Watykan na lewej burcie? czyli fundacje, sekty, nowa religia i nowa rewolucja
1.
Przed 100 laty rząd amerykański musiał zmagać się z wrogą infiltracją różnego rodzaju fundacji, związków wyznaniowych, nowych dziwnych kościołów, organizacji niby-charytatywnych, które po przejrzeniu ich sponsorów i kontaktów okazywały się być wtyczkami bolszewików, trockistów i anarchistów. Powstawały liczne raporty służb na ten temat. Siły jednej ze stron trwającego wtedy konfliktu ideologicznego i w gruncie rzeczy cywilizacyjnego – szybko zorientowały się, że forma prawna fundacji nadaje się nie tylko do omijania prawa spadkowego, ale może stać się niezwykle efektywnym narzędziem infiltracji ideologicznej doprowadzającej do fragmentaryzacji a w rezultacie do osłabiania określonych państw, poszczególnych sfer organizmu państwowego (kultura, nauka, religia, ekonomia) i systemów prawnych. W rezultacie - w świecie powojennym - wiele z fundacji zaangażowało się w „eksport ideologii” neoliberalnych (pozornie personalistycznych a w istocie kolektywistycznych) do dowolnego punktu na kuli ziemskiej. Większość NGO zaczęła spełniać gros z cech definicyjnych sekty religijnej. Głównym narzędziem tych sekt był kapitał promujący ściśle określoną ideologię. Obecnie neoliberalizmu (inne nazwy: demoliberalizm, globalizm - nie nazwa jest tu ważna, lecz władający duch i mechanizmy), niegdyś kolektywizmu, socjalizmu etc. Oczywiście istnieją też organizacje pozarządowe – nazwijmy to tak – neutralne, których niejawnym celem nie jest osłabianie i defragmentaryzacja spójnych organizmów państwowych, które potrafią się wkomponowywać w obowiązujący w danym państwie system aksjologiczny, czyli które – krótko to ujmując – nie są eksterytorialne względem żywiącego je państwa, ale nie o tym procencie całości tu mówimy.
Zjawisko pseudosakralizacji organizacji i stowarzyszeń pozarządowych nasiliło się w 1945 r., gdy powstała ONZ, która ze święta pasją wzięła pod swoje skrzydła tę pseudoreligię międzynarodowego neoliberalizmu (globalizmu), której cele niektórzy z niezależnych badaczy i krytyków porównują z ideologią klasycznego kolonializmu działającego w masce humanitarno-pacyfistycznej. W 1914 r. organizacji pozarządowych o zasięgu międzynarodowym było 1083. Obecnie ilość sekt NGO na świecie liczy ok. 3,7 mln.
Pierwsi badacze zjawiska sekt religijnych zastanawiali się, co stanowi dominujący rodzaj uzależnienia za pomocą którego sekta werbuje i podporządkowuje sobie kolejnych członków, czy jest to uzależnienie intelektualne, czy emocjonalne. W przypadku sekt NGO-osów obydwa są istotne, ale dochodzi do tego trzeci, najsilniejszy argument proroków danej sekty pozarządowej – kapitał, uzależnienie kapitałowe i wkładka korupcyjna (znany problem NGO-osów). Krytycy przeciwnych niż deklarowane skutków działalności NGO dla organizmów państwowych porównuję ich funkcję z rolą jaką spełniało duchowieństwo w epoce kolonialnej na terenach podbijanych (a similar function to that of the clergy during the high colonial era), co w pewnym sensie potwierdza fakt dzisiejszej przychylności duchowieństwa (lub co najmniej przymykania oczu) dla destrukcyjnej względem państw narodowych działalności organizacji pozarządowych. Oczywiście, nie trzeba dodawać, że każda wychodząca z punktu widzenia interesu narodowego próba ograniczenia humanitarnych sekt, ich uprawnień i możliwości spotyka się z atakiem mediów i posądzeniami o sprzyjanie teoriom spiskowym. Rzucane tu oskarżenie (zwolennik teorii spiskowej) ma identyczny sens i cel, jak, przykładowo, pojęcie „niewierny” w Koranie. Wszyscy racjonalni krytycy działalności NGO w poszczególnych krajach (np. Issa G. Shivji, James Pfeiffer, Jessica Mathews, Vijay Prashad) spotykali się z tym – wyssanym z palca – zarzutem propagowanym przez mainstreamowe media. Nie powinno to dziwić, jest to podstawowa linia obrony wszystkich sekt. Także, a może przede wszystkim, globalnych.
