Polityka jest domeną ludzi świeckich. Owszem, ale z głową.

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

Pierwsze zdanie w tytule pochodzi od Jarosława Gowina, który nadto był łaskaw powiedzieć: „opowiadamy się za przyjaznym rozdziałem Państwa od Kościoła”. Jestem także dania, że Kościół ma swoje zadania, ale należy do nich także patrzenie na ręce owym świeckim uprawiającym politykę i to pod kątem szkód moralnych, nie tylko zresztą, bo także innych mogących zagrażać ludziom będącym w Kościele nie dla jakichś racji, ale dlatego, że wierzą w Boga i misję Kościoła. Najlepszym przykładem jest Sługa Boży, Prymas Stefan Wyszyński, który uprawiał politykę ratując w ten sposób naród od skarłowacenia. Choć, jak się okazało, z połowicznym powodzeniem. Widać to dziś w postaci „polityki” uprawianej na szkodę narodu przez tych, którym geny pozostawił w spuściźnie komunizm.

Na czym ów gowinowy „przyjazny rozdział Kościoła od państwa” miałby polegać, trudno sobie wyobrazić. Ja w każdym razie boję się awansem, mając stale przed oczyma jego „przyjazne” potraktowanie szkolnictwa wyższego (rzecz jasna, nie prywatnego, a państwowego). Kiedy się ten knot odkręci i znowu uczelnia będzie warsztatem pracy uczonych? Bóg tylko wie. Widać jak na dłoni, że jest pechowcem Nic dobrego nie zapowiadają też jego wynurzenia ostatniej doby także w innych przedmiotach:

„Silne państwo musi być jednocześnie państwem ograniczonym. Państwem pozostawiającym jak największą sferę wolności dla rodzin, stowarzyszeń czy samorządów. Nie chcemy Państwa omnipotentnego - mówił Gowin. - Opowiadamy się za przyjaznym rozdziałem Państwa od Kościoła, bo kiedy my, politycy, mieszamy się w sprawy Kościoła, to traci na tym wspólnota chrześcijańska. Polityka jest domeną ludzi świeckich”.

Jak zwykle u Gowina królują antynomie i zagadki. Bo, co to znaczy: państwo silne i zarazem ograniczone? Pustosłowie przeznaczone dla tych, którzy tym więcej wiedzą im mniej rozumieją. Jakiej wolności dla rodzin domaga się wicepremier, poza tą, jaką już dysponują? Kto dziś krępuje stowarzyszenia? A co do samorządów, to jest rak, który toczy organizm państwa, a zarazem żywi pasożyty i wysysa środków ile się da, uposażając ludzi po linii partyjno-rodzinnej. Nawet w komunizmie samorządowcy nie mogli tak hasać i się tuczyć. Przykład mazgajskiego samorządu, to Warszawa

W marcu 2021 sytuacja Gowina tak mocno dzierżącego maczugę była według sondażu Pollster dla „Super Expresu” następująca: Do parlamentu nie weszłyby ani partia ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry (1,04 proc. poparcia), ani wicepremiera Jarosława Gowina (0,8 proc. poparcia).

Z kolei PiS, na którego grobie Gowin by już chętnie zatańczył, miałby w tychże wyborach 38,07 %.

Inny scenariusz bynajmniej Gowina nie pocieszy: według wPolityce.pl: „Gdyby przed wyborami powstała wspólna lista PSL, Porozumienia Jarosława Gowina, Kukiz'15 i konserwatystów z PO, mogłaby ona liczyć na ponad 12 proc. poparcia – jak wynika z sondażu pracowni Estymator”.

Zatem Gowin et consortes daleko drepcą za Hołownią, o PO nawet nie wspominając. A Hołownia to z pewnością koń Trojański opozycji, a głównie PO. Tylko nie wiadomo do końca kto go puszcza na bieżnię. Prawdopodobnie skończy jak kiedyś pan Ryszard. W każdym razie Gowin uległ jeśli nie pysze, to zbyt wielkiemu mniemaniu o sobie, chyba Ziobro też. W tym naśladują Hołownię, ale panowie, czy wypada? Bo wiedzie to na manowce, a jeśli już, to za rasowym koniem, a nie za byle chabetą. Oby tylko ich, a nie Polskę. Pamiętajmy: corruptio optima, pessima – dowolnie przetłumaczone: z wysokiego stołka spada się do latryny.

