Pocałunek śmierci
Pocałunek śmierci
Gospodarka, w naczyniu połączonym jakim jest państwo, zajmuje bardzo ważne miejsce, ale nie jest wszystkim. Oprócz niej istnieje ogromna sfera innych ludzkich potrzeb, które warunkują jej rozwój: szkolnictwo, obronność, administracja, prawo, ale do najważniejszych należy jednak świadomość obywatelska. Nieuwzględnienie lub zlekceważenie jej może doprowadzić do ruiny lub nawet zniszczenia wszystkiego. Każdy, kto choć trochę zna polską historię, również tę gospodarczą, powinien o tym wiedzieć. Owszem, gospodarka pracuje na państwo, tworzy je i cementuje, ale jeżeli władza nie przekona swoich obywateli, że są oni współgospodarzami i ponoszą współodpowiedzialność za naród i kulturę, to nie pojawi się poczucie własności i odpowiedzialności, bez których gospodarka nie będzie miała właściciela. Po prostu, będziemy chodzić do pracy, porozumiewać się w języku polskim, ale żadnemu z pracowników nie przyjdzie do głowy, że za jego pracą kryje się coś więcej, niż pańszczyzna. W taki sposób możemy utracić państwo.
Innymi słowy, tak samo, jak ludzkie ciało ożywia duch, tak samo gospodarka, która jest materią, może zostać ożywiona tylko przez człowieka – poprzez swoją inicjatywę, niepodległą myśl i pracę. Gospodarka jest przedłużeniem, a nawet wypełnieniem, naszej tożsamości; jest zabezpieczeniem na czarną godzinę i warunkiem zachowania podstawowych ludzkich standardów. Musimy wreszcie sobie uświadomić, że żyjemy z tego, co polskie, że to, co polskie powinno być dobre oraz cenione przez Polaków. I sami Polacy powinni o to bardzo dbać. Jeżeli materia (gospodarka) nie zostanie ożywiona tak, jak ciało przez ducha, materia pozostanie bezpańska. To duch, a więc myśl kulturowa, ekonomiczna i poczucie odpowiedzialności, która go wypełnia, nie tylko ożywia, ale również przydziela właściciela i prawo własności. Gospodarkę łatwo zniszczyć; niszczenie zaś kultury i patriotyzmu, które trzymają gospodarkę, naszym wrogom zawsze zajmowało pokolenia. Gospodarka, jeżeli chce być silną i podmiotową, musi być częścią świadomości dobrze wykształconego obywatela, jego elit. Każdy rząd powinien prowadzić gospodarkę w taki sposób, aby jak najlepiej wykorzystać własny potencjał intelektualny i fizyczny i aby nic zmusiło go do wzięcia kainowych pieniędzy.
Dzisiejsza sytuacja gospodarczo-polityczna miała już swoją wcześniejszą odsłonę i nie jest niczym nowym. Dziś Polska ponownie znalazła się pod wpływem nacisków niemieckich i forsownej realizacji ich interesów. Zatrzymajmy się więc na losach ziem zaboru pruskiego (niemieckiego). Po utracie państwowości pruskie władze zaproponowały polskiej szlachcie wysokie pożyczki na podreperowanie majątków. Propozycja miała załatwić kilka rzeczy, między innymi wyeliminować opór i wykazać, że Polacy nie potrafią się gospodarować. Po kilkudziesięciu latach szlachta wielkopolska zniknęła z horyzontu nie dlatego, że nie potrafiła zarządzać, lecz dlatego, że dała się wciągnąć w niespłacalne pożyczki i wprowadzić na drogę germanizacji. Jakie konsekwencje? Norman Davies radził dzisiejszym Wielkopolanom, aby postawili pomnik Bismarckowi, bo tak wiele mu zawdzięczają. Pożyczki w tamtym czasie miały niby charakter dobrowolny, ale ich wzięcie przybierało charakter nękający, całkiem jak dzisiaj. I w końcu szlachcie tyle tylko pozostało sił, aby przekazać myśl organicznikowską, która zrobiła dużo dobrego, ale po latach spotkał ją ten sam los. Natomiast szlachta niemiecka (grafowie) istnieją po dzień dzisiejszy. Wszyscy w Niemczech rozumieją jej znaczenie i nikt nie wytyka im pochodzenia. Dziś, na terenie byłego zaboru pruskiego (niemieckiego) trudno już znaleźć tych dawnych Wielkopolan, a na Śląsku ludzi pokroju Powstańców Śląskich czy członków Związku Polaków w Niemczech. W pozostałej części Polski jest tylko trochę lepiej.