2.
Dlaczego o tym piszę w tekście poświęconym papieżowi Franciszkowi i ukrytym komponentom jego preferencji, jego światopoglądu? Czynię to po to, by ukazać jak pewne formy prawne i prądy ideowe przechodzą niespodziewane metamorfozy, metamorfozy, oczywiście, nie samoistne, lecz animowane najczęściej przez zainteresowane kręgi finansowe – pozostając jednak ciągle wiernymi pierwotnym założeniom. Po to, by uwidocznić, w jaki tajemniczy, alchemiczno-kabalistyczny sposób forma zmienia się jak kameleon, jak traci związek z treścią i jak nazwy przechodzą dowolne metamorfozy, byle tylko wstrzyknąć upatrzonemu organizmowi efektownie wyglądającą i podnoszącą jego samoocenę – niszczącą go treść. Nie bójcie się tych, co zabijają ciało, lecz tych co zabijają duszę... Fundacje zmieniły się w sekty szerzące wiarę swoich sponsorów, bolszewizm zmienił się w neoimperializm przystrojony humanitarnym pokrzykiwaniem, marksistowska teologia wyzwolenia przybrała formułę strawną, wersję light w postaci „teologii ubogich migrantów ekonomicznych” albo „teologii humanitaryzmu”. I nawet nie jest tu ważne, czy prawdą jest to, co podaje Ion Pacepa, że teologia wyzwolenia jest tworem KGB powstałym w gabinetach Łubianki. Nawet jeśli nie byłoby na to dowodów, to... po owocach ich poznacie je...
Religijnego charakteru fundacji (i innych NGO) nie widzimy, podobnie jak nie dostrzegamy bolszewickiego kłamstwa głoszącego, iż neoliberalizm jest koniecznością dziejową. Stawiam tezę, że podobną transformację przeszła teologia wyzwolenia (czyli marksizm zastosowany do chrześcijaństwa), a my sami nie wiemy (bo nie czytamy tego, co... drobnym druczkiem myśli jest napisane), że zgłaszamy akces do tej niebezpiecznej sekty – myślimy, iż ten hybrydowy potwór zniknął i wierzymy, iż został potępiony, a ona nadal realizuje swoje cele, z tym, że sztandar ukryła a hasła ideowe... zmodernizowała. Sa nimi dziś: prawa człowieka, prawa zwierząt, prawa matki ziemi, prawa migranta do lekceważenia granic państwowych i miejscowych praw i tym podobne pułapki emocjonalne dla ludzi o miękkim sercu. Mało tego, nie wiemy, iż nawet ci z nas, którzy są indyferentni religijnie, też mogą nieświadomie zapisać się do... świeckiej odmiany teologii wyzwolenia jaką jest tak ogólnie sformułowany, że niczego nie oznaczający poza naszą naiwnością i wezwaniem do otwarcia naszych kieszeni – h u m a n i t a r y z m. I nikt z nas nie pyta, ani wierzący, ani ateiści, o to, kto wzywa nas do otwarcia domów i kieszeni i dlaczego... nie otwiera swoich posesji i kont. O, Sancta Simplicitas! W świecie odchodzącym od sacrum – kamuflaż jest głównym środkiem komunikacji społecznej. I łapanki – gdyż w zdesakralizowanym świecie komunikacja staje się tożsama z łapanką i polowaniem. Chociaż teoretycy dialogu, Habermas i Levinas nigdy nam o tym nie powiedzą.
3.
