Widziane ze szpitalnego okna...
Na zdrowie
"Szlachetne zdrowie,
Nikt się nie dowie,
Jako smakujesz,
Aż się zepsujesz".
Jan Kochanowski, Fraszki.
Być może moi Czytelnicy i Komentatorzy nieco się dziwili, że nie pisałem tekstów dotyczących wyborów samorządowych ani też oceniających ich wynik.
Wydaje mi się, że jestem usprawiedliwiony bo... w nocy ze środy na Wielki Czwartek doznałem udaru niedokrwiennego mózgu (zawału mózgu).
Jak to jest groźne to wiedzą osoby, które spotkały się z konsekwencjami udarów. Dla niewtajemniczonych to mamy dwie formy udarów: udar niedokrwienny i udar krwotoczny. Pierwszy polega na braku przepływu krwi do jakiejś części mózgu, co powoduje obumarcie komórek mózgowych a drugi polega na nagłym rozlaniu się krwi w mózgu, co powoduje też obumarcie komórek mózgowych. Tak więc każdy udar niszczy wybrane komórki mózgowe.
W wyniku udarów może nastąpić paraliż nóg czy dłoni, może też zostać zaatakowany ośrodek mowy, gdzie praktycznie trzeba się uczyć wszystkiego od nowa. Najtrudniejszy jest atak na komórki nerwowe odpowiadające za myślenie i logiczne postrzeganie rzeczywistości. Tacy pacjenci po prostu są jak wegetujące rośliny i często też mają afazję.
Ja - co uważam za cud - mam trochę trudności z mówieniem oraz paraliż jednego policzka. Logiczne myślenie pozostało bez zmian, narządy ruchu są sprawne. Ale... raczej to nie jest cud, ale danie mi przez Boga Ojca, Jego Syna Jezusa Chrystusa za wstawiennictwem Maryi szansę na uporządkowanie swojej przeszłości, gdzie nieraz krzywdziłem innych, też najbliższych.
Koniec epatowania moją chorobą, bo chciałem napisać o czymś innym. O życiu i cieszenia się każdym dniem jego trwania.
Jeżeli ktoś otarł się o śmierć czy trwałe inwalidztwo i został jednak w zdrowiu to zaczyna postrzegać inaczej świat. Już nie liczą się błahe sprawy a raczej samo życie i jego piękno. Każdy więc dzień jest nowym rozdziałem w życiu i to życie nie przepływa nam przez palce.
I takie okrycie piękna życia widziałem i zobaczyłem ze szpitalnego okna. Szpital gdzie przebywałem jest otoczony lasem i wtedy słucha się śpiewu ptaków, szumu drzew, dzięcioła bez opamiętania stukającego w pnie drzew. Jest też i słońce, które powoduje radość a nawet ekscytację.
Nieraz nasze życie "przepływa nam przez palce" i w tej gonitwie za konsumpcjonizmem nie zauważmy tego jego piękna. Nowy samochód, nowy telewizor czy smartfon.. to nasze cele życia aż do ziemskiej śmierci, gdzie tych wszystkich rzeczy nie możemy schować do grobu.
Może jednak warto się zatrzymać w tej gonitwie w tym zastanowić nad tym co dziś zrobiliśmy i co zrobimy jutro, zobaczyć koniec dnia i pomyśleć o nowym, może innym i lepszym dniem od dzisiejszego... a przynajmniej dającego taką nadzieję...
Nasze indywidualne przebywanie na tym ziemskim padole jest relatywnie - w stosunku do całej historii ludzkości - bardzo krótkie, zdecydowanie za krótkie...
Jest niczym chwilowe lśnienie na niebie pojawiające się podczas trwania burzy tuż przed grzmotem... Cały kunszt życia polega tak naprawdę na dostrzeżeniu owego błysku i wykorzystaniu go w pełni do zobaczenia jak największych połaci rozświetlonego nim tegoż nieba...
Można zobaczyć ten błysk, i chłonąć widoczne dzięki niemu piękne widoki naszego życia. I starać się każdego dnia świadomie odczuwać własne istnienie, każdego dnia zostawiać za sobą nasze ślady... ślady naszej bytności na ziemi, które zostaną choć we wspomnieniach innych albo też będą zawarte w naszych, stworzonych przez nas dziełach wszelakich.... Wtedy to naprawdę My żyjemy... i chwytamy każdy dzień (carpe diem).
