Kuźnie elit czy domy pomocy społecznej?

Obrazek użytkownika Józef Wieczorek
Idee

Uniwersytety powstające od setek już lat, aby formować elity niezbędne do funkcjonowania nowoczesnych państw, w ostatnich latach w Polsce jakby zmieniały swe funkcje – z kuźni elit na domy pomocy społecznej. Mimo że uczelni wyższych mamy niemal 400, w tym 18 uniwersytetów klasycznych, narzekamy na słabość naszych elit w tych placówkach formowanych.

Od początku tego roku akademickiego słyszymy o dramatycznej sytuacji uczelni, choć takie głosy są znane od początku III RP. Coraz więcej pracowników zamierza opuszczać uczelnie, a rektorzy ostrzegają, że w obecnej sytuacji finansowej placówki mogą się cofnąć do czasów komuny i nie ma mowy o innowacyjności gospodarki i rozwoju. Taktownie pomijają wyniki ankiet wskazujących, że na przykład studenci i absolwenci uczelni medycznych istotnie zamierzają wyjeżdżać z kraju, ale sprawy finansowe tego exodusu są dopiero na dalszym miejscu. Anulują też opinie, że uczelnie jakoś do tej pory nie zdołały wyjść z czasów komuny, no może z wyjątkiem biologicznego odejścia kadr na poziomie tych uformowanych jeszcze w II RP. W innowacyjności ciągniemy się od lat w europejskim ogonie, bez względu na poziom finansowania coraz większej ilości wysoko utytułowanej kadry.

Tym niemniej powszechny jest pogląd, że skoro ktoś jest na etacie akademickim, do formowania elit przeznaczonym, to winien być finansowany nieprzeciętnie (znacznie wyżej od przeciętnego obywatela). Nie zważając na to, czy/w jakim stopniu wyniki tego nieprzeciętnego zatrudnienia są pozytywne społecznie, czy akademik tworzy wielkie dzieła czy pisze/mówi bzdury nieprzeciętne. Jednym słowem, akademicy traktują uczelnie niczym domy pomocy społecznej, oczekując od społeczeństwa nieprzeciętnego finansowania, rzecz jasna bez możliwości społecznej kontroli tego, co za te finanse robią. To im zapewnia autonomia uczelni i zasada, że profesora to może opiniować tylko inny profesor – członek tej samej nadzwyczajnej kasty akademickiej. A dla lepszych od profesorów miejsca na uczelniach nie ma! I nie będzie.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (6 głosów)

Komentarze

Dlaczego rząd PiS zaniedbuje sprawę odkomuszenia i naprawy naszych uczelni państwowych, dalibóg nie rozumiem. Skoro prowadzi się walkę o Polskę, o odzyskanie Polski czyli także uczelni to, zrozumiałym jest że powinno się równocześnie i równomiernie tę walkę prowadzić. Wszak jeśli nie zaczniemy odpowiednio wcześnie kształtować nowe elity, nie można się spodziewać że jakiekolwiek zmiany dokonane w intencji odzyskania Polski, zostaną później utrwalone. Walne zadanie tego utrwalania zmian musi siłą rzeczy być intelektualna kadra wykształconych i uformowanych ludzi. Bardzo mnie dziwi i niepokoi ten brak konsekwencji i zostawianie jednych dyscyplin życia własnemu losowi, podczas gdy inne są faworyzowane. To się musi źle skończyć.

Przy okazji wspomnę że mam ten krytyczny osąd wywiedziony z pewnej konstatacji w odniesieniu do tego jak Polska powstawała po zaborach. Nie czekano z założonymi rękami w żadnej istotnej dziedzinie i organizowano wszystkie ważne dziedziny życia w tym samym czasie. Także uczelnie podlegały temu, wydawało by się jakże naturalnemu procesowi. Owszem nie były one zanieczyszczone w takim stopniu jak obecnie, tym niemniej polskie porządki zaprowadzano bez zbędnych ceregieli. I tego między innymi oczekiwałem po ogłoszonej swego czasu a zapomnianej Dobrej Zmianie. Jednak siedem ostatnich lat pokazuje, że nie ma woli aby wprowadzić polskie porządki wszędzie, równocześnie. Także na uczelniach.

