Krytyka filmów Stanisława Barei

Obrazek użytkownika coryllus
Kraj

Calude Levi-Strauss opisuje żyjące w południowej Brazylii na pograniczu z Paragwajem plemię Indian, o osobliwych przekonaniach. Nędzni ci i wytatuowali ludkowie, pożerający tłuste larwy wydłubywane ze starych pni, uzbrojeni w nader prymitywne narzędzia do połowu ryb są przekonani o swojej niezwykłości i wyjątkowości. Pewność, że są kimś wybitnym, dają im przekazywane ustnie z pokolenia na pokolenie opowieści o ich nadprzyrodzonym pochodzeniu. Ktoś powie, że to nie jest odosobniony przypadek na planecie Ziemia. Fakt, nie jest, ale Indianie ci mieli kiedyś na przykład spory problem do rozwiązania. Brytyjscy etnologowie, którzy chcieli zaprezentować ich królowi Jerzemu w ramach jakichś dworskich uroczystości nie mogli skłonić wodza i jego córki do wyjazdu. Mimo, że plemię miało już styczność z białymi, nie bało się żeglugi po rzece i huku strzelb. Wódz i jego córka obawiali się, że król Jerzy może poprosić dziewczynę o rękę, co byłoby dla niej niemożliwym do zaakceptowania mezaliansem. Nie pojechali. Zostali w dżungli przekonani , że uniknęli hańby i kłopotliwych wyborów.

Z ludźmi wychowanymi w PRL jest podobnie, podobnie – podkreślam - nie tak samo, żeby mi tu jakiś mędrzec nie wyskoczył zaraz z argumentem, że dżungla i komuna to nie to samo. Tak więc obie sytuacje są podobne. Dobrze to widać na przykładzie tak zwanych kultowych filmów.

Nie wiem czy w innych krajach istnieje instytucja „kultowych filmów”, jeśli tak jest to nie spodziewam się, by do kultowych zaliczano tam filmy opiewające czas upokorzeń, małych dramatów, wciągania ludzi we współpracę z tajniakami, czas nędznego, nie heroicznego wcale dorabiania się. Czas sukcesów tak marnych, że dziś po prostu wstyd na nie patrzeć. Takie są właśnie filmy Stanisława Barei, które nazywa się u nas do dziś komediami, a ja wcale nie mam pewności czy śmieszą one dwudziestolatków. Trzeba by któregoś spytać.

Filmy te śmieszyły nas kiedyś, bo byliśmy w PRL zanurzeni po kokardę i tylko to było powodem, że przygody ludzi, którzy nie mogą mieć mieszkania uważaliśmy za zabawne. Świadomie czy nie Bareja przekonał nas, że absurd, w którym jesteśmy zanurzeni w jakiś sposób nas uszlachetnia i czyni lepszymi. Otóż nie uszlachetnia i nie czyni lepszymi. Czyni z nas jedynie ludzi, którzy uważają się za lepszych, bo mieli do czynienia z tak wyróżniającym człowieka doświadczeniem jak udział w spółdzielni mieszkaniowej za Gierka lub stanie w kolejce po papier toaletowy. Opowiadając o tym i szczycąc się tym jeszcze, dodając do tego argumenty socjologiczne, twierdząc, że Bareja coś odbrązawiał, pokazywał jakąś prawdę i mówił nam o nas samych, kreujemy się na biednych idiotów niestety. Pokazujemy jak można, w łatwy i niekosztowny sposób manipulować nami i odbierać nam godność.

Filmy Barei nie spełniają dziś żadnej innej funkcji poza tą jaką miały do spełnienia za komuny. Mają nas utwierdzać w przekonaniu, że wszechogarniająca nas bryndza jest nie do zwalczenia i będzie już zawsze, nie musimy się jednak martwić, bo dzięki niej jesteśmy ludźmi wyjątkowymi poprzez swoje wyjątkowe doświadczenia. Doświadczenia, które nie były udziałem innych, bo ci inni nie dali się w nie wmanewrować.

