Siła słowa

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz
Idee

 

Nie tylko wojsko, gospodarka czy prawo mają swoją siłę. Jeszcze większą moc mają słowa, pojęcia i język, którym się posługujemy. Za pomocą słów budujemy gospodarkę, swoje prawo i szczęście, swój przekaz historyczny i mentalny, kontaktujemy się z matką, nauczycielem, społeczeństwem; słownie opisujemy swoje państwo, swoje uczucia, swoje zagrożenia i za pomocą słów organizujemy obronę własną. Bez języka ojczystego stajemy się niewidzialni, bezsilni, bezradni, bezbronni i automatycznie zdajemy się na działanie obcego języka i obcych interesów.

Jeżeli język angielski, niemiecki czy jakimkolwiek inny, traktujemy bardziej poważnie niż macierzysty język polski, to on ubożeje i słabnie. Jeżeli mieszkamy w kraju, to dobra znajomość języka polskiego jest podstawą do opanowania następnych, tak samo, jak rozumienie własnej kultury otwiera bramy do zrozumienia innych – nie odwrotnie. Dobrze te zależności wyświetliły zabory, w których mieliśmy do czynienie z ponad stuletnią strukturalną rusyfikacją i germanizacją. Przemocą usiłowano nam odebrać narzędzia naszej komunikacji, zrobić z nas Rosjan lub Niemców i skazać nas na niebyt. Wówczas istniały jeszcze tradycyjne elity i świadomość znaczenia języka, literatury, historii; pilnowały one polskiej tradycji, a więc zrozumiałych określeń, które tysiącletnia tradycja wykreowała i którymi wszyscy się posługiwaliśmy. Język polski pełnił rolę języka narodowego, a były okresy, że ponadnarodowego. Wszyscy za pomocą swojego języka sprawnie porozumiewaliśmy się, wiedzieliśmy czego chcemy, rozumieliśmy drugą stronę i w miarę zgodnie potrafiliśmy rozmawiać. I to był stan optymalny, który konsoliduje naród, niweluje konflikty, otwiera możliwości dialogu i stawia określone, akceptowane przez wszystkich granice obyczajowe i prawne.

Siłę kultury widać po kreatywności językowej, dokąd spolszczamy obce pojęcia i wyrazy, dotąd nasza kultura żyje i rozwija się, a my wraz z nią. Jeżeli ten proces zaczyna zanikać, proporcjonalnie do niego zaczyna zanikać również nasza obecność nie tylko na rynku językowym, lecz również w technice, gospodarce, humanistyce i w każdej innej dziedzinie. Stajemy się nikomu niepotrzebni i bez przymusu zaczynamy pracować dla dobra innej kultury lub na rzecz innego państwa. Popadamy w nieuchronną, proporcjonalną zależność: im bardziej znika język, tym szybciej umiera kultura narodowa. Brak żywego języka zabija kulturę, którą przez wieki lub tysiąclecia każdy naród tworzył – a wiec znika to, co każdą zbiorowość wyróżnia i definiuje; znika także element porządku, z jakiego składa się ludzka zbiorowość.

Ale jest jeszcze aspekt cywilizacyjny, który odsłania wielki obszar strukturalnej dezorganizacji języka. Tym czynnikiem jest świat reklamy, promocji, kina, kaset video oraz porno, a więc wielkie „zdobycze” cywilizacyjne naszych czasów. Reklamy i promocje niby podane są w atrakcyjnej formie, ale ich celem nie jest merytoryczne przedstawienie produktu, lecz „zgłuszenie” klienta, a więc poprzez kłamstwo zachęcenie go do zakupu. Rynki kina, kaset video oraz porno zdominowane są przez brutalizację życia, krew i seks, czasami ten najbardziej wyuzdany. Nie ma co wchodzić w szczegóły, ale te „wielkie zdobycze” naszej cywilizacji mają na nas tak przemożny i podprogowy wpływ, że kto ich nie zauważy głupieje w oczach, a kto wychwyci fałsz, blichtr i celowość, ten zaczyna bronić się przed ich niesamowitą agresją i wszechobecnością.

Jeden i drugi stan: bezkrytycyzmu i samoobrony znieczula ludzką wrażliwość, niszczy wiarygodność i zaufanie oraz zakłóca system pojęć i komunikacji. Dochodzi do tego, że człowiek rozumie język drugiego człowieka, ale nie rozumie sensu jego przekazu. Te same słowa u dwóch ludzi mają czasami zupełnie inne znaczenia. Oparte są one nie o szkołę, literaturę, lecz o ubogie doświadczenie życiowe, najczęściej wyniesione ze świata reklamy, filmu (zwłaszcza seriale), rynku kaset bądź subkultury. To ogólne niezrozumienie zakodowane jest w języku i przenosi się na życie codzienne, na projekty życiowe, ambicje, oczekiwania i marzenia, zwłaszcza młodych ludzi. Widać to również w literaturze, zwłaszcza pięknej. Współczesny język polski traci swoją subtelność, staje się „ciosany”, pozbawiony głębi i mało ciekawy.