Zanim zajmiemy się ukazaniem wskrzeszenia „marksistowskiej teologii” (czyli kwadratowego koła, wszak XX i XXI wiek wyklęły logikę arystotelesowską) – zajmijmy się słowem „wyzwolenie”. Każdy z nas już kocha to słowo, zanim je zrozumie i zanim zapyta: wyzwolenie kogo? Jak wiadomo niedorozwinięci potrafią się masturbować godzinami, aż do utraty przytomności. Do tego samego i my – poganiani przez medialne nahajki - używamy słowa „wyzwolenie”. Wyzwolenie od czego? Kosztem czego? A co z wyzwoleniem tych, mających naturę niewolną? Nie zdolnych do używania personalnej władzy rozsądzania? A co z wyzwoleniem wrogów wolności? Wrogów człowieczeństwa? Z natury i wychowania niezdolnych do socjalnej symbiozy? Nie znających pojęcia odpowiedzialności i obowiązku a posiadających jedynie rozbuchane roszczenia? Tych pytań już nie zadajemy. Nie zdążamy. Nasze serduszko taje, otwieramy „ramiona Willkommen” i zasypiamy snem niemowlaka. Na chwilę otwierając oczy tylko wtedy, gdy czujemy wbitą w plecy ostrą stal obcej, nieludzkiej wiary. I wraz z nami ginie nasz Bóg, bo nie potrafiliśmy go obronić, gdyż byliśmy zbyt naiwni, by przeniknąć zamysły serc złych.
Drugim pojęciem, które spotkał los magicznej inkantacji i mantry oraz zdominowanie przez kabalistyczność i magiczność zamiast jasnego zdefiniowania – jest obok słowa „wyzwolenie”, słowo „miłosierdzie”. O ile przy słowie „wyzwolenie” jest spora ilość z nas, której coś w tym nie pasuje, która wstrzymuje swój akces do tej sekty, o tyle w przypadku słowa „miłosierdzie” silnych, zdolnych oprzeć się słownemu szantażowi jest o wiele mniej. Byle kto tego ataku na nasze sumienia nie wykoncypował... Żeby nie uderzać w wielki dzwon nie będę cytował znamienitych myślicieli ani Ojców Kościoła i tego, jak naprawdę wygląda treść, sens i definicja pojęcia „miłosierdzie” oraz jakimi warunkami wstępnymi jest ono obudowane. Wystarczy, że zacytuję wypowiedź w audycji telewizyjnej jednego z duchownych, ks.H.Zielińskiego, który na pytanie prowadzącego audycję, czy nie powinniśmy miłosierdzia stosować do każdego odpowiedział błyskawicznie i krótko. „Miłosierdzie? Owszem, ale jest to pojęcie, które zawiera warunki wstępne: Miłosierdzie jest dla tych, ktorzy uznają prawdę i wyznają grzech.
Czy produkowani przez pośredniczące mafie „uchodźcy” są w stanie uznać prawdę, czyli prawa, obyczaje i reguły cywilizacji łacińskiej oraz czy są gotowi wyznać grzech, czyli przyznać się, że... zbłądzili wyznając niszczycielską ideologię koraniczną – niech każdy sobie sam odpowie. Pikanterii dodaje tym szantażującym sumienia wezwaniom do otwierania swoich domów to, że płyną one z ust tych, którzy stanowiąc 1% populacji posiadają 99% pieniędzy nie otwierając ani jednej ze swoich rezydencji przed nachodźcami. Jest to zwyczajny bezwstyd. Albo, jak to mówi lud: szukanie głupszych od siebie.
4.