Do jeszcze jednej ważnej i groźnej rzeczy przekonuje nas Stanisław Bareja, mam nadzieję, że mimowolnie. Otóż udało się, mimo końcówki „Misia” i paru innych wstawek, przekonać Polaków, że największym dla nich niebezpieczeństwem nie jest utrata godności, ale popadnięcie w patos. Być może Bareja sam próbował się przed tym ratować dokręcając w swoich filmach takie sceny jak ta z ostatnich minut „Misia”, być może, ale ja tego nie wiem na pewno. Wiem za to, że dziesiątki tysięcy ludzi wielbiących jego filmy nie skupia się ani sekundy na tych scenach, powtarza za to bezmyślnie wszystkie nędzne i głupawe gagi wypełniające je od początku do końca.

Te filmy się nie zestarzały, nie dlatego, że ktoś z młodych chce je oglądać, one się nie zestarzały i ciągle są pokazywane dlatego właśnie, że potrzebne są władzy i dają jej głębokie przekonanie, że film Barei i postacie tam pokazane to my. Tym głębsze jest owo przekonanie im głośniej się na komediach Barei śmiejemy. Im mocniej podkreślamy ich wartość socjologiczną i demaskatorską. Demaskowanie nędzy i upokorzenie nie prowadzi do ich zaniku, prowadzi do ich uświęcenia i nobilitacji. Tak było za schyłkowej komuny. Zapomnieliście? Filmy Barei były i są wykorzystywane do tego by wykastrować nasze mózgi z marzeń. Byśmy do usranej śmierci zastanawiali nad tak zwanymi realiami oraz nad tym jak to nam się poprawiło od czasów kiedy towarzysz Jaruzelski wprowadził stan wojenny.

Napisał przedwczoraj w salonie24 bloger o nicku ksiądz Busoni tekst o Stanisławie Barei właśnie. Napisał, że był być może Bareja wmanewrowany w grę służb mającą przed narodem skompromitować Gierka i jego ekipę, która chciała zmiany władzy i wprowadzenia na tron Jaruzelskiego. Napisał ksiądz Busoni także, że ludzie którzy takimi manewrami zajmowali się za komuny mogli maczać swoje palce w sprawie Smoleńska. Pozwolił sobie więc na krytykę filmowca i całej sytuacji w jakieś ten filmowiec się znalazł.

Ja nie wiem jak było. Wiem jednak, że głosy oburzenia, które się podniosły, głosy nie trafiające ani w istotę tego tekstu, ani w intencje księdza Busoni, ani w samego Bareję nawet brzmią niczym ta odmowa dzikich udania się do Londynu. Nie chodzi o to czy Stanisław Bareja był wielkim artystą, nie chodzi o to, że – jak napisał nasz mistrz komunałów Freeman – tłum tańczy na grobie zasłużonego człowieka, chodzi o to w jaki sposób niejednoznaczność w jakieś nurzała ludzi schyłkowa komuna, rzutuje na przyszłość. Tak to zrozumiałem. Bo przecież nie napisał ksiądz Busoni, że Bareja była agentem odpowiedzialnym za Smoleńsk jak to się wydało dwudziestu chyba osobom.

A że owa niejednoznaczność rzutuje na przyszłość, na naszą dziś teraźniejszość nie muszę chyba nikogo przekonywać. Tak jak nie muszę przekonywać, że ołtarzyki budowane ze skrawków peerelowskiej kinematografii, kawałków spodni bistorowych, plastikowych żołnierzyków i winylowych płyt z kultową muzyką, służą jedynie skutecznemu usypianiu ludzi. I nie chrzańcie mi tu teraz, jaka to jest świetna rozrywka, bo jak ktoś skończy czterdzieści parę lat i ma dzieci to rzadko myśli o rozrywkach, a częściej o niepewnej przyszłości.

