Szkolna pułapka, część 2

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Dyrektor szkoły od rana był w radosnym nastroju.
- Nowy semestr się zaczął, proszę państwa! Nowy semestr! - powtarzał w kółko i energicznie zacierał ręce.
- Z czego się pan cieszy? - spytała osłupiała pani od niemieckiego w imieniu nie mniej osłupiałego grona pedagogicznego. - Znowu się zacznie to użeranie z dzieciakami...
- Jak to z czego?! - pan dyrektor wzniósł ręce ku górze. - Czy wy niczego nie rozumiecie?! Naprawdę!? Czy nie rozumiecie, że to ostatni semestr naszej udręki z tą bandą bezczelnych szczeniaków, jaką jest szósta a?!
- A...! - zawołała pani od niemieckiego. - O tym nie pomyślałam!
- Byłem tego pewien... Uwaga, koleżanki i koledzy! Wydaję wam polecenie służbowe! Trzeba być wobec nich łagodnym i pobłażliwym! Oceny zawyżać! Wszyscy, powtarzam, wszyscy muszą skończyć szóstą klasę i wynieść się z tej szkoły raz na zawsze! Do księdza katechety też to mówię! A dni nasze znów będą szczęśliwe i beztroskie, bez tych kretyńskich, podchwytliwych zagrywek szóstej a!
I całemu gronu zaczęła się udzielać radość pana dyrektora. Tylko dwie osoby robiły się coraz bardziej ponure. Były to: pani pedagog i pani wicedyrektor. Tak się złożyło, że razem wychodziły z pokoju nauczycielskiego.
- Nie cieszy się pani? - zagadnęła pani pedagog widząc posępne oblicze pani wicedyrektor.
- Nie. Ja jeszcze muszę się na nich zemścić - odparła cicho pani wicedyrektor. Pani pedagog podskoczyła niczym ukłuta szpilką.
- Ja też się muszę zemścić!
- Ja pierwsza!
- Jeszcze zobaczymy!
Obie panie wróciły wieczorem do swoich mieszkań i zaczęły knuć. Ale każda na swój sposób.
Pani pedagog po odświeżającej kąpieli z trudem wbiła swoje apetyczne krągłości w podomkę w lamparcie cętki, rozłożyła się wygodnie na łóżku i zajadając czekoladki wpatrywała się drapieżnym wzrokiem w fotografię szóstej a. Natomiast pani wicedyrektor ustawiła na kuchennym stole owoc pracy wielu nieprzespanych nocy: makietę klasy szóstej a, gdzie każdy ludzik siedzący w odpowiednim miejscu symbolizował konkretnego ucznia. Pani wicedyrektor, ubrana w domowy mundur, krążyła wokół stołu oglądając klasę z różnych kątów i uderzała w lewą dłoń trzymaną w prawej dłoni linijką.
Zadziwiające było to, że obie doszły do podobnych wniosków. Że trzon oporu, źródło wszelkiego zła, redukuje się do trzech osób.
- Hiobowski, Gruby Maciek i okularnik - szepnęła pani pedagog i nadgryzła kolejną czekoladkę.
- Hiobowski, Gruby Maciek i okularnik - wycedziła pani wicedyrektor i klasnęła linijką w dłoń.
Lecz jak ugryźć ten problem? Jak rozbić takie trio? Dla obu pań sprawa przedstawiała się tak samo. Należało wybrać najsłabszy element i odłamać go od reszty. Jak kawałek czekoladki. Jak kawałek linijki. Łukaszek Hiobowski nie wchodził oczywiście w rachubę. W mniemaniu obu pań to on był najsilniejszym ogniwem, nawet w pojedynkę był niebezpiecznym przeciwnikiem. Poza tym frontalny atak był jakiś taki... prostacki. Jakiś taki... męski. Nie, trzeba było atakować z flanki. Tylko z której?
Pani pedagog przymrużyła oczy i wpatrzyła się uważnie w popaćkaną czekoladą fotografię. Ależ tak! Był przecież uczeń, który ją zaczepiał, zwracał na nią uwagę, któremu wpadła w oko, który czerwienił się, kiedy przypadkowo na siebie wpadali, który wodził za nią wzrokiem. Zachichotała i pstryknęła fotografię w miejscu gdzie była twarz okularnika.
- Podobam mu się - zachichotała. - Jesteś mój!
I zadowolona przekręciła się na brzuch, dokładnie na to miejsce, gdzie postawiła talerz z czekoladkami.
W tym czasie pani wicedyrektor krążyła wokół stołu w drugą stronę, ale nadal klepała linijką w dłoń i wpatrywała się w swoją makietę. Skoro Łukaszek odpadał to kto? Okularnik? Zbyt nerwowy, histeryczny, przesadzony. Typowy dzieciak z ADHD. Trudny do kontrolowania, okiełznania. Ależ tak! Był przecież uczeń, który w ich towarzystwie śmiał się głośno, robił to co oni, rozrabiał... Ale kiedy był sam to cichł, był wyciszony, małomówny. Mocny tylko w grupie. I na pewno ma kompleksy na tle swojego wyglądu.
- Złamię cię, ty tchórzu - rzekła pani wicedyrektor do figurki Grubego Maćka i z całej siły machnęła linijką.
- Auć!!!

Brak głosów

Komentarze

Pani pedagog,to Mata Hari z domu,po mężu Sun-Tsy...
Pani wicedyrektor,to von Bismarck z domu,Kutuzow po mężu...

Jak UE,to UE...tylko ten Sun-Tsy...ale oni wykupią całą UE
to będzie poprawne politycznie.
PS.Dajesz czadu Marcin :-)

Vote up!
0
Vote down!
0
#230876

Został tylko jeden semestr... Trzeba podkręcić tempo :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#231099

A to jest dopiero szkoła życia (i przeżycia)...

Vote up!
0
Vote down!
0

kasianna

#233684