić to dla kraju, to się hospitalizować na najbliższe kilka dni – stwierdził ustami pełnymi miłości zaufany mudżahedinów.
Mecenas Roman G. postanowił więc już w powyborczy poniedziałek, że przyłączy się do watah Radka Sikorskiego. Jak postanowił, tak i uczynił, zgłaszając się na ochotnika do postępowych mediów, tj. do TVN z ofertą wywiadu na temat gehenny, jaką przeżył w okresie, gdy był wice-premierem w rządzie PIS-u. Okazało się, że Roman G. był przez ten cały czas osobą prześladowaną, poniżaną a nawet zmuszaną do działań, które nawet w głowie konia by się nie pomieściły. Wprawdzie Roman G. nie wskazał na konkretne prześladowania, ale już samo zgłoszenie się na ochotnika do akcji dorzynania watah pisowskich, sprawiło na salonie dobre wrażenie.
Kolejne występy telewizyjne Romana G. – dorównujące już swoim poziomem do występów kabaretowych Stefana Niesiołowskiego – musiały dotrzeć do samego premiera i co oczywiste - do mudżahedina Sikorskiego, który w międzyczasie ( z woli Donalda) objął swym władaniem Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Sikorski, by nie stracić zaufania swego pryncypała, dorżnął tam wszystko, co mogło kojarzyć się z PIS-em. W tym wszystkie umowy i ustalenia, min. w sprawie tarczy anty-rakietowej…
Nie trzeba było więc długo czekać na pierwsze zlecenie, które dotarło do skromnej kancelarii głodującego mecenasa Romana G. Było to zlecenie od…. samego Radka Sikorskiego, głównego orędownika „polityki miłości” , który w niecny sposób został zaatakowany przez internautów na łamach „Faktu” i „Pulsu Biznesu”, a następnie we „Wprost” i w „Rzeczpospolitej”. I w ten właśnie sposób mecenas Roman G. stał się adwokatem męża pani Applebaum – równocześnie stając na czele ariergardy bojowników o pokój w ramach „polityki miłości” Donalda Tuska. Kolejne zlecenia posypały się, jak z rękawa, odwzajemniane przez Romana G. na falach eteru i w jego wywiadach na temat reżimu Kaczyńskiego, którym Roman G. zawsze się brzydził.
Nic więc dziwnego, że Roman G. stał się wkrótce częścią establiszmendu III RP, a sam premier mógł już zaufać Romanowi G., który jako neofita „polityki miłości” Donalda – nie tylko zaprzestał bić się z koniem, czyli z Platformą Obywatelską – lecz stał się jej wiernym wyznawcą. Dlatego, w tej trudnej sytuacji dla PO – gdy podstępne pisowskie watahy usiłują wykorzystać aferę z Amber Gold dla swych partykularnych celów – Donald Tusk zmuszony został do rzucenia Romana G. na front walki o prawdę w sprawie Amber Gold. Mizerne bowiem okazały się rezultaty występów ałtorytetów PO w osobach Olszewski, Niesiołowski czy Halicki, którzy poza zagłuszaniem przeciwników w trakcie programów telewizyjnych nie wykazali się niczym szczególnym. Nie pomógł też człowiek nowego typu, czyli Neumann, zwalając winę na prokuraturę – nota bene uniezależnioną przez Donalda Tuska.
W tej sytuacji, neofita „polityki miłości” stał się dla Tuska orężem, w celu przykrycia afery Amber Gold, patriarchą Cyrylem… Wykorzystując wizytę patriarchy Cyryla w Polsce, neofita Roman G. mógł zaatakować całą prawicę za to, że – wbrew Cyrylowi - nie uznaje ona III RP za kraj całkowicie niepodległy – zwłaszcza zaś niepodległy wobec imperium rosyjskiego, mówiąc: "Jeśli Cyryl przychodzi i mówi: przyjeżdżam do kraju Europy Zachodniej, to to oznacza, że jedna z najważniejszych osób w Rosji, zwierzchnik Kościoła prawosławnego, uznaje Polskę za kraj znajdujący się poza imperium”. Już te słowa Roman G. sprawiają wrażenie, jakby go koń kopnął i to w samo czoło. Dzisiejsza Polska ma bowiem tyle wspólnego z Europą Zachodnią, co Warszawa z Londynem...
Dalsza część wypowiedzi Romana G. ten fakt nie tylko potwierdza, ale i wskazuje, że w rezultacie kopnięcia przez konia, Roman G. najpierw zaczął bredzić, a potem prorokować, wskazując na konieczność skierowania naszej wiary nie na Boga Wszechmogącego i Jezusa Chrystusa, ale na Cyryla i na całą Ruś. Kopnięty w czoło Roman G. dodał bowiem, że odcięcie Kościoła od "religii smoleńskiej" przyszło nieoczekiwanie, przy okazji przyjazdu patriarchy Moskwy i całej Rusi. - Okazało się, że Kościół katolicki ma inne cele niż PiS i jak PiS przeszkadza i szarpie za nogawkę, to po prostu siekierą nogawkę odetnie. Szczekający piesek pisowski, który szarpał za tę nogawkę, żeby noga nie poszła na wschód, został z kawałkiem szmaty…
Zgodnie z proroctwem kopniętego w czoło Romana G., naszym nowym, postępowym celem duchowym - nie jest zbawienie przez Jezusa Chrystusa, lecz zbawienie przez Cyryla i co oczywiste, zbawienia nie dostąpią szczekające pieski pisowskie. Kopnięty przez konia mecenas Roman G. daje jednak w swym proroctwie nadzieję na zbawienie tym wszystkim, którzy nie wyrzekli się Rusi w czasach III RP – często – służąc jej do dziś wiernie. Prorokujący mecenas Roman G. przewiduje bowiem, że Kościół katolicki siekierą nogawkę odetnie i pójdzie za głosem Cyryla – na wschód - ku zbawieniu…
Aż strach pomyśleć, co kopnięty przez konia mecenas Roman G. jeszcze nam wyprorokuje na łamach postępowych mediów III RP w ramach przykrywania afery Amber Gold, a przy okazji – w ramach nieustającej akcji dorzynania pisowskich watach i ich szczekających piesków - czego Roman G. stał się wiernym orędownikiem…
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2432 odsłony
Komentarze
Niestety...