Po Vaticanum II zmienił się stosunek Kościoła do dwóch swoich odwiecznych wrogów, do judaizmu (talmudyzmu) i islamu oraz do lewicy, która była swego rodzaju hybrydą najgorszych cech obu tych ideologii błędnie zwanych religiami. Antyortodoksyjna zmiana relacji z Żydami była owocem wieloletnich zabiegów lobby rabinackich, lewicowych i wolnomularskich (piszę o tym obszerniej w tekście: Holger Banse i 18 tez Julesa Isaaca na drzwiach papieskich, https://wawel24.wordpress.com/2017/02/21/abp-gadecki-holger-banse-i-18-tez-julesa-isaaca-na-drzwiach-papieskich-cz-ii-kolizja-z-podwodnym-wrakiem/ ). Wyjąwszy z muru ortodoksji cegłówkę judaizmu (czy szerzej: stosunku do Żydów) można się było zabrać za wyciąganie następnych: islamu i protestantyzmu. Podano hasło do dekonstrukcji odwiecznego depozytu wiary. Poczęły powstawać niezliczone stowarzyszenia i ruchy dialogu. Historycznie rzecz biorąc, na przestrzeni dziejów chrześcijaństwo było dla tych dwóch zbłądzeń czymś w rodzaju korektora, egzorcysty, szansy na zbliżenie się do prawdy i jej poznanie. Po Vaticanum II zbliżając się do granicy herezji chrystianizm zrezygnował ze swej misji względem dwóch największych wypaczeń pojęcia Boga i rozpoczął z nimi towarzyską rozmowę niepomny tego, iż istnieją fanatyzmy asocjalne niezdolne uznać prawdy, antagonistyczne pryncypialnie, archetypowo, które poprzez wciągnięcie w „rozmowę” z sobą anihilują pryncypia interlokutora i jego samego.
Identyczna zdrada swego powołania polegającego na tym, żeby prostować to, co wypaczone miała miejsce w stosunku do posługujących się lewicowym językiem i metodami ruchów wewnątrz Kościoła. Jakiś czas jeszcze Kościół dzielnie się bronił przed deformacją depozytu wiary przez lewoskrętne infekcje za pomocą ostrych i jednoznacznych dystynkcji i tamy stawianej herezji przez pryncypialną nieustępliwość JPII i kard.Ratzingera. Cały ten ciąg odchyleń od tradycji był zresztą logiczny: perwersja stanowiska względem środowisk żydowskich musiała natychmiast zaowocować wtargnięciem i podniesieniem głowy przez środowiska lewicowe, obydwa przecież związane genealogią i analogicznymi celami.
Nie jest przypadkiem, lecz zwykłą logiką biegu wydarzeń, nad którymi straciło się kontrolę, że romans z czerwoną ideologią (teologia wyzwolenia) narodził się po II Soborze Watykańskim. Tego nowego kochanka wprowadzono po cichu, uszyto mu nowe szaty: teologia miłosierdzia (teologia migracji).
Sam ten romans nie był czymś nowym. By poprzestać tylko na gruncie naszej historii (lecz jednak w odmiennym kontekście historycznym, bo przecież narodowowyzwoleńczym, nie proimigranckim) mamy przecież na przełomie XVIII i XIX w. takich rewolucyjnych kapłanów jak: xx Paweł Ksawery Brzostowski, Florian Jelski czy mistycy Zenon Świętosławski i Ludwik Królikowski. Wiedząc, że chrystianizujący i mistyczny socjalizm był charakterystyczny dla Gromad Ludu Polskiego należy mieć tylko nadzieję, że obecny socjalizujący chrystianizm papieża Franciszka nie skończy się tym, że w Europie mieć będziemy dwie gromady: Gromadę Ludu Europejskiego (z batalionem chrześcijańskim) i Gromadę Ludu Koranicznego – okładające się nawzajem czym się da, z preferencją do środków wybuchowych. W oczach ówczesnych księży socjalizujących wrogami ludu byli „monarchowie, panowie, urzędnicy i niektórzy księża”. O paradoksie historii! Dla dzisiejszego chrześcijaństwa socjalistycznego „monarchowie, panowie, urzędnicy i niektórzy księża” są... największymi sprzymierzeńcami migrantów ekonomicznych, nie wrogami! Wrogiem jest każdy chrześcijanin i europejczyk poza wymienionymi. W walce o wyzwolenie całego wyklętego i biednego ludu ziemi i o zapanowanie powszechnej szczęśliwości. Najlepiej jak najszybciej. Komuniści też... byli niecierpliwi. Nie lubili bawić się w ceregiele. Jeśli spojrzymy dogłębnie, to ujrzymy, że „monarchowie, panowie, urzędnicy i niektórzy księża” są dzisiaj wrogami, nie, nie ludu. Oni są wrogami państw narodowych i naturalnego porządku świata. Jedni świadomie, inni nieświadomie chcą zapoczątkować nową rewolucję. Tym razem nie nazywaną socjalistyczną, lecz humanitarną. Ale to tylko kwestia zmiany opakowań felernego towaru, który w starym pudełku przestał się już sprzedawać...