Przypominam sobie scenariusz z 2007 roku, koalicję PiSu z Giertychem i Lepperem, a na dodatek z Marcinkiewiczem jako premierem. Na samą myśl, że szykuje się powtórka ciarki po plecach chodzą. To były sojusze wymuszone, podobnie jak ten obecny alians, ale oby nie utorował on drogi dla tych, co obecnie ostrzą sobie zęby na władzę. Wiadomo: domestici tui – inimici tui – najbliżsi są twymi wrogami. Zawsze najgorsi są fałszywi i pazerni kumple. Nie trudno było przewidzieć, że z Gowinem będą kłopoty. Ziobro rokował lepiej, ale jest jak jest.

Toteż frondujący sojusznicy PiSu – to jest problem, większy niż ta opozycja, która wprawdzie może nadal pracować nad rozłożeniem Polski i oddaniem jej za jakieś kieszonkowe tym, którzy czyhają, by była ona znowu ćwierć suwerenną kolonią. Ale na szczęście ludzi mają któregoś tam sorta. Ta opozycja nie kryje swych zamiarów, co paradoksalnie może być jakąś nikłą pociechą. Ponieważ przywódcy jej cienko przędą, według ostatnich sondaży: Budka 1%, Trzaskowski 8%, Kosiniak Kamysz 2 %, Bosak – 9 %, Hołownia 12 % poparcia. Władza, jak to się mówi, leży na ulicy. To, że 0 % ma Tusk i Czarzasty nikogo nie dziwi. Ale, że mają obaj dość kłopotliwą koleżankę również z takim samym poparciem, czyli p. Lempart, wskazuje na ogromną dewaluację autorytetu politycznego. Tusk i Czarzasty ex aequo z tą, nazwijmy ją, jednostką statystyczną? To dopiero siurpryza. (nie używam określenia osoby ludzkiej, np. a nuż nie trafię z płcią, mogą podać do sądu jako homofoba).

I tu właśnie otwiera się pole dla pana Grodzkiego, który jest w istocie słabszym politykiem, niż wymienieni, ale rządzi senatem, jak się okazuje obok sądów, jedynym już czynnikiem mającym za zadanie sypanie piachu w tryby machiny rządowej.

No i mamy jego l’entrée. (Za Onet Wiadomości Kraj):

„Tomasz Grodzki: przed liderami całej opozycji stoi historyczny moment rozegrania "batalii". Rozegrania jej tak, aby rządy Zjednoczonej Prawicy nie trwały ani dnia dłużej - pisze w "Gazecie Wyborczej" marszałek Senatu. Tomasz Grodzki w swoim tekście zwraca uwagę, że najbliższe tygodnie będą ważnym czasem w parlamencie i proponuje "manewr" wszystkim siłom opozycyjnym”.

„W jego ocenie, choć to "zadanie trudne, ale wbrew pozorom wcale niespecjalnie ryzykowne". "Ze strony PiS nie spotka Polski już nic dobrego. W najgorszym razie manewr się nie powiedzie, ale jeśli jest w nas – w całej opozycji – wiara, że mimo różnorodności poglądów w tak szerokiej reprezentacji każdy z nas wniósłby swoją cegiełkę w rozpoczęcie odbudowy naszego kraju i wprowadzenia go z powrotem na zachodni kurs, w kierunku praworządności, demokracji i zrozumienia, że różnorodność naszego narodu to zaleta, a nie wada, że nie musimy się we wszystkim zgadzać, ale powinniśmy szanować odrębności i rozumieć, że Polska pomieści nas wszystkich, to warto i trzeba spróbować" – przekonuje.

Według Grodzkiego "to jest historyczny moment i nasze historyczne zobowiązanie".

Niewątpliwie, pan Grodzki, zdaje sobie sprawę, że w opozycji nie ma nikogo, kto mógłby choćby tylko w sposób czytelny taką „batalią” dowodzić. Manewr dla wszystkich sił opozycyjnych, o jakim wspomina, to nic nowego, a tylko bezmyślne blokowanie wszelkich poczynań rządu bez względu na ich niezbędność dla funkcjonowanie państwa. Takie inicjatywy ze strony drugiej osoby w państwie noszą charakter sabotażu. Czy jest to przestępstwo podlegające karze wyżej kwalifikowanej niż n. p. rozbój? Na to pytanie łatwo jest dać odpowiedź, ale pod warunkiem, że prawo będzie prawem, a nie opcją chwilowo komuś przydatną. Oczywiście pan Grodzki ma wiele powodów, by „rządy Zjednoczonej Prawicy nie trwały ani dnia dłużej”. Podobne desiderium dręczy zapewne sporo obywateli, którzy drżą na myśl, że wreszcie prokuratura, miast grozić palcem w bucie, weźmie się za ich praktyki. Ale czy to jest powód, by zaraz obalać rządy, wzniecać niepokoje?