Vote up!
4
Vote down!
0
#1648941

Ponieważ wszędzie na uniwersytetach, w polityce, w administracji rządowej i samorządowej większość dawnej SB-eckiej agentury albo jest tak stara, że już nic nie może, albo są to emeryci, a sporo z nich odeszło ze świata żywych, To nie jest zasadniczy problem. W końcu listopada napisałem o tym dziwnym zjawisku wredny komentarz [link].

Rzeczywistym problemem są niezbyt liczni, ale bardzo wpływowi "zdemoralizowani młodzi", nowi "profesorowie", którzy prawdziwą naukę mają w dupie.
Często nawet kariera wcale tych ludzi nie interesuje, liczy się tylko sieć lokalnych układów. Liczą się stanowiska w lokalnych organach administracji, dostęp do grantów i dziwacznych zleceń no i niekiedy obłędne gierki na twitterze, takie jak na przykład wyczyny prof @Macieja Góreckiego, prof od profanacji rozumu.

W takiej konkretnej rzeczywistości zreformoawane musi samo pojęcie lustracji. Kryterium współpracy ze służbami ma już znaczenie historyczne. Lustracja powinna dotyczyć wszystkich, ale dzisiaj musi być rozumiana jako weryfikacja kompetencji, wielu różnych kompetencji. Na całym świecie bardzo często dobór kadr jest skomplikowaną procedurą, której celem jest szukanie najlepszych ludzi, którym można powierzyć zadania oczekiwane na konkretnych stanowiskach.

Dotyczy to wszystkich stanowisk, politycznych, naukowych i właściwie wszystkich. Liczą się kompetencje, a w tym nie tylko przeszłość i formalne wykształcenie, ale wszelkie inne, nawet takie jak kręgosłup moralny, odpowiedzialność... i sto innych.
Nie do przyjęcia jest aby ludzie bez żadnych kwalifikacji, wiedzy, by ludzie bez żadnych kompetencji mogli kandydować na przykład do parlamentu.

A z tradycyjnie rozumianą lustracją bywa różnie. Na przykład w PRL był taki bardzo ważny dygnitarz, Alfred Jahn, rektor Uniwersytetu Wrocławskiego, który w czasie tak zwanych wydarzeń marcowych roku 1968, zrobił naprawdę wszystko, by wesprzeć studencki strajk i pomóc studentom okupującym główny gmach Uniwersytetu. Byłem jednym z tych studentów i do dzisiaj mam wielki szacunek do tego, co wtedy robił ten konkretny człowiek.

Vote up!
3
Vote down!
0

michael

#1648946

To przeforsowana przez p. Gowina ustawa daje im takie możliwości. Zlikwidowano wszelka demokrację na uczelniach, np. na mojej Dziekani są powoływani przez Rektora.

 

Vote up!
1
Vote down!
0

Roman Pniewski

#1648950

Rektor Alfred Jahn (syn szewca ze Lwowa) był prawdziwym profesorem. Wiele lat życia poświęcił, aby Panorama Racławicka mogła zaistnieć we Wrocławiu. Tego typu rektorem na politechnice był prof. Dionizy Smoleński. Mój ojciec był dziekanem na wydz. mechanizacji rolnictwa i "aktyw młodzieżowy" ZMP przyniósł pismo z żądaniem, aby zwolnić pewnego wykładowcę - ziemianina. Przestraszony ojciec poszedł do rektora z pytaniem co ma zrobić. Smoleński zapytał czy ten wykładowca jest dobry merytoryczne. Gdy ojciec potwierdził, rektor przy nim podał pismo i wrzucił do kosza. Komuniści musieli korzystać z przedwojennych kadr, ale intensywnie budowali swoje. Wszyscy asystenci ojca byli partyjni. Obecnie na uczelniach rządzą wysoko skomunizowane kadry, a nieszczęsna reforma Gowina spetryfikowała ten stan w imię "autonomii uczelni".

Vote up!
3
Vote down!
0

Leopold

#1648970