Chiny są OK

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Kraj


Tak jak Ministerstwo Edukacji Narodowej można przemianować na ministerstwo ciemnoty narodowej, tak i ministerstwo kierowane przez Zdrojewskiego ma coraz mniej wspólnego z tym, co sugeruje jego nazwa. Plany całkowitej pacyfikacji swobody wypowiedzi w Sieci można porównać najwyżej z chińskimi tradycjami kontrolowania Internetu, choć, jak się można domyślić, ministerialni eksperci nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa w kwestii naszej wolności. Kto zresztą powiedział, że wolność dotycząca wypowiadania się i publikowania jest dana raz na zawsze? Dana jest tylko tym, którzy na wolność zasługują.

Analogicznie też restrykcje dotyczące „łamania przepisów prasowych” będą obejmować wyłącznie tych, co będą wytypowani przez „życzliwych” do rugowania z przestrzeni publicznej i do podlegania rozmaitym karom. Ci zaś, którzy będą się wsłuchiwać w mądrość etapu, nie tylko będą mogli swobodnie się wypowiadać, ale i zachwalać wolność słowa, tak jak podejrzewam potrafią ją zachwalać reżimowi artyści w Chinach czy jak kiedyś robiono to na scenach i uczelniach bloku sowieckiego. Ciekawe, swoją drogą, czy domeny uruchamiane za granicą, też będą musiały być rejestrowane w polskich sądach, wtedy bowiem pomysł polskiego „ministerstwa kultury i dziedzictwa narodowego” będzie rozwiązaniem ogólnoświatowym i trzeba go będzie koniecznie opatentować.

Taka rejestracja, jeśli chcemy podejść do niej poważnie, a w to nie wątpię, bo mamy poważny rząd ciemniaków, powinna być dokonywana osobiście wraz ze złożeniem referencji od trójki osiedlowej (sposób prowadzenia się osoby zakładającej stronę, np. bloga), poświadczenia o niekaralności, zaświadczenia o zarobkach (biedak nie powinien prowadzić żadnej strony, tylko wziąć się do roboty) i niezaleganiu z długami (dłużnik powinien znaleźć pieniądze na spłatę zaciągniętych zobowiązań, a nie bawić się w blogowanie i psucie ludziom krwi w Sieci) itd. Długą i dokładną listę załączników do pozwolenia o publikowanie eksperci ministerialni powinni ustalić po to, by w przypadku niezłożenia stosownego dokumentu, prośba o zezwolenie na wypowiadanie się nie podlegała rozpatrzeniu (taki petent przy okazji mógłby być obciążony karą grzywny za zawracanie urzędnikom gitary), jednakże niezbędne wydaje się dołączenie obszernego wyjaśnienia (najlepiej odręcznie na papierze kancelaryjnym), po jaką cholerę dany obywatel chce cokolwiek w Sieci publikować, skoro jest tyle ciekawych gazet codziennych, tygodników, tyle jest interesujących programów radiowych i telewizyjnych, wreszcie – tyle jest ciekawych stron internetowych, typu gazeta.pl, trybuna.com.pl, polityka.pl, lewica.pl, sld.org.pl itp. Petent więc powinien obszernie wyjaśnić, co mu się nie podoba w istniejących publikacjach prasowych, radiowych, telewizyjnych i internetowych (oczywiście za niekonstruktywną krytykę jego prośba o pozwolenie na publikowanie powinna ulegać unieważnieniu) albo też czego mu brakuje w tychże publikacjach i w jakim obszarze chciałby te publikacje uzupełnić. Tak więc jedynym sensownym rozwiązaniem wydaje się zezwalanie wyłącznie na te publikacje, które nie dublują pod względem treści już istniejących środków przekazu. Nie ma więc potrzeby na uruchamianie np. blogów w sytuacji, gdy blogi prowadzą dziennikarze „GW” czy redaktorzy „Polityki”. Jeśli ktoś interesuje się blogowaniem, niech poczyta B. Węglarczyka czy A. Szostkiewicza. Nie ma też najmniejszej potrzeby, by zakładać jakieś portale informacyjne, skoro istnieje tyle profesjonalnych stron, gdzie są świeże i zawsze prawdziwe doniesienia, jak choćby wspomniane wyżej gazeta.pl czy tvn24.pl. Jeśli ktoś chce już coś wydawać w Sieci, niech to będzie coś oryginalnego, coś czego jeszcze urzędnik z komisji weryfikacyjnej nie widział.