Można też albo celowo zamknąć oczy i funkcjonować pośród otaczających nas ciemności, lub tylko ulec ułudzie światła, którego wygląd i rozświetlające możliwości przyjmujemy z opowieści innych. Wtedy też żyjemy, choć życiem innych...
Można też po prostu zasnąć, przespać burzę... i nic nie czuć, nic nie słyszeć, nic nie widzieć a nawet zamknąć swoje wnętrze na opinie i zdania wyrażane przez innych... Wtedy tak naprawdę nie przeżywamy naszego życia, nie żyjemy a przechodzimy obok niego zadowalając się prymitywną powierzchownością kolejnych dni.
Ludzie myślący, działający, aktywni, dążący do prawdy, dający siebie innym, rozwijający w sobie człowieka i ludzkie wartości... żyją naprawdę. Ci, co nie potrafią mieć własnego zdania i przyjmują bezkrytycznie świat jaki jest oraz w swoim działaniu ograniczają się jedynie do jego akceptacji... też choć subiektywnie odczuwają jakąś własną formę życia. Natomiast Ci, co śpią i bezmyślnie przyjmują wszystko, co im się narzuca... konformistycznie wzbraniając się przed krytyczną oceną rzeczywistości a raczej konsumpcyjnie ją afirmując... tylko wegetują i po nich nic nie zostanie... nawet wspomnienie...
Zastanówmy się nieraz nad naszym życiem... Może warto w nim coś zmienić... Może warto zajrzeć do swojego wnętrza i zobaczyć kim tak naprawdę jesteśmy: Czy jeszcze ludźmi, czy już tylko konsumentami dóbr? Czy zostawiamy za sobą ślady dobra, miłości i mądrości oraz wspomnienie o nas jako ludziach, czy też jedynym śladem po nas będzie tylko samochód i kilka garniturów...
I w tej naszej drodze życia warto też pamiętać, że dokądkolwiek byśmy nie szli, zawsze idziemy ku doczesnej naszej śmierci... a w jej obliczu warte jest tylko to, co tkwi wewnątrz nas samych a nie to, co zdążyliśmy zewnętrznie zgromadzić... Więc walczmy o to, żeby idąc krętymi drogami naszej ziemskiej egzystencji w momencie wdepnięcia "w kałużę" i obejrzenia się za siebie... nie zobaczyć jeno pustki...
A dlaczego uważam, że mój udar jest też szansą na uporządkowanie swojej przeszłości?
Jestem wychowany jako katolik. Za młodu byłem wychowywany zgodnie z katolickimi wartościami. Byłem nawet ministrantem i lektorem czytającym czytania w czasie Mszy Świętej. Poranna i wieczorna modlitwa była codziennością a uczestnictwo w Eucharystii radosnym zobowiązaniem.
Jako dziesięciolatek pamiętam reakcję moich rodziców, gdy wybrano Papieża Polaka. Pamiętam te łzy szczęścia i jakąś podniosłą atmosferę, której uległem i sam miałem łzy w oczach. Sąsiedzi z bloku informowali się nawzajem, że stało się coś wielkiego, każdy był wzruszony i szczęśliwy a te ich gorące łzy rozpalały ich polskie serca. Niedługo po wyborze uczestniczyłem we Mszy Świętej dziękczynnej za naszego Papieża.
Obracałem się też w kręgach katolickich i tylko nieraz musiałem konfrontować się z agnostykami bądź ateistami, choć wtedy dla mnie te pojęcia były tożsame. Były to najczęściej dzieci komunistycznych włodarzy, sbeków, itp. Prowadziliśmy nieraz wzburzone dyskusje, które często kończyły się zerwaniem znajomości, ale też wielu otwierałem oczy z otaczającego ich zakłamania.
Oczywiście cała moja rodzina była antykomunistyczna i kiedy nastąpił wybuch Solidarności to byli szczęśliwi i czynnie do tej Solidarności się włączyli i ja również. Pamiętam jaki wtedy był entuzjazm, pamiętam te radosne twarze, że Polska się odradza i to, że św. Jan Paweł II był tym, który prosił aby Duch Święty zstąpił na tą ziemię, żeby ją odnowić.