Filmy Stanisława Barei dzielą się na dwa rodzaje i to jest tak dziwne, że aż nieprawdopodobne. Artysta o znakomitym warsztacie, który potrafi zrobić agitkę, całkowicie zakłamaną i cukierkową jak „Żona dla Australijczyka”, potem dalece niekompatybilną z rzeczywistością komedyjkę we francuskim stylu pod tytułem „Poszukiwany, poszukiwana” nagle zabiera się – i co ważne dostaje na to pieniądze – za filmy demaskatorskie, za seriale o tematyce społecznej, za jakieś krzywe zwierciadła. Chyba nie chcecie mi powiedzieć, że nie było na to zgody odpowiednich czynników? Oczywiście, boje z cenzurą itp, itd, ale ja sam pamiętam jeszcze jak to Piwowski opowiadał w telewizji o swoich „bojach z cenzurą” w czasie kręcenia „Rejsu”. Jaką macie pewność, że Bareja w ogóle jakiś bój z cenzurą stoczył? Może to wszystko zostało nakręcone tak po prostu, bo takie właśnie miało być. Jaką macie pewność, że jakiś partyjny kacyk wykształcony na Zachodzi nie uznał was wszystkich za gromadę nędznych proli, którym trzeba dać trochę rozrywki, pomrugać do nich okiem, „powiedzieć im prawdę o nich samych”, żeby mieli się czym ekscytować przez najbliższe czterdzieści lat? Jaką macie pewność, że Bareja nie dostał propozycji kręcenia takich filmów i nie skorzystał z niej, próbując coś tam przemycać do treści? Ja nie ma żadnej. Stąd moja niechęć do filmów i seriali kultowych i do tak zwanych „ołtarzy kultury” w ogóle. To jest manipulacja, w dodatku długofalowa, którą większość traktuje jak rozrywkę. Dlaczego? Bo życie jest coraz trudniejsze do wytrzymania. I co? Mamy sobie tego gratulować? Mamy rozpocząć jakiś dyskusyjny panel o filmach Barei w tych okolicznościach.

I jeszcze jedno; wczoraj pod tekstem Freemana najbardziej nie podobało się dyskutującym to, że ksiądz Busoni połączył jakoś tego Bareję, zasłużonego przecież i odznaczonego ze Smoleńskiem. A ja sobie myślę, że może lepiej połączyć go z zabójstwem księdza Popiełuszki, bo to przecież i czas bliższy i realia podobne i zawsze jak już się z tej mszy wróciło do domu, albo o tych zwyrodnialcach posłuchało, co księdza zamordowali można było włączyć se telewizor i coś fajnego obejrzeć. Co nie?

Wszystkich tradycyjnie już zapraszam na swoją stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić moje książki „Baśń jak niedźwiedź. Polskie historie” , „Dzieci peerelu” oraz ostatnie egzemplarze „Pitavala prowincjonalnego” , nie są one może tak zabawne jak filmy Stanisława Barei, ale wielu czytelników może odnaleźć w nich swoje własne przygody. No i nie kierowały mną przy pisaniu żadne intencje, które nie zrodziłby się w mojej jedynie głowie. Nie musiałem także niczego w treści tych książek przemycać i do nikogo „mrugać okiem”, by zrozumiał przekaz.

Brak głosów

Komentarze

więc na S24 nie zaglądam. Co do Barei - nigdy mnie nie bawił, raczej upokarzał. Czy to był jego świadomy zamysł z poduszczenia wiadomych sił? Raczej wątpię, jako filmowiec wydawał mi się dość toporny a realizacja takich planów wymaga jednak pewnej zręczności. Być może są jakieś fakty pozwalające mu to przypisać, ale jeśli nie ma? Bo jeśli dozwolone są domysły, to każdy śmiało może sobie pofolgować, ja jednak tego bym nie robił. Mam swoje zasady... aaa już to mówiłem.. :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#168095

O tym, że filmy Barei są "kultowe" dowiedziałem się jakoś w drugiej połowie lat 80-tych, może już nawet pod koniec tychże, a to od moich kolegów i koleżanek. Jako że powoli dobijałem wtedy pełnoletniości, bardzo byłem jeszcze przywiązany do tego, czego nauczono mnie w domu rodzinnym, w tym podejścia do różnych przejawów komunistyczno-buraczanej "kultury".

Nikt mnie nigdy wcześniej nie uświadomił (a zwłaszcza, na szczęście, nie zrobili tego rodzice), że istnieją nasze rodzime kultowe produkcje, jakże odważnie demaskujące system...

Tak na marginesie, kultowy był Mad Max, czy Terminator - przynajmniej dla nas :))...

