Bez historii.
(refleksje na marginesie lektury)
Jestem właśnie w trakcie lektury książki „Tobruk” Australijczyka Petera Fitzsimonsa. Czytam tę ciekawie napisaną rzecz o udziale australijskich żołnierzy w jednej z najsłynniejszych bitew II wojny światowej i mimowolnie gryzę palce z zazdrości. Dlaczego? Ano dlatego, że nie przypominam sobie, bym w ostatnich latach natrafił na podobną książkę polskiego autorstwa, która w obszerny, lecz zarazem przystępny sposób opisywałaby nasz udział w wojennym wysiłku, czy inne polskie dokonania mające wpływ na historię najnowszą. Jeżeli już, to musieliśmy czekać, aż łaskawie docenią i opiszą nas obcokrajowcy.
Przykłady? Proszę bardzo: „Powstanie ‘44” – Norman Davies (Walijczyk, co z tego, ze niemal „spolonizowany”); „Marsz czarnych diabłów” wyd. 2006 (o dywizji pancernej gen. Maczka) – Evan McGilvray (Szkot); „Monte Cassino” wyd. 2005 - Matthew Parker (Anglik); “Sprawa honoru”(o Dywizjonie 303) wyd. 2004 - Lynne Olson i Stanley Cloud (Amerykanie). Zapewne jest tego więcej – tu przytoczyłem tylko to, co ostatnio wpadło mi w ręce.
Z innych, popkulturowych, działek – utwór o bitwie nad Wizną musiała nagrać szwedzka kapela Sabaton… My, po dwudziestu latach „niepodległości” (piszę w cudzysłowie, bo co to za niepodległość bez historii), doczekaliśmy się scenariusza - niedoróbki o Westerplatte, gdzie żołnierze chleją i odlewają się na portrety sanacyjnych przywódców. Dopiero teraz powstały filmy o Katyniu, Popiełuszce, czy generale „Nilu” – nie mające zresztą szans na zagraniczną promocję (nawet nominowany do Oscara „Katyń” jest wyświetlany okazjonalnie i nie wszedł w USA do kinowej dystrybucji). Inne produkcje (choćby o Monte Cassino), jakimś dziwnym trafem nie mogą ruszyć z miejsca.
Wracając do książek Wszystkie wspomniane wyżej tytuły łączy jedno: nie są to napisane hermetycznym językiem stricte naukowe „cegły”, lecz pisana często przez dziennikarzy popularna literatura faktu, przyswajalna dla przeciętnego czytelnika. A gdzie nasi dziennikarze? Gdzie popularyzatorska monografia np. 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej gen. Sosabowskiego? Taka na 400 – 500 stron? (tyle mniej więcej liczą sobie przytaczane tu pozycje). I, dodajmy, mogąca liczyć na zagraniczną promocję?
Nie ma szans. Niemal 20 lat uprawianej systematycznie przez Salon anty – polityki historycznej skutecznie wypleniło zainteresowanie tematyką historyczną zarówno wśród potencjalnych autorów (roboty co niemiara, splendor w oczach Parnasiarzy – żaden), jak i wydawców („to się, panie, nie sprzeda…”). Ponadto, na ewentualnego śmiałka dodatkowo posypały by się gromy „zawodowych” uniwersyteckich historyków, sprowadzające się do zarzutu, że książka nie jest naukową monografią. „Zostawmy historię historykom!” – to hasło zdominowało publiczną debatę na długie lata. I, faktycznie, zostawiono – a historycy nic z tą pozostawioną im historią, w sensie „dotarcia pod strzechy”, nie zrobili. Bo, trzeba dodać – „zniżenie się” do uproszczonej, siłą rzeczy, popularyzacji, to w naszym akademickim światku niemal automatyczna „śmierć zawodowa” („- Aaa, to ten popularyzator/beletrysta” – tu pełen wyższości uśmieszek i… pozamiatane).
Co mamy dzisiaj? Muzeum Powstania Warszawskiego, interpretacje powstańczych piosenek w wykonaniu Lao Che… coś jeszcze? Na pewno nic, co było by dostrzegalne w oczach świata. Acha, mamy jeszcze drwiny z polityki historycznej, która jakoby miała nas antagonizować z Europą. Przodują w tych drwinach różne współczesne Telimeny (w myśl kwestii „co świat powie na to?”), dla których liczy się jedynie łaskawe przyjęcie na Petersburskich (obecnie - Brukselskich) salonach.
Dlatego na takie książki jak „Tobruk” Fitzsimonsa z szansami na masowe, zagraniczne edycje przyjdzie nam jeszcze baaardzo długo poczekać.
Obyśmy dożyli.
Gadający Grzyb
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2088 odsłon
Komentarze
Re: Bez historii.
22 Kwietnia, 2009 - 22:22
Lao Che nie grało "interpretacj powstańczych piosenek" tylko materiał autorski poświęcony powstaniu, to dość duża różnica
Budyń
22 Kwietnia, 2009 - 22:47
wydawało mi sie, że piosenki powstańcze też - na koncertach, ale nie będę się spierał.
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
Re: Bez historii.