Wtedy też zetknąłem się po raz pierwszy z gazetami, czasopismami i książkami dotychczas zakazanymi. Uczyłem się też historii od ludzi, którzy nagle zaczęli mówić, co to był komunizm, co to był Katyń, kim naprawdę byli bojownicy polskiej wolności po II WŚ (dziś: żołnierze wyklęci, niezłomni). Jako, że moja ciocia w dużym mieście była sekretarzem w Solidarności, to tych pozycji miałem mnóstwo i czytałem je namiętnie. To wówczas - jako dopiero 12 latek - zostałem już świadomym antykomunistą i posiadłem już wiedzę dlaczego. To wtedy zostałem ukształtowany politycznie i tak trwa to do dzisiaj.
Później był Stan Wojenny, który zmiażdżył polskie marzenia o wolności. Roznosiłem ulotki, wybijaliśmy z kumplami szyby w komisariatach milicji, nosiłem oporniki na swetrze (ówczesny symbol oporu), uczestniczyłem w tajnych kompletach w kościołach i comiesięcznych manifestacjach sprzeciwu wobec SW (oj dostało się nieraz pałą po plecach) i nawet na lekcji rosyjskiego zaintonowałem "Rotę", za co mój ojciec miał dość duże problemy w pracy i nie tylko a moje problemy zaczęły się na dobre w technikum, gdzie wychowawcą mojej klasy był szef Podstawowej Organizacji Partyjnej i skaptował do ZSMP całą klasę oprócz mnie i jeszcze jednego kolegi. Leciał z zapisami w dzienniku aż do mnie a ja odpowiedziałem, że nie mogę należeć do ZSMP, bo należę do Ligi Ochrony Przyrody... wyobrażacie sobie jaką miał czerwoną twarz i niemal piana z ust mu nie uleciała. Oj... miałem z nim później przeboje, bo nauczał 3 przedmiotów zawodowych i zawsze musiałem być perfekcyjnie przygotowany a na nich były i różniczki i całki i liczby zespolone, itd., bowiem moje średnie wykształcenie to technik aparatury kontrolno-pomiarowej, automatyki przemysłowej i metalurgii metali i poziom matematyki na automatyce był bardzo wysoki.
No i nadeszły szalone lata mojego dojrzewania. przypadające na okres 1983-1988. Pojawiły się pierwsze miłości i szalone randki, gdzie dotyk dłoni kochanej dziewczyny wystarczał na cały dzień a jej spojrzenie było wspaniałym snem na jawie i te oczy wyrażające wszystkie kolory tęczy. Telefony (stacjonarne) i długie listy, to było naprawdę wspaniałe. Do dziś mam swoje archiwum z tamtych lat. A do tego pochłaniałem wszelkie książki, nawet trzy czy cztery tygodniowo i po nocach. Zacząłem pisać wiersze i wierszem odwzajemniałem miłość tej jedynej, która była jedyną nieraz na długo a nieraz przemijała jak mgła poranna pozostawiając za sobą jedynie wilgotność zielonych traw moich wspomnień. Był to też okres fascynacji Witkacym, którego sztuki i książki przeczytałem wszystkie i sam... zacząłem nawet pisać abstrakcyjne i sarkastyczne sztuki na wzór Witkacego...
A to wszystko okraszone muzyką i fascynacją polskimi zespołami lat 80-tych. Byłem fanem i Republiki i Lady Pank czy TSA oraz Oddziału Zamkniętego, byłem Pankiem i zwolennikiem New Romantic, bywałem na koncernach zespołów polskich i zagranicznych jak Depeche Mode w Warszawie. Zainteresowałem się też tańcem break-dance do tego stopnia, że założyłem swoją grupę taneczną i wystąpiliśmy nawet w najbardziej wtedy znanym programie rozrywkowym TV "Jarmark" a później dawaliśmy występy niemal w całej Polsce. To też był czas szalony: w tygodniu szkoła a w weekend wyjazdy na "tańcowanie" i imprezy do białego rana, też okraszane alkoholem. To mi nie przeszkadzało w nauce, bo szybko się uczyłem i nie sprawiało mi to żadnych kłopotów, ale ziarno odchodzenia od wiary już powoli wtedy zaczęło kiełkować, bowiem zacząłem się obracać wśród artystów różnej maści a tam osób wierzących było bardzo mało a ja jako młody chłopak chciałem im imponować i dorównać.
Ale nawet zanim to ziarno zaczęło kiełkować to jeszcze zdążyłem być na Mszy Świętej w Częstochowie w roku 1983, którą odprawiał Nasz Papież oraz na pogrzebie Błogosławionego Jerzego Popiełuszki, po którym napisałem wiersz:
"Miałem 16 lat i świat krętych dróg życia przed sobą...
Wszystko było możliwe, nic nie było przeszkodą...