Pomimo upływu wieku, do dziś nie bardzo rozumiemy, jakiego spustoszenia w głowach potrafią narobić obce rządy, a zwłaszcza zła szkoła, brak państwa i obca propaganda. Nie potrafimy, bo wystarczy przywołać przykład naszego stosunku do UE. Po niemal dwudziestoletniej obecności nasz stosunek do niej nie jest racjonalny, lecz wciąż życzeniowy – dalej siebie lokujemy nie na planie interesu własnego państwa, lecz większość na swoją przyszłość patrzy oczami bezpaństwowców. W tym miejscu warto przytoczyć słowa prof. Ryszarda Legutko, które odnoszą się do obecnych elit: My niemądrze wówczas uważaliśmy, że […] wchodząc do UE, jako swoisty czeladnik, bardzo szybko przyuczymy się i już niedługo będziemy wśród zarządzających. Wyobrażaliśmy sobie, że Unia, to miejsce, gdzie państwa dzielą się doświadczeniami, więc sądziliśmy, że i my coś wniesiemy, np. nasz katolicyzm, nasze przywiązanie do historii, bo przecież Europa Zachodnia straciła duszę, a my możemy jej ja dać. […] To była skrajna naiwność – to naiwność na poziomie logiki politycznej, a także złego rozpoznania, czym Europa wówczas była. I dalej: Niestety, część polskiego społeczeństwa po prostu nie chce suwerenności i marzy o tym, jakby to było pięknie, gdyby jej nie było (Do Rzeczy, 50/22).
Zastanawiające jest więc zastąpienie doświadczonego min. Szymańskiego min. Szynkowskim, który stworzył dokument porozumienia z władzami UE w sprawie KPO, bez uzgodnienia go z Prezydentem i sędziami, a po awanturze we własnych szeregach na antenach radiowych skarży się, że „pieniądze te są nam bardzo potrzebne”. Polityka jest sztuką zdobywania tego, co niemożliwe, ale zastępowanie silniejszego słabszym może tylko prowadzić do jednej konkluzji: Ukraina swoją niepodległość wygrywa, my swoją ograniczoną suwerenność zaczynami przegrywać. Oznacza to, że obszar Polski i Ukrainy przez Rosję i Niemcy uważany za jedną całość może zostać podzielny na dwie części: wschodnią, która utrzyma więcej niepodległości i zachodnią, czyli polską, która zostanie przeznaczona do podziału lub zaanektowana do niemieckiej gospodarki. Niemcy, pomimo oporu wobec Amerykanów i ułożenia gospodarki w kierunku Chin, wciąż są dużo atrakcyjniejszym partnerem dla USA, niż Polska, choćby uzbrojona po zęby. Minister Szynkowski po takim niepowodzeniu powinien zostać zdymisjonowany natychmiast, choćby po to, aby wyborcy nie oglądali kolejnego koncertu słabości. Według śp. Jerzego Targalskiego PiS tych pieniędzy nie dostanie, bo są przeznaczona dla KO po ich wygranych wyborach. Po co więc te cyrki?