22 Kwietnia, 2009 - 22:27
Czy trzeba szukać kina historycznego? Kurcze, na kino gatunkowe jest kupa inspiracji w naszym kraju, przecież Japończyk Mamoru Oshi zainspirował się bezrobociem (!) i Krakowem do zrobienia filmu science-fiction o ludziach uciekających przed beznadzieją w wirtualnej rzeczywistości ("Avalon" z Foremniak w roli głównej).
A ktoś z Polaków zainteresował się taką tematyką? Lepiej robić tandetnego "Wiedźmina" i "komedie sensacyjne"...
Doktor No
22 Kwietnia, 2009 - 22:54
Kino historyczne jednak by się przydało. Dobra batalistyka przemawia do widza (Monte Cassino, miał być tez film o odsieczy wiedeńskiej na podstawie "Victorii" Harasimowicza). Co do Mamoru Oshii - "slumsy" z Avalonu nagrywał chyba we Wrocławiu... Nigdzie indziej nie mógł znaleźć plenerów do "zdegradowanego świata przyszłości"...
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
Re: Doktor No
22 Kwietnia, 2009 - 23:02
Właśnie - Wrocław! :)
Poza tym Oshii lubi się w szukaniu egzotyki, np. w "Ghost in the Shell" inspirował się Hong-Kongiem, mimo iż akcja rozgrywała się w futurystycznej Japonii. A tu masz: egzotyką zapachniała mu Polska. :)
Re: Doktor No
22 Kwietnia, 2009 - 23:18
O popkulturze można wiele powiedzieć, ale pamiętajmy, że jest ona poglebiem kultury wysokiej. Zresztą ekranizacja "Trylogii" to w sumie popkultura. ;)
RA Ziemkiewicz napisał raz ( ;) ), że popkultura to taki dobry masaż dla mas. Amerykanie rozkosznie masują się "Królestwem" czy "Black Hawk Down" celebrując heroizm i poświęcenie "swoich chłopaków" i odreagowując tragiczne wydarzenia.
Ja Wajdzie jednego nie mogę darować. Że w Katyniu nie umieścił dodatkowo JEDNEJ JEDYNEJ SCENY której temu filmowi braku: tj. takiej, w której po latach widać, jak pomordowani w Katyniu są wreszcie pochowani jak trzeba, a prawda o zbrodni i jej rzeczywistych sprawcach wyszła na jaw. Takiego łącznika akcji filmu z współczesnością mi brakowało!!
Dla porównania zobaczcie zakończenie i początek "Szeregowca Ryana".
Popkultura
22 Kwietnia, 2009 - 23:45
kształtuje masową świadomość - dlatego promowanie naszej historii w przystępny, popkulturowy sposób jest tak istotne - zarówno na "rynku wewnętrznym", jak i na eksport. Filmowi Wajdy można zarzucić parę rzeczy, ale była to szansa na zaistnienie Polski w międzynarodowej "bitwie o pamięć". Ci, którzy zawalili promocję i nie przewalczyli wejscia filmu do regularnej kinowej dystrybucji w USA, nie obudowali tego promocyjnymi wydawnictwami, książkami itp - do nich miałbym większe pretensje. Efekt jest taki, ze ci nieliczni Amerykanie, którzy film widzieli (pisał o tym chyba RAZ) sądzą, że przedstawia... wydarzenia fikcyjne!
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
Grzybie! To prawda, że istnieją doskonałe książki o naszej ...
22 Kwietnia, 2009 - 22:29
historii, pisane przez obcokrajowców. O Monte Cassino napisał jednak pomnikowe dzieło Melchior Wańkowicz. Czyż nie?
------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"
Dixi
22 Kwietnia, 2009 - 22:57
Racja, tylko kiedy? W latach 50-tych? Mnie chodziło o polskie pozycje popularyzatorskie powstałe po '89 - a tu, niestety, posucha...
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
Bez historii
22 Kwietnia, 2009 - 23:41
Leży przede mną dwutomowe dzieło Polskie fronty 1918 - 1945
Ksiżka napisana przez jednego człowieka!
Jest nim nie żyjący już dr Apoloniusz Zawilski wydał ją w roku 1996. Zbierał materiały do tego dzieła i pisał kilkadziesiąt lat. (ok.1300 stron). Przez ostatnie kilka lat szukał wydawcy i pieniędzy na wydanie.
Nie wiem w jakim nakładzie została wydana, ale w internecie już trudno dostępna.
Z historycznymi dziełami to nie jest brak autorów - czy czytelników. To brak wydawców z pieniędzmi na "misję". Opowiadanie o tym jak trudno jest zainteresować kogoś taką książką zabrałoby sporo miejsca.
AW
Ano wlaśnie,
22 Kwietnia, 2009 - 23:51
wspomniałem o tym w tekście - o argumentacji wydawców typu "bo to się, panie, nie sprzeda". A do tego koszta promocji, bez której nawet najlepsza książka pozostanie pozycją niszową... Mnie zaś chodzi o zdobycie masowego czytelnika, tak jak potrafią to z literaturą faktu zrobić na Zachodzie.
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb
GG, przeczytaj J. Siedlecka"Kryptonim <Liryka>" a ten" fenomem"
23 Kwietnia, 2009 - 19:02
zrozumiesz!, dlaczego nie ma dobrych książek i dobrych filmów o naszych heroicznych czasach!
pzdr
antysalon