Świat widziany ze szczytów gór dawał skrzydła anielskie...
I kazał lecieć ku pełni kolejnych dni nieskończonych, zdawały się wieczne...
Śmierć nie istniała...
Słońce oblane blaskiem purpury...
Kolor drogi mlecznej, zew dalekiej natury...
I tylko ten ciągły stukot pociągu... już Warszawa...
I tłumy szły, tłumy ich szły z gniewnym smutkiem...
Transparenty, znaki V, z ciszy krzykiem...
Śmierć zaistniała we mnie...
I nagle czerń nieba i te łzy zraszające serce...
Jego już nie ma wśród twarzy dających ciepło...
Jego, który swą prawością zło dobrem zwyciężał
Jego, który dawał nadzieję
A tłumy wracały w skupieniu...
Już wiedząc, że zwyciężył pośmiertnie...
Szedłem z nimi... już inny... zmieniony na zawsze...
Bo zostawił za sobą we mnie prawości i mądrości ślad
A ja widząc te tłumy zrozumiałem, że warto tak żyć
Dziękuję Ci za to księże Kapelanie!"
I właśnie tym wierszem zakończyłem swoją przygodę z gorącym katolicyzmem, bo pojawiły się inne drogi przeze mnie nie odkryte. Wspomniany okres dojrzewania był czasem mojego buntu wobec teraźniejszości i przeszłości. Z perspektywy czasu wiem, że to jest niemal norma, ale wtedy faktycznie myślałem, że zmienię ten świat tak, jak ja chcę. Pojawiła się pycha... a ona jest najgorszą rzeczą jaka może się zdarzyć człowiekowi i to niezależnie od wieku.
Oprócz tego wszystkiego odkryłem też pasję chodzenia po górach. Przeszedłem wszystkie polskie i czeskie szlaki górskie. Te szczyty i doliny były niczym blask wschodzącego letniego słońca, który rozświetlał swoim pięknem i nieskończonością istnienia.
Pomimo tego natłoku nowych wrażeń, jeszcze gdzieś tam w sercu tkwiło katolickie wychowanie i ta "moja skorupka", którą za młodu nasiąknąłem nieraz przeważała i starałem się być dalej katolikiem, albo mi się tylko tak wydawało. Co prawda uczestniczyłem w niedzielnych Mszach Świętych, chodziłem do rytualnej spowiedzi, przyjmowałem komunię, ale były to rzeczy raczej machinalne i dla mnie trochę absurdalne, bo... zacząłem czuć się nowoczesnym a religia tej nowoczesności była przeszkodą. Tak to sobie wykoncypowałem i zacząłem w ostatniej klasie szkoły średniej uważać się za agnostyka.
A później były studia poza miejscem zamieszkania, gdzie mogłem już bez nadzoru rodziców robić wszystko to, co mi się podobało i to był okres kiedy faktycznie powoli i systematycznie zacząłem odchodzić od mojej rodzinnej wiary. Wtedy wydawało mi się, że mogę rozpocząć nowe życie bez balastu przeszłości a że w owym czasie byłem poniekąd sangwinikiem/ekstrawertykiem (teraz to wiem) to zbudowanie przeze mnie swojego świata nie było trudnością. Próbowałem jakoś pogodzić moją głęboko katolicką przeszłość z teraźniejszością i ugruntowanie w sobie tego, że jestem agnostykiem było wybawieniem dla mnie i uspakajało moje wnętrze duchowe.
Powróciłem do wiary w 2010 roku a wyrazem tego były piesze pielgrzymki na Jasną Górę: pierwsza przepraszająca a druga prośbą o łaski dla mnie i mojej rodziny. Wcześniej też byłem na kilku pielgrzymkach do obecnego w Polsce papieża św. Jana Pawła II.
I być może ten mój udar dał mi szansę na naprawę swojej przeszłości i inne spojrzenie na rzeczywistość.
P.S. Niniejszym chciałbym serdecznie podziękować za opiekę moją lekarkę prowadzącą oraz cały personel Oddziału Neurologicznego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Włocławku.
Zostaw za sobą dobra, miłości i mądrości ślad...
© Krzysztof Jaworucki (krzysztofjaw)
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 561 odsłon
Komentarze
Szlachetne zdrowie...
14 Kwietnia, 2024 - 18:43
Życzę powrotu do pełnej sprawności. Oby jak najszybciej.
Serdeczne pozdrowienia.