Żeby nie było tak, że totalna poprze wniosek Szynkowskiego w Sejmie, PiS wszem i wobec ogłosi wielkie zwycięstwo i pojednanie, a pocałunek śmierci swe pełne oblicze ujawni w najbliższych wyborach parlamentarnych. Po prostu, twardy elektorat nie zdzierży i najnormalniej nie pójdzie do wyborów. Już takich jest wielu. Dlaczego? Dlatego, że 30 procent elektoratu wciąż ma nadzieje, iż PiS reprezentuje wartości polskie i broni polskiej racji stanu – i że po prostu nie ma alternatywy. Resztę, to potrzebujący zasiłków.
Budowa państwa to nie kampania wyborcza, lecz myśl, projekt i konsekwencja oraz odważna walka o taką niezależność decyzji, jaką można wywalczyć w danym okresie – nie za pomocą walki gabinetowej, niezbyt inteligentnej propagandy, strachu i bezwarunkowego socjalu, lecz przy najszerszym współudziale świadomego społeczeństwa. Polacy muszą wreszcie usłyszeć „kim jesteśmy i dokąd zmierzamy”. „Dobrobyt” jest pustosłowiem. I tu odwołam się do zdania mojego znajomego, który należy do tzw. twardego elektoratu: jeszcze nie wiemy, czy mamy bronić swojego, czy już pozwolić zaorać Polskę, aby na obumartym ziarnie mogły odrodzić się polskie elity? Po chwili dodał: Balcerowicz za pomocą biedy zdusił polską inicjatywę, teraz robi się to samo za pomocą socjalu. Od siebie mogę dodać, że z pierwszym pytaniem zaczynam spotykać się coraz częściej. Może nie jest ono jeszcze uświadomione do końca, ale jego zarys szybko dojrzewa. Istnieje też inna możliwość, że PiS chce skompromitować totalną, która tak czy siak będzie głosowała przeciwko, w co trudni mi uwierzyć. Ale tych kompromitacji było już tyle, że mało kto ją zauważy.
I na koniec, żeby było jasne. Swoich artykułów nie piszę, aby dołożyć PiS-owi, pozbawić go szans w wyborach, lecz odwrotnie, chcę zapobiec jego klęsce, bo zaczął realizować wielkie programy, a jego odsunięcie od władzy może oznaczać powrót do takiej samej biedy, jaka była przed 2015 r. Jeżeli chce on przetrwać, musi uzdrowić sam siebie; szeroko otworzyć drzwi do II RP, a więc tam, gdzie była prawdziwa niepodległość, gdzie jest powietrze i pokazać ją, bo wciąż dusimy się w tym peerelowskim sosie i tamtejszej mentalności; postawić na odbudowę polskiej tradycyjnej inteligencji oraz takiego poczucia społecznej identyfikacji z państwem i kulturą, jaka była w okresie międzywojennym. Dotacje muszą przestać zapełniać słupki statystyk ekonomicznych w ministerstwach, a zacząć tworzyć prawdziwe społeczeństwo obywatelskie na dole, które, świadome swych obowiązków, otrzymane pieniądze nie wyda na przyjemności, lecz przekuje je w siłę swojej rodziny i państwa, które nas wszystkich ma chronić – bo słowa Targalskiego coraz bardziej stają się prorocze.
Jeżeli PiS będzie szukał pochlebstw i wypowiedzi j/w ignorował, szybko zakończy swoją działalność i zapomniany przejdzie do historii.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 486 odsłon
Komentarze
@Autor
7 Stycznia, 2023 - 03:27
Cześć
Czy Polska kiedykolwiek była państwem gospodarczym?
Z całą tą zapobiegliwością, planowaniem, inwestowaniem i finansami?
Czy może była taka, jak to wspaniale pokazał Andrzej Wajda, według "Ziemi Obiecanej" Władysława Reymonta?
Tam zdaje się o biznes dbali Żyd i Niemiec, a Polak sobie hulał.
Pozdrawiam
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.
