"Własny pomysł na Polskę"?

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

Artykuł Marzeny Nykiel, zamieszczony 3 XI 2019 w Polityce p. t. Jarosław Gowin zapowiada, że „położy się Rejtanem w obronie gender na uczelniach”. Źle pojęty pluralizm szkodzi bardziej, niż promocja ideologii.

Autorka nawiązuje do wywiadu z Jarosławem Gawinem jaki przeprowadził Jacek Karnowski. Gowin m. in. stwierdza: „Położę się Rejtanem, jeżeli ktoś będzie próbował ograniczać wolność słowa zwolennikom ideologii gender. Jeżeli są tacy na uczelniach, mają prawo podejmować projekty badawcze, prowadzić zajęcia w tym zakresie”.

Poglądy osobiste pana Gowina nie są bynajmniej mało ważne, gdyż zadaniem jego jest dbać o naukę polską, o przygotowanie ludzi, którzy swą wiedzą służyć będą Polsce. Dlatego to, co on mówi o nauce jest tak ogromnie ważne i, dodajmy, niepokojące. Już tzw. „Konstytucja dla nauki” jest kąskiem trudnym do strawienia, lub powiedzmy otwarcie, całkowicie niestrawnym. Nie tylko ona, ale w ogóle atmosfera panująca na uniwersytetach, a także pozycje w budżetach państw wskazują na humanistykę jako na coś nieledwie zbędnego. Nie trzeba tu tłumaczyć czym to pachnie? Wystarczy obserwować karłowacenie dziedziny, która od zawsze była przekazicielką dóbr, jakie humanistyka wypracowała – sztuki mającej dawać pokarm ogółowi, jeśli już nie duchowy, to przynajmniej estetyczny – dziś coraz bardziej staje się ona domeną oszołomów, którzy realizują własne pomysły na człowieka i proponowane mu antywartości. Jakie? Między innymi takie, za które Gowin chce się kłaść Rejtanem w ich obronie.

Bo gender zwyczajnie jest koniem trojańskim wprowadzającym zamęt w ludzkich głowach, może być wymysłem rozpraszającym nudę, jak to zdaje się wynikać z wynurzeń twórcy tego pojęcia, kiedy mowa o genezie tej idei; może ona być, z braku czego innego, środkiem przebijania się jakichś osób do polityki i tak często jest. Ale nie może być nauką, a jeśli jak sądzi pan Gowin, jest ideologią, to jeszcze gorzej. Bo uniwersytet jest kuźnią nauki. Tylko nauki. Wyłącznie szukanie rozwiązań w obranych dziedzinach, czyli nie zaśmiecona niczym praca badawcza i komunikowanie jej wyników jest jego zadaniem. I w łączności z tymi zadaniami mają dorastać kolejne pokolenia służące nauce. Nauka ma tylko jeden ogranicznik: jest nim rozsądek. W sprzeczności z rozsądkiem nie można dochodzić prawdy, gdyż jest to, jak wiadomo: contradictio in adiecto. Innymi słowy: bezsens. Takim bezsensem jest teoria gender, która lansuje siebie samą jako ideologię. Jest to kalka tego, co znamy z królowania w nauce marksizmu-leninizmu. Był czas, że zaniechanie cytowania klasyków: Marksa, Lenina, swego czasu też Stalina, ewentualnie proroków mniejszych komunizmu, dyskwalifikowało nawet najgenialniejsze publikacje. Nieważne czego one dotyczyły i nieważne, co na ten temat pisali klasycy. Poglądy klasyków były bzdurą intelektualną, ale tylko one były papierkiem lakmusowym poprawności. Obecnie jest tak samo z gender, będącym absolutną bzdurą, a hołubienie tej idei przez wicepremiera Gowina ma jakiś cel, trudno domyślać się jaki, ale nie ma to nic wspólnego z nauką i uniwersytetem, gdyż są to instytucje wykluczające bzdurę jako przedmiot swych dociekań. Równie dobrze można by włączyć do przedmiotów uniwersyteckich alchemię lub czarną magię. Tak, jak kiedyś niezbędne było cytowanie „klasyków”, by być publikowanym, tak dziś groźne jest mówienie prawdy o gender.

Ale pomysł z promowaniem gender – promowanie to właściwe słowo, gdyż pluralizm i tolerancja nie mają tu zastosowania – to, jak można mniemać, jeden z punktów „Konstytucji dla nauki”. To, co w wywiadzie mówi pan Gowin o poparciu dla owej Konstytucji środowisk akademickich dowodzi tylko jednego: albo ich nie odwiedza, albo rozmawia z tą „lewicą” uniwersytecką, nierzadko wrogą wobec wartości, których nie stara się nawet zrozumieć, albo z klakierami zawsze gotowymi przywtórzyć władzy w oczekiwaniu na jakąś promocję. Bo ogół uniwersytecki, a więc ci, którzy chcą pracować, a nie paradować w łańcuchach i korzystać z pracy ludzi od siebie zależnych, powoli pogrąża się w działających na kształt tzw. przekrętów, w dodatku jeszcze generujących pozory naukowości, systemach punktacyjnych i grantowych. I tu wystarczyłby zdrowy rozsadek, by się przekonać, że systemy te przeżarte zwyczajną formalistyką i biurokracją hamują badania naukowe, jak dotąd żadne kagańce nakładane na uczelnie.

Rezygnuję ze szczegółowego unaoczniania anomalii, jakich źródłem jest Konstytucja dla nauki, bo opisałem to w broszurce p. t. Kaganek oświaty czy kopcący ogarek (Toruń. A Marszałek 2018). Miałem kilka recenzji i sporo wypowiedzi prywatnych. Nikt nie zakwestionował moich stwierdzeń, ale cóż z tego? Kto chce być poprawnym, głośno nie powie tego, co szeptał na ucho. Konstytucja dla nauki, to carte blanche dla wszelkiego rodzaju trutni, których nigdy na uczelniach nie brakowało, ale można ich było łatwo odróżnić od profesorów. Obecnie raczej nie.

Tak więc jest się czym martwić. Może akurat piszący te słowa z racji wieku mógłby tu sobie pofolgować, ale jeśli pan Gowin z 18 posłami swego ugrupowania w sejmie ma rzeczywiście własny pomysł na Polskę, to wypada tylko jedno: cieszyć się z ilości lat jakie się przeżyło. Bo pomysł na Polskę jest tylko jeden: żeby Polska była Polską, po prostu Polską ani Gowina, ani któregoś z pretendentów do prezydentury, ani przywódcy zwycięskiej lub przegranej partii. Po prostu Polską ludzi, którzy nie musieliby się bać kolejnych pomysłów na nią.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (10 głosów)

Komentarze

Tak, martwić się jest czym. Ale samo martwienie nie wystarczy. Pytanie zasadnicze - moim zdaniem brzmi - jak temu przeciwdziałać? 

Vote up!
8
Vote down!
0
#1610351

       Witam! Gowin otworzył furtkę i zaprasza...Jakoś dziwnie zbiega się to z czasem, gdy umowa koalicyjna Zjednoczonej Prawicy prawie na finiszu...Mam nadzieję, że PIS zamknie Gowinowi tę furtkę absurdu na kłódkę. Pozdrawiam!

Vote up!
3
Vote down!
0

ronin

#1610409