Owszem, filmy Barei gdzieś tam sobie były, wtedy w moich oczach były to takie sobie komedyjki, niewiele odbiegające klasą od słynnego "Szpitala na peryferiach" (pamiętacie??:). albo innych obrazów, którymi częstowała nas telewizja.

Po latach, na spokojnie, kiedy przybyło mi trochę rozumu - obejrzałem je jeszcze raz.

Zapewne jestem odosobniony w moich sądach - ale one mnie nie bawią. Za bardzo są chwilami prawdziwe, to raz.
Dwa, to gorzej, pokazywanie czasów komuny właśnie w taki sposób wydaje się mieć na celu pewne spłycenie kwestii.
Nie wszystko sprowadzało się wtedy groteski, do barów z łyżkami na łańcuchu...
A Bareja jakby o tych innych rzeczach zapomniał - po raz kolejny próbował widzom powiedzieć, że "Polska to taki najweselszy barak w obozie"...
Ludziom nie było, i nie żyło się wtedy zabawnie.
I o tym należałoby pamiętać.

A, powie ktoś : licentia poetica, interpretacja artystyczna, wizja...
Oczywiście, że wolno, jak najbardziej. Artysta, reżyser, zwał go jak zwał, robi co chce. Teoretycznie...
W normalnym państwie miarą tego na ile jest efektywny będzie popularność.
Na pytanie jak jest w państwie totalitarnym, czym tam jest "wizja", a czym "popularność" - możecie Państwo sobie sami odpowiedzieć.

Filmy tego pana można, oczywiście, lubić bądź nie, gust rzeczą indywidualną jest...

Od rzeczywistości komunizmu są one natomiast dalekie, wbrew pozorom.
A to na ile są zabawne - niech każdy oceni wedle swoich preferencji. Dla mnie tak średnio.

Vote up!
0
Vote down!
0
#168123

Może dlatego, że w moim rodzinnym domu zachowywano przedwojenną miarę rzeczy, filmy Barei były dla mnie groteskową opowieścią o ludziach, którzy zaakceptowali socjalizm i próbują się w nim umościć.
Najwyraźniej nie był to problem 10 milionów, które w 80 roku stanęły murem za niepodległością.
Ja w filmach Barei widzę ludzi salonu i ich wielbicieli uwikłanych w realia PRL. Oni próbowali się w te realia wpisać i w ich ramach odnieść sukces. Oni nie gardzili PRL-em i to był ich, a nie mój problem.
Dlatego te filmy bawią mnie do dziś.

Vote up!
0
Vote down!
0
#168129

choć nie darzę nostalgią czasów PRL-u.

Cenię te filmy  za ironię, zręczne odsłanianie mechanizmów manipulacji i zniewalania ludzi w tamtym okresie.

Można się z nich ciągle wiele uczyć bo przecież mamy obecnie rządy promujące postkomunę i czerpiące obficie z jej wzorców.

Vote up!
0
Vote down!
0
#168218

Dla mnie dwa filmy Barei: "Miś" i "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" to bardzo gorzkie filmy o systemie skurwiającym społeczeństwo. Całe, bez wyjatku. Po tych filmach można było sobie zadac pytanie "Z kogo sie śmiejecie, sami z siebie się smiejecie". I jesli sie zastanowić i popatrzec jak wyglada Polska obecnie, to widać, jak bardzo Bareja miał racje.

Vote up!
0
Vote down!
0
#168234

Jaką macie pewność, że jakiś partyjny kacyk wykształcony na Zachodzi nie uznał was wszystkich za gromadę nędznych proli, którym trzeba dać trochę rozrywki, pomrugać do nich okiem, „powiedzieć im prawdę o nich samych”, żeby mieli się czym ekscytować przez najbliższe czterdzieści lat? Jaką macie pewność, że Bareja nie dostał propozycji kręcenia takich filmów i nie skorzystał z niej, próbując coś tam przemycać do treści?