Dzisiaj propaganda likwidacji nędzy na świecie poprzez nakładkę jednego kontynentu, jednej cywilizacji na drugą – wkracza w te same koleiny. Edward Dembowski – sam ateista – jednak z krucyfiksem w dłoni stanął na czele procesji agitującej chłopów do udziału w powstaniu tym świętym symbolem. Dziś Soros przy akompaniamencie monarchów, panów, urzędników i księży staje na czele fundacji zwożących biednych i mniej biednych z całego świata do Europy. W ręku trzyma zielone banknoty i statuty swoich fundacji. I te symbole działają. Naiwny widocznie św. Paweł mówił: „Kto nie pracuje, nie będzie jadł”. Nowy samozwańczy teolog wyzwolenia wszystkich od nędzy i teologii otwarcia zamkniętych domów – George Schwartz, pseudonim operacyjny Soros – niesie swoją ewangelię, którą otwiera zdanie: Kto nie ma, będzie miał.
To właśnie po to Vaticanum II zwolniło Żydów z konieczności nawrócenia się na chrześcijaństwo, żeby teraz oni nawracali nas na kolejną ze swoich, potencjalnie krwawych, absurdalnych utopii, w której „wilk zamieszka wraz z barankiem,
pantera z koźlęciem razem leżeć będą (...)[Iż 60,6] Lew też jak wół będzie jadał słomę [Iż 60,7].
Brązowemu lwu w ośrodkach dla imigrantów już teraz się nie podoba darmowe jedzenie, rzucają talerzami, podpalają ośrodki i atakują wolontariuszy kontestując zestaw dań. Aż strach pomyśleć, co będą robić później, by zaspokoić swoje podniebienia...
Spójrzmy jeszcze na następny wers Izajasza: „Niemowlę igrać będzie na norze kobry,
dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii” (Iz 60,8)– czyżby to o... papieżu Franciszku? Czy czasem papież nie chce za szybko sprowadzić na ziemię Niebieskiego, Sprawiedliwego Jeruzalem? Zwłaszcza, że „w i e r n i”, którzy nadchodzą wznosić, ze swoich nierealnych i nieliczących się z innymi pragnień, ten swój rajski gród, to nie ci, którym „Sprawiedliwość będzie pasem na biodrach” [Iz 60,5], tylko raczej ci, którym „Sprawiedliwość będzie pasem szachida na biodrach”... Ci, których misją jest zniszczenie chrześcijaństwa. I "niewiernej" cywilizacji łacińskiej.
Jak wiadomo George Soros wielokrotnie ogłaszał, że uważa siebie za Boga. Nie dziwi więc, że wykoncypował instrumentalne posłużenie się zdeterminowanymi masami pokrewnego, semickiego ludu. Dla Boga Starego Testamentu to rzec zwykła rozrzucać narody po świecie mocną ręką. Dlatego też, gdy czytam Księgę Izajasza, to trudno mi się oprzeć odczuciu, że poniższe słowa wypływają z ust tego osobnika patrzącego to na mapę państw basenu Morza Śródziemnego, to na swoje odbicie w lustrze i mówiącego do samego siebie:
„21Cały twój lud [czytaj: ludy semickiej grupy językowej]
będzie ludem sprawiedliwych,
którzy posiądą kraj [czytaj: Europę] na zawsze,
nowa odrośl z mojego szczepu [Arabowie i inne ludy semickiej grupy językowej],
dzieło rąk moich, abym się wsławił.
22 Z bardzo małego stanie się tysiącem,
z najnieznaczniejszego - narodem potężnym.
Ja, Pan, zdziałam to szybko
w swoim czasie" [Iz 60, 21-22].
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1695 odsłon
Komentarze
wawel 24
29 Kwietnia, 2017 - 08:50
Chciałoby się częściej czytać tak znakomite teksty!
Pozdrawiam
jan patmo