I teraz pytanie „sakramentalne”: jaki jest obecny stan naszej kultury językowej, naszej mowy ojczystej, opisu i rozumienia świata? Twórczość językową widać w subkulturach które jednak niewiele mają wspólnego z językiem literackim, schodzimy więc na poziom gwary i tam zaczynamy szukać swojej tożsamości. Rozwijamy się, owszem, ale na poziomie języka gangsterskiego, knajackiego, chuligańskiego – najczęściej w opozycji do ojczystego. Nie tak jeszcze dawno, na pytanie, jak było na wycieczce lub koncercie, młody uczestnik uśmiechał się i kwitował jednym słowem: fajnie. Pytania dodatkowe okazywały się zbyteczne, bo dopowiadał: no fajnie, i zadowolenie nie schodziło mu z twarzy. Dziś w użyciu są inne słowa: super, hiper, mega itd.; język buduje się na skrajnościach, na najwyższym „C” i dalej nie wiadomo o co chodzi. Okazuje się, że w języku ważniejsze staje się nieme doznanie, niż sam opis czy przekaz. Natomiast, gdy zaistnieje konieczność użycia języka literackiego, okazuje się, że brakuje słów i stał się bardzo ubogi. Skoro więc nie ma przekazu, nie ma też opisu zagrożenia, nie tylko językowego, ale również biologicznego lub fizycznego. W przypadku narkotyków lub dopalaczy owo „super” staje się reklamą i sposobem nabijania pieniędzmi kieszeni dilerów i wszelkiej maści handlarzy. Dramat.

Nie ma też gazety państwowej, która trzymałaby poziom pozostałych periodyków, pod względem językowym, jak i merytorycznym. Dwa skrajne pogramy telewizyjne: TVP i TVN serwują taki mętlik informacyjny, który może służyć tylko zacietrzewionym politykom, ale nigdy poważnemu społeczeństwu, które chce budować swoje państwo. W literaturze bardziej nagradzane są utwory antypolskie lub pokazujące Polskę w złym świetle i poprawne politycznie, niż te wartościowe, które rozwijają naszą kulturę lub próbują zdemaskować kłamstwa. Szkoły podstawowe kształcą bardziej analfabetów, niż przygotowują do liceum, a wyższe uczelnie, poprzez swoją masowość, wypuszczają absolwentów na niskim poziomie, nie gwarantując im pracy w kraju. Pieniądze na kształcenie fachowców i specjalistów nie zasilają polskiej gospodarki, bo absolwenci albo jadą na zmywak lub wyjeżdżają z kraju zasilając za darmo inne systemy. Najbardziej drastycznie wygląda to z lekarzami.

Tak więc w ten sposób ułożone polskie życie nie daje szans na prawdziwy rozwój gospodarki, a zwłaszcza jej otuliny, jaką jest kultura, bo język, którym zaczęliśmy się posługiwać po 1989 r. nie opisuje polskiego świata, lecz świat niewolnika. Nasz obecny język nie jest skierowany na podniesienie naszej siły kulturowej, lecz na milczącą przyjemność lub rozstrzelone indywidualne interesy poszczególnych Polaków. Język, którym się posługujemy nie jest w stanie wyjaśnić nam ani przeszłości, ani teraźniejszości i niczego zbudować na przyszłość. To polska Wieża Babel. Nie ma odpowiedzialnych elit; nie ma języka literackiego; nie ma logicznego języka – Nie ma nas. Czas wreszcie otrzeźwieć!!!

Brak głosów

Komentarze

Bardzo ważny tekst. Wprawdzie z naciskiem na stronę teoretyczna, ale mający odniesienie do całej sfery naszego życia, gdzie język jest deformowany w sposób wręcz tragiczny. Współczesne makaronizmy w rodzaju OK, sorry, see you i inne potworki zaśmiecają seriale w tv, wywiady, po prostu każde wystąpienie ludzi, mających za zadanie pielęgnowanie naszego języka. Nie mówię o slangu młodzieżowym, gdyż on jest przejściowy i nie wnika w naszą codzienną konwersację, ale o język przekazu publicznego mającym dostarczać wzorców budujących kulturę języka i w ogóle społecznej komunikacji. Błędem jest też wymóg stawiany w szeroko pojętej edukacji, by posługiwać się nawet w publikacjach naukowych językiem angielskim. Może być praca słaba, ale jeśli jest publikowana w języku angielskim i w określonych czasopismach wszystko gra. Tymczasem wiadomo, że precyzyjnie można wyrazić myśl tylko w języku  ojczystym. Prace naukowe powinny być tłumaczone na języki tzw. kongresowe, ale to rzecz zupełnie inna. Wypieranie języka ojczystego z nauki, to zbrodnia a w dodatku głupota wprost nie pojęta. Podobnie uzależnianie akceptacji pracy od  publikatora. Wiadomo, że orzeł urodzony w chlewie nie jest świnią. Taplamy się w jakimś mule, który sięga coraz wyżej i zatapia nasze wartości,których po prostu nie szanujemy  bo ich nie znamy.