@ jazgdyni
7 Stycznia, 2023 - 13:10
@ jazgdyni
Oczywiście, że była. Była nią II RP!. Zwróć uwagę jak zbudowano port w Gdynie - furmankami i rękami. Trzyma się do dziś. I był największym portem przeładunkowym na Bałtyku. I nie powtarzajmy kalek niemieckich i sowieckich lub rosyjskich. Janusz tyle razy prosiłem, przeczytaj Pawełczyńską. Po przeczytaniu jej takich pytań już się nie zadaje. Innej Polski, jak II RP nie mieliśmy, bo I RP, ta przedrozbiorowa, to zupełnie inna bajka.
Pozdrawiam
Ryszard Surmacz
@Ryszard Surmacz
10 Stycznia, 2023 - 04:08
Czołem Ryszardzie
Wybacz. Piszę to u Ciebie, bo władza Niepoprawnych wywaliła mój artykuł, jako wysoce kontrowersyjny, a tutejsza Redakcja jest wielkim obrońcą obecnej konfiguracji, czyli wszystkie ręce na pokład, by PiS i całą Zjednoczoną Prawicę (tego pewien nie jestem) otoczyć murem i zbudować fortecę. Więc piszący tu, muszą przyjąć postawę wręcz pisowską, albo sobie pisać swoje na tematy neutralne, lub jeszcze lepiej - atakujące lewicowo - liberalną armię własnych i obcych wrogów.
Uważam to po prostu za głupie. Postawa ekskluzywna jest szkodliwa, jeżeli od lat tradycyjnie w wyborach uczestniczy 50 do 60% Polaków. I tu właśnie jest to niezrozumienie i związana z tym niesprawiedliwość. Pisząc o utworzeniu nowej i młodej partii prawicowej, robię to nie po to, by PiSowi szkodzić i osłabiać go (chociaż takie rozumowanie ma swoją logikę), tylko po to, by PiS aktywnie wspierać. Nadal jestem zwolennikiem PiS i bardzo szanuję i cenię Jarosława Kaczyńskiego, lecz miłośnikiem nie jestem. Dużo błędów od 2015, a przyczyna tego taka, jak już parokrotnie pisałem, że PJK nie potrafi prawidłowo oceniać ludzi. To nie wada intelektualna, tylko raczej pewien mały defekt neurologiczno-genetyczny (wielkość zbioru neuronów lustrzanych. Tak jak defekt w potylicznym obszarze wzroku, czyni człowieka daltonistą.).
Tak więc - ja nie po to proponuję nową partię po prawej stronie, by ze sobą konkurowały, a nawet wzajemnie zwalczały, tylko po to, by jedna drugą wspierała. I uzupełniały, każda ze swoim elektoratem. Przecież jest dużo młodych ludzi ( ci od 18 do 40 lat), którzy są prawdziwymi patriotami, ludźmi przyzwoitymi, którzy nigdy na PiS i PJK nie zagłosują. Wiem, że to irracjonalne, ale cóż, już tak mają. Natomiast na Nową Prawicę pobiegną w podskokach. I na koniec - moje działanie jest wybitnie pro-polskie i prawicowe. Wspieram jak mogę obecną władzę, nie ważne jaka ona jest. Przecież czasami nawet piękna dziewczyna ma trądzik na twarzy.
I jeszcze jedno do Ciebie. Często mamy różne spojrzenie na rzeczywistość. I bardzo dobrze. To wzbogaca. Jednakże tworzenie z tego osi konfliktu, to pewna niedojrzałość. Przecież cele są identyczne i słuszne. A to, że koncentrujemy się na różnych metodach, głównie przyjmując inną skalę ważności i różne priorytety, to coś normalnego w "fazie projektowania". Każdy poważny projekt jakiegoś nowego tworu posiada kilka różnych planów do rozważenia. To dopiero na koniec prezes i zarząd, czy przywódca z gabinetem decydują, czy realizowany będzie Plan A, czy Plan B.
I to, że istnieje różnica zdań, odrębne spojrzenia i wizje, jest czymś bardzo dobrym.
Pozdrawiam
JK
Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.