Przez wcielanie dobra i rozjaśnianie prawd przyprowadzimy do uniepotrzebniania męczeństw. C. K. NORWID „ Promethidion ”
Dziękuję
14 Kwietnia, 2024 - 20:40
za dobre słowo i pozdrawiam.
krzysztofjaw
@Krzysztofjaw
14 Kwietnia, 2024 - 20:14
Brakowało tu Pańskich wyważonych wpisów. Nawet ostatnio zaintrygowało mnie to nagłe zniknięcie. Życzę jak najszybszego powrotu do zdrowia.
Pozdrawiam.
AgnieszkaS
AS
14 Kwietnia, 2024 - 20:42
Dziękuję za dobre słowo i życzenia.
Pzdr
krzysztofjaw
@ KF
15 Kwietnia, 2024 - 12:15
@ KF
Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
Ale chyba nie jest tak źle, bo moja wiedza praktyczna w tym względzie polega na kilkakrotnym kontakcie z osobą, która doznała udaru. Nie potrafiła się skoncentrować, a pisanie przychodziło jej z wielką trudnością. Napisała krótki list, ale trud pisania uderzał w sposób oczywisty. U Pana wszystko hula.
Gratuluje i życzę raz jeszcze zdrowia.
Ryszard Surmacz
Ryszard Surmacz
15 Kwietnia, 2024 - 14:29
Nie jest mocny udar, ale może się powtórzyć a kolejny udar jest większy.
Dziękuje za życzenia
krzysztofjaw
Było to ostrzeżenia Pana Boga
15 Kwietnia, 2024 - 22:18
Było to ostrzeżenia Pana Boga. Ale nie trzeba myśleć o drugim, warto wracać do zdrowia.
Powodzenia
Ryszard Surmacz
@krzytsztofiejaw,
15 Kwietnia, 2024 - 12:59
Do pewnego stopnia mam podobnie. Wiem też, jakim szokiem są dla nas pierwszy raz usłyszane informacje że coś grozi bezpośrednio naszemu życiu i że "nic już nie będzie jak dawniej". Przerabiałem to. U mnie stwierdzono niebezpieczną postać raka, poddałem się operacji i od tej chwili (od roku) moje życie stało się nieco utrudnione. W moim przypadku, podobnie jak w przypadku udaru, muszę radzić sobie tak jak człowiek zdrowy, choć o obniżonej sprawności, i przede wszystkim nie rezygnować z tego co nadaje sens naszemu życiu. Oczywiście nie mam pewności, czy będę mógł przeżyć bez większych przeszkód następne długie lata, czy też nie (w moim przypadku mogą to być przerzuty). Mojemu Bratu, młodszemu ode mnie o 3 lata, walka z udarami nie udała się, choć przez pewien czas to ja włóczyłem się po szpitalach, a On sprawiał wrażenie zdrowego. Ale każdy przypadek jest indywidualny; tu nie ma żadnych reguł. Miałem trochę czasu na przemyślenia. Po pierwszych stressach przyzwyczajamy się do nowej sytuacji i świat "normalnieje". Niejako oswajamy się z zagrożeniem które będzie nam towarzyszyć do końca życia. Oczywiście nic już nie jest takie beztroskie jak przedtem, ale zaręczam, żyć się da. W moim przypadku, musiałem to wszystko sam "przepracować" bo trudno mi wierzyć w czyjeś sugestie, choćby najbardziej życzliwe i dobre, że "na pewno wszystko będzie dobrze". Muszę uwierzyć w to sam. No, a skoro "jeszcze" żyjemy, to oznacza że jeszcze najwyraźniej jesteśmy temu światu do czegoś potrzebni.
Życzę powodzenia w walce jeśli nawet czasami jest trudna.
Honic
Honic
15 Kwietnia, 2024 - 14:31
Ja też mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Pzdr
krzysztofjaw
© Krzysztof Jaworucki
15 Kwietnia, 2024 - 13:42
Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
Pozdrowienia
Zbyszko Sulima
Sulima
15 Kwietnia, 2024 - 14:32
Szczerze dziekuję.
Pzdr
krzysztofjaw
@ Krzysztofjaw
15 Kwietnia, 2024 - 19:20
Szybkiego powrotu do zdrowia. Masz wielu tutaj życzliwych.
ronin
Krzysztofie!
15 Kwietnia, 2024 - 22:45
Zdrowia! Zdrowia! Jeszcze raz zdrowia! Dbaj o siebie!
Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym.