Vote up!
0
Vote down!
0
#1631265

@Ks. prof. Zygmunt Zieliński

Księże Profesorze, Księdza komentarze czynia cuda: mój tekst znalazł się na jedynce. Pierwszy chyba od roku. Dziękuję

Vote up!
0
Vote down!
0

Ryszard Surmacz

#1631266

Trzeba go przypominać i odświeżać, ponieważ tak właśnie wyglądają powolne mechanizmy erozji językowej, kulturowej.

Działania ludzi odpowiedzialnych za narzucanie pewnych zasad i standardów w przestrzeni publicznej powinny być bardziej świadome. Z całym szacunkiem dla Jacka Kurskiego - nóż mi się w kieszeni otwiera, gdy czytam jego wpisy na Twitterze o milionach widzów w PIKU! Rozumiem jeszcze stosowanie obcych zwrotów w sytuacji, gdy naprawdę w języku polskim nie ma ścisłego, krótkiego odpowiednika (np. weekend), ale w sytuacji gdy mamy odpowiednik (np. peak - szczyt; sfokusowany - skupiony) stosowanie ich jest po prostu głupie.

Z drugiej strony, na szczęście zawsze działa pewna, naturalna zasada, wyrażająca się w tym, że im bardziej czujemy się bezpieczni w jakiejś sferze, tym mniej tę sferę zabezpieczamy. I odwrotnie - im bardziej martwimy się o pewną sferę, tym bardziej staramy się ją zabezpieczyć. To naturalny mechanizm działający na zasadzie sprzężenia zwrotnego. I tutaj pojawia się wielki problem współczesnych czasów. Problem prawdy i kłamstwa. Nasze poczucie bezpieczeństwa może być złudne i fałszywe. Tym samym nie zadziałają naturalne mechanizmy, o których piszę w pierwszym zdaniu. Przykład - lata '90 ubiegłego stulecia. Po dekadach komuny tak mocno byliśmy zamroczeni odzyskaną pozornie wolnością, tak mocno nienawidziliśmy wspólności, że niezauważenie ukradli nam własność, bez której nie ma wolności. Balcerowicze, Lewandowscy i inne kanalie wręcz wmówili nam, że my "nie potrafimy", że "kapitał nie ma narodowości", że musimy się wszystkiego pozbyć, by to uratować. Oszukali nas i okradli. Poczucie zagrożenia przyszło spóźnione o 10-15, a nawet 20 lat i w wielu sytuacjach było już "po ptakach".

Vote up!
0
Vote down!
0

Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym.

#1631267

@ Gawrion

Tak, ale nic nie jest w stanie zastapić roli tradycyjnych elit, których pozbyto się podczas II wojny i w PRL. Przerwanie ciagu kulturowego, a  zwłaszcza ciagu elit, zawsze skutkuje obniżeniem poziomu, a gdy do tego dołożymy jeszcze strukturalne działania  czynników wewnętrznych i zewnętrznych, mamy to, co mamy. Jakże łatwo wówczas oszukać cały naród.

Poczucie zagrożenia (instynktu samozachowawczego) PRL utopił w strachu, a III RP przyklajstrowała to wszystko oferta dotacyjna UE. Proszę zauważyc, że dziś największa walka idzie nie o koncepcję kulturowa, nie o kształt państwa, czy podtrzymanie ciagłości kultury, lecz o wysokość dotacji.

Vote up!
0
Vote down!
0

Ryszard Surmacz

#1631268

Przyznam, że tekst z dużą uwagą przeczytałem dzięki komentarzowi naszego Szanownego Księdza Profesora Zygmunta Zielińskiego. Bardzo mądre przemyślenia.

Proszę ustawić sobie jakiś obrazek profilowy - będzie Pan bardziej rozpoznawalny na portalu dla mnie i czytelników. Jeśli będzie trzeba - pomogę.

Vote up!
0
Vote down!
0

Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym.

#1631269

Dziękuję, zajmę się tym w najbliższym czasie. 

Jutro wysyłam kolejny wpis, i tak będzie jeszcze przez kilka dni.

Pozdraawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

Ryszard Surmacz

#1631270