21 Sierpnia, 2012 - 00:18
..."słuszny wzrost" i inne mogą być objawem choroby, oczywiście, mogę się mylić, p.t. "akromegalia". Pewna niespójność może być wytłumaczalna, należy współczuć...Druga, zaś, możliwość, krzyżówka papugi i konia, który mówi( Mr. Ed), nie wróży nic dobrego, ale i z tego można wysnuć wytłumaczenie postępowania...Został jeszcze dr, Jakyll i mr. Hayde, też dość zbieżne, gdyby wziąć pod uwagę skalę transformacji... I ciekawe co na to tatuś, który endectwo, podobno, pił z mlekiem matki...Jedno jest pewne, o wielu podobnych "kwiatuszkach" jeszcze nie wiemy, ale na pewno skala bezideowości jest porażąjąca, pomijając ew.bardzo hipotetyczne przyczyny...
mr. ED
21 Sierpnia, 2012 - 07:59
to jedyne rozwiązanie, Polski nie było i nie będzie
tak wygląda proszę wycieczki upadły polityk
21 Sierpnia, 2012 - 08:05
Przykład byłego polityka zwanego potocznie koniem ilustruje, jak łatwo słabego człowieka sponiewierać i doprowadzić do stanu ludzkiej szmaty. Na nic dotychczasowe poglądy, droga politycznego działania, czy rodzinne tradycje. Z takich osobników łatwo wyodrębnić obozowych funkcjonariuszy, volksdojczów, a gdyby zaszła taka potrzeba to i chętnych do noszenia chińskiego warkoczyka. Człowiek który za punkt honoru (?) obrał drogę zemsty, nie jest godzien poważnego traktowania, by będąc z nim twarzą w twarz(?) nie splunąć mu prosto w oczy. To nie koń, a nawet nie muł. To frankeinstein. Ulepiony z czegokolwiek. Z dodatkiem kupy zamiast mózgu.
popieprzyłeś sobie
21 Sierpnia, 2012 - 08:11
on ma się dobrze i nic z tego nie wynika, Polski już nie ma.
Wschodni prawoskret
21 Sierpnia, 2012 - 08:10
Nie wiem dlaczego Wielki marsz 11 Listopada-Swieto Niepodleglosci organizowala skrajna prawica min LPR odcinajaca sie potem z przestrachem od kiboli po slawetnych zamieszkach?
Czy nie ma w Polsce zadnego stowarzyszenia,grupy ludzi mogacych zorganizowac marsz obywatelski a nie sped ORN owcow i autentycznych milosnikow Adolfa Hitlera z Blood and Honour?
Wydawac by sie moglo ze sukces skrajna porawica bedzie mogla powtorzyc tego roku ale we wszystko jak zwykle wmieszal sie nasz Wodz Prezydent i ta ubiegloroczna zawierucha dala mu atut w postaci zorganizowania jednego marsz pod patronatem Komorowskiego.Przypadek?Prowokacja?A moze skrajna prawica taka dostala role?
.Pan "kon" Giertych wcale nie oszalal zmieniajac tektyke.On reprezentuje opcje na wschod jak i cala skrajna prawica miluje i fascynuje sie rosyjska skrajna prawica czy np serbskim nacjonalizmem.Dla LPR u PO jest tylko kluczek do swoich politycznych celow a dla Giertych jak widac do celow ekonomicznych.
Kosciol swoim zachowaniem ukazuje ze jest zupelnie oderwany od spoleczenstwa.Ciekawe jak dlugo to zniesie..
Roman G. brzmi jak Gazeta G.
21 Sierpnia, 2012 - 08:56
Czyli takie śmierdzące G. Biedny jest i zagubiony, bo w moich oczach każdy zaprzaniec jest biednych. Zaprzeć się swoich poglądów to bardzo bolesne i w tym kontekście uważam go za biednego. Pod jednym wszak warunkiem. Ano takim, że wcześniejsze poglądy Pana G. były poglądami prawdziwymi... I tu zaczynam mieć wątpliwości.
Kriss66
Kriss66
Pamiętam jak dziś nagłówki portali z 9 kwietnia 2010 r.
21 Sierpnia, 2012 - 17:59
"Giertych: To koniec Lecha Kaczyńskiego"... Co się stało następnego poranka, wszyscy wiemy.
Ta kanalia nie przestała szkalować dobrego imienia śp. Prezydenta nawet zaraz po jego śmierci.
"Nasze miejsce po stronie odwagi bezbronnej" - Jan Pietrzak
Ostatniego Roman-show
21 Sierpnia, 2012 - 18:15
nie oglądałam. Przełączyłam kanał jak tylko go zobaczyłam.
A co on jeszcze nam wyprorokuje? To, co będą mu kazali. Po prostu.
Szpilka
O ile mni pamiec nie myli
21 Sierpnia, 2012 - 20:11
to ten glodujacy na pierwszy rzut skoczyl do gardla bimbrownikowi z Bilgoraja, reprezentujac byla zone (bilgorajczyka, oczywizda) w wojnie rozwodowo-majatkowej.