W ten sposób można zdezawuować wszystkich, którzy cokolwiek w PRL nakręcili, nagrali lub wydali w oficjalnym obiegu. Tymczasem prawda jest taka, że filmy Barei były kręcone z wielkim trudem przy minimalnym budżecie (często musiał obsadzać w drugoplanowych rolach znajomych, żeby zaoszczędzić na gażach), następnie były masakrowane przez cenzurę, odsyłane na półkę, a gdy już dochodziło do kinowej premiery to gościły na ekranach krótko, bez promocji i w ograniczonej ilości kopii. Do tego dochodziło flekowanie przez krytykę, która ukuła nawet termin "bareizm" na określenie lichych warsztatowo komedyjek.

A że wcześniej kręcił jakieś "Zony dla Australijczyka"? Facet zwyczajnie dojrzewał jako człowiek i jako twórca. Wielu artystów tak ma. Nie każdy rodzi się od razu Coryllusem

pozdrowienia

Gadający Grzyb

Vote up!
0
Vote down!
0

pozdrowienia

Gadający Grzyb

#168245

...wymyslił Kazimierz Kutz. Baaaardzo, ale to baaardzo utalentowany szpec od Łyska z Pokładu Idy.

Vote up!
0
Vote down!
0
#168255

filmy Barei mowia przede wszystkim o typach ludzkich i sa jak najbardziej aktualne TU! i TERAZ! Caly czas widuje na ekranie TV tow. Winnickiego ,prezesa Ochodzkiego czy trenera Jarzabka , oczywiscie wystepuja oni pod innymi nazwiskami.

Vote up!
0
Vote down!
0
#168268

"Nie każdy rodzi się od razu Coryllusem". I Bogu niech będą dzięki.

"Nie lękajcie się!"J.P.II

Vote up!
0
Vote down!
0

"Nie lękajcie się!" J.P.II

#168274

Szanowni Państwo. Nie wiem, jak Wy, ale dla mnie Stanisław Bareja (a wraz z Nim Maciej Rybiński, jako scenarzysta) to postaci nieśmiertelne z punktu widzenia naszych dzisiejszych realiów III RP. Wiecie dlaczego ? W jednym z odcinków serialu "Alternatywy IV" gospodarz domu Anioł mówi do swojej żony Miećki .... (cytuję z pamięci) "nie ważne co się myśli, ważne pod kogo się jest podwieszonym". I co ? W III (kompradorskiej) RP ta myśl straciła na aktualności ? Toż wciąż liczy się to, pod kogo jest się "podwieszoym" !Przykłady można mnożyć bez końca i to z każdej strony sceny politycznej !

Vote up!
0
Vote down!
0
#168279

przejechal sie niejaki toja czy toi toi .Zasugerowal ze przyjaciel sp. Macieja Rybinskiego moglby dzis wystepowac w tewałenie i pluc na wrak tupolewa.Ludzie mniej zdolni i pozujacy na wyrafinowanych intelektualistow powinni czesto kontrolowac pozom wody sodowej.To dotyczy tez miernych literatow o ktorych nikt nie slyszal poza rodzina i znajomymi.

Vote up!
0
Vote down!
0
#168420

Apologetom miernych literatów polecam znakomitą polemikę na S24 http://lubczasopismo.salon24.pl/elig4/post/320895,stanislaw-bareja

Wyłowiłem z niej kilka cymeliów,bo szczególnie jeden autor aż się o to prosił. Oto one:

Raczej nie znam kogoś równie pretensjonalnego, zadufanego w sobie i widzącego świat w biało-czarnym schemacie, co Ty. Pisz lepiej swoje wypracowania z polskiego - gimnazjaliści na pewno będą wdzięczni. ….podejrzewam, że pretensjonalność jest chyba mniejszym "grzechem", niż grafomania. Znam młodych, urodzonych w wolnej Polsce, którzy lepiej rozumieją, czym był prl, niż niektórzy mądrale potępiający Bareję. To nawet nie jest kwestia doświadczeń życiowych, ale zwykłej inteligencji.

...wielu chciałoby,żeby wszyscy artyści byli gnojami.To tak podnosi dobre mniemanie o sobie miernot.

A filmy Barei są zaiste ponadczasowe.Bo Polacy,o których je robił,niewiele sie zmienili.Mają tylko lepsze ciuchy i samochody.

Wi

 

"Nie lękajcie się!" J.P.II

Vote up!
0
Vote down!
0

"Nie lękajcie się!" J.P.II

#168440