Jak to się zazwyczaj mówi: skończyłeś gadać, pokaż co potrafisz. W gadaniu pan Grodzki jest biegły, ale gdy chodzi o te umiejętności – nie mowa tu o zawodowych – to sprawa trudna. Oto jego wypowiedź:

"Przede wszystkim zaś musimy mieć mocne przekonanie, że potrafimy rządzić lepiej i sprawiedliwiej, że nasze kadry są mądrzejsze, lepsze i sprawniejsze. W mojej ocenie to całkowicie możliwe, dlatego wzywam wszystkich, którym droga jest Polska jako kraj demokratyczny, praworządny i szanujący swoją konstytucję (także tych, którzy będąc obecnie w zjednoczonej prawicy, widzą, że z jej deklarowanych ideałów niewiele zostało, i źle się tam czują), aby podjęli się ciężkiej pracy rekonstrukcji rządu w tych kluczowych tygodniach. Wtedy (szybciej, niż nam się wydaje) nasz kraj znowu stanie się „świetlistym miastem na wzgórzu”, szanowanym na całym świecie i roztropnie budującym swoją zasobność" - kończy swój tekst marszałek Tomasz Grodzki”.

Pusty śmiech bierze, jak się to czyta. Przecież jego formacja sprawowała rządy przez 8 lat i ślepy nawet musi dostrzec, ile trzeba było pracy, by zniwelować szkody wtedy wyrządzone. Taki wykształcony człowiek, nieważne że w innej dziedzinie, miast pokazać owe „kadry [są] mądrzejsze, lepsze i sprawniejsze” stale tokuje w tym samym stylu, co Budka, Tomczyk, Szczerba, i cała ta plejada gadułów wspieranych przez takie gwiazdy, jak pani Pihowicz, Spurek, Jachira i wiele innych, posiłkujących się także cięższą artylerią „strajkujących kobiet” na czele z panią Lempart. Ponoć bez nich „Polska jako kraj demokratyczny, praworządny i szanujący swoją konstytucję” według receptury pana Grodzkiego nie ma szans na zaistnienie. Z pewnością, gdyby bluzgi rzucane w ludzi przez te niewiasty miały moc pocisków, zwycięstwo byłoby pewne, a Polska zgodnie z pobożnym życzeniem pana Grodzkiego byłaby „świetlistym miastem na wzgórzu” pokazującym całemu światu bogactwo swego języka z ulicy dla zagranicy.

Myślę, że co gorliwsi już zaczęli zmieniać Polskę à la Grodzki, n. p. Adam Szłapka, znany z nietuzinkowych inicjatyw, wezwał do bojkotu Orlenu. Prawdą jest to, co powiedziała pani Beata Mazurek, stwierdzając, że "zaprzaństwo i głupota totalnej opozycji nie ma granic".

Ale czy wypada odnieść to do marszałka Senatu? Pewnie nie wypada nikomu z nas, ale tym bardziej nie powinno wypadać jemu samemu potwierdzanie słuszności takiego osądu. A jednak…!?

Może jednak warto zajrzeć do sondaży publikowanych ostatnio przez wPolityce.pl One w niczym nie potwierdzają dobrego samopoczucia pana marszałka. PiS ma kłopoty z koalicjantami, a opozycja jeszcze większe, częściowo z racji naszych „cnót narodowych”. Mamy ich sporo, ale jedna niweluje wszystkie inne: tam gdzie jest trzech Polaków powstaje 5 partii i tyleż recept na to byśmy byli „szanowanym na całym świecie i roztropnie budującym swoją zasobność” krajem. Cały szkopuł w tym, że teraz takim chyba jesteśmy i pan Grodzki to właśnie chce zmienić. Od takich rekonstruktorów zachowaj nas Panie.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)