Istnienie takiej komisji w „ministerstwie kultury” jest niezbędne – z tego powodu, że polskie sądy i tak są zawalone robotą, z którą się nie wyrabiają (niedługo zresztą rolę sądów przejmie po prostu mafia), że nie ma co im dodawać biedy, tak więc najlepiej, żeby pozwolenia na wypowiadanie się wydawała jakaś grupa ekspertów wyznaczonych przez „ministra kultury”. Jacy to powinni być eksperci? Oczywiście, profesjonaliści. Przede wszystkim zatrudnieni kiedyś w takim urzędzie przy ul. Mysiej. Czytali oni mnóstwo tekstów, wobec tego wiedzą, co może być oryginalne i potrzebne w Sieci, a co nie. Poza tym profesjonalistami są ci, co wydają profesjonalne gazety lub czasopisma, a więc naczelny tygodnika „NIE”, długoletni naczelny „GW”, naczelny „Trybuny”, dziennikarze Polskiego Radia pracujący od lat 70. i 80. etc. - oczywiście chodzi o to, by zebrać komisję weryfikacyjną, która byłaby pluralistyczna światopoglądowo. Z czasem można by rozszerzyć zakres obowiązków takiej komisji – tzn. nie powinna ona wydawać zezwoleń wyłącznie jeśli chodzi o publikowanie w Sieci, ale o wypowiadanie się w ogóle. Mówią, że od przybytku głowa nie boli, ale przecież im więcej osób gada, tym mniej się człowiek orientuje, o co chodzi. Czy dajmy na to jakiś zwykły burak z ulicy ma tyle do powiedzenia, co np. Adam M.? (Nie mam na myśli Mickiewicza, żeby było jasne). Na pewno nie. No więc można by wydawać zezwolenia na wypowiadanie się publiczne, jeśli ktokolwiek ma coś oryginalnego do dodania w stosunku do tego, co już powiedział Adam M. czy inni zawodowcy. Oczywiście, tu również należałoby złożyć stosowne załączniki oraz wykazać, w jakim obszarze chciałoby się uzupełnić to, co już powiedzieli profesjonaliści. Po co bowiem otwierać paszczękę po próżnicy?

Idąc tym tropem należałoby, rzecz jasna, powołać komisję weryfikującą potrzeby obywateli dotyczące demonstrowania. Chcesz wyłazić na ulicę i zdzierać gardło? Najpierw udowodnij, że masz coś oryginalnego do powiedzenia i że może to zainteresować innych obywateli. Jeśli nie masz, weź się do roboty (tu komisja weryfikacyjna wskazywałaby, jakimi pracami może taki petent się zająć). Należałoby jednak zająć się też takim domowym wypowiadaniem się. Nie od dziś wiadomo, że niektórzy, co bardziej zawzięci, pisują coś sobie prywatnie i potem innym to pokazują – tak zupełnie bez żadnej komisyjnej weryfikacji. Jeśli napisałeś se coś na komputerze, zanieś se wydruk do osiedlowej komisji weryfikacyjnej (lokalnej komórki ministerialnej komisji ogólnej; komórka lokalna składałaby się z mężów zaufania – np. dawnego ormowca, byłego przewodniczącego rady narodowej, koniecznie kogoś ze ZBoWiD-u oraz jakiegoś młodego, wykształconego na publikacjach Ministerstwa Prawdy, politruka), a tam ci powiedzą, czy warto to ludziom pokazywać, czy może lepiej napisać coś ciekawszego (komisja podpowie co i o czym). Samowolę w tej materii można by ograniczać poprzez wprowadzenie zezwoleń na posiadanie komputerów osobistych i reglamentację papieru do wydruków. Chcesz korzystać z komputera? Udowodnij, że będziesz go wykorzystywał do czegoś sensownego, a nie do jakiegoś ględzenia na tematy, na których się nie znasz, lub które inni omawiają lepiej i to od wielu lat. Takie rozwiązanie byłoby bardzo ekologiczne – zniknąłby problem elektrośmieci oraz wycinania lasów amazońskich. Najlepiej jednak, by już na poziomie szkoły średniej (no bo wcześniej nie ma co dzieci i młodzieży dopuszczać do głosu) odpowiednie gremia kwalifikowały, kto się pod względem ideowym nadaje do zabierania głosu, a kto nie. W wielu szkołach jeszcze pracują byli szefowie podstawowej organizacji partyjnej, wystarczy ich więc zaktywizować i z ich pomocą (oraz poprzez wywiad środowiskowy) dokonać zdrowej selekcji. W ten sposób polskie „ministerstwo kultury” otrzymałoby od razu wykaz potencjalnych petentów w kwestii swobodnego wypowiadania się. Przy naprawdę zdrowej selekcji, wielu z nich mogłoby się twórczo włączyć w przebudowę kraju.

http://www.tvn24.pl/-1,1605480,0,1,rzad-skomplikuje-zycie-internautom,wiadomosc.html

Brak głosów

Komentarze

Żadnej komisji w Ministerstwie nie będzie. Będzie natomiast kolejny bzdurny przepis, którego nikt nie będzie stosował na co dzień, ale który może być faktycznie wykorzystywany do pacyfikowania tych, co się komuś nie podobają. Nie trzeba daleko szukać: lokalni bonzowie trzymający łapę na prasie lokalnej będą pozywali lokalne serwisy internetowe. Tak na początek; precedens już jest.

A sędziów mamy takich, że śpiewanie ulubionego przeboju potraktowali by jako odtwarzanie utworu bez tantiemu.

Vote up!
0
Vote down!
0
#23416

W ogóle ta regulacja jest precedensem do ograniczania wolności sieci.

To chyba ostatnia nieregulowana wolność jaka nam pozostała w eurokołchozie. I jej czas również powoli się kończy.

Vote up!
0
Vote down!
0
#23417

To chyba żadna głupota, tylko poligon doświadczalny. Nie wierzę, że chodzi tylko o haki na wytypowane osoby - to można robić już dziś.Jaki problem podesłać komuś pedofilskie zdjęcie czy zastosować ten przepis prasowy. To wstęp do uwalenia netu w całości i wszędzie.

Vote up!
0
Vote down!
0
#23446

Dokładnie. Taktyka małych kroczków i buta w drzwiach.

Vote up!
0
Vote down!
0
#23451

Oświeconą dyktaturę wprowadza się małymi kroczkami, przy zagłuszających oklaskach tłumów.
Pozdro.

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".

#23460