Gawrion
17 Kwietnia, 2024 - 04:48
Z badań wynika, że miałem jeszcze ukryty zawał serca... Jak się człowiek sypie to sypie, ale wierzę że będzie dobrze i dziękuje dobre słowa otuchy.
Pzdr
krzysztofjaw
Panie Krzysztofie!
15 Kwietnia, 2024 - 23:16
Panie Krzysztofie!
Jest Pan na prostej, cały niepokój już za Panem. Życzę wspaniałego zdrowia, ocena przeszłości jest cenna...
Serdecznie pozdrawiam.
Tekst o.k.
16 Kwietnia, 2024 - 09:37
Błagam, bez życiorysu. To jak jakiś testament i brr pożegnanie.
Za sprawą"nieznanego sprawcy" dostałem prezent w postaci urazu, ciężkiego wstrząsu, dobowej śpiączki i możliwości: cmentarz albo jak w artykule.
Wolę nie myśleć o negatywach.
Jest jeden pozytyw.
Mieć dotychczas nerwowe sytuacje w głębokości.
Będzie jak będzie.
Do siebie z dystansem.
I takiego, zdrowego podejścia życzę.
Baczność!
Naprzód marsz!
Nie dać się zwariować.
Ani zastraszyć.
Nasz czas jeszcze nie nadszedł.
Róbmy swoje.
Dr.brian
brian
17 Kwietnia, 2024 - 04:54
Życiorys jest tylko uzuoełnieniem, Pozdrawiam
krzysztofjaw
Gwoli ścisłości.
17 Kwietnia, 2024 - 10:19
Miesiąc w klinice.
3 lata rehabilitacji. Orzeczenie.
Obecnie bez szans na jakąkolwiek pracę.
Bez jakichkolwiek świadczeń.
Na szczęście PUP zapewnia mi zdrowotne.
I te uśmiechy.
Deja Vu.
Dr.brian
Konsekwencje
16 Kwietnia, 2024 - 19:00
udaru dotknęły Pana . Ale na szczęście pisze Pan swobodnie, i chyba bez trudu. Drugi udar nie musi być cięższy, np mój brat przeszedł go lżej. Życzę zdrowia, siły, pozytywnego myslenia. Jest Pan nam potrzebny, proszę o tym pamiętać. Niech Opatrzność czuwa nad Panem.
Niueste
Niueste
17 Kwietnia, 2024 - 04:52
Dziękuję za dobre slowo i pozdrawiam
krzysztofjaw
Witaj Krzysztofie!
16 Kwietnia, 2024 - 19:42
Są takie chwile w życiu, gdy otrzymujemy Boże ostrzeżenie.
"Mój Duńczyk" otrzymał je w wieku 77 lat, to był udar niedokrwienny mózgu, bez wpływu na intelekt i mowę.
Trzeba było coś zmienić w stylu życia, a potem odbyliśmy jeszcze podróż na Alaskę i do Islandii. I oczywiście - podróżowaliśmy pomiędzy Danią i Polską
I przeżyliśmy jeszcze razem szereg lat. Udar nie powtórzył się.
Wierzę, że z Bożą Łaską Ty także będziesz żył zdrowo, wiele dobrych lat.
Niech Cię Pan ma w swojej opiece, niech Cię błogsławi i strzeże, w zdrowiu i pomyślności.
_________________________________________________________
Nemo me impune lacessit - nie ujdzie bezkarnie ten, kto ze mną zacznie
katarzyna.tarnawska
katarzyna.tarnawska
17 Kwietnia, 2024 - 04:50
Dziękuję za dobre słowo i pozdrawiam.
krzysztofjaw
Kochani,wszystkim WAM ,zdrowia, zdrowia i uśmiechu życzę
17 Kwietnia, 2024 - 17:41
bo z uśmiechem łatwiej pokonać choroby
Otulam Was więc serdeczną modlitwą i uśmiechem,
wszak jesteśmy wspaniała acz Niepoprawną Rodziną :)
Rodziną, która zawsze wspiera się w trudnych sytuacjach
pozdr z dróg i scieżek Życia
gość z drogi
Zdrówka życzę
19 Kwietnia, 2024 - 00:04
Niech Dobry Bóg Cię za rękę trzyma Krzysztofie.
Jak najszybszego powrotu...
19 Kwietnia, 2024 - 13:42
Jak najszybszego powrotu do pełni szlachetnego zdrowia.
Serdecznie pozdrawiam
jan patmo